N, o nie się nie martwię, właśnie o pana czerwonego blondaska głównie chodzi. Już mnie boli na samą myśl, że nasi tajniacy być może będą musieli się z nim bezpośrednio zetrzeć.
Albo Steve, żeby Bucky znów był samotny a jego dramat mógł osiągnąć szczyt. Za nieprzewidywalność najbardziej lubię twoje teksty.
/Och, to pan biały blondasek z czerwonymi oczętami. Był albinosem, ale dzięki Departamentowi zaczął wyglądać... cóż, tak. No i nieco zaspojleruję - tak, nasi sekretni tajniacy na niego wpadną. Jednak nie wszyscy.
/Gdyby Steve teraz (ekhem, to Civi War, ekhem) zginął, z Bucky'ego nie byłoby już czego zbierać. No i dziękuję bardzo za komplement!
Steve, dlaczego masz opory?
Zawsze możesz udawać, że zapomniałeś. On by miał zajęcie, i ty też – takie trochę na rozluźnienie, a oprócz tego mielibyście okazję do pogadania. Kto wie, może akurat przy takim treningu by się otworzył. I byłoby to też wyrazem jakiegoś zaufania. No ale, skoro skłaniasz się ku tarczy, to czy rozmawiałeś o tym z T’Challą? Chyba do niego należałoby ostatnie słowo.
A co pierwotnie zamierzaliście zrobić?
/To Bucky. Nie chcę mu rozkazywać. Spędził już zbyt dużo czasu na wykonywaniu rozkazów, więc wolę jednak próbować z prośbami.
/Buck i ja ostatnio rozmawiamy coraz więcej, więc wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze. Ale może spróbujemy też ze strzelnicą, choć przyznaję, że nie myślałem o takim rozwiązaniu. Jakoś automatycznie odrzucałem wszystko, co miało związek z bronią. Jak widać nieco błędnie. I tak, oczywiście rozmawiałem o tym z T'Challą.
/Udało nam się przechwycić informację o tym, gdzie i kiedy odbędą się następne rozmowy dotyczące azylu, wstępnie zawęziliśmy liczę hoteli, w których mogła zatrzymać się Schmidt, i tam zamierzaliśmy do niej dotrzeć. Clint i Bucky niejednokrotnie w pojedynkę odbywali takie misje, więc mają w nich doświadczenie, co jest bardzo pomocne. Niestety teraz, gdy pojawił się Red Death, wszystko się skomplikowało.
Bucky, jak mam rozumieć zignorowanie pierwszej części wypowiedzi?/Możesz rozumieć tak, jak sobie tylko zechcesz. Niczego nie narzucam.
Rzeczywiście, mało istotny niuans. Ktoś taki jak Wanda mógłby go powstrzymać twoim zdaniem? Czy to naprawdę typ, który rozpieprzy wszystko i wszystkich, o ile coś mu się nie spali w przewodach?
/A czy to coś zmienia? Teraz i tak wyrżnie w pień wszystko co się rusza, więc co za różnica, że przedtem też miał takie ciągoty? Liczy się tu i teraz. A tu i teraz jest... No, nie będę kłamać, mam zamiar spieprzać, gdy tylko go zobaczę. Maximoff może sobie zostać i próbować zrobić na nim te swoje czary-mary, droga wolna, ja nie zamierzam odejść z tego świata w taki sposób.