No ale tu chyba jest problem: a były szczere?
Ale ja jestem nie-wredna, jeżu.
Ta, zdążyliśmy.
Jakiejś? Znowu ci wariują wspomnienia czy nie pamietasz.. rzeczy?
Mogę spekulować ze, to wszystko zaczęło się jak wybrałeś prace solo. Trochę jednak współpracowałeś (nie użyję tu innego słowa bo sie obrazisz) z Yeleną, byłeś spokojniejszy, bo zawsze miałeś kogoś, kto ''ubezpieczał ci tyły'', i komu ufałeś. Mogłeś spać, jeść. Mało bo mało, ale zawsze. Jednak nagle uznałeś ze to złe, chociaz tak naprawde w końcu zrobiło się u ciebie okej.
Ale przecież i tak nie będe miała racji, nie? :P
/Proszę cię, masz jeszcze jakieś wątpliwości? Oczywiście, że nie, nie były. Jak sama przecież zauważyłaś - zdążyliśmy już przerobić ten temat.
/Moje wspomnienia nigdy nie przestały wariować. Zawsze były chaotycznym zlepkiem niepasujących do siebie i wyrwanych z kontekstu obrazów i dźwięków. Mijało sporo czasu zanim udało mi się poskładać do kupy choć część z nich. Oczywiście jeśli do tego czasu nie zdążyłem ponownie zapomnieć części fragmentów. A zdarzało się to i nadal zdarza zdecydowanie zbyt często. Dlatego nazywam to jakąś normą.
/To zaczęło się o wiele, wiele wcześniej i tak naprawdę nigdy się nie skończyło, a po prostu... przycichło na jakiś czas, bo miałem czasu na wisielcze, samodestrukcyjne myśli. Ja to wiedziałem, ona to wiedziała i właśnie dlatego mi na to nie pozwalała. Znała to z autopsji. Nie rozmawialiśmy o tym, no, prócz jednego wyjątku, ale nawet bez tego to wiedziałem. I z jednej strony ta wiedza pomagała, bo... nie musiałem mówić zbyt wiele, by zostać zrozumianym. A z drugiej... im lepiej się dogadywaliśmy, tym bardziej przygniatało mnie poczucie winy.