N, a bo już on chciałby wszystko od razu. Nie ma tak dobrze.
Tylko żeby ta śmierć już była na zawsze, bo znając zamiłowanie Marvela do wskrzeszania, wszystkiego można by było się spodziewać. Strange na pierwszym planie? O tym to nie słyszałam. Fajnie by było.
No jakoś trzeba będzie sobie wytłumaczyć ewentualny bełkot, tak czy nie? :D Bo aż przykro będzie czepiać się akcentów przy tak rozbudowanej grze.
/"Śmierć na zawsze" i "Marvel" brzmią trochę jak oksymoron, nie uważasz? Naprawdę się nie zdziwię jeśli w CA:CW nikt nie zginie, ale za to Pietro i gość, którego Bucky kopnął do silnika (raczej nie było co już z niego zbierać, więc zakładam, że jest martwy) cudownie ożyją. A jeśli chodzi o Strange’a to słyszałam, że to właśnie on ma zastąpić RDJ w roli twarzy MCU, która przyciągać będzie fanów do kin.
/Proszę cię, minie trochę czasu od premiery i znowu będziemy czepiać się wszystkiego – od depilacji, przez seplenienie, na częściach ciała w CGI kończąc.
/I pozwól, że wtrącę coś do tego, że „coś ci śmierdzi” – Nie zaświtała ci myśl, że z moim wielkim zamiłowaniem do gnębienia Bucky’ego, wciśnięcie go w ramiona tak dobrej (momentami przecież aż zbyt jak na kogoś takiego) babki, nie jest trochę podejrzane i nie ma w tym żadnego drugiego dna :P?
Clint, a policja albo inne służby jakoś w to wszystko się angażują, czy na polu ataków działa tylko SHIElD? Pieprzona wojna się szykuje.
To znaczy? Wtedy wchodzi w grę całkowite odizolowanie albo nawet wyeliminowanie takiego zawodnika?
/Angażują. Niestety, bo często utrudniają tylko sprawę. Nie mają przeszkolenie do zajmowania się tego typu sprawami.
/Jest kilka etapów. Jeśli całkowita izolacja, terapia i dostosowane do danego osobnika leki nie przynoszą odpowiedniego efektu, i nadal nie chce współpracować oraz stwarza zagrożenie dla otoczenia i to bez prognoz na poprawę, musi on zostać wyeliminowany. Takie są procedury.
James, a może ona po prostu rozumiała, jak się czujesz sam na tym świecie z pierdyliardem wrogów za plecami? Jako jedna z nielicznych, o ile nie jedyna. Wiesz, swój do swego ciągnie, w jakiś podświadomy sposób mogłeś wyczuć, że to jest ta osoba, której warto zaufać. Tak samo w drugą stronę, ona mogła widzieć w tobie coś - oprócz tego, że cię być może lepiej niż inni rozumiała - co nie pozwoliło jej cię totalnie zignorować. Ale wiesz, coś mi w tym wszystkim śmierdzi, tylko nie wiem co. Nieważne. Tak czy siak chyba jak najnormalniejszy człowiek będziesz musiał przejść swoją własną żałobę, jak by to dziwnie nie brzmiało.
Bardzo poplątane. Ja nie wiem, jak ty to wszystko ogarniasz. Przytłaczająca jest ta religia, przepraszam, że to mówię. Normalnie mam wrażenie, że nie ma w tym ani krzty miłości, sama zemsta i sprawiedliwość za wszelką cenę, choć pewnie mija się to z prawdą. Jak już z religijnej strony rozpatrujemy twój żywot, no to wychodzi na to, że kara cię spotkała za sumę grzechów, których być może niewystarczająco żałowałeś, albo nie modliłeś się - bo chyba jest modlitwa zamiast spowiedzi, nie? Ja jednak spojrzę na to z punktu widzenia swojej wyjściowej religii i stanę przy tym, że to próba, bo chcesz wyjść na prostą, wciąż grzeszysz, ale w Boga wierzysz, szanujesz go, i może mu ufasz. Nie skazałby cię na taki los, gdyby nie widział w tobie dobra, bo zły człowiek i tak śmignie do piekła.
/Już nie przesadzajmy z tym, że jako jedyna. Może i mnie Departament czy Hydra trzymali najdłużej, ale przecież nie byłem… nie byliśmy jedyni. Mogłem pójść i poszukać kogoś innego, ale po co? Nie potrzebowałem kogoś, kto ma w jakiś sposób podobne przeżycia. Wystarczył mi po prostu ktoś, kto nie chciał ani tego, kim kiedyś byłem, ani tego, czym byłem i wiedział kiedy kopnąć mnie w tyłek, żebym przestał się użalać i wziął się za siebie. A poza tym – ja nie obchodzę żałoby. Jest tego zbyt wiele.
/A kto powiedział, że ogarniam to wszystko? Wiesz, chyba trochę mnie przeceniasz. Póki co staram się zagłębić bardziej tylko w te zagadnienia, które mnie interesują, a całą resztą zajmę się dopiero wtedy, gdy już mi się to uda. Wiem, że to dość… kiepskie podejście, ale patrząc na to, że tak naprawdę zaczynam niemal zupełnie od zera, nie bardzo wiem, jak miałbym zrobić to inaczej. Ale dobra, nieważne. Powiem tylko, że jeśli to jest próba, chyba zacznę bać się tego, co czeka mnie w przyszłości. Jeśli w końcu i tak będzie to piekło, nie powiem, że się nie zdziwię, bo będzie to znaczyło, że istnieje i jednak nie mieliśmy racji.