7 lipca 2015

Astrid Löfgren

Między byciem normalnym a udawaniem normalnego jest ogromna przepaść.
Nie był to komplement. Człowiekiem jesteś znacznie mniej fascynującym, choć wciąż interesującym.
Uściślę: chodziło mi o mimikę, nie aparycję. Życzę, żebyś nie trafił na kogoś takiego kto lubi przyglądać się "bezdomnym menelom" i kupować im jedzenie. A są tacy. Zbyt tragicznie i strasznie raczej nie warto wyglądać. Każda inność wzrok przyciąga. Każda. Jest w tym sens, tak. Druga strona też jest.
A co z takim na przykład systemem rozpoznawania twarzy? Wydaje mi się oczywiste, że to wykorzystują, a chyba ciężko uniknąć kamer.
Wciąż nie rozumiem sensu osłabiania najlepszego agenta. I cały czas ich sposoby są nieekonomiczne, o niehumanitarności już nie wspominam.
A oni nie wyższą, skoro dobra strategia nie była wystarczająca do uwierzenia, że coś jednak kumasz.
Te wstydliwości związane są z życiem Bucky'ego czy tym twoim? Tak strasznie nie lubię tego rozdzielać.
 Nie ja jestem od oceniania tego, czy jestem normalny czy nie. Raczej nie byłbym w tym obiektywny.
 Zdaję sobie sprawę z tego, że zbytnie próby wtopienia się w tło przynoszą wręcz odwrotne efekty. Tego jednak także mnie uczono i wydaje mi się, że wiem, co robię, bo jeśli już chciano mi coś wpoić, to robiono to dobrze. Wiem też, że zdarzają się ludzie, którzy chcą pomagać na siłę, więc zwyczajnie ich ignoruję albo staram się zgubić trop, a jedzenie podrzucam prawdziwym bezdomnym.
 Kamery to nie tak wielki problem, jak mogłoby się wydawać, bo ramię wyposażone jest w system wysyłający impulsy elektromagnetyczne, które zakłócają ich pracę. Na ułamki sekund, co prawda, ale mi to wystarcza. Problem będzie dopiero, gdy i to nawali.
 Sęk w tym, że dla Hydry nie byłem agentem. Amerykanie chełpili się tym, że z największego agentka KGB, zrobili broń i swoją zabawkę. Nie będę się nawet wypowiadać na temat humanitarności, bo już dawno zapomniałem czym ona jest. I oni także.
 Nie bardzo wiem, czego miałbym aż tak wstydzić się z życia za czasów Bucky'ego. Fakt, jest kilka rzeczy do których wolałbym się nie przyznawać, ale to jednak było to głównie zwyczajne, dobre życie i zawsze śmiałem się z wszelkich wpadek, bo i czemu nie? Życie z czasów Zimowego Żołnierza to... zupełnie co innego i większości rzeczy zwyczajnie wolałbym sobie nie przypominać. Czas, gdy dopiero próbowano mnie złamać to nadal temat, który jakoś nie potrafi przejść mi przez gardło. 

Ana Morgan

Po prostu rozmawialiśmy o osobach, od których dostałeś, a tu nagle pojawił się Steve. Wydało mi się to dziwne. Może nie przeinaczyłam, ale nie zamierzam się kłócić. Mistrzem w przeinaczaniu i tak pozostajesz ty.
Steve pojawił się w kontekście osób, którym wpieprzałem się z butami w życie. Kłóciliśmy się, nie odzywaliśmy się do siebie, groziliśmy sobie, wyprowadzaliśmy i chciałbym teraz powiedzieć, że nigdy nie podnieśliśmy na siebie ręki, ale przez Waszyngton chyba już nie mogę. 

Astrid Löfgren

James, o, nowość, czyli uważasz siebie za trochę normalnego?
Wybitnie trudnym? Nie, nie wydaje mi się. Po prostu trudnym. I ciekawym. Fascynującym, a masz.
Nie znalazłeś kogoś kiedyś czy mówisz o teraźniejszości? Jeśli o teraźniejszości to ja się nie dziwię, że nikogo nie znalazłeś. Nawet kot cię nie lubi. Zapewne nawet wyrazem twarzy nie sprawiasz, że ktoś może pomyśleć, że jesteś na tyle sympatyczny, żeby spróbować zawrzeć z tobą znajomość. Sorry, taka prawda. Mimo całego twojego osobistego uroku.
Wbrew pozorom ta twoja proteza ma naprawdę wiele mankamentów.
Zdroworozsądkowo do tego podchodząc, gdybym trzymała pieczę nad tego typu organizacją, to zadbałabym o przeszkolenie agentów. Testy sprawnościowe to nie wszystko i pewnie nie przyjmowałabym nikogo z inteligencją poniżej 100. Agentom czy żołnierzom inteligencja też się przydaje, bo przecież misje nie zawsze idą po ich myśli, plany b, c, d zawodzą i trzeba wymyślić jakąś alternatywę. Bez sensu, kolejny raz to powiem.
Rozumiem, że tulenie się do obcego, golusieńkiego typa nie jest na tyle wstydliwe, by o tym nie mówić? Tak myślałam, że to o to chodzi.
Są chyba jednostki, które bardziej odstają od tej całej nieformalnej normy, więc chyba można tak powiedzieć. Przynajmniej staram się udawać normalnego.
To już przerabialiśmy, ale i tak ciągle twierdzę, że jest znaczna różnica między byciem fascynującym przypadkiem, a byciem fascynującym człowiekiem. I to znaczna, więc to raczej wątpliwy komplement.
O teraźniejszości. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja aparycja jest... no, niezbyt miła w odbiorze i raczej nie odzwierciedla mojego wewnętrznego uroku. Jednak jakoś nie bardzo ciągnie mnie do zmienienia tego, bo im gorzej się prezentuję, tym mniejszą przeciągam uwagę. Wyglądam jak wyciągnięty z piekła, więc ludzie odwracają ode mnie wzrok po tak szybkim czasie, że zwyczajnie nie zdążą mi się przyjrzeć, a tym bardziej zapamiętać jakiś szczegółów. Jeśli zadbałbym o wygląd w choć minimalnym stopniu, ktoś zapewne zatrzymałby na mnie spojrzenie na dłużej, a tego chce uniknąć. To nie tak, że ja lubię wyglądać jak bezdomny menel. To wszystko ma sens.
Jeśli proteza przechodziła regularne naprawy, konserwacje i te całe aktualizacje, to działała bez zarzutu, a jeśli nie- zaczynała się psuć, a o to przecież im chodziło, prawda? To swoiste zabezpieczanie w razie mojej ucieczki, bo zepsuta proteza sprawia problemy i powoduje ból. Aż tak głupi jednak nie byli.
Zdaje sobie sprawę, że plany zawodzą i trzeba wymyślać kolejne, bo to także należało do moich obowiązków. I zazwyczaj szło mi to bezbłędnie. Ale cóż, w odczuci niektórych z nich i tak miałem inteligencję pantofelka, który nie rozumie, co się do niego mówi.
Uwierz, że w porównaniu do całej reszty to nie, nie jest.

Ana Morgan

W tym zawodzie, nie wiem czy by wystarczył.
A jak się czujesz z pracą po tej "dobrej stronie". Widzisz w tym jakiś sens, czy jednak robisz to tylko z przymusu. 
Jeśli ktoś wybiera ten zawód, powinien być przygotowany na związane z nim konsekwencje, prawda? To nie zwykła praca od dziewiątej do siedemnastej i każdy raczej to wie. Z tego co mi wiadomo, SHIELD to nie Red Room czy Hydra, więc nikt nikogo nie przymusza do bycia tutaj.
Tak naprawdę to nie widzę żadnej różnicy. Może ideologia tego wszystkiego jest inna, ale jakoś nie bardzo mnie ona interesuje. Zostałam, bo dali mi jakiś wybór. I przestali grozić deportacją.
Od Rogersa też dostałeś? No, no, tego się nie spodziewałam :D
Tak myślałam, że to ona. Dobrze zrobiła. A co do twojej kultury, to nie mi ją oceniać.
A kto powiedział, że dostałem? Stwierdziłem tylko, że nie cierpiał, gdy "wtrącałem się w nie swoje sprawy". Tyle. Więc nie zarzucaj mi więcej przeinaczania czyiś wypowiedzi, bo widać, że nie tylko ja to robię.
Brawo, naprawdę świetna dedukcja.