Chociażby po to, żeby nie pojawił się obrzęk po operacji na przykład. Albo w formie stabilizatora. Różne są zastosowania. Ale tak myślę, że to w sumie mogłoby być jakieś rozwiązanie. Przynajmniej tymczasowe.
Twoim zdaniem skąd się wzięło to poczucie, że koleś w lustrze to nie ty? Myślę, że dobrze by było, gdybyś wywalał z siebie jak najwięcej, ale czy powinieneś czy nie to już sam musisz ocenić. To tobie ma być lżej.
A gdybyś tak skonfrontował sens życia na przykład? Albo cele, które sobie stawiałeś i stawiasz. Może pamiętasz, co uznawałeś za swój sens życia i jakie miałeś cele przed wypadkiem, po to raczej czegoś takiego nie było, ale może się okrutnie mylę, i spróbuj pomyśleć, jak jest teraz.
/Po prostu nie zrozumiałem, że chodzi ci o jakiś temblak czy coś w tym stylu. Bo o to chodzi z tym stabilizatorem, tak? Tylko po co mi stabilizator? Fakt, byłby przydatny, gdyby ramię znów przestało działać, ale jednak dość niewygodny na dłuższą metę.
/Miałem nie narzekać, więc staram się nie narzekać. Niestety, ale często wyklucza to wyrzucanie z siebie jak najwięcej. Ale dobra, nic nie mówię, bo to też byłoby narzekanie. Wracając. Skąd wzięło się to uczucie? Sam do końca nie wiem. Po prostu czasem, gdy patrzę na swoją twarz, mam wrażenie, że to ktoś zupełnie obcy. Nieważne czy jest to zdjęcie czy lustro. Czasem po prostu tak mam i już. A potem to przechodzi.
/Sens życia? Jakie to głębokie. Nigdy jakoś szczególnie się nad tym nie zastanawiałem. A przynajmniej tak sądzę. Pamiętam, że kiedyś chciałem po prostu wrócić do domu, znaleźć jakąś w miarę dobrą pracę, ożenić się, najpewniej z Gail, a potem założyć rodzinę i mieć zwykłe, spokojne życie. Dorastałem w otoczeniu niemal samych kobiet, więc chciałem mieć syna, z którym grałbym z baseball, i którego mógłbym zabierać na mecze. Jasne, z córką też mógłbym to robić, ale to już jednak nie byłoby to samo. Pamiętam też, że patrzyłem na moich dziadków i myślałem o tym, że chcę mieć podobne życie. Z mniejszą ilością narzekania na cały świat, ale jednak. Łatwo zauważyć, że raczej nie bardzo mi się udało. Potem skupiałem się na dość prostym schemacie - słuchać rozkazów, wykonać misję, uniknąć kary, grzecznie wrócić na krzesło. Powtórzyć całość w razie potrzeby. A teraz? Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Nie widzę w tym wszystkim żądnego celu. Jestem, bo jestem.