25 marca 2016

Ana Morgan

Ach ta auto korekta... Czasem naprawdę dziwaczne rzeczy z tego wychodzą :D
Angie właśnie pojawiła się w tej dziwacznej musicalowej scenie, którym był sen Peggy, kiedy została uprowadzona przez Frost. Nie ma to jak w takiej chwili śnić o tym, którego z dwóch kandydatów wybrać. A co do Angie, to niby była, a jednak jej nie było... niestety :(
Siostrzenicą... no tak, zawsze mi się to myli ze względu na nazwisko. Skoro Carter to byłam przekonana, że nazwisko po ojcu, ale zdarzają się wyjątki. No też ciekawa jestem jak rozwiążą tą kwestię. Steve w ogóle wie, że Sharon jest spokrewniona z jego ukochaną? W WS nawet nie wiedział jak miała na imię ^^
Ja tam byłam w szoku po śmierci Pietro. Nie spodziewałam się, że uśmiercą bohatera w jego pierwszym filmie i to jeszcze w taki głupi sposób.
W filmach, nawet takich miło jest czasami zobaczyć coś realistycznego, a Cap ginący w każdym filmie i zmartwychwstający w następnym to nie jest coś realistycznego :/
A co do uśmiercenia Capa w Civil War to filmweb, kiedyś całkiem zgrabnie przekształcił tą historię, jako że niby Crossbones pod hipnozą Sharon Carter zabił Kapitana. Ciekawe co biedny Stevie zrobił Sharon, że taki mu los zgotowała. Chce to zobaczyć w filmie :D
Ach no tak! Loczek... Całkowicie o nim zapomniałam :D Kto by pomyślał.
/Przeróżne kwiatki i zdania o całkowicie zmienionym kontekście wychodzą, ot co. Dlatego chyba lepiej nie ufać autokorekcie, bo tylko bardziej uprzykrza życie.
/Naprawdę była tam musicalowa scena, w której Peggy śpiewała o miłosnym dylemacie o.O? Przysięgam, myślałam, że żartujesz. Aż nie wiem czy szukać tego na yt, czy jednak lepiej nie. 
/Może Sharon była nieślubnym dzieckiem albo stwierdziła, że będzie używać panieńskiego nazwiska ciotki, bo dzięki niemu zyska jakieś fory w SHIELD :P? Albo w MCU pójdą w inną stronę i w ogóle nie będzie spokrewniona z Peggy? W końcu w CA:CW mamy dwóch Rossów, niespokrewnionych ze sobą w żaden sposób. A jeśli chodzi o CA:CW - biedny Steve był całkowicie przekonany, że flirtuje ze swoją sąsiadką-pielęgniarką, więc można mu wybaczyć nieznanie jej imienia. 
I apropo Sharon - jej mina tutaj rządzi. To uczucie, gdy kopniesz w twarz wściekłego super-żołnierza i nie wiesz, co masz dalej robić.
/Właśnie, byłaś w szoku przez głupotę tej decyzji, nie przez to, że był postacią, do której można było zdążyć się przywiązać i naprawdę przejąć się jego śmiercią. Gdyby zginął Stark - wtedy to dopiero byłby szok. 
/Cap zaliczył tylko jedno zmartwychwstanie, więc nie jest jeszcze tak źle. I muszę przyznać, że gdyby trylogia Rogersa zakończyła się jego śmiercią (śmiercią, nie "śmiercią", co jest jednak istotne), byłoby to naprawdę mocne zakończenie. Szczególnie, że żaden jego film nie miał szczęśliwego zakończenia, co jednak wyróżnia się na tle innych Marvelowskich produkcji, gdzie jednak dobro zawsze tryumfowało. Steve niby wygrywał, ale jednak zawsze też wiele tracił. 
/"Crossbones pod hipnozą Sharon Carter zabił Kapitana" - że co, proszę? Rozumiem jeszcze, gdyby wykorzystano Wandę, ale Sharon?
Wyjaśnij mi proszę, co to znaczy "nie inny charakter". Wtedy pogadamy.
No widzisz, Buck. Wszystko twoja wina, a mogło być tak pięknie gdybyś nie spieprzył tego jednego zadania :P Oczywiście żartowałam, bo dziura w środku Europy (a raczej we wschodniej jej części) to nie tylko sprawka Rogersa. Tutaj baty należą się pewnemu zadufanemu w sobie miliarderowi, który bardzo chce ocalić świat, a zabiera się za to z innej strony (choć po głowie chodzi mi inne określenie). Może go znasz? To syn twojego starego kumpla. Kojarzysz?
I żeby nie było to ani tobie, ani Steve'owi, ani Starkowi (w tym przypadku jeszcze nie) nie życzę śmierci :)
Tak, o kamykach słyszałam, ale nie wiem czy macie takie święto jak Wszyscy Święci, czy coś w tym stylu.
No właśnie. I błagam cię, nie resetuj się na własne życzenie, bo drugi raz już chyba nawet Astrid by nie wytrzymała z tobą- panem zrzędą, którym kiedyś byłeś. Trzeba przyznać, że dziewczyna ma stalowe nerwy.
W sumie to ich rozumiem. No bo niby kto siedemdziesiąt lat temu przypuszczałby, że zapragniesz sam wysyłać tweety lub korzystać ze snapchata (jestem prawie pewna, że nie masz pojęcia co to jest). Wtedy nawet neta nie było, a co dopiero dotykowych ekranów. Byli bardzo krótkowzroczni.
Pogubić się można. Raz piszesz, że się starasz, że już tego nie robisz, a potem na odwrót, że z tym różnie. Możesz wytłumaczyć zwykłemu śmiertelnikowi o co ci do diaska chodzi?
/Ym, mówisz, że biorę wszystko zbyt poważnie, tak? A gdybym miał inne cechy charakteru i inne podejście do życia, takie, które pozwalałby mi na większy luz i nie traktowanie wszystkiego tak poważnie, byłoby inaczej, nie?
/Spieprzyłem wtedy więcej niż jedno zadanie, ale to tylko szczegół. I nie twierdzę, że cała ta sprawa z Sokovią to wina Steve'a. Chodziło mi raczej o to, że gdybym nie spieprzył tamtej misji, Steve nie mógłby przeszkodzić Hydrze i Helicarriery mogłyby spełnić swoją rolę. Wyeliminowałby ludzi, którzy przeszkadzaliby Hydrze, a ta cała kolorowa ferajna raczej się do nich zalicza. I w Europie nie byłoby żadnej dziury. Chyba, bo kto wie, jak to wszystko by się potoczyło.
I tak kojarzę Howarda. Był moim przyjacielem, a potem go zabiłem. Jego szczeniaka już jakoś mniej. 
/Nie, nie mamy niczego w tym stylu. Cztery razy w roku odmawia się za to za zmarłych Jizkor w synagodze.
/Wcale nie tak dawno temu tak trochę oberwałem w łeb i zaliczyłem mały reset. Szybko przeszło, ale przez chwilę było... Byłem... Po prostu przez chwile znowu czułem się jakby ktoś uwięził mnie gdzieś tam, głęboko, a za stery wsadził to posłuszne, bezwolne coś. To było... Nie chcę musieć przerabiać tego już nigdy, kurwa, więcej. 
/Możesz być bardziej niż prawie pewna, bo masz całkowitą rację. Możesz powiedzieć, że chciałbym wysłać co i korzystać z czego jakoś tak bardziej, bo ja wiem, po ludzku? I ich krótkowzroczność i brak internetu nie są żadnym usprawiedliwieniem. Ramię przechodziło aktualizacje, więc mogli to naprawić. Nie chodzi tu nawet o samo korzystanie z urządzeń dotykowych, bo to żaden priorytet, ale wiesz, taka metalowa dłoń bywa jednak niefunkcjonalna jak diabli. Ale po co, niech obiekt się męczy, nie?
/Mój tok myślenia bywa dość... nieschematyczny, co poradzę? A chodzi mi o to, że może i staram się tego nie robić, nie chcę tego robić, ale no nie zawsze się udaje. Czasem nie da się tego uniknąć. Taki fach, że tak ujmę.

Alexa Mariani

Bardzo podoba mi sie nowy wyglad bloga N, super :)
Zycze Tobie wszystkiego co najlepsze w swieta wielkanocne
Oczywiscie Buckiemu rowniez aby troszke odpoczął od tych wszystkich misji itd. ;)
N: Osobiście nie obchodzę Wielkanocy jakoś szczególnie, ale dziękuję bardzo i wzajemnie, oczywiście :)

Bucky:
/To zupełnie nie moje święto, ale wypada chyba podziękować za fatygę. Także ten, dzięki.

Ana Morgan

Tak, pisałam z telefonu i dopiero teraz widzę jakich błędów narobiłam :/ Wszystko przez ten głupi słownik i moje lenistwo, bo komu by się chciało sprawdzać co napisał, prawda?
Co do Peggy i wątku miłosnego, to jest on o wiele większy niż w pierwszym sezonie i kompletnie nie wiem, co twórcy chcieli osiągnąć tym zabiegiem. Daniel, który przez cały pierwszy sezon uganiał się za Peg i kiedy w końcu mógł coś ugrać, postanawia wyjechać do LA i uciec od Peg z niewiadomego powodu, by następie oświadczyć się pielęgniarce. A Peggy jest ukazana w trójkącie miłosnym, właśnie z Sousą, do którego nagle zaczęła wzdychać, a swoim nowym kolegą naukowcem. Jest nawet dziwna scena rodem z taniego musicalu, gdzie nasza główna bohaterka odśpiewuje miłosną pioseneczkę, o tym że nie wie, którego z nich wygrać. Scena długa, nudna i zdecydowanie nie potrzebna. Co do Capa to niewiele się o nim mówiło albo ja coś przeoczyłam :)
Pozostaje jeszcze kwestia brata Peggy, który zginął na wojnie. Więc ja się pytam, kto jest ojcem Sharon? Albo Peg miała więcej braci albo mamy kolejnego zmartwychwstałego, co jest zresztą bardzo prawdopodobne, bo o takich teoriach też czytałam.
A co do Pietra też mam przeczucie, że prędzej, czy później wróci. I mam takie przeczucie, że może stać się to w Infinity War. Jego śmierć była głupia, wydumana i niepotrzebna, ale z drugiej strony lepiej, że to jego podziurawili, a nie Clinta.
I ciekawe, czy pokuszą się o uśmiercenie Capa w Civil War i wskrzeszeniu go w trzecich Avengersach. Jeśli taki zabieg mieli by zastosować Steve byłby zdecydowanym rekordzistą.
/Aj tam, mi ciągle zdarza się ślepo wierzyć autokorekcie i nie zwracać uwagi na to, jak poprawia zapis słowa. Dopiero potem okazuje się, że owszem, poprawiła go na poprawny, ale na całkowicie inne słowo.
/Okej, przyznaję, że naprawdę chciałam to skomentować, ale nie wiem jak. Mogłabym stwierdzić, że to idealny przykład na to, jak można zniszczyć całkiem niezły serial, ale to raczej każdy wie. I po co im było wciskanie tych wszystkich wątków pseudo-miłosnych? I tak jeszcze spytam - w jakiej scenie pojawiła się Angie?
/W komiksach Sharon była siostrzenicą Peggy, nie bratanicą. W MCU co prawda stopień ich pokrewieństwa nie został jeszcze poruszony, więc mogą coś zmienić. Ale jeśli zostawiliby siostrzenicę, siostra Peggy mogłaby urodzić się np. po wojnie. To wyjaśniałoby dlaczego nie była wspomniana w serialu.
/Nie chciałabym, by zabili Clinta, ale jego śmierć miałby pewnie więcej sensu i bardziej poruszyłaby widzów. Bo jak rozpaczać za postacią, którą widziało się na ekranie przez jakieś pół godziny i tak naprawdę nic się o niej nie wiedziało? A jeśli chodzi o zabicie Capa to miałoby ono sens wtedy i tylko wtedy, gdy nie wskrzeszaliby go już w pierwszej części IW, gdzie na pewno się pojawi, bo mówił o tym pan Evans. Jasne, w komiksowym CW Cap zginął i potem wrócił do świata żywych, ale film to nie komiks. Nie wszystko tam przejdzie. Szczególnie, że ten motyw wykorzystany był w niemal każdym filmie.
/A zdecydowanym rekordzistą to póki co jest jednak Loki :P
Naprawdę trudno je dostrzec, skoro w ogóle go nie pokazujesz... Matko, Buck przecież mówię, że się droczę. Ty każdą zabawę potrafisz zepsuć :/
I wszystko traktujesz zbyt poważnie. Jesteś jak moja mama, która powtarza mi w kółko te same rzeczy. Niedługo zacznę powtarzać je razem z tobą. Zrobiłeś się przewidywalny.
A zwróciłeś uwagę, że ja nie napisałam tego poważnie? Owszem, nikt nie może zaprzeczyć. Jesteś, tzn. byłeś doskonałym zabójcą i podczas II wojny i w czasach, gdy Hydra siedziała ci w głowie, a szczęście dla Steve'a, że akurat gdy padło na niego miałeś zły dzień i przebłyski pamięci.
Po co gdybać, skoro można się cieszyć, że twój grób nie zarasta chwastami? Chociaż może faktycznie nie warto dopatrywać się w tym czegoś głębszego. Nie jestem religioznawczynią i nie wiem jak to jest w waszej religii, ale wiem jak wygląda Dzień Wszystkich Świętych i tylko czekam, aż ludzie zaczną urządzać konkursy na najpiękniej przystrojony grobowiec. To wszystko jest takie płytkie i bardzo, bardzo smutne.
Samo to "skądże znowu" brzmi ironicznie, choć może jestem przewrażliwiona.
W sensie, że sam sobie jej nie wymażesz, bo wiem, że inni są do tego zdolni. Nie wymażesz, prawda?
Fakt, mój błąd. Nie mam pojęcia, co chciałam napisać, więc uznajmy, że chodziło o zrzędzenie. Przyznaję się, teraz to ja wyszłam na idiotkę. I tak, zapomnijmy o tym.
I owszem, poprawne korzystanie z alfabetu jest trudne, szczególnie kiedy ma się małe przyciski i za duże kciuki :P
No i bardzo dobrze, nie ma co tego roztrząsać. Ważne, że już tego nie robisz, a przynajmniej się starasz. 
/No co poradzę na to, że mam taki, nie inny charakter? Tego sobie nie zmienię. Chyba, bo może czegoś nie wiem i jednak da się to zrobić. Zwróć jednak uwagę na to, że chociaż się staram. I jakoś nie bardzo przejmuję się tym, że jestem przewidywalny. Znaczy w tej sferze życia. W tych bardziej dla mnie znaczących potrafię być kreatywny. 
/A skąd mam niby wiedzieć, że coś jest na poważnie, a coś innego już nie? Wybacz, ale nadal nie jestem mistrzem w wyłapywaniu takich rzeczy. I nawet gdybym nie miał wtedy "gorszego dnia", i wszystko poszłoby tak, jak powinno pójść, to raczej i Rogersowi, i mnie byłoby już wszystko obojętne. Ja zabiłbym jego, Hydra zabiłaby mnie, bo nie byłbym im już potrzebny. Wszystko poszłoby zgodnie z ich planem i kto wie, może w Europie nie byłoby takiej jednaj wielkiej dziury. 
/Jest taki zwyczaj, że na grobie pozostawia się kamyk. Tak wyraża się szacunek do zmarłego i pokazuje się, że ważne jest dla nas jego bezpieczeństwo, że dbamy o niego. Ale to chyba już dość przestarzały zwyczaj i coraz częściej kładzie się po prostu kwiaty czy coś. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo przyznaję, że nie zagłębiałem się w to jakoś szczególnie.
/Jeśli naprawdę bym się uparł, mógłbym sam załatwić sobie reset. Wystarczyłoby znaleźć jakiegoś technika i grzecznie poprosić. Chociaż nie, wtedy nie zrobiłbym tego sam.
/Ta, a teraz wyobraź sobie, że masz metalowe palce, które nie mają nawet paznokci czy czegoś w tym stylu, a musisz skorzystać z dotykowego urządzenia, a rękawiczek niet. Niby to tak zaawansowana technologia, a Hydra pod wieloma względami spieprzyła to ramię.
/Z tym nie robisz i przynajmniej się starasz to też nie jest tak kolorowo, ale po co psuć sobie dzień zbędnymi tłumaczeniami, nie?