27 lipca 2015

Mad Aleks

James? Bucky? Czyli jednak Bucky? Zdecyduj się wreszcie chłopie...: Może mnie za to znienawidzisz (ale pewnie będzie warto), ale gdy natknęłam się na to; [link] od razu przypomniała mi się twoja historia o gorsecie, pończochach i obcasach. Wybacz mi :D
 A przez cały czas mówiłem Rogersowi, że ma bardziej uważać na swój szkicownik, bo wszystko się wyda. Ale uch, ciesz się, że nie widziałaś całej reszty. Tam pończochy idą w ruch.
 Ale tak serio, to już mnie to nie rusza. Za pierwszym razem dałem się wrobić, ale jednak to nie coś, co doprowadziło mnie do jakiejś wielkiej traumy. Lepiej się z tego śmiać. I wypraszam sobie, wyglądałem lepiej w pończochach.

Astrid Löfgren

N, aż sobie musiałam nowe gify powynajdywać. Jakie piękne historie można układać.
Zginie na dwa-trzy filmy, a potem znów zmartwychwstanie, zobaczysz. Kontrakt da się przedłużyć. Tylko ciekawe czy panu Evansowi nie znudziło się już bieganie w ciasnym kombinezonku.
 I problem w tym, że ponoć się znudziło i woli pójść w reżyserkę. Chyba, że dokonano by podmiany aktora. Niebieskookich, umięśnionych blondynów, którzy chcieliby ustawić się do końca życia w Holiłudzie znajdzie się na pęczki.  
 I cóż, w Avengers 3 pan Evans będzie już miał prawie czterdziestkę, a w 2028 byłby pod pięćdziesiątkę, więc raczej nie bardzo nadawałby się do grania gościa, który ciągle ma dwadzieścia parę lat :P 
Sam, na przykład co takiego nie przestało dziwić?
Można powiedzieć, że to taki trochę sposób na wyżycie się i pozbycie się choć minimalnej części napięcia. Tylko, no, trochę przesady w tym jest.
 Ostatnio grupa mutantów, którzy nazywają siebie "nieludźmi" chciała zniszczyć SHIELD, a potem wszystkich ludzi. To jest dziwne. Fakt, że w naszym zespole jest Wiedźma też jest dziwny. Nawet Steve i jego walec nadal są dziwni. Wiele rzeczy mnie dziwi.
 Facet przebiega dobre czterdzieści mil w pół godziny. Potem idzie rozwalić kilka worków na siłowni. Potem podnosi kilka ton. Potem urządza trening. A potem znowu robi przebieżkę na kilka okrążeń wokół bazy. To jest więcej niż "trochę" przesady. 
James, instynktownie wtedy zaczynałeś czuć, czym jest przyjaźń? Bo zakładam, że od razu tego nie wiedziałeś.
To cudownie, że tak uważasz.
I tak będę wnikać, bo mnie to ciekawi.
"A jeśli wszedłby pod moją nieobecność, niespodzianka byłaby jeszcze mniej miła" - jakieś przejęzyczenie się wkradło? Bo o to pytałam.
Nikt nie powiedział.
O tak, zbieram podpisy największych skurwieli świata. Takie hobby, co poradzisz. Tylko, cholera, nie zdążyłam Andrieja o autograf poprosić. Strasznie mi z tego powodu wszystko jedno. Uważam go za jeszcze gorszego od ciebie, a raczej od Zimowego - tak, dokonuję trójpodziału twojej osoby - chociaż ty z pewnością zabiłeś więcej osób.
 "Od razu" to ja nie wiedziałem niczego. Czułem, że to coś dobrego, miałem kilka prześwitów i fragmentów wspomnień, więc powoli układałem sobie w głowię jakąś definicję. 
 Cóż, przypomina takiego jednego gościa, którego kiedyś znałem. Uroczy człowiek, szalałabyś za nim, gwarantuję. 
 Ależ proszę, wnikaj. Polecam szukania informacji w dziale kryminalnym. Pochwal się, gdy coś znajdziesz. 
 Przejęzyczenie, każdemu może się zdarzyć. Chodziło mi, że jeśli wszedłby pod moją obecność to gorzej by się to dla niego skończyło.
 Następna. Skończcie z tym trójpodziałem, bo to trochę irytujące. Sam na tyle się nie dzielę i ograniczam do podziału na dwa. Ba, nawet zgodziłem się przecież na tego cholernego Bucky'ego.
 Fakt, z pewnością. Od '41 uzbierało się ich... dużo.
 I cóż. Dziękuję za uznanie za jednego z "największych skurwieli świata". Dobrze wiedzieć, że ktoś człowieka docenia. 

Rora T

Długo zastanawiałam się co ci napisać i powiem szczerze że wciąż nie jestem jego pewna. Podobną sytuację już przerabialiśmy i wtedy zareagowałeś w ten sposób, że co ja tam mogę wiedzieć, przecież to nie ma mnie robili eksperymenty i ja nie mam metalowej ręki, ale niech będzie. W końcu jak to mówić cel uświęca środki.
A więc tak... Nie mam zielonego pojęcia jak zacząć... Miałam przyjaciółkę. Była jedyną osobą której mogłam zaufać, ale to wszystko zmieniło się gdy poszłyśmy do innych szkół. Najpierw odwoływała spotkania, bo twierdziła ze nie ma czasu. Potem przestała dopisywać. I skończyło się na tym że na ulicy udawała że mnie nie zna, a ja jak głupia wciąż pisałam i dzwoniłam, bo miałam nadzieję że kiedyś odpisze. Myślałam że to moja wina, że ja coś źle zrobiłam. Długo czasu mi zajęło żeby zmienić zdanie, ale w końcu się udało. Po trzech latach, jak gdyby nigdy nic napisała, a ja się wcale nie ucieszyłam, bo mam do niej żal, że kiedy ja byłam w potrzebie nie pomogła mi, a ja zawsze byłam na jedno jej zawołanie. Ta rozmowa była okropna, a ja chciałam żeby jak najszybciej się skończyła. Najgorsze było to że ona chyba nie zdawała sobie sprawy ze minęły 3 lata i nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Myślała że tylko się odezwie i wszystko będzie ok, ale ja nie potrafiłam z nią tak po prostu rozmawiać. To mnie zaskoczyło i nie byłam na to gotowa.
A teraz sama się sobie dziwię, że to napisałam i totem jego w Internecie i totem ciebie. Chyba kompletnie już padło mi na mózg.
Ale wróćmy już to głównego tematu. Masz całkowite prawo czuć to co teraz czujesz i nikt nie powinien mieć do ciebie wyrzutów w jej sprawie. To ty byłeś gotowy zostać w budynku, który zaraz miał wybuchnąć, że względu na Steve'a. To ty wyleciałeś z pociągu, żeby ratować mu tyłek. A on co? Wolał żałośnie opłakiwać twoją śmierć w ramionach agentki Carter, niż poszukać twojego ciała, czy (to trochę szkolne co lewic napiszę) skoczyć za tobą. Na litość boską to Kapitan Ameryka! Skoro ty przeżyłeś to i no by przeżył. Masz prawo mieć żal co ty się obudziłeś jako ten zły, a on ciągle jest bohaterem. I pomyśleć że gdyby wtedy cię złapał wszystko potoczyło się inaczej... Teraz łatwo gdybać, wiem. Chcę też powiedzieć że masz rację. Steve chce cię odzyskać, bo jesteś jedyna osoba, która jest również częścią jego dawnego życia. Myśli ze wystarczy tylko cię znaleźć, by wszystko było tak jak dawniej. A Rogers przy okazji chce zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia, bo zapewniam cię że je ma.
Pamiętasz też jak ci mówiłam, że lepiej się wyżalić? Mi to nie pomogło. Myślę że i ty nie zaznasz spokoju dopóki nie porozmawiasz ze Steve'm i nie powiesz mu tego wszystkiego. Nie mówię od masz to zrobić już teraz, za miesiąc, czy za rok. Powinieneś to zrobić kiedy sam będziesz gotowy, bo nikt za ciebie tego nie załatwi.
Cóż, raczej zauważyłaś, że jeśli wtedy nie miałem ochoty rozmawiać na jakiś temat, zaczynałem zachowywać się jak obrażone dziecko, bo inaczej tego ująć chyba nie można. Teraz jeśli nie chcę rozmawiać, to mówię, że nie chcę rozmawiać. Ale fakt faktem- metalowej ręki nie masz. I dlatego tak zazdrościsz mi magnesików. Nawet nie zaprzeczaj.
 Jeśli dobrze rozumiem, to ja jestem taką przyjaciółką, tak? Przez własne lęki unikam Steve'a jak ognia, choć wiem, że zależy mu na kontakcie ze mną, i że stara się mnie odnaleźć przez cały ten czas. Przecież niby wiem, że nie powinienem tego odwlekać, bo może okazać się, że przyniesie to zupełnie odwrotny efekt od zamierzonego. Że wcale nie będzie lepiej, a zamiast tego spotkamy się po latach i okaże się, że nie mamy już sobie zupełnie nic do powiedzenia, i że nie będzie najmniejszych szans na to, by jakoś to naprawić. Że moje dawne życzenia się spełnią i Steve odpuści, stwierdzi, że już mnie nie potrzebuje, że nie da się mnie naprawić i naprawdę staniemy się dla siebie zupełnie obcymi ludźmi. Albo co gorsza okaże się, że ten kompletny idiota zrobi coś kompletnie głupiego, zaryzykuje za bardzo i będzie już za późno, by choć spróbować, bo nie miałem odwagi na porozmawianie ze sowim najlepszym przyjacielem. A tego bym sobie nie wybaczył. 
 Cóż, skoro nadal ze mną rozmawiasz, to chyba już dawno padło ci na mózg. Bez obrazy.
 Mogę mieć żal do Steve'a o naprawdę wiele rzeczy. O to, że dorabiałem na trzech etatach, by mu pomóc, że niejednokrotnie się dla niego poniżałem, że choć naprawdę nie lubiłem przemocy, to niemal codziennie obrywałem za jego niewyparzoną gębę, a gdy nie potrzebował już mojej pomocy, bo sam potrafił o siebie zadbać, czułem, że straciłem dla niego na znaczeniu, bo agentka Carter zajęła moje miejsce. To było jak cios w twarz, bo przecież na jego prośbę nie wróciłem do domu, tylko chwyciłem broń i poszedłem dalej. Mogę mieć żal o to, że niejednokrotnie zdarzało mu się kwestionować moje zdanie, choć miałem znacznie większe doświadczenie. Ale nie obrażałem się, udawałem, że wszystko jest dobrze, bo był moim cholernym przyjacielem, a ja obiecałem kiedyś, że będę chronić jego tyłek. Mam też do niego cholerny żal o to, że spojrzał w przepaść i zawahał się, bo te ułamki sekund zmieniłyby wszystko. Właśnie to zawahanie mam mu za złe. Ale cholera, nie to, że nie skoczył za mną z pieprzonego pociągu. Ledwo udało im się mnie po tym poskładać, więc Steve na pewno nie wylądowałby po tym bez szwanku. Więc co jeśli by tam umarł? Albo jeśli przyszli by także po niego? Przysięgam na Boga, a nie robię tego często, że gdyby Steve skończył tak samo jak ja, że jeśli dorwaliby także jego, a ja kiedyś cudem odzyskałbym pamięć, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie potrafiłbym żyć z myślą, że to wszystko moja wina, że to ja go na to skazałem. 
 Nie myśl jednak, że zrzucam całą winę na Steve'a, bo tak nie jest. Widocznie było mi to przeznaczone i Ten na górze zaplanował to nie bez powodu, a przynajmniej wolę w to wierzyć. Dlatego to akurat ja zwróciłem na siebie uwagę Zoli, dlatego przeżyłem upadek, który powinien mnie zabić, dlatego spotkałem Steve'a po pieprzonych siedemdziesięciu latach. Coś musi w tym być.
 Kiedyś byłem typem człowieka, który wolał dusić wszystko w sobie i wyznawał zasadę, że im gorzej się czuje, tym szerzej trzeba się uśmiechać. Nie lubiłem rozmawiać o swoich problemach, dlatego nigdy nie powiedziałem Steve'owi żadnej z tych rzeczy. Nawet o Zoli opowiedziałem mu dopiero, gdy tak poraniłem własne dłonie, że nie byłem w stanie utrzymać już broni, a on opatrywał mi się siłą, bo zapierałem się, że wszystko jest ok. Dlatego nie wiem, czy kiedyś będę w stanie wyznać mu wszystko, co leży mi na sercu. A jest tego wiele.

Astrid Löfgren

N, no właśnie, a picie na bankietach jest przecież ważniejsze niż posiadanie sterów :P
Znając umiejętności paczenia pana Evansa i pana Stana - cóż, taka scena mogłaby wywołać niemały szloch. To by było jak oglądanie katastrofy Titanica. Dlatego aż się boję, co to będzie, jak się znów "zaprzyjaźnią". Albo kiedy Cap zginie gdzieś po drodze w którejś części, co jest notabene prawdopodobne, jeśli twórcy poszliby kanonem. 
 Dodaj to do tego i Titanic może się schować. Nawet nie musieliby się odzywać, wystarczyłoby samo paczenie i już kupiliby żeńską część widowni. 
 Kanon kanonem, bo akurat jego to MCU zbyt sztywno się nie trzyma, ale jakoś muszą zakończyć wątek Capa, gdy panu Evansowi skończy się kontrakt. A jednak zabicie postaci (takie na śmierć, nie takie marvelowskie) byłoby najrozsądniejszą opcją. 
Sam, no tak, punkt widzenia zależy od punktu siedzenie. Dla was niektóre sprawy są pewnie normalką.
A jak jest z lubieniem? Podpasowali ci wszyscy?
On chyba tego nie robi, żeby zachować formę.
Zależy dla kogo. Mnie większość rzeczy jednak nie przestała dziwić. Widocznie jeszcze zbyt krótko w tym siedzę.
Zawsze staram się nawiązać dobry kontakt z osobami, z którymi mam pracować, więc można powiedzieć, że tak. Tym bardziej, gdy te osoby niejednokrotnie będą ratować mój tyłek.
Widziałem jak bez problemu przeciąga walec drogowy jedną ręką, więc nie, raczej nie. Nikt nie może być  nieustraszonym bohaterem, perfekcyjnym żołnierzem i idealnym liderem przez cały czas, ale Steve chyba o tym zapomina. Za bardzo się przejmuje i obwinia jeśli coś pójdzie nie tak. Zachowuje się jakby chciał wziąć na siebie całe zło tego świata, bo wmawia sobie, że to jego rola. Ciężko mu przetłumaczyć, że to nie prawda, i że wymaga od siebie zbyt wiele.
James, czyli to był jakiś szok? To musiało być dziwne uczucie. Ciekawa jestem co powiesz na to: [link]
W ogóle te mieszkanie to jakiś pustostan czy po prostu komuś je "grzecznie" odebrałeś? Jeszcze mniej miła? To się da?
Że też ci się chce. Więc gdzie teraz?
A może i być najbrzydsza, bylebyś się podpisał. Chcę mieć twój autograf.
 Dziwne to mało powiedziane. Sam śmiech był szokiem, bo wtedy nawet nie wiedziałem, że tak potrafię. W moim świecie nie było miejsca na takie rzeczy. A cała reszta... szok to o wiele zbyt małe słowo na uczucie, które towarzyszy przy uświadamianiu sobie, że facet którego prawie dwukrotnie zabiłem był kiedyś moim najlepszym przyjacielem, i że miałem kiedyś normalne życie. I było moje, nie Hydry. Nie ma chyba słów, by to opisać.
 Widzę bardzo przystojnego mężczyznę, co więcej miałbym powiedzieć? 
 Wypraszam sobie, niczego nikomu nie odebrałem. Ja je... znalazłem i nie wnikaj w to, jak to zrobiłem. Grunt, że tym razem nikogo o nic grzecznie nie prosiłem. I tak, ta opcja była o wiele mniej miła, bo uwierz, że każdy wolałby znaleźć samą broń i dostać kulkę, niż zastać Zimowego Żołnierza. I broń. I skończyć znacznie gorzej.
 A kto powiedział, że mi się chce? 
 Po co ci mój autograf? Podpisik od Czikatiło też masz?

Astrid Löfgren

N, Tony chyba nie miał wtedy ukończonych 21 lat, więc mógł. Ale mogę się mylić, bo nie pamiętam jak długo Stane rządził.
O wiele bardziej to do mnie przemawia niż sprawa z tańcem. Ten taniec z Peggy wydaje mi się jakąś tęsknotą, niespełnioną obietnicą czy marzeniem, a nie lękiem, który spędza sen z powiek. Może i jest to przykre, smutne, jednocześnie urocze, ale lęk? Naprawdę? 
 No tak, ale przecież osobą pełnoletnią jest się w stanach od ukończenia osiemnastego roku życia. Więc Tony bez przeszkód mógłby przejąć stery. Jedynie nie mógłby pić na bankietach :P 
 Dlatego wersja lęków ze Zjednoczonych wydaje mi się o wiele sensowniejsza. Tony obwinia się z powodu Ultrona. Thor z powodu Lokiego, bo nie ochronił go przed ciemnością, ale mimo wszystko nie przestał wierzyć, że jest w nim dobro. Steve obwinia się z powodu Bucky'ego. A scena, w której Winnie w pełnym umundurowaniu i z szerokim uśmieszkiem oznajmia Steve'owi "Chciałeś mnie uratować? Och, dzięki temu możesz spać w nocy? Okłamując samego siebie*?" mogłaby być albo świetna, albo skopana po całości. Wszystko zależałoby od tonacji. I do paczenia. Paczenie najważniejsze.

*Lecę z pamięci, więc nie jest to zapewne dokładny cytat.
Sam, uhu, to chyba się będzie działo, jak zbierzecie kolejnych superbohaterów. A myślałam, że wszystkie zadania są specjalne. Przynajmniej większość.
Kto ci najbardziej działa na nerwy w nowym zespole, o ile ktoś taki jest? No i czy Cap dalej taki wymagający w kwestii treningów? 
 Można je więc podzielić na mniej specjalne, czy związane z pewną neonazistowską organizacją, oraz bardziej specjalne, czyli choćby atak kosmitów na Nowy Jork. Albo zmiecenie miasta z powierzchni ziemi. 
 Mam nerwy ze stali, więc nie, raczej nie ma kogoś takiego. 
 Jest lżej, bo Natasha chyba wreszcie przemówiła mu do rozsądku i zrozumiał, że taka strategia nie zawsze zdaje egzamin. Ale Steve to Steve i nadal katuje samego siebie wielomilowymi biegami. Potrafi wyjść w środku nocy, wrócić na poranny trening i dawać sobie kolejny wycisk. Ale nie idzie wybić mu tego z głowy. 
 James, wciąż nie mam pojęcia, co ci się w tym imieniu nie podoba, pomijając to, po kim je masz. Nie brzmi wcale tak źle. Chociaż ja swojego też nie lubię.
Coś cię ruszyło, kiedy oglądałeś te filmy? Traktowałeś to jako ciekawostkę, czy raczej to było coś jak grom z jasnego nieba?
Oczywiście, że możesz, chociaż nie nazwałabym tego niedorzecznym. Właśnie o to mi chodziło, że to mieszkanie było czymś twoim, znanym i pewnie w jakiś sposób bezpiecznym.
Patrz no, o kartce nawet nie pomyślałam. Z następnego miejsca wyślij mi koniecznie. Pokrążyć - to znaczy?
 Zwyczajnie mi się nie podoba. Po prostu. Kolejna rzecz, która widać nigdy się nie zmieni. 
 Ciężko było mi pojąć, że to naprawdę ja na nich byłem. Że Steve nie kłamał, że naprawdę był moim przyjacielem, a ja byłem tam, rozmawiałem z nim, śmiałem się. Tego ostatniego szczególnie nie mogłem pojąć. Dla kogoś takiego jak ja była to czysta abstrakcja.
 Nie powiedziałbym, że było moje, bo to raczej za duże słowo. Ale wystarczało, że znałem tam każdy kąt, położenie każdego przedmiotu i wiedziałem, że jeśli ktoś wejdzie tam pod moją nieobecność, albo gdy akurat postanowię jednak zasnąć, to będzie miał niemiłą niespodziankę. Wystarczyło odpowiednie nastawienie broni. A jeśli wszedłby pod moją nieobecność, niespodzianka byłaby jeszcze mniej miła. 
 To znaczy spróbować zgubić potencjalny trop. Co tu więcej do tłumaczenia? 
 I jasne, wybiorę najbrzydszą. Ustaliliśmy to. 

Astrid Löfgren

N, te rozbieżności są strasznie irytujące. Chcesz mieć jakąś zgodność, to nie, nie osiągniesz tego, bo wszędzie jest inaczej.
No właśnie. Raz jest 8-10 (nawet 6 czy 7 mi się o oczka obiło), raz 13-16 - a takie "propozycje" też widziałam. Czasami chyba naprawdę lepiej sobie coś dopowiedzieć.
  Mogliby chociaż ustalić to, czy Buckyś jest rocznik 1916/17 czy jednak 1922, bo to jednak jest drobna różnica. Przemilczę już to, że raz ma jedną siostrę, raz dwie siostry i brata, a raz trzy siostry. Z Tonym jest to samo. Urodził się 1970 roku, papa i mama Starkowie zginęli w 1991, więc jak niby po ich śmierci Stane mógł rządzić firmą, aż Tony nie będzie pełnoletni? 

+ N znów ogląda Avengers Assemble (S02E21), a tam to:

Bucky: Zostawiłeś mnie na pewną śmierć, Steve. Porzuciłeś mnie.
Steve: Bucky, nie porzuciłem cię. Ja... starałem się cię uratować.
Bucky: Och, dzięki temu możesz spać w nocy? Okłamując samego siebie?
...
Steve: Masz rację. Zawiodłem cię. I będę musiał żyć z tą świadomością do samego końca. To moja kara. Przyjmuję (akceptuję?) ten ciężar.

I właśnie to jest ciemna strona Steve'a, to jest to, co zżera go od środka. I to ma o wiele większy sens, niż taniec z Peggy, który pokazali w AoU. Tym mnie ta bajeczka zaskoczyła.
Sam, mi też się wydaje, że pasuje. Kogo mają jeszcze na oku oprócz Ant-Mana? Jeśli wiesz i możesz zdradzić, oczywiście.
 Nie mogę podawać konkretów, ale wspominali o kimś, kogo nazywają "diabłem z Hell's Kitchen", a także gościu, który skacze, buja się na linach pomiędzy budynkami i chodzi po ścianach. Oprócz tego mają też w planach założenie kolejnego oddziału do tak zwanych "zadań specjalnych".
James, no bo przecież Jamesa Buchanana niełatwo pomylić. Raczej nie bazowałeś na tym, co było w muzeum, prawda?
W twojej obecnej sytuacji przywiązywanie do miejsc raczej nie ma sensu. Ale jak się już zdarzyło, to nie jest to zły omen. Mogłeś chociaż przez chwilę poczuć się, że coś należy do ciebie, a nie ty do kogoś. Mam nadzieję, że się nie mylę.
Opuściłeś już Serbię tak na marginesie?
 Już wolałbym, by zapomniano o cholernym Buchananie, ale jakoś to przeżyję. Samo muzeum niewiele mi dało. Jedynie to, że mogłem zobaczyć kilka starych filmów.Jeśli chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, sięgałem do biografii, archiwów, czy dawnych dokumentów.
 Zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma to sensu, ale przecież nie wszystko, co robię musi go mieć, prawda? Raz na jakiś czas też mogę zrobić coś niedorzecznego. Wiedziałem, że nie mogę tam zostać na długo, ale jednak dobrze było mieć świadomość, że można gdzieś wrócić. Choć przez chwilę.
 Och, no wiem, zapomniałem wysłać kartkę. Ale tak, choć trzeba teraz trochę pokrążyć.

Rora T

Tego nawet nie chce komentować. W ogóle cały pomysł z nawracaniem złych naukowców od Hitlera i Hydry to moim zdaniem dość... Szablony pomysł ale to nie czas i nie miejsce na gdybania.
Dobrze, już nie będę. Na kolejne komplementy będziesz musiał trochę poczekać.
Wiem, że to Rogers ale co w związku z tym? Więc zacznijmy od początku. Jakie są obecnie odczucia co do jego osoby. Zmieniło się coś czy wciąż jesteś mu przeciwny?
 Jeśli SHIELD samo zaprosiło Hydrę pod swój dach i to z szeroko otwartymi ramionami, powinno raczej przewidzieć, że może jej się spodobać i postanowi za bardzo się rozgościć. Brawa dla dyrektor Carter, świetnie jej poszło! Ale cóż, chyba jednak też wolę tego nie komentować.
 Ym, obecne odczucia co do jego osoby są... Znaczy, sądzę, że on jest... Nie wiem, co powiedzieć. Znaczy niby wiem, ale nie potrafię obrać tego w odpowiednie słowa. Wiem, że kiedyś był dla mnie kimś naprawdę ważnym, że był moim przyjacielem, niemal bratem, ale chyba coś zaczęło się zmieniać i psuć już na wojnie. Już wtedy widziałem, że to już nie było to samo. Ja już nie byłem taki sam, on nie był taki sam, ale i tak wskoczyłbym za nim w ogień. A teraz nie byłbym już chyba do tego zdolny. Bo może i nie chcę tego, ale gdzieś tam głęboko siedzi we mnie myśl, że to wszystko jest także jego winą. Wiem, że nie mogę go obwiniać, ale nie potrafię wyzbyć się myśli, że skoro pomagałem mu przez prawie całe życie, to dlaczego on nie pomógł mi, dlaczego mnie nie złapał? Nie mogę chyba powiedzieć, że jestem mu przeciwny, bo tak nie jest. Zwyczajnie przeraża mnie to, że miałbym przed nim stanąć.