No ale już coś masz, czy nie? Przepraszam, myślę wolno, od tygodnia boli mnie głowa, więc prosiłabym o jeszcze bardziej klarowne formułowanie myśli. Dziękuję.
Sam ich używasz, więc nawet pasuje tu "Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie". Bo tak.
Możesz coś poradzić. Wszystko jest możliwe. Nie dziś, nie jutro, ale za lat kilka może się coś zmienić. Nie przewidzisz.
Oby mnie ta matka jednak kochała, bo nadzieja się ciśnie na tylu poziomach, że ojeju.
Ach, ciężki tydzień. Rozumiem, kobiece rzeczy i te sprawy.
Mam zarysy zarysu planu. Czyli można powiedzieć, że tak naprawdę to nic nie mam, ale wolałem się do tego nie przyznawać.
Może czasem wymyślam argumenty na siłę, ale na pewno nie zapieram się nad swoją racją "bo tak" albo "bo nie".
Tyle, że ja chyba nie bardzo chcę zacząć nadawać się do partnerowania komuś. Czasem zwyczajnie lubię pójść na łatwiznę, a jednak posiadania partnera, nieważne na jakiej płaszczyźnie, to jednak spora odpowiedzialność, bo trzeba martwić się też o drugą osobę, prawda? A nie zapominajmy, że ja ledwo potrafię zadbać o samego siebie. I to nie zawsze.
Specjalista się znalazł. Jak ja bym chciała, żeby to były "kobiece rzeczy". Naprawdę.
OdpowiedzUsuńA co, wstydzisz się, że nic nie wydumałeś? Żadna to ujma. Zdarza się.
Tego argumentu używam zazwyczaj wtedy, kiedy nie chce mi się tłumaczyć swoich pobudek. Więc chyba podobnie, co?
Patrząc na całe twoje życie to ja się dziwię, że ze wszystkim nie idziesz na łatwiznę. Wszystkiego można się nauczyć. Skończysz ze sobą (nie, nie mam tu na myśli śmieci, ale radzenie sobie z własnym ja), a później będziesz mógł się zabrać za innych, chociaż cały czas twierdzę, że nawet do takiej "nauki siebie" ktoś ci się przyda.