W kaftanie? Oj, z kaftanem byś sobie na pewno poradził. Chyba, że to jakiś specjalistyczny. Swoją drogą to sobie nie wyobrażam ciebie w takim wdzianku.
Mam dziś tak wyprany mózg (wybacz stwierdzenie, ale inaczej tego nie umiem nazwać. Może jakaś podpowiedź?), chce mi się zwyczajnie ryczeć i nażreć czekolady, i nie wiem, co mam ci powiedzieć.
Nie wiem, co tam robisz całymi dniami, ale może dla rozładowania wściekłości jakiś boks zacznij trenować, czy coś w ten deseń? Samookaleczenie zawsze uważałam za beznadziejny sposób. Ani to ulga na dłużej, ani przyjemność... Później to tylko przyzwyczajenie, żadna potrzeba.
Zachęcam cię do dostrzegania w sobie choć minimalnie pozytywnych cech. Pomogę ci z pierwszą: samo to, że nie chcesz krzywdzić innych. To ma ogromne znaczenie w twoim przypadku i jest naprawdę szlachetne, że wyładowujesz się na sobie, chcąc chronić innych (nie twierdzę, że ten sposób jest dobry!). Małymi kroczkami dojdziesz do celu. Poczuć tylko te czarne myśli, bo w końcu kiedyś będzie dobrze. Sam się o tym przekonasz.
Słyszałaś może o słoniu i łańcuchu? Kiedy słoń był młody to przywiązano go do kołka. Starał się uwolnić ze wszystkich swoich sił, ale wtedy kołek był dla niego zbyt silny. Próbował kolejnego dnia i kolejnego, aż nadszedł dzień w którym się poddał i zaakceptował swój los. I już nigdy, nigdy nie starał się spróbować znowu. To potężne, silne zwierzę już nie próbuje uciekać, ponieważ wierzy, że nie może. Ma utrwaloną w pamięci własną słabość, niemoc i to, co czekało go po tych próbach.
Może i to beznadziejny sposób, ale działa. Ból to moje katharsis. To coś, co trzyma mnie przy zdrowych zmysłach, nie pozwala odejść i ponownie zgubić we własnym umyśle, bo ta wizja mnie cholernie
przeraża. To, że mogę kiedyś się obudzić, a to wszytko powróci.