15 sierpnia 2015

Astrid Löfgren

 N, no coś właśnie czytałam na filmwebie o tym. Brzmi to dość, hm, śmiesznie i jednocześnie tak rozczulająco, że aż by się chciało, żeby padli sobie w ramiona. Jeszcze z innej strony wydaje się to być naprawdę świetne, jakby było to dowodem na istnienie prawdziwej przyjaźni ponad wszelkim podziałami. Wyczuwam kolejną falę Stucky po tym filmie.
Dużo to za mało. Dużo więcej paczenia.
Tumblr już przeżywa kolejną falę Stucky, więc boję się tego, co będzie, gdy naprawdę padną sobie w ramiona.
Może wyrwane z kontekstu trochę śmiesznie to brzmi, ale pewnie jakoś dobrze to wpasują. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ma to miejsce podczas sceny po napisach z Antka i Bucky odpowiada na pytanie "Znasz mnie?". Widocznie samo "tak, znam" byłoby za mało dramatyczne. 
Obaj panowie całkiem ładnie paczom, więc w sumie nie będę narzekać :P

I ciekawe jak będzie z tym wypuszczeniem trailera. DC i Fox narobili szumu w internetach, więc Marvel/Disney nie mogą być gorsi.
Pomogę. Jesteś całkiem miły jak na siebie.
W pisaniu... Nie mam pojęcia, bo nigdy czegoś takiego nie tworzyłam i nie widzę w tym nic fascynującego. W czytaniu... W moim przypadku jest to wynik czystej nudy i nie ukrywam, że poprawiają mi humor takie historyjki. Jest się czasem z czego pośmiać. Uwierz, chętniej poszłabym na spacer, ale że za bardzo nie mogę, to się zaczytuję w takich opowiastkach, bo literatura poważna na obecną chwilę mnie nudzi. Nawet nie masz pojęcia, jakie te teksty są pocieszne. A jak jeszcze niektórzy traktują to wszystko poważnie... no miodek. Ale nie, nie czytam tego dlatego, że mi się to podoba, bo czasem faktycznie jest to poniżej jakichkolwiek granic dobrego smaku. Ludzka wyobraźnia nie zna granic. Jeszcze lepiej jest wtedy, kiedy historie nie są osadzone w czasach wojny. Wtedy dopiero się dzieje!
A co to, stosujesz coś na kształt reguły wzajemności? No proszę. Trochę się uspołeczniasz. Jeśli nie chcesz, nie musisz odwzajemniać dobrych słów. Ale jeśli szczerze to powiedziałeś, to mi bardzo miło, że cię aż tak nie irytuję, jak sądziłam. Wypada podziękować.
Myślę, że masz rację. 
 Jak na mnie. A jak nie na mnie?  
 Nawet nie wiesz jak dobrze mi ze świadomością, że nie mam pojęcia, jakie te teksty są pocieszne. Może i mam w sobie coś z masochisty, ale nie aż tak, by czytać coś takiego. Wystarczyło mi jedno... malowidło, bo nie wiem jak inaczej można by to nazwać, na którym Rogers trzymał dłonie tam, gdzie z cholerną pewnością trzymać ich nie powinien Więcej nie chcę, kolejna trauma mi nie potrzebna. Zwyczajnie zaciekawiło mnie to, co mogłoby siedzieć w głowach osób, które wymyślają to coś. Swoją drogą, ciekawe co na to Rogers. I chwila, jak nie w czasach wojny? Znaczy, że w jakich innych?
 Od razu uspołeczniam, zwyczajnie wydawało mi się, że tak wypada, a przynajmniej kiedyś wypadało. I tak, nie irytujesz aż tak bardzo. Ty przynajmniej nie zarzucasz mi ciągłego przeinaczania. Znaczy, wiem, że to robię, ale przecież nie przez cały czas.
 I cóż, nazwałaś mnie mniejszym dupkiem niż zwykle, więc raczej nie będę za to zbyt wylewnie dziękował. Choć wypada, tak?
 Czasem naprawdę nie lubię mieć racji. Niektóre rzeczy powinny ulec jednak zmianie.

Astrid Löfgren

Ach tak? Więc co takiego pociągającego jest wewnątrz?
Nie mogłam. Jak się tego uczepiłam, to długo się nie odczepię. Naczytałam się za dużo historyjek na ten temat ostatnio.
No bo naprawdę lubię. Doceń komplementy.
Sprawa problematyczna. Pewnie masz rację. Czysty zysk i wszechogarniająca manipulacja. To jak wiara w Świętego Mikołaja.
 Ym jest... cóż, coś na pewno jest. Gdzieś tam głęboko, bardzo głęboko wewnątrz, ale jest. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo chyba coś powinno tam być.
 A mogę wiedzieć, co w tym takiego interesującego? Pytam zupełnie serio. Dobra, wiem, że ludzie fantazjują o wielu różnych, często dziwnych rzeczach, ale po co wypisywać i upubliczniać historyjki miłosne o bohaterze narodowym? Steve, choć trochę wygląda, to nie idol nastolatek. Ja tym bardziej, a do tego oficjalnie jestem martwy, choć nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie. Ale wracając do sedna, co jest takiego interesującego w wypisywaniu lub czytaniu historyjek miłosnych o dwóch mężczyznach żyjących w czasie wojny? Wyjaśnisz mi, proszę?
 Teraz i ja powinienem powiedzieć coś miłego, prawda? Irytujesz mnie najmniej. 
 Mogę się mylić, nie mówię, że nie. Tak działało to, gdy Steve robił za ówczesnego celebrytę, a ja za maskotkę dla dzieci, więc nie wiem czy te mechanizmy nadal są aktualne. Wydaje mi się, że tak.

N: Tekst Bucky'ego z CA:WS "I know your mom's name is Sarah. You used to wear newspapers on your shoes,". I Rumlow drwiący z Capa i "jego Bucky'ego". Okej, znaczy, że będzie dużo paczenia. Dużo.

Alexa Mariani

To zrozumiałe jednak w takim razie czy nie brak Ci zrestartowania by móc zrestartować się i zacząć żyć od nowa?
 Cóż, miałem w swoim życiu całkiem sporo restartów i podziękuję za kolejny. Uwierz, że wykasowanie wszystkiego i zaczęcie od zera nie jest zbyt miłe. Masz w głowie kompletną pustkę, nie wiesz kim jesteś, gdzie jesteś, ani co się dzieje. Ale wiesz, że coś jest nie tak, że czegoś trzeba się bać. Nienawidzę takiego uczucia i nie chcę czuć tego już nigdy więcej.

Alexa Mariani

A ile jest w Tobie starego James'a?
Chodzi mi bardziej z tego jaki byłeś przed tym wszystkim... Czy moze jednak wolisz zostawić przeszłość w spokoju?
Trochę ciężko mi to ocenić. Raczej zbytnio nie przypominam już tamtego Bucky'ego Barnesa i mam nadzieję, że jest to zrozumiałe. Wtedy mimo wszystko nadal miałem w sobie coś z dzieciaka, zbytniego optymisty i porywającego się na zbyt wiele idioty, który w przyszłości chciał mieć domek z białym płotkiem, psa i gromadkę dzieciaków. Teraz wszystko się zmieniło i lepiej nie żyć przeszłością. Tamto życie odeszło i już nie wróci.

Astrid Löfgren

Zrozumiałe, mówisz? W sumie racja, bo przecież najchętniej miałabym cię u swego boku i nie wypuszczała z objęć, a już w ogóle byłabym cała w skowronkach, gdybym mogła oglądać ciebie i Rogersa radośnie tulących się do siebie z wiankami na głowach.
No już trochę mniejszym jesteś dupkiem niż byłeś i udowadniasz to coraz częściej. Świetnie, że masz granice. Naprawdę świetnie.
Tu też się zgodzę. Dobrze powiedziane. Stokrotnie bardziej wolałabym bohaterów z wadami niż wyidealizowanych Kenów i Barbie, którzy mają wyraz twarzy tęskniący za rozumem, a postawa rodzi w głowach myśli "co to nie oni".
 No oczywiście, że zrozumiałe. Przecież jestem równie pociągający wewnątrz, co zewnątrz.
 I już mogłaś sobie darować tego Rogersa. Ostatnio coś często mi to wypominacie. Jeszcze trochę i zacznę się bać, że po prostu wszystkiego sobie nie przypomniałem.
 "Mniejszym jesteś dupkiem niż byłeś"- och, wiedziałem, że mnie lubisz. Stąd tyle komplementów.
 Bohaterowie z wadami nie sprzedawaliby się tak dobrze. Jasne, łatwiej byłoby się z nimi utożsamiać, ale na dłuższą metę by to nie przeszło. Ludzie chcą czegoś więcej. Potrzebują kogoś, kogo można by kochać i nienawidzić. I właśnie po to są wyidealizowane, podkolorowane, plastikowe i często nierealne kukły. Żeby po prostu lepiej się sprzedały.

Alexa Mariani

James bez stresu. Niestety prawda jest taka ze nie ma na świecie ideałów bo nie ma ludzi idealnych jednakże... Musze przyznać ze sa ludzie dla ktorych jestes ideałem mimo wszystko jaki jestes.
 Ideał to szczyt doskonałości, coś bez żadnych skaz, żadnych wad, czy niedoskonałości. Ideał nie istnieje. Coś takiego zwyczajnie nie ma prawa istnieć. Jasne, w czyjejś subiektywnej opinii coś może wydawać się być w pełni doskonałe, ale z czasem każdy zacznie dostrzegać w czymś lub kimś błędy lub wady. Drobne, łatwe do przeoczenia albo zignorowania, ale jednak istniejące.

Astrid Löfgren

Trochę się zgrywam. Takie fantazjowanie to totalna strata czasu, jeśli chodzi o zupełnie obcych mi ludzi.
Dobrze to o tobie świadczy, bo naprawdę mogłoby się wydawać, że najchętniej obrzuciłbyś go błotem po tym wszystkim.
Może nie wiem, ale to sobie wyobrażam. Bycie niemal ideałem to także ogromna presja i niekończące się spełnianie oczekiwań innych, nie zawsze zgodne z własnymi przekonaniami czy chęcią. Mając skazy udowadnia się za to, że jest się tylko człowiekiem, a popełnianie błędów jest przecież rzeczą ludzką. W tym tkwi naturalność. Zgadzam się w stu procentach. Kłamstwo towarzyszące życiu to ładna, ale brudna otoczka.
 Jasne, zgrywasz się. Po prostu przyznaj, że nie możesz wyrzucić mnie z głowy. To zrozumiałe.
 Jestem dupkiem, to już ustaliliśmy dawno temu, ale jak już mówiłem- mam granicę i wiem, że nie chcę przekraczać niektórych z nich. Mogę narzekać, obarczać go winą, oczerniać, wyklinać i co tylko jeszcze dusza zapragnie, ale nie zmieni to tego, że część tych rzeczy zrobił także lub tylko dla mnie. Steve bywał czasem patriotyczny do przysłowiowego porzygania i naprawdę nie szło na niego patrzeć, ale jednak pod tą wyidealizowaną maską nadal był moim przyjacielem. O tym nie zapomniałem. A raczej powinienem powiedzieć, że przypomniałem to sobie i nie zapomnę tego ponownie.
 By zostać ideałem, zwyczajnie musisz nauczyć się bycia kimś, kim tak naprawdę nie jesteś. Robisz to, czego chcą inni- chodzisz, mówisz, gestykulujesz, uśmiechasz się. Robisz za kukłę, której skazy przykrywane są przez kolejne warstwy fałszu. Ale zawsze, prędzej lub później, przyjdzie taki dzień, w którym maska zacznie pękać i człowiek zada sobie pytanie Kim tak naprawdę, kurwa, jestem? Zawsze.

Alexa Mariani

Zastanawia mnie co sądzi Steve i James na temat tych wszystkich fanfikow gdzie jest ich bromance?
(Osobiscie to nie jestem fanka takich bromancow i sorry jezeli ponowiłam pytanie).
Buziak
N: Może mnie ktoś palnąć i to tak porządnie? Dwa razy wpisałam dobrą datę, a w informacji zupełnie pomyliłam dni o.O Tydzień Steve trwał od 8 do 14, a jutro rozpocznie się tydzień innej postaci. Oczywiście uznam pytanie, ba! mogę przedłużyć tydzień o dzisiejszy dzień (jeśli chcesz), bo nieporozumienie wynikło tylko z mojej winy. 
I na czyj tydzień teraz kolej? N znów ma problem z decyzją.

Steve:
Jeśli można, wolałbym zacząć od wyjaśnienia tego, czym są"fanficki", bo nie do końca się w tym orientuję. Ale przechodząc do sedna, ja i Bucky byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi można by powiedzieć, bo był i będzie naprawdę ważną częścią mojego życia, więc cieszę się, że ludzie o tym pamiętają..
Bucky:
"Bromance" czy "romance"? Wiesz, jest jednak spora różnica. To pierwsze mógłbym przełknąć. O tym drugim lepiej mi nie przypominaj.

Alexa Mariani

Przec to cale zamieszanie z Twoim brakiem pamięci (ktore oczywiscie nie jest Twoja wina) jak wolisz by sie do Ciebie zwracać? James, Bucky czy moze Winter?
Zniosę Zimę, zniosę Żołnierza, nie przepadam za Bucky'm. Zostańmy przy Jamesie.

Astrid Löfgren

Ty wolisz nie wiedzieć, ja wolę się nie przyznawać.
Dlatego, że nie daje ci spokoju, jest niemal idealny a ty za takiego nigdy nie uchodziłeś; dlatego, że po części go obwiniasz, a poza tym: co mogłoby cię obchodzić dobre imię kolesia, od którego chcesz się uwolnić, a przynajmniej tak deklarujesz? Dobrze wiedzieć, że te resztki kultury są i sam je rozpoznajesz. A do tego jest w tym doza szacunku.
Przecież nic nie mówię, nie musisz się tłumaczyć. Ironię ciężej wyczuć, kiedy jest pisana i nie trzeba mieć problemów z rozumieniem, żeby nie potrafić jej rozpoznać. Nie mam pretensji.
 Dobra, skończmy lepiej temat, bo zaraz naprawdę zacznę cię podejrzewać o jakieś dziwne fantazje na mój temat.
 To, że chcę się od niego "uwolnić" nie oznacza, że zniżę do poziomu oczerniania go i wyciągania dawnych brudów. Mogłem opowiadać żenujące historyjki z jego udziałem, ale pewnych granic zwyczajnie nie przekroczę. Właśnie z powodu kultury, szacunku i ze względu na dawne czasy. A poza tym, nawet nie wiesz jak cieszę się z tego, że nigdy nie uchodziłem za niemal idealnego. Na dłuższą metę jest to raczej nie do zniesienia i kiedyś każdy pęknie. Nie da się wytrwać całego życia w kłamstwie.

Astrid Löfgren

N, mogłabyś ten pierwszy zalinkować raz jeszcze? Błędny adres.
I dzięki :)
Nie wiem dlaczego nie zadziałał, ale poprawiłam link :) Plus tematycznie podobny jest też ten ff.
James, nie chcesz.
O taką odpowiedź mi chodziło i takiej po cichu oczekiwałam. Zastanawiałam się, czy z wielką chęcią pogrążysz Steve'a czy jednak nie. Taka trochę podpucha.
Tyle co ironia.
 Ok, czyli wolę nie wiedzieć. Nie będę nalegać.
 Dlaczego miałbym chcieć go pogrążyć? Mogę mieć mu za złe kilka spraw, ale nie jestem aż takim dupkiem i mam choć jakieś marne resztki kultury i chyba można powiedzieć, że lojalności. Marne, ale mam.
 Bywają dni, w których nie pamiętam znaczenia części używanych przeze mnie słów i sam do końca nie wiem, czy mówię coś na poważnie. Nie oczekuj więc, że zawsze wyłapię ironie i jej podobne. Może za jakiś czas.

Astrid Löfgren

N, dziękuję za powiadomienie i zgłaszam, że odpowiem w ów zacnym kąciku :)
A i tak w ogóle to przeczytałam tego ff, który mi polecałaś, odnośnie procesu WS. Szczena mi opadła troszeczkę. Muszę przyznać, że świetna forma, chociaż niekiedy zgrzytały mi niektóre porównania. Ja nie wiem, jak to robię, ale rzadko samej mi się zdarza wynaleźć coś naprawdę ciekawego, więc jeśli wpadną ci w łapki jeszcze jakieś perełki to poproszę o odnośniki :)
Zawsze lubiłam ff  z gatunku "media fic", bo są ciekawą odskocznią od typowych opowiadań.
Polecam taż tin soliders pisane w podobny sposób :)
Zerknij też na tego bloga, bo jest raczej dość oryginalny.
Może ktoś się charytatywnie zgłosi. Albo ktoś urządzi zbiórkę na ten jakże szczytny cel.
Ja tu cierpię a ty mi każesz myśleć, jak możesz. Dobra, ok, coś tam pamiętam i sobie mnożę, ale niewystarczająco mocno mi to zepsuło jego obraz, więc poproszę o konkret. Zlituj się! Tak jak ciebie mogę sobie wyobrazić w różnych dziwnych sytuacjach, to Rogersa po prostu nie dam rady, choćby mi ktoś papierosy gasił na dłoni.
O matko, emancypowany James. Podoba mi się. Tak trzymać.
Może wydaje się trudne, a w rzeczywistości jest łatwe lub na odwrót; nie wiadomo, póki się nie przekonasz, ale raczej zapewne ci się nie spieszy do radosnego okrzyku, że żyjesz. 
 W "różnych dziwnych sytuacjach"? Chcę wiedzieć w jakich niby?
 O swoich błędach mogę mówić, nie ma najmniejszego problemu. Mogę obrzydzać ci mój obraz tak bardzo, że nie będziesz w stanie więcej na mnie spojrzeć albo choć o mnie pomyśleć, też nie ma problemu. Mogę być cholernie zirytowany tym, że mimo tego wszystkiego, Rogers postrzegany jest jako nieskazitelny bohater, nie będę zaprzeczać. Ale na pewno nie będę umyślnie "psuł jego obrazu". I teraz mówię to bez krzty humoru.
 I co ma drwienie ze zboczenia do emancypacji? Jakoś nie widzę zależności i nie zamierzam wychodzić na ulicę, domagając się praw.   

Blue Greyme

PTSD?
A z przypadków zawsze miałam tróje, dzieki :D
Nie przesadzajmy z tą wszechobecnością!
Jezu Maria, Bucky jak Bucky ale mi chyba tego nie zrobisz? ;-;  
A analize przeczytałam jednym tchem. Nigdy nie patrzyłam tak na Steva i to otworzyło mi oczy, że przeciez to jest człowiek, zagubiony w swoim życiu i w XXI wieku.
A zdanie "Bucky is home" roztopiło moje serducho.  
Tylko co to jest PTSD???
 Bucky'emu ja Bucky'emu, tobie jak tobie, ale z pewnością sobie tego nie zrobię! Wyobrażasz sobie tę ilość angstu i zrzędzenia? Bucky kocha Steve'a, Steve kocha Bucky'ego, ale Bucky uważa, że Steve nie kocha jego, bo jak można kochać takiego potwora i postanawia trzymać się jak najdalej, a Steve cierpi i uważa, że to wszystko jego wina. Na weekend tematyczny ok, ale na dłuższą metę bym tego zwyczajnie nie zniosła i raczej nie tylko ja :P
 Zawsze mówiłam, że Steve to naprawdę interesująca postać i jest kimś o wiele więcej, niż tylko idealnym patriotą, który ślepo wykonuje rozkazy. Steve to młody człowiek, który w jednej chwili stracił dosłownie wszystko. Budzi się, a jego życia, jego świata już nie ma. Są za to ludzie, którzy widzą w nim tylko idealnego żołnierza, idealną broń. Więc Steve właśnie tak się zachowuje i nie bez powodu kilkukrotnie określił się mianem "tego".
 Trzeba też pamiętać, że między końcową sceną CA:TFA i Avengers minęły dwa tygodnie. Steve rozbił samolot, by Tesseract i bronie zbudowane przy jego pomocy nie dotarły do Nowego Jorku. Dwa tygodnie później znowu musi powstrzymywać szaleńca przed zniszczeniem świata przy pomocy Tesseractu, a w te same bronie pojawiają się w rękach jego rzekomych "sojuszników". Steve czuł się zdradzony i sfrustrowany, dlatego był w "Avengers" jaki był.
 Bo Bucky jest domem. Bucky jest ostatnią osobą, która znała Steve'a takim, jakim naprawdę był. Widział w nim kogoś więcej niż idealizowanego Kapitana Amerykę i jest tak naprawdę wszystkim, co zostało mu po dawnym życiu.

 To zespół stresu pourazowego. Możesz poczytać o tym tutaj :)