Wanda, tzn. w jakim sensie za sprawą innych ludzi? Kiedy możesz komuś pomóc, czy wtedy, kiedy ktoś zapewnia cię, że powinnaś być dumna?
/Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Kiedy słyszę ich zapewnienia, ich myśli, kiedy widzę, gdzie dotarłam, ile jestem w stanie zdziałać, by pomóc, czuję, że mogę być dumna.
Yelena, ale chyba się tego nie spodziewałaś, co? Znaczy tego, że każe tak a nie inaczej siebie nazywać. Tak przy okazji zapytam o to, o co on zapytał, choć wiem, że to trochę może wyprowadzać z równowagi: gdyby powiedział ci, żebyś strzeliła mu w głowę, zrobiłabyś to? Wiem, że nie do końca da się przewidzieć, jak by było, ale tak szacunkowo?
Dlaczego kiepsko?
/Przypuszczałam, że kiedyś może zechcieć do tego wrócić, w końcu musi, a przynajmniej powinno to mieć dla niego jakąś wartość. Nie wydaje mi się jednak, żeby doznał wewnętrznej przemiany, zmieniając Jimmy'ego na Bucky'ego. Wiem, że nie lubił, gdy go tak nazywałam, więc pewnie miał nadzieję, że przestanę.
/Wszystko zależy od sytuacji. Poprosił mnie kiedyś, żebym zastrzeliła go, jeśli nas znajdą, a z różnych powodów nie będzie mógł zrobić tego sam. Dał mi nawet broń, swoją "kapsułkę cyjanku" jak mówi, ale jej nie wzięłam, bo tak długo, jak będzie można znaleźć inny sposób, nie zrobię tego. Jeśli będzie to jedyne wyjście - tak.
/To kiepsko, ponieważ w takich sytuacjach powinien mieć zwyczajnie gdzieś to, co mu każę. Powinien sam móc podejmować takie decyzje, ale wiem, że tak nie jest i jeszcze długo nie będzie. Zmienił "nie chcę" na "nie każ", bo potrzebuje kogoś, kto będzie robił to za niego, ponieważ on nie jest w stanie, nie potrafi.
James, tylko wiesz, to, że coś wróci do normy nie znaczy, że tak będzie zawsze. Konsekwencje urazów mogą wychodzić po latach i nawet sam nie będziesz wiedział kiedy. Za cholerę nie mam pojęcia w jakim stopniu twój organizm ma zdolność do regeneracji, nie mam też pojęcia co z plastycznością, bo przecież też może być podkręcona (a raczej na pewno i to jeszcze na jakimś wyższym poziomie, bo nie mogę wyjść z podziwu, że się nie ślinisz w błogiej nieświadomości po zabiegach o okropnej nazwie, a przecież są nieodwracalne), więc ciężko jakkolwiek się odnieść. To ciężki orzech do zgryzienia i potrzebna by była osoba o najwyższych kompetencjach, żeby można było coś ocenić i przewidzieć rokowania na przykład. Nie jest źle, to na pewno. Tylko psikus w tym, że o ten swój mózg musisz dbać, jeśli nie chcesz, żeby było gorzej. Głupi stres powoduje zmiany, czasem nieodwracalne. O braku snu już nie wspomnę./Mój organizm jest w stanie uleczyć złamania czy zerwane mięśnie w ciągu góra czterdziestu ośmiu godzin, ze zwichnięciami, ranami kłutymi czy postrzałowymi poradzi sobie w dwadzieścia cztery. Łatwo więc zauważyć, że moja samoregeneracja jest znaczenie szybsza niż u zwykłego człowieka i właśnie dlatego nie ślinię się w błogiej nieświadomości. A przynajmniej nie robię tego przez zdecydowaną większość czasu, bo czasem miewam takie momenty... zawieszenia. Jednak mój mózg był smażony tyle razy, że ciężko mi nawet zliczyć i liczę się z tym, że jego spora część nigdy już nie wróci do normy. A skoro miałem być szczery, nie będę ukrywał, że to nie tego się boję. Nie wiem czy jest to możliwe, ale przeraża mnie myśl, że kiedyś może wydawać się, że jest dobrze, a potem z jakiegoś powodu wszystko zacznie się cofać.
Tylko mi potem nie mów, że to ja ci kazałam przestać.