N, jego kubki smakowe mogłyby tego nie wytrzymać.
Chyba dobrze wybrałaś, bo wyszło dość tajemniczo. I zaskakująco, jak już dobitnie napomknęłam.
Oby tylko nie była skazana na samotność przez to bycie super, a do tego jeszcze przez super-tatę i super-wujka. Chociaż super-wujek na pewno przyciągałby dzieciaki na zabawy urodzinowe i nie tylko.
Znacznie fajniejszy byłby wózeczek <3
/Proszę cię, toć to Zimny Soldat. Jego kubki smakowe są wstanie znieść o wiele więcej :P
/Na pewno nie zawsze byłoby kolorowo. Takie dziecko mogłoby wyrządzić komuś krzywdę całkowicie przypadkowo, bo już w wieku kilku lat byłoby silniejsze od niejednego dorosłego. Ale takie dziecko byłoby też inteligentniejsze, szybciej by się uczyło, więc z czasem pewnie nauczyłoby się dozować siłę. Szczególnie, że miałoby w swoim otoczeniu osoby, które by je tego uczyły. Także Becca wcale nie musi być skazana na samotność. Szczególnie, że ma dość kolorową i ciekawą rodzinkę - zaczynając od Capa, przez Starka, na Thorze kończąc. I stwierdziłam, że w większości olewam to, co wydarzyło się w AoU i radośnie udaję, że tego nigdy nie było. Zostawiam tylko rodzinkę Bartona, bo to jednak nie tylko filmowy, ale też komiksowy kanon. Z Ultimates, ale jednak.
/W kolejnej części będzie Bucky z nosidełkiem ^^ A wózek też się pojawi, ale mały, różowy i dla lalek.
/I czy tylko ja uważam, że James Rhodes i James Barnes mogliby zostać świetnymi kumplami? W końcu obaj mają doświadczenie w użeraniu się z idiotami, których nie można spuścić z oka ani na kwadrans, bo zaraz się w coś wplątują :P
Rhodey, zabrzmiało tak, jakbyś musiał go niańczyć. Jak się w ogóle poznaliście?
/Tak zabrzmiało, bo tak jest.
/Tony i ja chodziliśmy razem do MIT. Wprawdzie byliśmy na innych wydziałach, ale nie było to żadnym problemem. Także można powiedzieć, że znamy się pół życia.
/I nie wiem, jak to znoszę.
James, już sama nie wiem, czy twoją determinację i zawziętość mam podziwiać czy ci ich współczuć. Jak więc zdołałeś zwiać, skoro byłeś, no, co tu dużo mówić, ledwo żywy po tym czymś, co wbito ci w ciało i po spotkaniu z betonem? Tak przynajmniej wynika z twojej relacji. Naprawdę byłeś w stanie zignorować tak ogromny ból?
/Pierwszy raz musi mi przejść przez gardło, że jednak przeszkolenie od Hydry do czegoś mi się przydało. A raczej to, że zakodowali mi w głowie, że misja jest najważniejsza. Nie ważny jest ból, nie ważne są urazy - to nie są rzeczy, których nie da się nie zignorować. Trzeba wstać, zagryźć zęby i iść dalej. Ciało to tylko ciało, kiedyś wreszcie się naprawi.
/A poza tym, przeżywałem gorsze rzeczy niż zostanie przebitym. Wyciąganie tego cholerstwa nie należało do najprzyjemniejszych chwil w życiu, bo musiałem trochę się ponacinać i nadłamać kość, ale ból w końcu zaczął mijać i teraz nasila się tylko wtedy, gdy ruszam protezą. Za jakiś czas to także powinno przejść. Ale i tak nie jest to coś, czego nie da się przeżyć. Jeden reset na krześle był o wiele gorszy od tego.