11 sierpnia 2015

Astrid Löfgren

A ja wysłuchiwałam gorszych komentarzy, także spoko, nie obrażam się. Ale gdybym tak rzuciła... To i tak bym nie trafiła, gdybym nie stała co najmniej pół metra od ciebie.
Bo i sytuacja jest chyba cięższa, prawda? Więc wydaje się logiczne, że jest większy problem z ocenieniem za i przeciw jakiejś strategii czy pomysłu, a co za tym idzie trudność w wymyśleniu czegokolwiek, żeby było to w jakiś sposób owocne.
Dlatego, że mogłoby ci się już zwyczajnie nie chcieć kombinować jak przetrwać po tym wszystkim, co przeszedłeś. Chociażby przez zmęczenie czy niemoc. Z jednej strony fajnie, bo "wolność" a z drugiej nieustanna gonitwa. Nie na tym polega, masz rację.
Dobrze, że tak chcesz. Próbuj.
 Za to Becca miała naprawdę niesamowitego cela. Trafiała za każdym razem i to z siłą, której pozazdrościłby jej niejeden drwal. A gdy porównywałem ją do drwala, obrywałem raz jeszcze. Ciekawe dlaczego, prawda? 
 Tylko, że tym razem mam w głowię całkowitą pustkę. Żadnej strategii, Nic. Naprawdę nie mam pojęcia, co mógłbym zrobić. A ja nienawidzę bezsilności.
 Miałem takie okresy i nadal takie miewam. Ale wtedy próbuję sobie wmówić, że może kiedyś będzie lepiej. Może nie dobrze, ale choć trochę lepiej. Że może jakoś się ułoży.

Blue Greyme

Clint: roboty konkretnej czy roboty ogólnie?
Można chyba powiedzieć, że roboty ogólnie. Superbohaterowanie to raczej specyficzna branża i ciężko zrobić wszystko dobrze, gdy ktoś nieustannie patrzy ci na ręce i czeka na twoje najmniejsze potknięcie. Chyba nie zaprzeczysz?
Steve: ale jakiś kontakt macie? 
"Jakiś" to chyba w tym wypadku najlepsze określenie. Clint chciał się odciąć i naprawdę w pełni go rozumiem. Sytuacja jest napięta, więc chce mieć pewność, że jego rodzina będzie bezpieczna. Na jego miejscu postąpiłbym tak samo, by chronić bliskie mi osoby. Właściwie, cały czas próbuję to zrobić, ale nie potrafię.
James: ty szalenie rozmowny wariacie
A co miałbym powiedzieć? Wiesz, że wolę konkretne pytania.
Mam poopowiadać o wizycie w spel... pewnym klubie, czy lepiej o tym, że chyba zacząłem doznawać paraliżu sennego? Nic miłego, mówię ci.

Astrid Löfgren

Specjalista się znalazł. Jak ja bym chciała, żeby to były "kobiece rzeczy". Naprawdę.
A co, wstydzisz się, że nic nie wydumałeś? Żadna to ujma. Zdarza się.
Tego argumentu używam zazwyczaj wtedy, kiedy nie chce mi się tłumaczyć swoich pobudek. Więc chyba podobnie, co?
Patrząc na całe twoje życie to ja się dziwię, że ze wszystkim nie idziesz na łatwiznę. Wszystkiego można się nauczyć. Skończysz ze sobą (nie, nie mam tu na myśli śmieci, ale radzenie sobie z własnym ja), a później będziesz mógł się zabrać za innych, chociaż cały czas twierdzę, że nawet do takiej "nauki siebie" ktoś ci się przyda.
 Właśnie dotarło do mnie, że chyba mogłem ugryźć się w język, prawda? Cóż, wygadywałem gorsze rzeczy, a pamiętaj, że miałem trzy siostry. Cierpliwości do mojej osoby na pewno nie odziedziczyły po ma. Ty chociaż nie możesz niczym we mnie rzucić. 
 Dla mnie ujma. Zawsze miałem jakiś plan, w większości więcej niż jeden, a teraz nic. Zwyczajnie nie wiem, co powinienem zrobić.
 Dlaczego miałbym iść ze wszystkim na łatwiznę? Czasem fakt, zdarza się, ale przecież nie na tym polega życie.
 Wiem, że mogę nie dać sobie rady sam. I najpewniej tak to się skończy. Ale chcę chociaż spróbować i coś sobie udowodnić.

Astrid Löfgren

No ale już coś masz, czy nie? Przepraszam, myślę wolno, od tygodnia boli mnie głowa, więc prosiłabym o jeszcze bardziej klarowne formułowanie myśli. Dziękuję.
Sam ich używasz, więc nawet pasuje tu "Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie". Bo tak.
Możesz coś poradzić. Wszystko jest możliwe. Nie dziś, nie jutro, ale za lat kilka może się coś zmienić. Nie przewidzisz.
Oby mnie ta matka jednak kochała, bo nadzieja się ciśnie na tylu poziomach, że ojeju.
 Ach, ciężki tydzień. Rozumiem, kobiece rzeczy i te sprawy.
 Mam zarysy zarysu planu. Czyli można powiedzieć, że tak naprawdę to nic nie mam, ale wolałem się do tego nie przyznawać.
  Może czasem wymyślam argumenty na siłę, ale na pewno nie zapieram się nad swoją racją "bo tak" albo "bo nie".
 Tyle, że ja chyba nie bardzo chcę zacząć nadawać się do partnerowania komuś. Czasem zwyczajnie lubię pójść na łatwiznę, a jednak posiadania partnera, nieważne na jakiej płaszczyźnie, to jednak spora odpowiedzialność, bo trzeba martwić się też o drugą osobę, prawda? A nie zapominajmy, że ja ledwo potrafię zadbać o samego siebie. I to nie zawsze.

Julia Szałwińska

Gwiazdeczka! Ślicznie *-* a ja się pochwalę umiem liczyć do dziesięciu z niemca i parę przekleństw :D ale pomińmy ;P
Za bonus dziękuję, i kocham Cię za wysłanie mi jeszcze raz :*
Czyli tym razem nie ma problemu z otworzeniem pliku? Jeśli nadal nie działa, daj znać, a postaram się wymyślić coś innego :)
 Steve nadal masz nadzieję że Bucky siedzi, gdzieś tam w głębi Jamesa? [o matko jakie to denerwujące, pisać o nim jakby to były dwie inne osoby! -,-] Czy raczej już Ci przeszło? I jak się sprawy mają z Sharon? Co sądzisz o traktorze Clinta? Jakie zdanie masz o bliźniakach Maximoff? [teraz to właściwie o Wandzie, ale co się będziemy czepiać...]
 Jakim byłbym przyjacielem, gdyby "mi przeszło"? Zmienił się i w pełni to rozumiem, więc zwyczajnie muszę pogodzić się z tą myślą, bo Bucky był, jest i zawsze będzie moim przyjacielem. 
 Sprawy mają się raczej cały czas tak samo.
 Nie bardzo znam się na traktorach, więc nie wiem, co miałbym sądzić. Wybacz.
 Przez wydarzenia sprzed kilku miesięcy nadal ciężko jest mi spróbować w pełni zaufać Wandzie. Świadomość, że w każdym momencie może wejść do mojej głowy i wyciągnąć z niej co tylko zechce, zobaczyć każde moje wspomnienie, raczej tego nie ułatwia.
 A jej brat... cóż, mógłbym mówić o tym, że był dobrym, dzielnym człowiekiem, który oddał własne życie, by ocalić czyjeś, ale to byłby tylko słowa. Przyznaję, że nie wiem, co miałbym powiedzieć, bo zwyczajnie nie mieliśmy okazji się poznać. 

James może nie koniecznie chodzi mi o to że masz powiedzieć\napisać\zadzwonić z informacją że: ,,Wow! Przeżyłaś! A już myślałem że przez moją głupotę, będziesz wąchać kwiatki od spodu!" Tylko po prostu tak do niej napisz, i porozmawiaj swo... [chciałam napisać swobodnie, ale to chyba złe słowo] tak jak z nami. Bądź sobą. Upierdliwym jak mało kto, i upartym ale sobą. Co ty na to?
To że bez imienia da się żyć, to nie oznacza że takie życie jest dobre. Miło Ci było jak wołali na ciebie: ,,to"? Raczej nie. 
 Czasem byłem przed nią bardziej sobą, niż może ci się wydawać. Czasem aż za bardzo, bo przez to traciłem maskę i wyłaziło ze mnie to, co nie powinno. Widziałem jak na mnie patrzyła, gdy raz się nie dopilnowałem i zamiast rosyjskiego akcentu, słychać było ten dawny, brooklyński. Wiem też, że specjalnie mnie prowokowała, zagadywała i rozpraszała, bo nie chciała zostawiać mnie samemu sobie. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co działo się w mojej głowie. Ale wolę nie wtrącać się w jej życie raz jeszcze. Dosyć je spieprzyłem.
 Nie wiedziałem, że w ogóle powinienem mieć coś takiego jak imię, więc nie odczuwałem zbytnio jego braku. Dopiero, gdy docierało do mnie, że kiedyś je miałem, ale mi je zabrano, czułem, że coś jest nie tak.

Blue Greyme

Clint: co u Steva?
Nie jest aż tak źle. Jak na standardy SHIELD, oczywiście. Rząd wiesza na nas... na nich psy i raczej nie ułatwia roboty.
Steve: co u Clinta? 
 Wydaje mi się, że jest dobrze. Póki co, nada; nie chce do nas wracać.
Bucky: co u ciebie?
Wspaniale. Naprawdę.