26 czerwca 2015

Astrid Löfgren

Ot tak sobie dawali ci luzy? No, to nawet ludzkie. Chyba choć trochę Ruscy darzyli cię zaufaniem.
Właśnie o twoje wędrówki mi chodziło. Czułeś, że masz akurat w tym kierunku zmierzać? Znaczy w kierunku domu, ale pewnie działo się to jakoś tak instynktownie.
Przy tym całym programowaniu nawet szlaki nigrostriatalne czy tuberoinfundibularne nie brzmią skomplikowanie. Chyba zaprzestanę próbom zrozumienia tego czegoś. To nie na moje nerwy.
Cholernie mnie jednak ciekawi co by było, gdyby tak te draństwo wywalić i jakimś cudem byś przeżył.
No w sumie racja, co nie zmienia faktu, że te zabawy były bez sensu. Tak zdroworozsądkowo na to patrząc.
Cóż, kto by wstydu nie czuł wśród obcych ludzi. Do tego wtedy, kiedy się boi i właściwie nie ogarnia za bardzo, co się dzieje. Upokorzenie. Chyba się rozumiemy.
Ale jak już ten nagi i przerażony człowiek stanął na nogi to kuźwa no, strach się bać samego bania się.
Już chyba nie raz mówiłem, że czas, w którym to Isayev był moim dowódcą, można było nazwać... nie aż tak złym. Może i tym, że traktował mnie niemal jak zwykłego żołnierza, próbował zagłuszyć swoje sumienie, a może nie. Ważne, że dawał normalne jedzenie, próbował mnie upić, dawał wolne chwile i uczył grać w karty. Co i dlaczego mało mnie tak w sumie obchodzi.
I cóż, Ruscy nie zauważyli, że przez ładny kawał czasu wymykałem się na schadzki z Romanową, więc albo dawali mi luz, albo byli kompletnymi kretynami. Wybierz, co wolisz.
Chyba podświadomie coś mnie tam ciągnęło. To było w 53 albo 54, więc wtedy ich techniki były dalekie od doskonałości i mogły zdarzać się dziury w programowaniu. Wiedziałem, że mam jechać na Brooklyn, ale nie wiedziałem po co i gdzie konkretnie.
Albo jakimś cudem by się to udało i programowanie by usunięto, albo skończyłbym jako niekontaktujące warzywko. Kończenie jako warzywko nie bardzo mi się widzi, więc wolałbym mieć choć minimalną pewność, że może się udać, zanim spróbuję.
Sens, zdrowy rozsądek, logika i Hydra to słowa które raczej się ze sobą nie łączą. Przykład? Hydra czekała sobie aż znajdą Steve'a, rozmrożą go, wypuszczą w świat i pozwolą dowodzić grupą herosów. Zamiast zwyczajnie pozbyć się go, albo zgarnąć go i mieć dwóch super żołnierzy, gdy był w lodzie. Wystarczający przykład?
To stawanie na nogi wcale nie było takie proste. Kriokomora to nadal cholernie niedoskonały sprzęt. Wyciąganie z komory można by porównać... choćby i do porodu. Wyciągają cie nagiego, nie wiesz, co się dzieje ani gdzie jesteś, chcesz wrócić z powrotem tam, skąd przyszedłeś, nie potrafisz powiedzieć słowa czy ustań na nogach, masz ochotę płakać i jesteś cały brudny od klejącej się mazi. Zanim moje ciało przypominało sobie, jak się chodzi i mówi, to mijało jednak trochę czasu. Byłem też zawsze diabelnie zmęczony, bo w krio się nie spało. To był jeden wielki bieg bez chwili odpoczynku. A do tego odmarzanie za każdym razem bolało jak cholera.

Astrid Löfgren

Wycieczki krajoznawcze, jak to ładnie brzmi. Ile najdłużej byłeś poza bazą bez nadzoru?
Czyli co usłyszałeś?
Zmodyfikowanej, bo przekręciłam łańcuch na plastikowy zlepek różowych kółek, które łatwo można rozdzielić, o ile dobrze pamiętam.
No właśnie, zawsze jest może, ale nie jestem pewna czy warto się rozdrabniać nad tym, co mogło być.
Ok, czyli gdybyś wrócił do wersji - jak to strasznie brzmi, przepraszam - Bucka, to dalej musiałbyś mieć te wszystkie kody, czy mógłbyś bez tego funkcjonować? Z ciebie specjalista żaden, a ze mnie jeszcze bardziej żaden, więc wiesz... muszę się dopytać. Chyba kiedyś mówiłam, że lubię rozumieć.
W sumie to nie wiadomo. Może i by stracili, ale równie dużo tracili zabawiając się twoim kosztem, co także większego sensu nie miało, a jednak to robili.
Nawet gdybyś był w ubraniach wyglądałoby to żałośnie. Nikt, kto ledwo kontaktuje, nie wygląda dobrze. Nagość może potęgować poczucie beznadziei, ale nie wiem czy wtedy dbałeś o takie szczegóły.
Wierzę. Może nie tak samo złe, ale w podobnym stopniu, bo jednak w którejś ze stron można znaleźć więcej pozytywów. Przynajmniej tak myślę, ale może się mylę.
Jeśli chodzi o brak bezpośredniego nadzoru podczas misji, to Rosjanom zdarzało się spuszczać mnie ze smyczy nawet na czterdzieści osiem godzin i dawać mi tylko dokładne namiary na miejsce meldunku. Za to Amerykanie najchętniej nie odstępowaliby mnie na krok.
Jeśli chodzi o moje, można by powiedzieć, że nienadzorowane wędrówki, to najdłużej udało mi się wybyć na prawie trzy tygodnie. Przejechałem wtedy przez Dallas, Chicago i Nowy Jork. I prawie udało mi się trafić do... do domu. 
Nie pamiętam dokładnie tego, co mówili, ale wiem, że miało to coś wspólnego ze Stevem. Chyba wtedy go znaleźli. 
To wszystko brzmi strasznie i dziwnie jak cholera. Wydaje mi się, że gdyby zupełnie mnie zresetowano i wgrano nowe programowanie, to nie, kody raczej już by nie działały. Tak przynajmniej mi się wydało, bo specem w tym nie jestem.
To akurat chyba dwie różne sytuacje, bo zabawiali się, gdy misja była już wykonana, a te "problemy" wystąpiły, zanim mnie na nią w ogóle wysłano. Do byle bzdury mnie nie wybudzano, więc wątpię w to, by byli tak głupi, żeby tyle ryzykować.
To, że nie wiedziałem, że wstyd odczuwam, nie oznacza, że go nie czułem. Choćby i podświadomie. Może nie do końca o to dbałem, ale gdzieś tam jednak to siedziało. 
Poza tym, jak "Pieść Hydry" kuli się nago w kącie i nie potrafi zrobić nawet jednego kroku to wręcz strach się bać. Nawet ja wiem, że byłem żałosny jak diabli.

Rachel

N: Którego ze złoczyńców z filmow Marvela uważasz za najlepszego?
Kiedyś odpowiedziałam, że Red Skull, ale zastanowiłam się nad tym raz jeszcze i zmieniłam zdanie. Uważam, że najlepszym złolem MCU jest Aleksander Pierce. Dlaczego? Bo jest najbardziej prawdziwy. To nie żaden kosmicznym bóg, nie żaden Mroczny Elf, super żołnierz czy wyposażony w masę bajerów robot. To na pierwszy rzut oka dobry mąż, świetny ojciec i dziadek, wspaniały sąsiad i szef. Pierce nie daje ponosić się emocją jak Loki czy Ultron i przez cały czas działa z tym samym chłodnym wyrachowaniem. To ktoś, kto naprawdę może istnieć i żyć wśród nas, a my zorientujemy się dopiero, gdy będzie za późno. 
Bucky: Opiszesz siebie w trzech slowach?
Dupek do kwadratu? Wrzód na tyłku?  Mogę tak długo.

Astrid Löfgren

I to pewnie dosłownie wybili. Jak się sprzeciwiałeś to w jaki sposób? Uciekając czy zwyczajnie odmawiając?
Dobrze pamiętam tę opowiastkę i nawet przekazałam ją dalej swojej mamuni, ale jakoś nie była niestety zachwycona. Dalej trzymam się zmodyfikowanej wersji, ale jest jakaś słuszność w tym, że się poddałeś. To chyba było coś na kształt wybrania mniejszego zła. Kto by się nie poddał po tylu karach, że tak powiem.
Działa to na zasadzie kilku programów, które można wklepać do głowy czy program jest jeden, a zmieniają się tylko konfiguracje, algorytmy, jak zwał tak zwał?
Przypadkiem zaszaleli na pewno.
W sumie nie wiem, co gorsze. Być złym i przypominać sobie siebie dobrego, czy być dobrym i przypominać sobie tego złego.
Zależało od sytuacji. Czasem zwyczajnie bez słowa rzucałem broń, za co kara, można by powiedzieć, że była najlżejsza, bo często uznawano to za błąd w programowaniu i pędem na krzesło. Czasem robiłem sobie wycieczki krajoznawcze i to podobało im się odrobinę mniej. A raz to wybiłem cały przydzielony mi zespół i kilku techników. Usłyszałem coś, czego słyszeć nie powinienem i zapaliła mi się czerwona lampka, że coś jest nie tak, i że taki stan rzeczy nie jest normalny. No i... trochę  się zirytowałem. Jak można się domyślić, Hydra też się trochę zdenerwowała.
Zmodyfikowanej wersji? 
Może nie byłem wystarczająco silny, może powinienem starać się bardziej. Może ktoś inny wytrzymałby dłużej. Może. 
Specjalista od programowania to ze mnie żaden, ale z tego co wiem, jest kilka głównych programów, a zmieniają się tylko części zawierające te całe kody, konfiguracje czy tam algorytmy. Jak mówisz- jak zwał tak zwał. Ustala się też hasła aktywacyjne, dezaktywacyjne i całą resztę tego szajsu.
Nie widzę powodu, by robili to specjalnie, bo niczego tym nie osiągnęli, a mogli tylko stracić. Jeśli chcieli sobie popatrzeć na to, jak bełkoczę i słaniam się na nogach, to mieli ku temu wiele okazji. Rozmrażanie było żmudne i czasochłonne, więc przez większość czasu ledwo wtedy kontaktowałem. A biorąc pod uwagę to, że byłem wtedy nagi, był to raczej żałosny widok.
Uwierz, że nie można wybrać tutaj lepszej opcji ani mniejszego zła. Oba scenariusze są tak samo złe.
 

Astrid Löfgren

James, ta, o prostocie rzeczy teoretycznie możliwych coś wiem. W sumie gdybym chciała kogoś torturować to też bym postawiła na ciebie. Tak szczerze. Była kiedyś jakaś sytuacja, w której się sprzeciwiłeś i nie zabrałeś się za robienie tego co tam ci kazali?
Te pola, poza które nie wyjdziesz, to np. jakie oprócz jakichś umiejętności społecznych? Bo to już wiem, że ci średnio wychodzi.
Do tego co było, czyli masz na myśli bycie tamtym Barnesem? A gdybyś tak znów był Buckym, to nie pamiętałbyś swojego żywota pod tytułem "Winter Soldier"? Niby siedzę dość głęboko w funkcjonowaniu mózgu, ale za cholerę nie pojmę działania krzesła. A bardzo próbuję ten mechanizm ogarnąć. Chyba za głupia na to jestem.
Na samym początku takie sytuacje zdarzały się nagminnie, ale z czasem wyrywałem się coraz rzadziej.  Pamiętasz opowiastkę o słoniu, prawda? Zwyczajnie z czasem dotarło do mnie, że niczego tym nie osiągnę, a tylko pogarszam tym sytuację. Zdarzyło mi się to potem jeszcze kilka razy, gdy trafiłem do Amerykanów, ale można powiedzieć, że wybili mi to z głowy.
Miałem na myśli Żołnierza, nie Barnesa.
Wszystko zależy od tego jak bardzo by mnie... wyczyścili. Raz zaszaleli tam bardzo, że nie mogłem wykrztusić słowa, miałem problemy z najprostszymi czynnościami i ledwo potrafiłem ustać na nogach. Tak zresztą zawsze było, gdy wyciągali mnie z lodu, ale my nie o tym. Sądzę, że tak, zapewne bym tego nie pamiętał, ale byłoby to krótkotrwałe. Mój mózg zawsze prędzej czy później się zregeneruje i wspomnienia zaczną wracać. A wolałbym tego nie przechodzić ponownie jeśli nie jest to konieczne, bo jednak nie jest to miłe doświadczenie.