7 stycznia 2016

Astrid Löfgren

Yelena, dokładnie. Wydaje mi się, że próbowanie bycia "tamtym Bucky'm" nie wyjdzie mu na dobre, bo to już po prostu nie on.
Och, już myślałam, że to jakaś jedyna broń, która będzie w stanie go zabić.
Bez jego wiedzy da się wprowadzić ćwiczonka. Za którymś razem może się skapnie, ale zawsze to coś.
/Dobrze więc, że jednak nie za bardzo poświęca się próbowaniu i nie rzuca na głęboką wodę. Jest więc szansa, że jeśli już spróbuje bycia tamtym gościem, obierze metodę małych kroczków. Wtedy jest nadzieja, że nie będzie aż tak źle.
/James nie jest nieśmiertelny. Twarda z niego sztuka i trzeba się postarać, by trwale wyłączyć go z gry, ale nie jest to niemożliwe. A dobra broń i pewne oko zdecydowanie w tym pomogą. 
/Jeśli zorientuje się, że robię to bez jego wiedzy, nie mówiąc już nawet o zgodzie, najpewniej poczuje się zwyczajnie oszukany. Jego zaufanie zdecydowanie nie jest czymś, co łatwo sobie zaskarbić, więc wolę najpierw spróbować przekonania go.
James, ja tam na czuja oceniam, że to chyba działa podobnie jak w reszcie ciała. A to dobrze. Zwykli ludzie latami nie dochodzą do siebie, a tu proszę. Jest nadzieja.
I pewnie nie wiesz, co masz robić, żeby tak się nie stało?
/Strzelam, że zwykłym ludziom nikt nie wgrywał raczej rozkazów wprost do mózgu, ani nie smażył go za każdym razem, gdy zaczynał działać tak, jak powinien, więc porównywanie tego trochę mija się z celem. Nie żebym narzekał. Przez większość czasu nie marzę o byciu śliniącą się roślinką.
/I widzisz jak dobrze mnie znasz? Nie, nie wiem. Chociaż to raczej żadna nowość, nie wiem naprawdę wielu rzeczy.

Rakshasha M.

[...]
Yey, nadrobiłam zaległości ^^
Zgadzam się z Astrid - to "Bucky" na końcu jest rozczulające, nawet biorąc pod uwagę tysiące powodów mniej lub bardziej rozczulających, które mogą się za tym kryć. Ta część jest przyjemna, fajnie pokazuje subtelne zmiany zachodzące w panu Barnesie - mi na przykład ta prowokacja Yeleny na początku się podoba, to jakaś iskra charakteru, chociaż niekoniecznie przyjemnego, jakiś taki przebłysk, no, coś! (bo nie umiem wyjaśnić, o co mi chodzi) - jednakże muszę przyznać, że #19 spodobało mi się bardziej. No, bo ja lubię sceny z emocjami i naprawdę bardzo ładnie udało Ci się to opisać, nawet błędów nie było! ^^
P.S. Przepraszam, że tak raz odpisuję, raz nie - nie potrafię zachować stałości w czymś, zero systematyczności we mnie. Pracuję, tworzę i w ogóle chyba wszystko zrywami, tak mam, niestety, ale zaglądam regularnie! ^^
/Bucky to Bucky - potrafi być rozczulający nawet wtedy, kiedy nie ma takiego zamiaru. A raczej głównie wtedy, kiedy go nie ma.
/A co do trudnego w wyjaśnieniu cosia - powiem tylko, że "Więc co, gdybym powiedział ci, żebyś strzeliła mi w głowę, zrobiłabyś to?" nie wzięło się znikąd i nie bez powodu Winnie sięgnął właśnie po to, próbując sprowokować pannę Belovą. Nie zapomniałam o tym, że ta dwójka ma za sobą wspólną przeszłość, i zostanie ona jeszcze nie raz wspomniana. A i Buckyś będzie miał jeszcze okazję pokazać się od tej mniej przyjemnej strony.

/A w #19 na pewno błędy były. Po prostu za słabo szukałaś :P!

/I nie przesadzajmy, nie musisz przecież przepraszać za to, że brak ci na coś czasu. Normalna, ludzka rzecz :)

+ Pomęczę także ciebie - klik.

Astrid Löfgren

Wanda, a właśnie, te słuchanie myśli. Możesz to kontrolować? Tzn. słyszeć i nie słyszeć wtedy, kiedy chcesz?
/W większości przypadków udaje mi się wejść do czyjejś głowy i wyjść z niej bez ujawniania swojej obecności, choć staram się nie robić tego bez zgody innych. Oczywiście nie w przypadkach, kiedy jest to konieczne. Wtedy nie ma czasu na grzeczności. 
Yelena, i tak to niemal cud, że "Bucky" już go tak nie irytuje. Pamiętam, jak wcześniej zapierał się, że nim nie jest i nie chce być, bo przecież Bucky to bohater, a on już go nie przypomina. Niezły progres.
Jakąś specjalną broń?
I w takich sytuacjach dopiero wychodzi, co tak naprawdę mu popieprzyli w głowie. Cóż, ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć, chyba tylko to mu pozostaje. 
/To raczej nie tak, że on nie chce nim być. Raczej boi się, że sobie nie poradzi, nie da rady nim być. Czas nie stanął w miejscu, wiele się zmieniło i James zwyczajnie czuje presje dorównania komuś, kim kiedyś był, jednocześnie będąc przekonanym, że na to nie zasługuje. 
/Nic specjalnego. Zwykły Cop 357. Ma niewielkie rozmiary, więc łatwo można go ukryć, ale także mocną amunicję i moc obalającą. 
/Fakt, za bardzo nie ma wyboru, ale nie zmienia to tego, że jakoś brak mu motywacji i wymiguje się przed ćwiczeniami jak tylko może.
James, no tak, ale czym innym jest "regeneracja" ośrodkowego układu nerwowego, a czym innym regeneracja reszty tkanek. Poszatkowany płat się nie zregeneruje, przecięte półkule się cudownie nie złączą (nie wiem, czy to też ci zaserwowali, daję tylko przykład), ale ranę jednak wypełni nowy naskórek, a kość się zrośnie. Wychodzi na to, że po prostu wszyściuteńko masz podkręcone.
W sensie do czego cofać? Do tego, że znów będziesz tracić pamięć, itd.?
/Nie znam się ośrodkowym układzie nerwowym, ani na tym, jak się ona regeneruje, bo nie mogę tego ocenić tak, jak zrastania się kości czy leczenia ran. Nie ukrywam też, że nie rozumiem niemal niczego, co jest z tym związane i nie wiem, czy przecinali mi półkule, dlaczego mieliby to zrobić, i czy udałoby im się zrosnąć. Przykro mi, nie wiem tego. Mogę powiedzieć ci tylko, że tak, serum podkręciło mi niemal wszystko. 
/Tak, o to właśnie mi chodzi. O moment, w którym niby wszystko będzie już dobrze, a potem znowu zacznę zapominać, cofać się do tego, czym byłem na samym początku. To byłoby... nie potrafię tego określić.