10 lutego 2016

Astrid Löfgren

N, a bo już on chciałby wszystko od razu. Nie ma tak dobrze.
Tylko żeby ta śmierć już była na zawsze, bo znając zamiłowanie Marvela do wskrzeszania, wszystkiego można by było się spodziewać. Strange na pierwszym planie? O tym to nie słyszałam. Fajnie by było.
No jakoś trzeba będzie sobie wytłumaczyć ewentualny bełkot, tak czy nie? :D Bo aż przykro będzie czepiać się akcentów przy tak rozbudowanej grze.
/"Śmierć na zawsze" i "Marvel" brzmią trochę jak oksymoron, nie uważasz? Naprawdę się nie zdziwię jeśli w CA:CW nikt nie zginie, ale za to Pietro i gość, którego Bucky kopnął do silnika (raczej nie było co już z niego zbierać, więc zakładam, że jest martwy) cudownie ożyją. A jeśli chodzi o Strange’a to słyszałam, że to właśnie on ma zastąpić RDJ w roli twarzy MCU, która przyciągać będzie fanów do kin. 
/Proszę cię, minie trochę czasu od premiery i znowu będziemy czepiać się wszystkiego – od depilacji, przez seplenienie, na częściach ciała w CGI kończąc.
/I pozwól, że wtrącę coś do tego, że „coś ci śmierdzi” – Nie zaświtała ci myśl, że z moim wielkim zamiłowaniem do gnębienia Bucky’ego, wciśnięcie go w ramiona tak dobrej (momentami przecież aż zbyt jak na kogoś takiego) babki, nie jest trochę podejrzane i nie ma w tym żadnego drugiego dna :P? 
Clint, a policja albo inne służby jakoś w to wszystko się angażują, czy na polu ataków działa tylko SHIElD? Pieprzona wojna się szykuje.
To znaczy? Wtedy wchodzi w grę całkowite odizolowanie albo nawet wyeliminowanie takiego zawodnika?
/Angażują. Niestety, bo często utrudniają tylko sprawę. Nie mają przeszkolenie do zajmowania się tego typu sprawami.
/Jest kilka etapów. Jeśli całkowita izolacja, terapia i dostosowane do danego osobnika leki nie przynoszą odpowiedniego efektu, i nadal nie chce współpracować oraz stwarza zagrożenie dla otoczenia i to bez prognoz na poprawę, musi on zostać wyeliminowany. Takie są procedury. 
James, a może ona po prostu rozumiała, jak się czujesz sam na tym świecie z pierdyliardem wrogów za plecami? Jako jedna z nielicznych, o ile nie jedyna. Wiesz, swój do swego ciągnie, w jakiś podświadomy sposób mogłeś wyczuć, że to jest ta osoba, której warto zaufać. Tak samo w drugą stronę, ona mogła widzieć w tobie coś - oprócz tego, że cię być może lepiej niż inni rozumiała - co nie pozwoliło jej cię totalnie zignorować. Ale wiesz, coś mi w tym wszystkim śmierdzi, tylko nie wiem co. Nieważne. Tak czy siak chyba jak najnormalniejszy człowiek będziesz musiał przejść swoją własną żałobę, jak by to dziwnie nie brzmiało.
Bardzo poplątane. Ja nie wiem, jak ty to wszystko ogarniasz. Przytłaczająca jest ta religia, przepraszam, że to mówię. Normalnie mam wrażenie, że nie ma w tym ani krzty miłości, sama zemsta i sprawiedliwość za wszelką cenę, choć pewnie mija się to z prawdą. Jak już z religijnej strony rozpatrujemy twój żywot, no to wychodzi na to, że kara cię spotkała za sumę grzechów, których być może niewystarczająco żałowałeś, albo nie modliłeś się - bo chyba jest modlitwa zamiast spowiedzi, nie? Ja jednak spojrzę na to z punktu widzenia swojej wyjściowej religii i stanę przy tym, że to próba, bo chcesz wyjść na prostą, wciąż grzeszysz, ale w Boga wierzysz, szanujesz go, i może mu ufasz. Nie skazałby cię na taki los, gdyby nie widział w tobie dobra, bo zły człowiek i tak śmignie do piekła.
/Już nie przesadzajmy z tym, że jako jedyna. Może i mnie Departament czy Hydra trzymali najdłużej, ale przecież nie byłem… nie byliśmy jedyni. Mogłem pójść i poszukać kogoś innego, ale po co? Nie potrzebowałem kogoś, kto ma w jakiś sposób podobne przeżycia. Wystarczył mi po prostu ktoś, kto nie chciał ani tego, kim kiedyś byłem, ani tego, czym byłem i wiedział kiedy kopnąć mnie w tyłek, żebym przestał się użalać i wziął się za siebie. A poza tym – ja nie obchodzę żałoby. Jest tego zbyt wiele.
/A kto powiedział, że ogarniam to wszystko? Wiesz, chyba trochę mnie przeceniasz. Póki co staram się zagłębić bardziej tylko w te zagadnienia, które mnie interesują, a całą resztą zajmę się dopiero wtedy, gdy już mi się to uda. Wiem, że to dość… kiepskie podejście, ale patrząc na to, że tak naprawdę zaczynam niemal zupełnie od zera, nie bardzo wiem, jak miałbym zrobić to inaczej. Ale dobra, nieważne. Powiem tylko, że jeśli to jest próba, chyba zacznę bać się tego, co czeka mnie w przyszłości. Jeśli w końcu i tak będzie to piekło, nie powiem, że się nie zdziwię, bo będzie to znaczyło, że istnieje i jednak nie mieliśmy racji. 

Astrid Löfgren

N, raczej byłoby to mało wiarygodne w przypadku jakiejkolwiek osoby, więc można się cieszyć, że później.
Kiedy będą po rosyjsku to będzie wiadomo, że Bucky walczy i nie daje Żołnierzowi dojść do słowa, powodując bełkot.
Ach, no tak. Zupełnie o tym zapomniałam. Albo straciliby na oglądalności. Śmierć Starka mogłaby być ryzykowna, choć fakt, zaskakująca. Wtedy mogłyby się sprawdzić ploty o tym dzieciaku, co ma przejąć jego rolę. Zastanawiające, nie powiem. 
/Kto się cieszy, że później, ten się cieszy. Pan Barnes mógłby mieć co do tego odrobinę inne zdanie. 
/Marvel raczej i tak nie będzie przedłużał już z RDJ kontraktu, bo płacą mu więcej niż reszcie ekipy razem wziętej, a do tego w IV fazie na prowadzenie wyjść mają nowe postacie i te, które dotychczas tworzyły dalsze tło. Nie bez powodu mówiono też, że teraz Starka jako twarz MCU zastąpić ma Strange. Tony najpewniej zginie więc IW albo odejdzie na super-emeryturę, i szkoda, bo akurat jego zgon byłby niemałym zaskoczeniem i sporo zmieniłby w MCU.

+ ”(…) Bucky walczy i nie daje Żołnierzowi dojść do słowa, powodując bełkot.” <- Świetne :P
Clint, budynek mieszkalny? Ktoś zginął? O co pytam, pewnie tak. Jacyś uzdolnieni już przeszli na ich stronę?
Ale dokonujecie jakiejś selekcji? Wiesz, na tych ugodowych i nieugodowych. 
/Jeśli już Hydra gdzieś się fatyguje, zazwyczaj nie obchodzi się bez ofiar. Taki już mają styl działania – wejść, zrobić to, co się chce, narobić chaosu i wyjść. A teraz, kiedy zaczynają mieć w swoich szeregach Nadludzi, będzie jeszcze gorzej. Narobili niemałego syfu mając jednego super-żołnierza, więc teraz, kiedy będą mieś uzdolnionych jako agentów, będziemy mieli nieźle przerąbane. 
/Oczywiście, że tak. Jeśli jakiś osobnik jest wyjątkowo problematyczny i niereformowalny, a do tego stwarza zagrożenie, musimy zająć się nim w inny sposób.
James, a masz pomysł na to, dlaczego tak się zachowywałeś? Dlaczego poszedłeś i dlaczego wracałeś? Tylko nie mów, że dlatego, że "powiedzmy ją lubiłeś".
Może wojna też się wlicza w grzech, chociaż chyba nie. Najlepiej będzie, jeśli rzeczywiście zdecydujesz się porozmawiać z kimś kompetentnym.
Dlatego powiedziałam, że nie wiem, czy byłoby to jakieś bluźnierstwo. Przyszło mi to na myśl, bo to w końcu jest jakby odwrócenie się od przedstawiciela własnej religii na rzecz innej, a więc także odwracanie się od zasad. Tak na chłopski, ale szeroki rozum, bo naprawdę nie mam pojęcia, jak to rzeczywiście jest.
/Wiesz, mało jest rzeczy, które lubię, ludzi jeszcze mniej i siebie samego do tej grupy nie zaliczam, więc jeśli to stwierdzenie przejdzie mi przez gardło, to już coś znaczy. Ale nie, to nie dlatego wracałem. Raczej. Po prostu… kiedy znalazł się ktoś, kto z jakiś niezrozumiałych dla mnie powodów mi zaufał i to na tyle, by wpuścić mnie do swojego domu i dopuścić do kogoś dla siebie ważnego, i to kiedy byłem dość… nieswój, jest… znaczy dla mnie więcej, niż może się wydawać. Tak samo jak to, że mogłem obrócić się do niej plecami bez obawy, że za chwilę wbije mi w nie nóż. I to nie tylko metaforycznie. 
/Pokój, szalom jest czymś niesamowicie ważnym, a więc wojna, która go zakłóca, jest czymś, co można by uznać za grzech. Kiedy dostanie się rozkaz zabicia kogoś, a tak jest przecież na wojnie, powinno się zabić tego, kto wydał ten rozkaz, ponieważ namawia on nas do morderstwa. Morderstwo jest grzechem niewybaczalnym i niedopuszczalnym, ale zabicie kogoś w konieczności obrony życia swojego i innych jest już jednak traktowane odrobinę inaczej. To jest… dość poplątane, nie ukrywam. Ale miałem przecież na sumieniu także inne grzechy niż wojnę i morderstwa, które na niej popełniłem. Od łgarstwa i kantów, przez kradzieże, na pobiciach skończywszy. To też nie jest coś, na co macha się ręką.