Faktycznie tak brzmi. Źle to ujęłam. A co czujesz, gdy już musisz coś do kogoś powiedzieć? Może się boisz?
Cóż, wciąż byłbyś duchem w jakimś sensie, bo nieznana by była twoja tożsamość.
Dopytam o to: co kiedyś? Nie musisz odpowiadać. Pytam na wszelki wypadek.
/Od razu źle. Trochę kiepsko, można by powiedzieć, że zbyt ogólnie, ale raczej nie do końca źle. Naprawdę nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś osądzał mnie o ucinanie sobie zażartych dyskusji z samym sobą i moimi wyimaginowanymi kompanami, bo zdaję sobie sprawę z tego, że nie zaliczam się najnormalniejszych osób. Mam niemałe problemy z kontaktami międzyludzkimi i nawet nie będę tego ukrywał. Mam jakąś wewnętrzną blokadę i już. Nie wiem czy się boję, czy stresuję, czy wstydzę, czy cokolwiek jeszcze można by tu wymyślić. Nie wiem. Po prostu nie potrafię.
/Teraz też moja tożsamość nie jest tak naprawdę znana, ale jakoś nie przeszkadza to ludziom w nienawidzeniu mnie. Potrafię obsługiwać mass media, więc zdążyłem się nasłuchać i naczytać. A teraz nie chodzi już o samą nienawiść do mnie- mordercy, ale też o nienawiść do mnie, jako kogoś, kto nie jest uznawany za "prawdziwego" człowieka, a raczej za "zarazę". Kiedyś miałem już do czynienia z czymś podobnym i choć cudem mnie to ominęło, to zdążyłem wiele usłyszeć i zobaczyć. A po kilkudziesięciu latach historia zatacza koło. Ludzie nigdy się nie nauczą.