13 lipca 2015

Astrid Löfgren

N, coś czuję, że w przyszłości wspólnie stworzymy wspaniałe opko. Świetnie uzupełniamy myśli!
Ja tam wciąż się będę dziwić. Przecież to takie niewinne wyrażanie myśli... :D
Och tak, mogłybyśmy stworzyć coś tak pięknie durnego <3 Tylko ten bóbr w tytule mógłby się dziwnie kojarzyć. Aż przypomniało mi się "Avengers miłość i zemsta" z synem Thora i Tony'ego, Lokim całym w łańcuchach i Natashą z tipsami!
I nie wiem, czy w przypadku takiego uzupełniania na pewno jest się z czego cieszyć :P
James, no więc kiedy byłeś sam, to jedyną rozrywką było myślenie, tak? I o czym wtedy myślałeś?
Bo ty na tym wschodzie pewnie samą słoninę wpieprzasz i tylko tak się czaisz, że niby kota dokarmiasz. Wygoglowałam największego gościa - umięśnionego - jakiego znam i się zdziwisz, bo jest jakoś tak dwa razy większy (lub szerszy, jak kto woli), ma ten sam wzrost i jest tylko 10-15 kg cięższy. Zagadka. Ale zgadzam się, czasami czynnik BMI jest niewspółmierny do rzeczywistego stanu.
Jejciuniu, jak ładnie sformułowałeś tę myśl. Czwarty raz to czytam i się nie mogę nadziwić. Gdyby nie te wspomnienia to już dawno byłbyś tak zdziczały, że już nic nie dałoby się zrobić.
Gdybym ci poopowiadała, co ludzie robili zwierzętom w celach "naukowych" to nawet ty byś się przeraził, gwarantuję ci, a opowiadałabym tylko o swojej dziedzinie. Z drugiej jednak strony gdyby nie eksperymenty, raczej nie mielibyśmy co liczyć na rozwój mnóstwa naukowych kierunków. Kwestia strasznie dyskusyjna i kontrowersyjna. Na ludziach też robiono. Nawet wiwisekcję. Nie wiem czy wiesz czym to jest, ale mniejsza, jakoś sobie ewentualnie sprawdzisz. Dawno, bo dawno, ale robiono. Obecnie też się jakieś przeprowadza, chociaż na pewno mniej drastyczne i takie, po których można człowieka wyprowadzić na prostą. A dlaczego dzieci innych gatunków? Bo zwierzęta nie protestują. Przynajmniej w mniemaniu ludzi. Czyli uważasz, że zwierzęta myślą? Jest na to jakiś dowód? O badaniach nad tym słyszałam, ale żadnych pewniaków, więc ciekawe jest to, co mówisz.
Chyba żartowałabym w ten sam sposób. Tak szczerze. Na pewno stwierdziliby, że umierasz i nic już ci nie pomoże. I wołaliby rabina!
 Opcji było więcej, ale miałem starać się nie uszkodzić, więc myślenie wydawało się być najbezpieczniejszym wyborem. Potem okazywało się, że jednak niekoniecznie, bo docierało wtedy do mnie, że coś jest w tej sytuacji, u diabła, nie tak. Czemu niczego nie pamiętałem? Jak straciłem ramię? Dlaczego nie miałem rodziny, skoro inni o nich  mówili? Dlaczego nie miałem nawet cholernego imienia? I dlatego woleli nie zostawiać mnie samego.
 Moja masa bez tego całego żelastwa to jakieś dziewięćdziesiąt parę kilogramów. Kiedyś moja waga zazwyczaj wahała się między sześćdziesięcioma kilkoma a góra siedemdziesięcioma kilogramami- zależało od sytuacji. Nie przesadzajmy więc, że jestem jakimś wybrykiem natury... a nie, jednak jestem, ale wiesz co mam na myśli? Rogers waży dobrze ponad setkę, jemu każ iść na dietę. 
 Nie możesz nadziwić się temu, że czasem i ja potrafię inteligentnie sformułować myśl? Cóż... dziękuję. Chyba.
 Zdaję sobie sprawę z tego, że wspomnienia jednocześnie są bolesnym przekleństwem i największym darem, jaki mogłem otrzymać. Czasem ciągną mnie na dno, a czasem same wyciągają mnie na powierzchnie i nie pozwalają zatonąć. I naprawdę wolę nawet nie myśleć o tym, kim byłbym teraz, gdyby nie one. Czym bym był. To bardzo mroczne myśli.
 Doskonale wiem czym to jest. Z autopsji. Kilkukrotnej. Byłem przecież jedynym, na którym udało się odtworzyć serum, więc prowadzili bardzo dokładne badania, które miały pomóc im w uzyskaniu jeszcze lepszych efektów. To akurat jedna z tych rzeczy, o których mówić nie bardzo lubię. Wspominałem jednak, że nie działają na mnie znieczulenia ani narkozy, więc wszelkie operację, nawet te polegające na wszczepieniu chipów do mózgu, robiono całkowicie na żywca. Więc to "dawno" wcale nie jest tak odległe, jak ci się wydaje. I wątpię, by coś z dziedziny pseudo-medycyny mnie przeraziło, bo swoje przeżyłem, swoje widziałem. I swoje zrobiłem. Po prostu nie mówię o wielu rzeczach. 
 Nie muszę ślepo wierzyć w jakieś badania, by móc mieć własne zdanie. Twardych dowodów na istnienie Boga także nie ma, ale ludzie w niego wierzą. Ja także. I wierzę też w to, że zwierzęta nie są bezrozumnymi, bezdusznymi istotami, które przez cały czas ślepo kierują się popędami, bo nie raz dały zaprzeczające temu dowody. Możesz uważać, że zwyczajnie próbuję dostrzec w nich coś, czego tak naprawdę nie ma. Masz do tego prawo.
 A Rogers, ten sukinkot, wtórowałby im i sprawdzałby mi temperaturę, twierdząc, że na pewno jestem chory. Śmiertelnie poważnym tonem kazałby mi wziąć tego cholernego Misia Bucky'ego, którego przesłała mi moja zdradziecka siostra, i kazałby mi iść się położyć, bo jest ze mną koszmarnie źle. Przerabialiśmy podobne scenariusze. Z perspektywy czasu mogę jednak powiedzieć, że lubiłem te ich naigrywania. Oczywiście wtedy za nic bym się do tego nie przyznał i udawałbym śmiertelnie urażonego.

Astrid Löfgren

N, "Winnie Badass i zaginiony bóbr" - może być? :D Wykorzystam. Myślę już, jak tu tak ładnie wpleść jakieś odbicie światła lub czyjejś twarzy we łzie.
I tylko czekać aż Steve wytarmosi go za policzki z mysim głosikiem "a titititi".
Albo zmienia imidż dla niepoznaki. Tak też może być. Z hodowania bobra przestawi się na hodowanie końskiego ogona. A później dojdzie do tego, że biedak będzie reklamował L'oreal. 
O, ja wiem! "Winnie Badass i tajemnica zaginionego bobra". I jak już to odbicie w kryształowej łzie samotnie spływającej po policzku i lśniącej w blasku księżyca.
I już mam pewność w tym, dlaczego ludzie się nas boją. Tak, stuprocentową,
James, no i oczywiście musiała mi się przypomnieć ruletka :( Nigdy, przenigdy nie zostawili ciebie samego?
Aż z ciekawości obliczyłam twoje BMI i chłopie, toż ty jesteś otyły! Z ręką czy bez ręki.
A no widzisz, zależy o jakich potrzebach mówimy. Potrzeba dotyku nie wlicza się czysto w potrzeby seksualne, więc znów się nie zrozumieliśmy. Dotyk buduje więź, to jest niezaprzeczalne. Przypomina mi się eksperyment, w którym zamknięto małpki w klatkach z dwoma atrapami matek. Jedna była miła w dotyku, druga druciana. Wiadomo, którą wybierały, a gdy nie miały możliwości wyboru, te od matki drucianej wyrastały na bezuczuciowe, bezwzględne i zimne. Psikus w tym, że później same były jak te druciane atrapy, bo nie oczekiwały "dobrego dotyku" i same nikogo takim nie obdarzały. Miło wiedzieć, że jesteś wyjątkiem i jednak odczuwasz potrzebę zwykłej bliskości bez podtekstów, mimo tego wszystkiego, co przeżyłeś. A wszyscy inni powiedzieliby ci, że zwariowałeś i Dugan nie dałby ci żyć, zgadza się?
 W tym tak zwanym "czasie wolnym"? Czasem zostawiali, bo zwyczajnie nie mieli innego wyboru, ale woleli jednak nie robić tego zbyt często. Chyba nic w tym dziwnego.
 O tak, przecież tłuszcz aż ze mnie spływa. Wszystkiemu jest winne jedzenie świństw i zbyt mało ruchu, mówię ci. To całe BMI to raczej bezużyteczna rzecz, skoro mięśnie ważą znacznie więcej niż tłuszcz, czyż nie? Sama waga też nie jest zbyt dobrym wyznacznikiem. Możesz przecież ćwiczyć, by zrzucić kilka kilo, a strzałka na wadze cały czas może iść w górę, choć oczka na pasku będą się zmniejszać.
 Często się mijamy i nie do końca rozumiemy, więc to raczej żadna nowość. Pewnie gdyby nie to, że mam wspomnienia z czasów sprzed Zimowego Żołnierza, też byłbym jak te małpy, bo natykałem się tylko na drut i kolce. Ba, przecież byłem taki na samym początku. Zachowywałem się wtedy jak dzikie, przestraszone zwierze zagonione do kąta i nie mogłem zrozumieć tego, że ktoś wyciąga dłoń, by pomóc, nie by uderzyć. Jednak z czasem wspomnienia wracały, a ja zacząłem odczuwać potrzebę zwykłej, nie podszytej niczym bliskości, bo odkryłem, że może być to po prostu... kojące, że tak powiem.
 I dlaczego ludzie robią testy i eksperymenty na dzieciach innych gatunków, a na tych własnego gatunku nie? Argument, bo zwierze nie czuje i nie myśli raczej marny, bo czasem słyszałem podobne i niespodzianka- nie mieli racji.
 Nie daliby żyć to raczej zbyt delikatnie powiedziane. To robili, gdy czasem zdarzało mi się powiedzieć coś mądrego. Od razu zaczynało się gadanie, że jestem chory, że się zatrułem, że zbyt dużo czasu spędzam z Rogersem i powoli zaczynam się w niego zmieniać, a tego oni nie zniosą... przykłady można by mnożyć. Nawet nie chcę wiedzieć, jak zareagowaliby na to.

Julka Szałwińska and Marta i Miłek

Sharon duuużo pytań bo mnie przez dwa tygodnie nie będzie:
Co czujesz do Steva?
Ulubiony smak lodów?
Jakim szefem jest Nick?
Ulubiony fast-food?
Trudno było upilnować Capa?
Czy naprawdę jesteś pielęgniarką?
Ile miałaś lat kiedy zostałaś agentką, a ile gdy zaczęłaś się szkolić?
Co sądzisz o tym upierdliwcu Bucky'm?
Starczy ci :D
Kapitana Rogersa darzę szacunkiem. Nasze relacja przestałby być już tak chłodne, jak po Waszyngtonie i można powiedzieć, że jesteśmy dobrymi znajomymi, ale nic ponad to.
Czekoladowe. Bezdyskusyjnie.
Takim, któremu lepiej było za skórę nie zachodzić. Był jednak właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. SHIELD od dawna nie miało lepszego dyrektora, bo ciężko zaliczać Pierce'a do tego grona.
Uwielbiam hot dogi.
Pilnowanie Kapitana było o wiele prostsze, niż zakładałam. Jego rozkład dnia był bardzo monotrony, rzadko zdarzały mu się też jakieś spontaniczne wyjścia czy wyjazdy, a mieszkanie pełne było podsłuchów i zabezpieczeń.
Nie, nie jestem pielęgniarką. Zostałam przeszkolona do badań strategicznych, rozeznania w terenie i analizy danych. 
Kiedy z rekrutowano mnie do SHIELD miałam 26 lat, a "odznakę" pełnoprawnego agenta otrzymałam po przejściu etapu próbnego, czyli po dwóch latach i dopiero wtedy mogłam udawać się na misje bez nadzoru.
Mam wobec niego mieszane uczucia. Z jednej strony jest to żal i pewne zrozumienie, a z drugiej chęć dorwania i wsadzenia do celi.

Astrid Löfgren

N, może pan Stan mimo misiowatości będzie w stanie stworzyć Winniego Badassa bez bobra. Potrafi grać oczętami, więc może tu tkwi psikus. Tu popacza, tam popacza, zmarszczy brwi i będzie zło wcielone, a później uroni łzę. Albo zaczynają kręcić sceny, gdzie Winnie już się ogarnął i stał się dość miłym misiem. Kto ich tam wie.
 "Winnie Badass bez bobra i samotna łza"- niezły tytuł na ff. Mówię ci, wykorzystaj go!
 Oj no, ja wiem, że pan Stan potrafi paczać i ronić łzy jak nikt inny, ale Winnie z aparycją misia-pysia to już po prostu nie to samo :( 
 Zdjęcia kręcone są w Atlancie, Buckysia z więzienia wyciągnęli (albo sam się wyciągnął), więc miał już czas i szansę na pozbycie się zdechłego zwierza.
James, skoro rozkaz to zakładam, że go wykonywałeś, więc co wtedy robiłeś? Bo raczej nie biegłeś na potańcówkę do remizy.
Że w ziemię wgnieciesz samochód? Ile te ramię może ważyć? Z 30 kg? Wyglądasz bardzo niepozornie, to fakt, chociaż kiedyś myślałam, że stówkę na bank przekraczasz.
No tak, to jedna z podstawowych potrzeb, ale biorąc pod uwagę te wszystkie ekscesy, które urządzały ci chore psychicznie panie z Hydry, panowie może też, nie wiem i nie wnikam, znaczne uszkodzenia mózgu, twoje negatywne nastawienie do siebie, aseksualność, stres i ubezpłodnienie, które może prowadzić do zaburzenia gospodarki hormonalnej, i jeszcze coś bym wynalazła, ale już mniejsza, to wydawało mi się wielce prawdopodobne, że jesteś takim wyjątkiem. A tu zonk. No nieźle.
Zawsze reagowałeś złością na złość, że tak powiem?
 Zawsze znajdował się ktoś, kto mnie pilnował i pomagał jakoś zorganizować czas. Woleli nie dopuszczać do tego, żebym się nudził, bo zbyt dużo wtedy myślałem. Poznałem więc wszelkie gry karciane, gry z użyciem broni, z użyciem alkoholu, albo z użyciem wszystkich tych rzeczy jednocześnie.
 W ziemie to może nie, ale raczej ciężko byłoby go po tym przywrócić do stanu używalności. Nie znam jego dokładnej wagi, ale zapewne oscyluje ona w okolicach dwudziestu-kilku kilogramów. Moja waga z protezą i całym żelastwem, które mi wszczepiono to jakieś sto dwadzieścia parę kilo. Jestem jak piórko.
 W potrzebie dotyku wcale nie musi chodzić o seks, a właśnie o sam komfort z tego dotyku wynikający, prawda? Wyobraź sobie, że jedyny dotyk jakim cie przez lata obdarzają, wiąże się z brutalną przemocą albo zabiegami pseudo-medycznymi, które są nawet gorsze. I uwierz, że nie ważne jak aspołeczną osobą byś była, czasem potrzeba zwykłego, nie podszytego niczym dotyku, byłaby niemal nie do zniesienia. Wiem, co mówię. Zdaje sobie też sprawę z tego, jak teraz brzmię i z tego, że gdybym powiedział to dawnemu sobie, to pewnie padłby ze śmiechu, ale z czasem priorytety i potrzeby zwyczajnie się zmieniają. Taka prawda. Wcale też nie zaprzeczam, że takim wyjątkiem nie jestem, więc chyba jednak żaden "zonk". 
 Nie, raczej nie. Przynajmniej wydaje mi się, że nie.

Astrid Löfgren

E tam, zajęło mi to max. 10 minut.
Pogoda winna na pewno, bo ja dzisiaj też nie myślę niemal w ogóle, a do tego łączę wątki strasznie wolno.
Zaciekawiona tą informacją udałam się w odmęty instagramka, bo oczywiście żadnych nowości nie widziałam dopóki mnie nikt nie oświecił, i jakże jestem szczęśliwa, że pozbył się bobra! Bucky Bear jak malowany, tak <3
Trochę szkoda bobra, bo jednak pod imidżem na bezdomnego, często zaglądającego do butelki drwala, kryło się jednak "to coś". Teraz przez to, że mu się troszkę przybrało, naprawdę wygląda jak misiek. Coś więc chyba poszło nie tak, bo o ile pan Stan naprawdę wydaje się być sympatyczny i mu ta misiowatość pasuje, o tyle strasznemu Zimowemu już trochę mniej :P
James, cóż, raczej nie lubię samego Isayeva, bo jak mogę lubić kogoś, z kim nawet słowa nie zamieniłam, ani nawet nie widziałam, ale lubię to, w jaki sposób go wspominasz. Dzięki temu, co o nim mówisz, zaczynam go sobie wyobrażać jako całkiem normalnego, o zgrozo!, Rosjanina, który miał trochę więcej w głowie niż sam olej. Musiał mieć jaja ze stali, nie ma innej opcji.
A jak podskoczysz to się podłoże trzęsie? Przepraszam, że o to pytam, zupełnie nie rozumiem, skąd mi się to wzięło, no ale muszę. Przestaję się dziwić twoim humorkom. Frustrująco to wszystko brzmi.
To ty masz jakąś potrzebę "bliższego kontaktu fizycznego"? Jeśli nie chodziło ci o podanie ręki oczywiście. Dobra, czepiam się, nieważne. Kij w tyłku to dziwna sprawa, bo teoretycznie też taki powinieneś mieć, zważając na podobieństwo nieposkromionej siły do siły pana R. Chyba że masz, ale raczej cię o to nie podejrzewam.
No nie, raczej nikt.
 Może źle to ująłem. Chodziło mi o to, że i ja lubię jego wspomnienie, bo ciężko stwierdzić, czy naprawdę lubiłem jego. Wątpię. Raczej nie byłem wtedy zdolny do takich uczuć i wydaje mi się, że po prostu wolałem przebywać w jego towarzystwie, bo było znacznie... milszą alternatywą. Rozkaz "Rób, co chcesz, tylko zbytnio się nie uszkodź" zdecydowanie był moim ulubionym. I jednocześnie najtrudniejszym do wypełnienia, bo nie bardzo wiedziałem, co znaczy "chcieć".
 Mogę wyrządzić niemałe zniszczenia, jeśli będę zeskakiwać z dużej wysokości i bez problemu wgniotę samochód, ale nie, zwykłym podskokiem, w który nie włożę zbyt dużo siły oczywiście, takiego efektu nie uzyskam. Więc nie, nie trzęsie się, bo wbrew pozorom wcale nie ważę aż tak dużo. Gdyby odliczyło się wagę ramienia, na wadze nie stuknęłaby nawet setka. 
 Nie oszukujmy się, czasem każdy miewa momenty, w których taką potrzebę ma. Niektórzy częściej, niektórzy rzadziej. Normalna ludzka rzecz. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo jednak zawsze są jakieś wyjątki.
 Raczej powinnaś zauważyć, że jestem dość specyficznym typem i nie wszystko poukładane mam tak jak trzeba. Steve ma kij w tyłku, a ja jeśli coś zepsuję, to rzucam bluzgami, wściekam się i mam ochotę rozwalić coś jeszcze. Takie moje małe dziwactwo.