Trzeba było się Sama uczepić i go nie puszczać, no ale cóż, stało się. Uczysz się na błędach. Jak normalny człowiek. To z jednej strony dobrze, ale z drugiej nie, bo to dla ciebie niebezpieczne.
Niszczysz sam siebie, to chyba najprawdziwsza prawda, jaka kiedykolwiek istniała na twój temat.
Zacznij w końcu słuchać, a nie działać tylko tak, jak sobie założysz, i myśleć "to dobre rozwiązanie, tak powinno być, mam rację". Naprawdę, spróbuj. Sam fakt, że przyznałeś Yelenie rację jest już dziwny i o czymś świadczy.
Na własnych warunkach mówisz? No nie wiem. Wybierzesz tylko człowieka, który by cię zabił, a cała reszta? Chyba zależałaby od niego, a z twoich opowieści o tym panu wynika, że śmierć przez niego zadawana mogłaby być wyjątkowo okrutna. Dlatego raczej obstawiałabym to, że sam sobie próbujesz coś udowodnić. Tylko co? Że potrafisz jeszcze bezwzględnie kogoś dopaść i zabić, czy może to, że potrafisz ochraniać innych (bo zakładam, że pan Leo jest zagrożeniem nie tylko dla ciebie)?
Ogarnąłeś jego zamiary, czy tylko tak mi się wydaje z tego co mówisz?
I mówiąc o tym przyjacielu i starym wrogu za twoimi plecami, to kogo masz na myśli? Steve'a? Wybacz, boli mnie głowa i mam dziś problem z łączeniem faktów.
Cieszy mnie to, że coraz więcej dostrzegasz swoich błędów. Może "cieszy" to nie jest zbyt trafne określenie, ale sądzę, że to naprawdę dobrze.
O osobistą sprawę już nie pytam.
I tym razem życzę ci, żebyś znalazł właściwe wyjście z tej sytuacji.
Można powiedzieć, że "ogarnąłem", choć nie sam.
Byłem zbyt zaślepiony i chcąc dopatrzeć się odpowiedzi, ignorowałem oczywistości. Dlatego jej potrzebowałem. Kogoś, kto nie stara się na siłę dopatrzeć we wszystkim drugiego dna. Kogoś kto znał Zimowego Żołnierza, ale nie wie tego, kim prędzej był. Dla niej nie było Bucky'ego Barnesa, nie było Jamesa. Pozwala jej to spojrzeć trzeźwiej na sytuację i nie wahać się, gdy zajdzie potrzeba obezwładnienia bez względu na cenę. Może popełniłem kolejny, wiele kosztujący mnie błąd, ale nauczałem ją tego, jak to zrobić. To sprawia, że czuję się... bezpieczniej, jakkolwiek to brzmi.
Potrafię słuchać, nawet przyznawać rację, ale nie za to nie potrafię nic poradzić na to, że... czasem zdarza m się działać mało racjonalnie. Wiem, że popełniam wiele błędów, ale to tylko bardziej mnie rozsierdza, a nie pomaga.
Nie jestem bohaterem i nigdy nim nie będę, więc nawet nie staram się nim być. Jestem bronią. Po co komuś broń, która nie potrafi już strzelać?
Po wszystkim, co zrobiłem, nie zasługuję na szybką i prostą śmierć. Powinien rozszarpać mnie na strzępy. Powolnie. Boleśnie. Delektując się każdym krzykiem. Bo właśnie na to zasługuję.