N, nie da się ukryć, że w filmie wygląda - co tu dużo mówić - zajebiście. W kwestii kostiumu i wyposażenia idą dobrą drogą, ale mam podobne zdanie co do wciskania twarzy pana Stana w komiksowy pierwowzór. Jestem właśnie w trakcie czytania tej serii. Chyba już w #8 wyraźnie to było widać. Szczególnie, jeśli chodzi o profil. A zaczyna się od niepozornego dołka w brodzie i smutnych paczałek... Zresztą, chyba kiedyś wstawiałaś screen z tego numeru, albo z któregoś z następnych. Podobieństwo uderzające.
/Tym bardziej, że taka zmiana komiksowemu Bucky'emu wcale nie wychodzi na dobre. Nawet wręcz przeciwnie, bo zwyczajnie chłopak przez to zbrzydł i stracił to coś - tę swoją iskrę zadziorności. A zyskał za to wygląd zbitego szczeniaczka i niebieskie patrzałki, choć wyraźnie widać było, że przedtem miał brązowe - klik. Widocznie kosmos mu nie służy.
Yelena, można powiedzieć, że to jak wygrana na loterii. Sporo się chłopak nauczył, trzeba to docenić.
Święta racja. Nawet nie zwróciłam uwagi, że faktycznie tak jest. To czym się zajmujecie całymi dniami i nocami?
/Och tak, miałam wielkie szczęście, że udało mi się trafić na tak cudowne i wyjątkowe indywiduum jak Jimmy. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest naprawdę niepowtarzalny. I żarty żartami, ale nie zmienia to tego, że trzeba być z niego dumnym. Staruszek robi postępy.
/Ja próbuję robić to, co dotychczas, a Jimmy robi... cokolwiek tam sobie robi albo podziwia ściany, zamiennie sufit. A z jaką pasją to robi! Czasem aż mu jej zazdroszczę.
Steve, raczej oczywistym jest fakt, że robi to specjalnie, ale podejrzewasz może, jaki może mieć w tym cel?
/Zdążyłem nauczyć się tego, że jeśli coś wydaje się być oczywiste, to zazwyczaj okazuje się, że tak naprawdę jest wręcz przeciwnie. Chciałbym myśleć, że Buck robi to, bo chce pozwolić nam się znaleźć, ale nauczyłem się także tego, że w tej sprawie nie należy nastawiać się nazbyt optymistycznie, bo łatwo można się zawieść albo dać zaprowadzić się w pułapkę.
James, nieee, to nie jest wielce szokujące, ale ostatnimi czasy naprawdę jesteś nadzwyczaj miły i kulturalny./Znowu ta ironia. No i po co staram się być miły, co?
No nie, nie jest usprawiedliwieniem, ale to raczej oczywiste, że może ci się wymsknąć jakiś cios, dopóki nie jesteś w stanie w pełni nad sobą panować. A jak nie będziesz miał przy sobie nic, co strzela, ani nic, co jest ostre i można tym rzucać, i jeszcze do tego strasznym zbiegiem okoliczności proteza się popsuje, a taka pani okaże się odważna i postanowi ci przyłożyć?
Zgadza się, gdybanie, ale możliwe do spełnienia. Różnie może być, ale chyba lepiej założyć sobie bardziej optymistyczną opcję, co? Teoretycznie to mniej stresów. W jakichś konkretnych sytuacjach ci tego brakuje?
Bardzo dobrze. Jeśli mogę prosić, to od razu o tym mów.
/Wiem, że może mi się "wymsknąć" i dlatego robię wszystko, żeby się to nie zdarzyło. Brak panowania nad sobą w połączeniu z moją siłą nie może się skończyć dobrze i zazwyczaj się nie kończy.
/Jeśli już zdarzyłaby się taka sytuacja, stwierdziłbym raczej, że taka pani jest po prostu głupia albo niespełna rozumu, a nie, że jest odważna. Brak uzbrojenia i popsuta proteza nie sprawiają przecież, że jestem bezbronny. Ale dobra, nieważne. W takiej sytuacji najpewniej wkurzyłbym się i rozsmarował jej mózg na najbliższej ścianie, zapominając o dobrych manierach.
/Raczej powinnaś już zauważyć, że ja po prostu nie lubię optymistycznych scenariuszy. Mam naturę pesymisty, moja szklanka zawsze jest bardziej pusta i wszystko jest bardziej czarne niż białe. Wolę założyć najgorsze, a potem miło się zaskoczyć. I czy czego mi brakuje? Nie czucia wstydu czy ogólnie całej tej niewiedzy? Na jedno w sumie wychodzi, więc nieważne. Ciężko wskazać mi jakieś konkretne przykłady. Po prostu często wolałbym wrócić do stanu, gdy nie musiałem bawić się w te wszystkie emocje i uczucia. Wtedy było prościej. Mogłem sterczeć mokry, wychłodzony, nagi i otoczony naukowcami i żołnierzami, i wszystko to było mi zupełnie obojętne. I jakkolwiek to zabrzmi, czasem tego zobojętnienia mi brakuje.