28 marca 2016

Astrid Löfgren

N, być może będzie lepiej, chociaż ja chyba się nie pokuszę o sprawdzenie. Nawet jeśli głos pasuje, to zbyt często brzmi cholernie sztucznie. W kreskówkach czy innych bajkach jest o tyle łatwiej, że wszystkie inne aspekty aktorstwa, typu mimika czy mowa ciała postaci, są zdecydowanie płytsze, i wychodzi to dobrze. W filmach niestety aktorzy dubbingowi rzadko kiedy potrafią wejść w rolę i "przejąć" grę. A szkoda.
Wielka uprzejmość z jego strony :P
Już myślałam, że to ja czegoś nie zrozumiałam, co w sumie nie byłoby zaskakujące.
No właśnie te dwa bieguny są najciekawsze - zachowanie i myśli. Niespójne i dużo o nim mówiące.
To z klipu do tego odcinka? Oglądałam parę dni temu i kojarzy mi się anioł stróż.
/Patrząc na to, jak wypadł dubbing Ultrona, gorzej chyba już nie będzie. Ale trzeba pochwalić polaków za jedno - w AoU, w scenie wizji Natashy, dołożyli rosyjskie akcenty, których brakowało w oryginale. Choćby to "Jeszczio raz" zamiast "Jeszcze raz", niby minimalna zmiana, ale jednak. I pozbawili bliźnięta Maximoff tego... wspaniałego akcentu. 
/Z Bucky'm jest tak, że jedno myśli, drugie mówi, a trzecie robi. A do tego często zamienia kolejnością dwa ostatnie z pierwszym, co w większości przypadków nie wychodzi mu jednak na dobre. Ale właśnie za to i za tę niespójność go tak lubię. I za pierdołowatość. I za łapkę. 
/Na necie można już znaleźć cały odcinek, sama oglądałam na vidto.me. AA podniosło poziom od pierwszego sezonu, ale niestety do EMH ciągle się to nie umywa. 
Ava, jak się żyje z panem marudą?
Jeśli miałabyś oszacować procent, w jakim jesteś szczera z Jimmym, to ile by wynosił?
Mogłabyś opisać pokrótce swoje umiejętności?
/Zasmakowałam już życia jako zakładniczka, jako uciekinierka i bezdomna, więc nie jest aż tak źle. Dajemy radę się dogadać.
/Jakieś osiemdziesiąt procent, w porywach do osiemdziesięciu pięciu? Nie mam po co go okłamywać, ale to nie oznacza, że nie mogę przemilczeć kilku rzeczy. On nawet nie udaje, że nie robi tego samego.

/Pokrótce, tak? Ym, potrafię skutecznie razić ludzi prądem, paraliżować ich, a jeśli prześlę zbyt duże napięcie - nawet zabić. Mogę to robić przez kontakt z innym człowiekiem, ale czasem udaje mi się to zrobić na odległość. Potrafię zniszczyć urządzenia elektryczne, zakłócić ich działanie, potrafię ponoć jonizować metale, a przynajmniej tak twierdzili w SHIELD. Teoretycznie mogłabym też latać przy pomocy siły magnetycznej czy coś, ale jakoś wolę tego nie próbować. Poprzednie razy kończyły się zbyt boleśnie.
James, no ale chyba to nie było przy minus pięćdziesięciu i w dół?
Prostsza? Dlaczego prostsza?
Widzisz, "pragnienie śmierci" możemy zamienić na "strach przed życiem". Nie brzmi już jak dobra motywacja, co?
Ilość trupów za plecami nie wlicza się w sumienie czy poczucie winy, jak zwał tak zwał? Starasz się to oddzielić, a przecież chyba nie jest do końca tak, że to dwa odrębne "kryteria", zupełnie ze sobą niezwiązane. Jak myślisz, dlaczego nie potrafisz przestać?
Znów dlaczego: dlaczego nieważne?
/Nie, oczywiście, że nie. Fakt, trwała wtedy jedna z najzimniejszym zim w historii, no ale nie aż tak. A ja wychodziłem przez okno zapalić na schody przeciwpożarowe i nie kłopotałem się ubieraniem odpowiednio do warunków pogodowych, bo po co? 
/Łatwiej odciąć sobie dopływ powietrza, niż skręcić sobie kark umyślnie i własnymi rękoma. Można się przecież choćby powiesić, zaczadzić czy utopić, bo wszystkie te śmierci kwalifikują się do śmierci przez uduszenie. Chociaż podczas powieszenia się może dojść i często dochodzi do skręcenia karku, wiec może jednak to nie prostsza alternatywa? Wiesz, moja działka to jednak śmierci, w których czynnik sprawczy jest... odrobinę inny.
/Sumienie przestało mnie dręczyć już dawno, dawno temu. Kiedy się... obudziłem, wróciło ze zdwojoną siłą, ale teraz już wiem, że na zadręczaniu się tym wszystkim daleko nie zajdę. Nie robiłem tego dla własnego kaprysu, dla własnego widzimisię, ale ze względu na czyjeś rozkazy i to nie mnie tutaj powinny zżerać wyrzuty sumienia. A to, co robiłem na własny rachunek... tego nie żałowałem i nie żałuję. Ale nie zmienia to tego, że sama myśl o tym, jak ogromna jest to liczba, jest... no, psuje trochę humor, wiesz? 
Nie potrafię przestać, bo... zwyczajnie nie potrafię się pohamować. To jest czysty instynkt. 
/Zazwyczaj coś jest nieważne z tego względu, że coś jest nieważne i mało istotne. Cóż więcej tu mówić?

Astrid Löfgren

#1 N, tego silenia się na mroczno-dramatyczny ton w tej scenie kompletnie nie rozumiem i za cholerę mi on nie pasuje do kontekstu chociażby, a do mimiki to już w ogóle. Ale i tak najbardziej wnerwiający jest głos Starka.
Odkąd natknęłam się na pana Stana powtarzałam, że te jego oczy kradną wszystko. Potrafi, skubany, bardzo wiarygodnie nimi grać. Zestawienie przepiękne.
Oo, to przybiję mu piątkę i złączę się w dole. Będzie mu raźniej.
Gdyby tak rzeczywiście było, to już widzę komentarze części odbiorców typu "Za taką pierdołę biedaka goni?!". Zachwytom nie będzie końca. 
#2 Trzysta pięćdziesiąt osiem dni to jak dla mnie prawie rok, a nie prawie dwa lata, więc wkradł się tu jakiś błąd czy to ja czegoś nie pojęłam?
Robi się coraz bardziej interesująco i chyba szykuje się wymiana informacji. Jak dla mnie wygląda to na próbę zbudowania czegoś na kształt strategicznego zaufania na zasadzie: ty powiesz coś mi, ja powiem coś tobie, chociaż stricte właśnie tym zapewne nie jest. Może bardziej idzie to w stronę wynegocjowania obustronnych korzyści.
Trudno cokolwiek przewidzieć, nawet po cichu przypuszczać, i właśnie to najbardziej lubię.
Winter Soldier do góry nogami na barierce niczym dziecko na trzepaku... Bezbłędne. Musiałam to powiedzieć.
/Pewnie będę się teraz powtarzać, ale co z tego - głos pana Hycnara w CA:WS naprawdę mi się podobał, pasował mi do Bucky'ego, nie przeszkadzał mi, co w przypadku dubbingu jest nowością, ale w CW brzmi przeokropnie. Jakby był na ostrym kacu :/ W przypadku Tony'ego to samo. Bonaszewski zazwyczaj brzmiał całkiem dobrze, ale tutaj też przekombinował i za bardzo silił się na dramatyzm. Ale mam wrażenie, że brzmią tak tylko na potrzeby zwiastuna, i że w filmie będzie już lepiej.
/W przypadku pana Stana jest taki problem, że on potrafi grać, chce się go oglądać, ale tak naprawdę nie bardzo ma się w czym, niestety.
/Cóż, za gorsze pierdoły skakali już sobie do gardeł. A raczej to Bucky skakał, a T'Challa był tym, który próbował to załagodzić. A do tego "Black Panter" jakoś nigdy nie mogło przejść Bucky'emu przez gardło, więc chłopak się starał i wymyślał koledze inne ksywki, np. klik i klik.

/Wiesz, wyższa matematyka :P Dodawanie to taka trudna rzecz i poległam, bo zapomniałam dołożyć jeszcze trzystu sześćdziesięciu pięciu dni. 
/Co tak naprawdę siedzi w głowię Bucky'ego, wie tylko on sam. I to też pewnie nie do końca. Wie, że taką wymianą informacji może jednak coś dla siebie ugrać, więcej zyskać niż stracić, więc z tego korzysta. A czy wyjdzie na tym dobrze, czy źle - któż może to wiedzieć?  
/Miałam kilka wersji tej notki, ale wiedziałam, że barierka musi się w niej znaleźć. Ot, chłopak huśta się na barierce i jeszcze chwila, a zacznie ciągnąć koleżankę za warkoczyki, ale jednocześnie nadal rozważa w głowie sposoby na to, jak można by go zabić, i jest gotowy ruszyć do ataku i posłać na drugą stronę każdego, kto stanie mu na drodze. A potem wrócić na swoją barierkę. A patrząc na to, że nawet pan Stan nazwał ostatnio Bucky'ego "niestabilnym dzieckiem", widocznie się wpasowałam.

/Plus Avengers Assemble 3x03 jest tak bardzo Stucky - te ich "Nie mogę stracić cię ponownie" i "anioły stróże". 
James, takie bagatelizowanie byłoby całkowitym brakiem wyobraźni.
Więc chodziło ci o skręcenie karku czy o uduszenie? Bo to przecież nie to samo. Zadanie sobie śmierci własnymi rękoma i to w taki sposób wymagałoby chyba czystego jej pragnienia, już nie tylko zmotywowania się.
Przestałeś robić to, co dotychczas czy to tylko niechcenie? Cóż, można zatem powiedzieć, że znalazłeś się w punkcie, w którym zaczęło ci czegoś brakować. Skoro ją dopuszczasz, bo nie masz co zrobić z życiem, to zakładam, że masz jakieś oczekiwania. Jakie?
/Albo głupotą. Połączoną z całkowitym brakiem wyobraźni. Wiem z autopsji, bo tak załatwiłem sobie zapalenie płuc w '37 albo '36.
/Wiem, że to przecież nie to samo. Ale jeśli nie spieprzy się sprawy, skutek będzie ten sam, więc w sumie jaka różnica w tym, jak się to zrobi? Chociaż dobra, uduszenie się to jednak prostsza alternatywa.
Jeśli chodzi o mnie to jeszcze jakieś dwa lata temu, gdyby powiedziano mi, że mam skręcić sobie kark, skręciłbym sobie kark i to bez większego zawahania. Jeśli kazano by mi strzelić sobie w łeb, strzeliłbym. Jeśli kazano by mi dźgnąć się nożem, dźgnąłbym się. To akurat już nawet przerabiałem, ale nieważne. Teraz sam musiałbym przekonać się do tego, że muszę to zrobić, a jednak pragnienie śmierci byłoby dobrą motywacją, prawda?
/Ostatnio coraz częściej nie mogę pozbyć się wrażenia, że jeśli czegoś nie zmienię, będzie zwyczajnie po mnie. Po prostu mam już dość, czuję, że już nie daje rady. To mnie... przygniata. Nie poczucie winy, nie sumienie, bo wiem, że nie mogę sobie na nie pozwolić, a to, ile trupów pozostawiam za sobą. gdziekolwiek nie pójdę. Pierwszego człowieka zabiłem, gdy miałem dziewiętnaście lat. Nie pamiętam go dokładnie, wiem, że był to jakiś młody szeregowiec, pewnie nawet młodszy ode mnie. A potem poszło już z górki, a ta liczba rosła, i rosła, i ciągle rosła, a ja powoli nie miałem już siły tego dźwigać, bo nieustannie musiałem udawać, jak dumny z tego jestem. A potem pieprzony Departament, cholerna Hydra, a teraz zamiast się od tego odciąć, cały czas bardziej w to brnę i nie potrafię przestać. I to jest mój, kurwa, problem.
A jeśli chodzi o Orlovą to... nie wiem. Po prostu potrzebuję czegoś, jakiegokolwiek celu, choćby bardzo krótkowzrocznego. Zresztą, nieważne.