Wiem, że nie o to ci chodziło. Odpowiadasz tylko za to, co powiesz, a nie za to, jak twoje słowa zostaną zinterpretowane, a zinterpretować można na różne sposoby. Jeden by się obraził, drugi zaśmiał, a trzeci zastanowił.
Myślę, że jakoś byś się wpasował w umiarkowanie, sprawiedliwość, dyscyplinę i wiarę. Tak z grubsza oczywiście.
Chyba pierwszym krokiem do jakiegoś odcienia szarości, której pożądasz, byłoby pokazanie, że nie trzeba się ciebie bać. Znaczy niektórzy powinni się ciebie bać.
A nie jest to czasem wieczne samospełniające się proroctwo? Tak bardzo wierzysz w to, że twoje wszystkie decyzje są złe, że stają się one rzeczywistością.
/I właśnie to jedna z rzeczy, które sprawiają, że rozmawianie z ludźmi nie jest jedną z moich ulubionych metod spędzania wolnego czasu. Próbuję coś przekazać, a ludzie odbierają to na własne sposoby, nadinterpretują i dlatego wynikają z tego różne nieporozumienia. A ja nie lubię nieporozumień, bo trzeba z tego jakoś wybrnąć, a w moim przypadku kończy się to tylko większym zgrzytem.
/W sprawiedliwość i umiarkowanie? Chyba naprawdę z grubsza.
/Chodziło mi raczej o osoby, które nie mają ku temu żadnego, konkretnego powodu, bo oczywiście, że niektórzy powinni się mnie bać i doskonale o tym wiedzą. Ale tylko niektórzy i jest to raczej zrozumiałe.
/Ym, wierzę w to, ponieważ tak jest. Gdy spieprzyło się podjęcie dziewięciu decyzji, ciężko być optymistą i wierzyć w to, że dziesiąta cudem okaże się właściwa i wszystko będzie wspaniale, prawda?