To mam jakieś dziwne informacje w takim razie co do OUaT (nie wiem, nie oglądam). Obejrzę, zapewne z moją rodzicielką (której reakcje są zdecydowanie godne zapamiętania. Oglądamy CA:WS i pojawia się po raz pierwszy Winnie, z maską etc., a ona "o geez, co za brzydal". A potem maska spada, a ona: Nie nooo, całkiem wygląda. Ej, czy to jest Jefferson?)
Nie no, to jest po prostu nowy Push-up effect jakiegoś włosowego specyfiku.
Może superbohaterowie laserowo sobie usuwają zarost? A Steve to pewnie ma koronki i co miesiąc wybielanie ząbków.
Mnie dobiła polyamoria OC/Steve/Buck, której ogarnięcie przyszło tak z płatka, bo, fanfary, Buck poczytał sobie podręcznik do psychologii xD
/Mam nadzieję, że to, że odpowiem tutaj, nie jest żadnym problemem :)
/Moje informacje o OUaT są raczej dobre, ponieważ oglądam główny serial (zrobiłam sobie przerwę, ale nadganiam teraz sezon piąty), a spin-off też mam już odhaczony. I Jeffersona niestety tam nie ma. Jest kilka razy wspomniany przez m.in. Alicję, widzimy jego dom, ale on sam niestety się nie pojawia. Ale za to cześć jego historii jest opowiedziana w komiksie wydanym pod szyldem Marvela -"Once Upon a Time: Out of the Past".
/Nope, tylko Steve jest tak wspaniały, że żaden zarost nie kala jego jego idealnej twarzy. Inni z kolei mają tak, że zarost staje im w miejscu i ani drgnie. Spójrz na takiego Bucky'ego z CA:TFA - niewola, zapalenie płuc, pobicie przez strażników (co z tego, że sam zaczął...), wylądowanie na stole Żoli na dość długi czas (nie jest to sprecyzowane, ale był to "długi okres", na pewno ponad tydzień), a zarostu nie ma. Czyżby Zola starannie go golił przed rozpoczęciem testów?
/Okej... Że co? Poczytał sobie podręcznik od psychologi i nie dość, że całkowicie wyzdrowiał, to jeszcze ot tak zdecydował się na życie w trójkącie? Astrid się uśmieje.
/A co do Zimowego Żołnierza w trybie Zimowego Żołnierza - żaden problem, mogę wrzucić go na ten weekend. Tylko radzę nie nastawiać się na długie, pasjonujące rozmowy :P
Jako, że jest weekend Stucky (jeszcze), to ja tak cichaczem zadam pytanie, wręcz wyszepczę na uszko:
Jaka jest najtrudniejsza część w byciu w związku i jednocześnie zmagania się ze swoją własną tożsamością - oglądaniem ludzi, którzy byli młodsi od Was, a teraz są starzy oraz oczywiście element bycia super-żołnierzem w czasach, gdzie w niektórych miejscach nikt nie pamięta o wojnie, a w innych ona trwa nadal? Czy posiadanie kogoś tak bliskiego jest pomocą czy przeszkodą?
I jeszcze: kto gotuje częściej?
S: Niemal wszyscy, których znaliśmy, już nie żyją. To... Cóż, to potrafi być dobijająca świadomość, z którą na początku nie potrafiłem się pogodzić. Dla mnie, bo mogę mówić tylko o sobie, minęła ledwie krótka chwila, a dla całego świata niemal siedemdziesiąt lat. Nic już nie było takie samo. Ludzie, miejsca... Wszystko zniknęło.
B: Do tego dochodzi też świadomość, że będziemy starzeć się kilkukrotnie wolniej, więc świat będzie się zmieniał, ludzie będą się starzeć i umierać, a my przez długie lata będziemy tacy sami. Nie jest to zbyt miła wizja, ale...
S: Pomaga to, że siedzimy w tym razem. Nieraz będzie pod górkę, nieraz będzie ciężko, ale damy radę.
B: Musimy dać.
S: A wojna? Będzie trwała tak długo, jak długo istnieć będzie Hydra i wszystkie jej podobne organizacje.
B: Które wyrżniemy w pień. Hydrę zwłaszcza.
I ciągle nie mogę przestać śmiać się z myśli o gotującym Stevie. To... Boże, miej nas w opiece i spraw, by ten dureń już nigdy tego nie próbował. Nikt nie chce spłonąć żywcem w pożarze, który wywoła.
S: Odezwał się mistrz kuchni.