N, ta chwila, kiedy nie wiesz czy patrzysz na długowłosego sierściucha, czy jednak na zdrowo przekarmionego kiciusia. Ale tak, tak prawdopodobnie wyglądałby Bucky w kociej wersji. Tyyyle futerka do kochania <3
/Ten kiciuś może być jednocześnie nieco zbyt puchaty i nieco przekarmiony. Ale co tam, to idealny Bucky, bo mniejsze ciałko nie udźwignęłoby jego cudowności i nieskończonej ilości talentów. Gdy zostanie kotem, dojdzie mu przecież kolejny - łamanie zasady pt. "kot zawsze spada na cztery łapy". On będzie ponad to, będzie spadać na pyszczek. I tak zostanie persem...
Ava, nocowałaś też na ulicy?
Takiej kobiety w żadnym wypadku nie należy nazywać matką. Nie mam słów na to, czego się dopuszczała.
/Czasem bywało, że tak, jeśli nie było innej opcji, żadnego schroniska, sprawdzonego pustostanu. Do tych niesprawdzonych lepiej się nie pchać, bo łatwo się w coś wkopać albo zostać okradzionym. W najlepszym wypadku.
/Ja to wszystko wiem, ale... Ciężko w to uwierzyć.
Steve, a Bucky już przestał się bać, że gdzieś usłyszy hasła?
O, czyli wróciło serce do pasji? To znaczy jakimi rzeczami?
/Sądzę, że nie przestanie się bać, dopóki będzie miał to w głowie. Skoro hasła zostały raz zmienione, mogą zostać kolejny raz, prawda? To nie może być miła wiedza.
/Póki co ograniczam się do szkicowania wpadających w oko krajobrazów, ponieważ ich Wakanda ma pod dostatkiem, a nawet więcej, więc mogę znów rozruszać rękę, że tak powiem, zanim wezmę się za coś nieco bardziej... ambitnego.
/A mówiąc "rzeczy, które nie bardzo wpisują się w idee czasu wolnego", miałem na myśli planowanie czy zawracanie głowy doktor Swann. To takie luźne przykłady.
Bucky, pieprzysz. Ty po prostu chcesz mieć na co narzekać, dlatego nie poprosisz o zmianę menu.
Myślałam głównie o dziesiątkach, setki dodałam tak trochę awaryjnie. W sumie spędziłeś tam tyle czasu, że setki też byłyby prawdopodobne. Trochę się zestresowałeś, co? Stąd plątanina. I nie, nie robię żadnych analiz, uprzedzam. Cóż, z tego co mówisz wnioskuję, że Lukin był cholernie inteligentnym typem, potrafiącym wykorzystać swoje wpływy. Chorym, na dodatek. Urabiał cię jak mógł, a ty mimo że się stawiałeś, to byłeś plastyczny jak cholera dla takiego gościa jak on. I cóż, może wiem, może nie. Nie chcesz powiedzieć tego na głos i nie o błazeństwo chodzi, prawda?
/Lukina wszyscy się bali. Nigdy na nikogo nawet nie krzyknął, nie stosował przemocy, zawsze był opanowany do porzygania, a i tak można było narobić pod siebie na sam widok jego spojrzenia. Był chorym, popieprzonym chujem i miał łeb na karku, dlatego rządził tym syfem. Do usranej śmierci mu to zostało. Nie był już nawet w stanie chodzić, a generałowie trzęśli przed nim portkami. Pamiętam to, bo kiedy czuł, że niedługo kopnie w kalendarz, trzymał mnie przy sobie dwadzieścia cztery na dobę.
/I nie, to nie dobiło do setek, nie było nawet blisko, bo to nie chodziło o to, że... że oni... Dobra, raz trafił się taki, którego kręciło to, że ja... Wiesz, że ten Zimowy Żołnierz, o którym powoli zaczynały krążyć legendy, okazał się tylko prawie bezwolną kukłą, z którą można było zrobić wszystko. Ale im wtedy... Lukinowi chodziło tylko o upokorzenie i pokazanie mi miejsca w szeregu. Kilka razy i... To nie było coś regularnego, dobra? Nie zostałem ich naczelną kurwą, nic z tych rzeczy, od tego mieli kobiety. Ruscy się nie bawili, zawsze potrafi sobie jakąś znaleźć.
/I tak, nie chcę powiedzieć tego na głos. To coś dziwnego?