13 listopada 2015

Astrid Löfgren

N, spoko, zanim zginie trochę się pomęczy. Ile to panu Stanowi filmów zostało? Siedem? Według mnie opcja z zabiciem jest jak najbardziej sensowna. Trochę szkoda. Najchętniej zobaczyłabym WS w jakimś solowym filmie, w którym skrupulatnie przedstawiona zostałaby geneza tej postaci. Dla ludzi, którzy są niezaznajomieni z komiksami byłoby to doskonałe uzupełnienie szczątkowych informacji, które dostaliśmy. Chyba że w kolejnych filmach pojawią się rozbudowane retrospekcje, co jest bardzo prawdopodobne, ale to i tak za mało. Przynajmniej dla mnie.
Wiedziałam, że pochrzaniłam. 
/Pan Stan miał kontrakt na dziewięć filmów, więc zostało mu siedem lub sześć, jeśli będą liczyć pojawienie się po napisach w Ant Manie. Ale raczej siedem, bo w końcu scena jest częścią CW. 
/Gdyby poszli w stronę komiksowej śmierci, a raczej jednej z komiksowych śmierci Bucky'ego, bo ostatnimi czasy trochę się ich nazbierało, a mianowicie tej, gdy postanawia zachować się jak bohater i sam postanawia zmierzyć się z Skadi, choć doskonale wie, że to samobójcze posunięcie, mogliby zakończyć jego wątek dosyć efektownie i znacząco. Musieliby tylko zmienić przeciwnika. I zrezygnować z motywu "zabili go, ale uciekł", bo to już naprawdę stało się irytujące.
/Z jednej strony naprawdę chciałabym zobaczyć film o WS, ale z drugiej strony ograniczenia wiekowe, które Disney wprowadza do swoich filmów, mogłyby zniszczyć postać i genezę. Gdyby dać mu kategorię R albo chociaż +16, wtedy byłoby to prawdziwe cudo.
/W CW pojawia się postać o nazwisku Karpov. To znaczy, że możemy liczyć na jakieś retrospekcje.
James, myślimy o czym innym. Nie chodziło mi o zachowania czy lęki, ale o dobitne dowody na to, że jest jakaś patologia. Miałeś problem z przypominaniem sobie słów, ich doborem, okej, lewa półkula, któryś tam ośrodek. Z interpretowaniem słów też był problem, więc prawa. O to mi chodzi. Nie ma wyraźnych cech afazji, agnozji czy innych takich, które wręcz powinny istnieć przy tak dużych deficytach. Były, ale ustąpiły, a przynajmniej złagodniały. Pod tym względem jest dobrze.
Chciałabym powiedzieć ci coś, co będzie mądre, jednocześnie prawdziwe i właściwe, żebyś nagle poczuł się lepiej, ale takich słów nie ma. Jeśli tego nie przepracujesz, może być źle, ale myślę, że dobrze o tym wiesz. Tylko chyba trudno znaleźć sposób, żeby to wszystko przepracować.
Jak to z tobą jest, co? Nie potrafisz przyznać się osobie, której dana rzecz dotyczy, ale osobie postronnej już tak - mówię o tych "słabostkach", że zostaniesz sam, że się boisz, itd. Tak jest prościej? Bo to trochę wygląda tak, jakbyś szukał ujścia, ale okrężną drogą.
Myślę, że gdzieś w środku rozpacza cały czas, nawet cię nie widząc. To przykre, bo obydwaj cierpicie.
/A kto powiedział, że nie mam już problemów z językiem? Mówię, że nie mam, ale nie znaczy, że to prawda. Litery mieszają mi się do teraz, alfabetu nadal nie potrafię wyrecytować, ostatnio za cholerę nie mogłem przeczytać tekstu napisanego cyrylicą, a jak w końcu mi się udało, nic nie mogłem zrozumieć, choć do teraz rosyjski nie sprawiał mi żadnego problemu. O tym, że zawieszam się podczas rozmowy, nawet nie będę wspominał. Choć właśnie to zrobiłem. I serio, dobrze, że wiem, czym jest afazja, agnozja czy inne takie. Jeszcze bym czegoś nie zrozumiał.
/Nie szukam pocieszenia, wręcz przeciwnie. Wszystkie "będzie dobrze", "ułoży się", "mogło być gorzej" są cholernie irytujące. Wiem, że nie poczuję się lepiej, że nie będę już taki jak kiedyś, że mogę już pozostać chodzącą paranoją, ale nie będę z tego powodu rozpaczał, bo nic to nie da.
/Och, proszę cię, od dawna wiadomo, że wszystko robię okrężną drogą i komplikuję. Wiesz, taki mój urok. A mówiąc poważnie to cóż, w życiu nie przyznam jej się, że nie chce, by zostawiła mnie samego. Wyszedłbym na egoistę i ofiarę. Bardziej niż dotychczas.
/Powiedziałbym, że jakoś mi go nie żal, ale tego jednak tego nie zrobię.

Astrid Löfgren

N, czego by mu nie doradzano, i tak zrobi po swojemu. I do tego ze wszystkim sobie poradzi. Ewentualnie zginie.
Uh, aż nie wiem, który z nich byłby bardziej zachwycony współpracą. Chociaż panowie chyba się przyjaźnili, czy to znów mi się coś popieprzyło?
/Cóż, patrząc na to, co ostatnio dzieje się z nim w niemal każdej serii, opcja numer dwa jest jednak o wiele bardziej realna. A skoro pan Stan mówił w jakimś wywiadzie, że Bucky to tak naprawdę ciągle tylko człowiek i może zginąć, trzeba zacząć się bać o to, jak skończy w MCU.
/Nie nadużywałabym słowa "przyjaźń" gdy chodzi o pana Barnesa. Z Daredevilem łączyło go głównie to, co z całą resztą jego znajomych- Matt kręcił z Natashą, a Bucky jako WS próbował go zabić. Norma.
James, a ja jednak będę dobrej myśli mimo tych chipów.
Nie mówię, że tego nie ma. Jestem przyzwyczajona, że uszkodzenie takiej i takiej struktury daje takie i takie objawy. Tak mnie nauczono. U ciebie w zasadzie tego nie ma, stąd ta uwaga. Nie wiem, czego to jest wynikiem, ale to dobrze. Naprawdę dobrze.
Albo odjęcie jednego dożywocia, gdybyś uronił parę łez. Myślisz o sobie czasem, że jesteś przeszyty złem do szpiku kości?
No jak wszyscy szczęśliwi? Niewdzięcznik. Steve by rozpaczał. Znowu.
Tak poważnie to nie wydaje mi się, żeby to było sprawiedliwe, ale ok, co człowiek to pogląd.
/Za każdym razem, gdy wchodzę do jakiegoś pomieszczenia, zaczynam rozglądać się za podsłuchami, kamerami, ładunkami, zaczynam analizować, układać w głowie plan tego, jak mógłbym użyć przedmiotów, które tam są. Zawsze mam więcej niż jedną opcję. Idąc ulicą, patrzę w okna, szukam snajperów i zasadzek, przyglądam się ludziom i czekam, aż któryś z nich zaatakuje, bo każdy z nich jest potencjalnym zagrożeniem. Gdy widzę psa, nie mogę wyrzucić z przed oczu obrazu bydlęcia, które na mnie poszczuto i zakładam, że każdy kolejny pies zrobi to samo. Gdy widzę dziecko, mam obraz strzelania w głowę jednemu z nich, by jego ojciec zaczął gadać i mam ochotę zwymiotować. Jeśli mam kontakt z jakimś człowiekiem, patrzę na niego i myślę o tym, jakie mogą być jego słabe strony i jak można by go zlikwidować. Nie ważne jak bardzo się staram, nie mogę wyrzucić tych myśli z głowy. Jestem też gościem, który poraził kobietę prądem, bo niemal dostał ataku paniki, gdy go dotykała, a nie chciał się do tego przyznać. I który boi się tego, że znowu zostanie sam. Tak, jest ze mną naprawdę dobrze, nie mam ku temu żadnych zastrzeżeń.
/Może nie jestem w swoich oczach zły do szpiku kości, bo w końcu mam wyrzuty sumienia, a źli ludzie raczej ich nie mają, ale... dobry też nie jestem. Ciężko mi to ocenić, nie jestem w końcu zbyt obiektywny.
/Powinien rozpaczać. Czasem mam ochotę spotkać się z nim tylko po to, by mógł dokładnie przyjrzeć się temu, co zostało z jego przyjaciela, z pełną świadomością, że to także jego, cholerna, wina.