27 grudnia 2015

Astrid Löfgren

N, nie da się ukryć, że w filmie wygląda - co tu dużo mówić - zajebiście. W kwestii kostiumu i wyposażenia idą dobrą drogą, ale mam podobne zdanie co do wciskania twarzy pana Stana w komiksowy pierwowzór. Jestem właśnie w trakcie czytania tej serii. Chyba już w #8 wyraźnie to było widać. Szczególnie, jeśli chodzi o profil. A zaczyna się od niepozornego dołka w brodzie i smutnych paczałek... Zresztą, chyba kiedyś wstawiałaś screen z tego numeru, albo z któregoś z następnych. Podobieństwo uderzające. 
/Tym bardziej, że taka zmiana komiksowemu Bucky'emu wcale nie wychodzi na dobre. Nawet wręcz przeciwnie, bo zwyczajnie chłopak przez to zbrzydł i stracił to coś - tę swoją iskrę zadziorności. A zyskał za to wygląd zbitego szczeniaczka i niebieskie patrzałki, choć wyraźnie widać było, że przedtem miał brązowe - klik. Widocznie kosmos mu nie służy.
Yelena, można powiedzieć, że to jak wygrana na loterii. Sporo się chłopak nauczył, trzeba to docenić.
Święta racja. Nawet nie zwróciłam uwagi, że faktycznie tak jest. To czym się zajmujecie całymi dniami i nocami?
/Och tak, miałam wielkie szczęście, że udało mi się trafić na tak cudowne i wyjątkowe indywiduum jak Jimmy. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest naprawdę niepowtarzalny. I żarty żartami, ale nie zmienia to tego, że trzeba być z niego dumnym. Staruszek robi postępy.
/Ja próbuję robić to, co dotychczas, a Jimmy robi... cokolwiek tam sobie robi albo podziwia ściany, zamiennie sufit. A z jaką pasją to robi! Czasem aż mu jej zazdroszczę.
Steve, raczej oczywistym jest fakt, że robi to specjalnie, ale podejrzewasz może, jaki może mieć w tym cel?
/Zdążyłem nauczyć się tego, że jeśli coś wydaje się być oczywiste, to zazwyczaj okazuje się, że tak naprawdę jest wręcz przeciwnie. Chciałbym myśleć, że Buck robi to, bo chce pozwolić nam się znaleźć, ale nauczyłem się także tego, że w tej sprawie nie należy nastawiać się nazbyt optymistycznie, bo łatwo można się zawieść albo dać zaprowadzić się w pułapkę.
James, nieee, to nie jest wielce szokujące, ale ostatnimi czasy naprawdę jesteś nadzwyczaj miły i kulturalny.
No nie, nie jest usprawiedliwieniem, ale to raczej oczywiste, że może ci się wymsknąć jakiś cios, dopóki nie jesteś w stanie w pełni nad sobą panować. A jak nie będziesz miał przy sobie nic, co strzela, ani nic, co jest ostre i można tym rzucać, i jeszcze do tego strasznym zbiegiem okoliczności proteza się popsuje, a taka pani okaże się odważna i postanowi ci przyłożyć?
Zgadza się, gdybanie, ale możliwe do spełnienia. Różnie może być, ale chyba lepiej założyć sobie bardziej optymistyczną opcję, co? Teoretycznie to mniej stresów. W jakichś konkretnych sytuacjach ci tego brakuje?
Bardzo dobrze. Jeśli mogę prosić, to od razu o tym mów.
/Znowu ta ironia. No i po co staram się być miły, co?
/Wiem, że może mi się "wymsknąć" i dlatego robię wszystko, żeby się to nie zdarzyło. Brak panowania nad sobą w połączeniu z moją siłą nie może się skończyć dobrze i zazwyczaj się nie kończy.  
/Jeśli już zdarzyłaby się taka sytuacja, stwierdziłbym raczej, że taka pani jest po prostu głupia albo niespełna rozumu, a nie, że jest odważna. Brak uzbrojenia i popsuta proteza nie sprawiają przecież, że jestem bezbronny. Ale dobra, nieważne. W takiej sytuacji najpewniej wkurzyłbym się i rozsmarował jej mózg na najbliższej ścianie, zapominając o dobrych manierach.
/Raczej powinnaś już zauważyć, że ja po prostu nie lubię optymistycznych scenariuszy. Mam naturę pesymisty, moja szklanka zawsze jest bardziej pusta i wszystko jest bardziej czarne niż białe. Wolę założyć najgorsze, a potem miło się zaskoczyć. I czy czego mi brakuje? Nie czucia wstydu czy ogólnie całej tej niewiedzy? Na jedno w sumie wychodzi, więc nieważne. Ciężko wskazać mi jakieś konkretne przykłady. Po prostu często wolałbym wrócić do stanu, gdy nie musiałem bawić się w te wszystkie emocje i uczucia. Wtedy było prościej. Mogłem sterczeć mokry, wychłodzony, nagi i otoczony naukowcami i żołnierzami, i wszystko to było mi zupełnie obojętne. I jakkolwiek to zabrzmi, czasem tego zobojętnienia mi brakuje.

red hood.

Przez "niechlujny koczek" pana Barnesa, przypomniały mi się niektóre fanfiki, N. Haha. :D
Wesołych Świat dla Was!
Trochę późno, ale zawsze. :)
/Wyznaję zasadę, że im więcej Bucky'ego w koczku tym lepiej. Dlatego nie obrażę się, jeśli podzielisz jakiś ff :P

/A także spóźnione (trochę po terminie) życzenia dla ciebie i chłopaków! Więcej obcisłego spandeksu dla Wade'a!

Anonimowy

Bucky: Co według ciebie znaczy "jestem normalny"? Naprawdę nie zdziwiłoby mnie, gdybyś był przedstawicielem postawy pt."heteroseksualizm=jedyna normalna i słuszna orientacja", bo w twoich czasach była ona raczej popularna (postawa), ale wiesz, co mówi się o ludziach, którzy prezentują najostrzejszy sprzeciw wobec innych orientacji (np, uważają za nienaturalne wynaturzenie)? Że sami mają swoje za uszami ;)
/Jestem normalny, czyli nie fantazjuję o rozkładaniu nóg przed facetem, który kiedyś był moim przyjacielem. No chyba, że się mylę i to oznaka tego, że wręcz przeciwnie, z normalnością nie mam nic wspólnego. I mogę ci też zagwarantować, że "nie mam swojego za uszami", bo mężczyznami jestem zainteresowany w równym stopniu, co kobietami. Czyli wcale. Więc chyba jednak nie jestem do końca normalny.

Astrid Löfgren

N, okej, nie mam pytań.
Jak tak przyglądałam się tym jego dwóm imidżom, to w wersji "niegrzecznej" mu lepiej. Jest bardziej wyrazisty.
Koczek najważniejszy!
/Osobiście nie jestem fanką tego, że komiksowe uniwersum zmienia się pod wpływem tego filmowego, ale w przypadku Winniego jest inaczej. Nie da się zaprzeczyć, że inspiracja jego wyglądem z MCU wyszła mu zdecydowanie na dobre. Maska i gogle są o wiele lepsze od czarnej maski na oczy i cieszę się, że coraz częściej od niej odchodzą i idą w kierunku tego:
(W środku seria Winter Soldier: The Bitter March wygląda tak)
/Nie do końca podoba mi się jednak to, że coraz częściej Bucky zaczyna wyglądać jak pan Stan, co szczególnie widoczne było w serii Bucky Barnes: The Winter Soldier.
Yelena, szkoda, że póki co tylko jeden taki jest. Chyba. Gdyby było więcej, uzbierałabyś całe przedszkole. Nie no, żarty żartami, ale fajnie, że może na ciebie liczyć. Pomagasz mu w czymś szczególnym? Mam tu na myśli jakieś genialne plany, które szanowny pan Barnes postanowił zrealizować. 
/Może i tylko jeden, ale za to jaki! Nie zapominajmy, że liczy się jakość, nie ilość. I całe szczęście, bo czasem nawet jeden to zbyt wiele, by można go znieść i nie mieć przy tym ochoty wyskoczyć z jadącego samochodu. Ale robi postępy, bo już dawno nie miałam na to ochoty. Póki co.
/Ostatnimi czasy niczego nie kombinuje, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. I nie chcę być niemiła czy coś, ale "pan Barnes" i "genialne plany" użyte w jednym zdaniu, tworzą raczej oksymoron. 
Steve, a jak wygląda takie szukanie? To tylko i wyłącznie chodzenie po śladach Jamesa, czy może korzystacie z jakichś bardziej zaawansowanych technik? Albo to się jakoś wiąże. 
/Łapiemy się wszystkiego, co może pomóc - nagrania z monitoringu, zeznania, skrawki informacji, dane, które udało nam się wykr... uzyskać od innych organizacji, którym zależy na znalezieniu go.. Czasem Buck zostawia za sobą jakiś ślad, czasem coś, co można nazwać wskazówką. A przynajmniej wolę myśleć, że tym właśnie jest. 
James, a co ty taki kulturalny? Nie czepiam się, żeby nie było.
No ale przecież Yelena wie, jak cię powalić, więc się nie przejmuj. A jak się trafi taka perfidna i wredna kobieta, i jeszcze z organizacji, której bardzo nie lubisz, to zasada się nie zmienia?
Myślę, że kiedyś w końcu nabierzesz do tego trochę dystansu. Jeśli nie minie całkowicie, to może chociaż stanie się mniej uciążliwe.
No to mów, że nie chcesz, bo kiedy nie odpowiadasz to nie wiem, czy nie chcesz, czy przypadkowo pomijasz.
Jak zareagowała? Może i szok, ale za to jaki pozytywny.
/Naprawdę to, że potrafię powiedzieć "dziękuję" jest czymś aż tak szokującym? Jeśli tak, widocznie muszę nad sobą popracować.
/Czy fakt, że może, może nic jej się przy tym nie stanie, jest usprawiedliwieniem dla użycia siły? Nie wydaje mi się. A poza tym, jest zasada "Nie gryź ręki, która cię karmi." czy jakoś tak to leciało, i wolę się do niej stosować. A jeśli chodzi o "perfidne i wredne kobiety z organizacji, której bardzo nie lubię" to cóż, prościej i szybciej jest po prostu strzelić takiej w łeb. Po co brudzić sobie ręce, skoro zdecydowana większość z nich nie stwarza dla mnie żadnego zagrożenia w bezpośrednim starciu? Kiedyś może i nie mogłem się im sprzeciwić, ale to już minęło. Na ich nieszczęście. 
/"Kiedyś", "może" - to tylko gdybanie. Równie dobrze kiedyś mogę po raz wylądować w tym szambie. Chociaż fakt, wtedy na pewno przestałbym się tym przejmować, bo nie wiedziałbym, czym w ogóle jest upokorzenie. I skoro mam być szczery, nie będę ukrywał, że często tej niewiedzy mi brakuje. 
/No to mówię, że nie chcę. Teraz dobrze?
/Nie pokazała mi środkowego palca i nie wyszła, trzaskając drzwiami, więc można chyba powiedzieć, że nie zareagowała źle.