22 marca 2015

Astrid Löfgren

Steve: Jesteś superbohaterem, ludzie widzą w tobie ideał, widzą kogoś, za kim warto podążać i komu warto ufać. Szanują cię, gloryfikują i naśladują. Co o tym sądzisz? Cieszy cię to, jest to dla ciebie motywacją, czy może wręcz żenuje i zawstydza?
Jednego dnia byłem marginesem- niemal niepełnosprawnym dzieciakiem biednych irlandzkich imigrantów, a drugiego urosłem do miana legendy. Bardzo wybielonej legendy. To jest dziwne, stresujące i czasem nawet przerażające, bo nadal jestem człowiekiem, ale też jest niesamowitym motorem napędowym. To powód do wstania z łóżka, bo wiem, że inni na mnie polegają.

Nheirei Kai

Steve: Miewasz czasem koszmary czy może na ogół dobrze sypiasz?
 Koszmary to nocny horror każdego weterana. Za dużo myślę, by móc dobrze sypiać.

Ana Morgan

Steve: Czy oczekujesz, że Jamie będzie taki jak 70 lat temu, czy jednak zaakceptujesz jego zmianę?
Sam: Czy widzisz jakieś postępy w zachowaniu Jamie'go?
Jamie: Jak ci mija weekend (szczerze proszę)? Obserwowałeś piątkowe zaćmienie słońca? :D
N: Zapraszam na nowy rozdział do mnie :)
N: Za rozdział zabiorę się jutro, bo znowu poraża długością :P I matura? Pozdrowienia z elektromechanika :P!

Steve:
Nie łudzę się, że będzie taki sam, bo jest to niemożliwe. Już podczas wojny nie był tym samym człowiekiem, nikt nie był. Ale to nadal Bucky.
Sam:
Nie, raczej nie. Nie należy oczekiwać zbyt wielkiej poprawy w taki krótkim czasie, bo można się tylko zawieść. James i tak bardzo dobrze sobie radzi. 
Bucky:
Jak każdy inny dzień, czasem nawet ich nie rozróżniam. Mam swoisty areszt domowy, więc ciężko o rozrywki.  
Nie widziałem potrzeby by to robić, nic pasjonującego.

Nheirei Kai

Steve: Kto najchętniej pomagał ci wdrożyć się w nową rzeczywistość?
Na samym początku dano mi mieszkanie, pieniądze, nadzór i kazano się meldować. Potem, po Nowym Jorku udało mi się nawiązać jakiś kontakt z Natashą, z zespołem STRIKE. Byli bardzo mili, wychodzi więc na to, że Hydra.

Astrid Löfgren

Steve: chciałbyś się spotkać z Jamesem? Wyobrażasz sobie to jakoś? I czy ciężko ci było przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości (mam tu na myśli pierwsze kroki w nowym świecie i to, kiedy, wiedziałeś już, że WS to Bucky)? Jak sobie radzisz?
 Na początku czułem się niesamowicie samotny mimo tego, że miałem wokół siebie ludzi. Taka samotność jest najgorsza. Nie potrafiłem się dostosować, bo dla innych minęło siedemdziesiąt lat, a dla mnie były to dni od utracenia wszystkiego. Potem, dzięki pracy dla SHIELD nie miałem czasu by nad tym myśleć.
 A kiedy dowiedziałem się, że Bucky... żyję nie mogłem i nie chciałem w to wierzyć. Obraz jego śmierci prześladował mnie w snach, tego, jak wyślizgiwał mi się z rąk. Kilka dni przed tym stałem na jego grobem.
 Chciałbym, ale wiem, że nie mogę. Wyobrażałem sobie setki scenariuszy; od tego, że uśmiechnie się na mój widok w ten swój durny sposób, przez obojętność na próbie zabójstwa skończywszy. I dotarło do mnie, że nie wiem jak zareaguje, bo... go nie znam.

Nheirei Kai

#1 Steve: Jak się czujesz, widząc wszędzie figurki/plakaty ze sobą jako Kapitanem Ameryką?
#2 Steve: Co cię najbardziej zadziwiło w nowym świecie (po twoim powrocie po 70 latach)? Do czego się jeszcze nie przyzwyczaiłeś?
 Uczucie jest nadal to samo, choć już znacznie mniej uciążliwe- skrępowanie. Nigdy nie byłem typem, którego ciągnęło do światła fleszów, więc jest to dziwne, miłe, ale dziwne.
 Co najbardziej mnie zdziwiło? Wszystko, dosłownie. Od samochodów, przez komórki i modę na internecie skończywszy. Do czego się jeszcze nie przyzwyczaiłem? Chyba do tego, że wszystkiego jest teraz tak dużo. Jestem dzieciakiem kryzysu, więc pierwsze wyjście do sklepu było dosyć przytłaczające.

Gall Anonim

Steve, jak "więź" łączy Cię z Jamesem?
Dość szczególna, Buck był, jest moim najlepszym przyjacielem, prawie bratem. Wychowaliśmy się, mieszkaliśmy i walczyliśmy razem. Wiedział o mnie więcej niż ja sam, był obok odkąd pamiętam, zrobiłby dla mnie niemal wszystko. A kiedy on potrzebował mnie, zawaliłem sprawę.

Rozpoczęcie tygodnia Steve'a Rogersa!

Jak orzekło głosowanie:
tydzień Steve'a Rogersa/ Kapitana Ameryki czas zacząć!
22-27.03.
Skoro wszystkie ogłaszałam w niedzielę, ten także!

Astrid Löfgren

  Nie sądzę, żebyś taką marionetką chciał być, ale to jest wygodniejsze, prawda? Ludzie mniej się czepiają, bo robisz, co chcą. Ale nie sądzę też, by to było tak, że oni tego wymagają. Całkiem prawdopodobne, że chcą, byś był taki jak kiedyś, ale wymogiem bym tego nie nazwała. Czy nie jest tak, że po prostu na siłę się dostosowujesz, bo chcesz mieć święty spokój, i tylko tłumaczysz to sobie tak, że wszyscy od ciebie tego wymagają? Żeby mieć usprawiedliwienie?
  Tylko, że psikus tkwi tym, że robisz sobie tym krzywdę. Udajesz kogoś, kim nie jesteś, bo tego oczekuje otoczenie. Przestajesz mieć własne "ja", chociaż pewnie sądzisz, że jest na swoim miejscu, tylko ukryte. Nie jesteś w tej chwili ani Buckym, ani tym bezwzględnym żołnierzem. Tkwisz gdzieś po środku, wciąż szukając, i pewnie nie widzisz szans na jakikolwiek progres. Tylko jak znaleźć siebie, będąc pod wpływem innych?
  Rozgrzeszyć samego siebie, ale może i dać ci szansę? Nie pomyślałeś o tym?
  Emocje czasem są niebezpieczne, to fakt, w twoim przypadku szczególnie, ale jeśli chce się nad nimi nauczyć panować, trzeba też próbować je z siebie wydobyć, nie krzywdząc przy tym innych. Trudna to sztuka, ale do wykonania i myślę, że jesteś w stanie to opanować.
  Zdecydowanie za dużo gadam.
 
 Jestem zaprogramowany do robienia tego, czego inni wymagają. Nie nazwałbym tego chceniem czy też nie chceniem, po prostu ciężko z tym zerwać. Cały czas siedzi we mnie przekonanie, że wszyscy tylko czekają na mój jeden zły ruch, na jeden błąd, by zrzucić maski i mnie dorwać. Nie mogę pozbyć się przekonania, że to wszystko to zwykła ułuda, bo jest zbyt dobrze. Cały czas myślę, że Hydra znowu mnie testuję, że przyjdą i zaciągną mnie z powrotem. Dlatego się dostosowuję, robię to, czego chcą. 
 Nie jestem pieprzonym Bucky'm i z każdym dniem, każdym porównaniem, każdym wspomnieniem nienawidzę go coraz bardziej. A przez to, że gdzieś tam we mnie siedzi, nienawidzę też samego siebie. Nie wiem, kim jestem. Może nadal Żołnierzem, tylko zwyczajnie wyewoluowałem? Wielu moich czynów nie da się usprawiedliwić, ale ten i owszem. Wilson chce, by Rogers był szczęśliwy, a ten chce odzyskać Barnesa. Daje więc im to, czego chcą. Może i spędzę życie w masce, ale to mała pokuta.
 Skoro tak bardzo chcieli dać szansę mi, dlaczego nie dali jej nikomu innemu? Hydra lubowała się przecież w praniu mózgu, choć może nie tak intensywnie jak mnie. Uwierz, myślałem o tym, myślałem wielokrotnie i wiem, że gdyby nie ta maska, ten cholerny kaganiec, mnie też nikt by tej szansy nie dał. Widać ta cała "dobroć" jest mocno wybiórcza.