31 lipca 2015

Rora T

Serio? Nie wiedziałam, ale takie zabiegi rzadko kiedy kończą się dobrze. Miejmy jednak nadzieję, że i tym razem tak będzie.
Co do AoU to i ja mam mieszane uczucia. Czasami naprawdę nie wiem co sądzić o tym filmie.
Bo nim jest... no może na równi z pierwszym IM. Oba filmy oglądałam po kilka razy i jeszcze mi się nie znudziły. Resztę oglądałam raz, góra dwa i na tym koniec. Nadrobić muszę Strażników, ale nie mam pojęcia kiedy to zrobię. Niby wakacje, a we wszystkim narobiłam sobie takich zaległości, że głowa mała.
Są jakieś nowości o CW? Pobieżnie przeszukałam internet, ale nic ciekawego i w miarę wiarygodnego nie rzuciło mi się w oczy.
 Pierwszy reżyser odszedł, ponieważ Marvel za bardzo ingerował w jego "wizję twórczą". Oczywiście oberwało się Feige'owi i jego "dyktatorskim zapędom". Ale przecież nic w tym dziwnego, MCU ma być spójne, więc nikt nie da komuś grubych milionów na film i nie da mu całkiem wolnej ręki.
 Cóż, u mnie AoU ma bardzo naciągnę 5/10. Może zmienię zdanie, gdy dostaniemy wycięte sceny. W przypadku X Men: DFoP, wersja z Rogue naprawdę miło zaskoczyła.
 Wiadomo, że ekipa w przyszłym tygodniu będzie w Berlinie. Pan Stan chyba wreszcie dowiedział się w czym gra, bo udzielił dosyć obszernego wywiadu dla Buzzfeed, w którym nie padają tylko słowa "Nie wiem, o niczym mi nie mówią", więc niedługo pojawi się więcej informacji na temat CW. Powiedział też, że Bucky sam nie wsadził łapki w imadło oraz pow twierdził, że będzie on balansował pomiędzy byciem czarnym charakterem a tym dobrym gościem.
Skoro już jest najgorzej, jak tylko być może, to chyba nadeszła pora, by w końcu było lepiej, prawda?
Właśnie dlatego. Nie wyciągnę swojej tajnej broni, kiedy nie jest ona potrzebna.
Powiedz mi, dlaczego to robisz? Co ci to daje?
Wiwisekcji? Co to był za zwyrodnialec... oni wszyscy... co za ludzie.
Zimowy Żołnierz boi się moich "ostatecznych środków". Nie powinieneś. To ja boję się ich bardziej. To był dla ciebie drażliwy temat, zwłaszcza wtedy. W najgorszym przypadku ty machniesz ręką, a mi się znowu dostanie że jestem bez serca, a w najlepszym w końcu coś do ciebie dotrze.
 Pierwsza ważna zasada; zawsze może być gorzej. Możesz sądzić, że gorzej być już nie może, ale to cholerna nieprawda, bo zawsze wszystko może spieprzyć się jeszcze bardziej.
 Nie to nie, nie będę nalegał.
 Chwilową ulgę. Może i leczę się kilkukrotnie szybciej, ale czuję ból jak normalny człowiek. Postrzał boli tak samo, załamana kość także, ale kazano mi to ignorować, więc zacząłem wmawiać samemu sobie, że go tego czuję. Próbowali mnie do tego przyzwyczajać od samego początku. Kiedyś, jeszcze w '45, wyciągnęli mnie na środek pomieszczenia i zwyczajnie kilkukrotnie do mnie strzelili, a potem wyszli jak gdyby nigdy nic. Innym razem kazali mi stać boso na metalowej podłodze którą na przemian rozgrzewano i ochładzano do ekstremalnych temperatur. Wolę nawet nie mówić o tym, co stało się, gdy wreszcie upadłem. Oni zwyczajnie zabronili mi czuć ból i jakkolwiek go okazywać. Może wydawać ci się to absurdalne, nie zdziwię się, ale teraz zwyczajnie potrzebuję go czuć. Wolę skupić się na ranie, niż na tym, co dzieje się w mojej głowię. 
 Mam sporo wrażliwych tematów. Zwyczajnie nie wiem o co może chodzić. 

30 lipca 2015

Rora T

Ja do kina nie mam zamiaru się wybierać, szkoda mi kasy. Zaczekam więc aż pojawi się coś w necie.
Film ogólnie mnie nie zachęca, a sam zwiastun... no cóż. Chyba wywrócona zabawkowa kolejka mówi sama za siebie. Film podobno zbiera dość dobre recenzje, ale to nic nie daje. Ile razy tak było, że wszyscy się zachwycają, a to jedna wielka chała. 
Jeden reżyser odszedł po nakręceniu sporej ilości materiału, potem przyszedł następny, który ze swoją grupką nakręcił resztę i ponoć różnice są dosyć widoczne. 
Ant Man zbiera dobre recenzje, więc może nie będzie tak źle. W przypadku AoU część głosiła, że to hit, inna część, że chała, a przy Antku opinie są bardziej jednogłośne. CA:WS też był z góry skreślany, bo pierwsza część była mierna, a w braci Russo nikt nie wierzył, a teraz często uznawany jest on za najlepszy film Marvela.
Tak, tego słowa mi brakowało.
O tym już mówiłeś. Kilka miesięcy temu. Nawet ja o tym wspomniałam. Po prostu kolego rozumujesz na opak. I nie mam nic złego na myśli!!! Spróbować zawsze można. I tak chyba nic nie stracisz. Mam nadzieję.
To była pierwsza rzecz, o którą się pożarliśmy. Poza tym cała rozmowa straciła dramatyzm, więc nie powiem. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
Rozmawiając z tobą, można dostać załamania nerwowego. Poważnie. Aż nie wiem czy mam się pytać, co więc robisz, ale chyba zaryzykuję.
O brzydkim panu chyba nie. Trzeba to będzie załatwić bardzo szybko.
Że co ja niby zrobiłam? Za bardzo szanuję swoje życie, by ci grozić. A jeśli chodzi o "ostateczne środki" to broń nie groźna... no przynajmniej mam taką nadzieję.
Teraz jesteś nie uprzejmy. Ja się staram, wypruwam sobie żyły, by coś zdziałać, a ty tak mi się odwdzięczasz. Poczułam się urażona.
 Jak zawsze do usług, ma'am.
 I tak zawsze wszystko schrzanię, więc wielkiego ryzyka nie ma. Bo co, spieprzę coś jeszcze bardziej? Wątpię, że się da.
 Tyle tego było i robiliśmy to tak często, że zlało mi się to w jedną całość. A skoro rozmowa i tak "straciła swój dramatyzm", to dlaczego nie możesz mi powiedzieć?
 Łamałem sobie palce, wielkie mi co. I tak się zrastały. Przecież można się było tego po mnie spodziewać. Teraz jestem bardziej wyrozumiały. Końce płyt protezy mają całkiem ostre krawędzie, więc wystarczy wbić opuszki palców w skórę i przeciągnąć.
 I dobrze. Już wolałem jak opowiadał mi o wiwisekcji. Mojej. W trakcie. Ta, jego nienawidziłem najbardziej.
 Nie wiem czym są te cholerne "ostateczne środki", więc nic dziwnego, że jestem sceptyczny i powoli naprawdę zaczynam odbierać to jak groźbę, bo może to oznaczać wszystko A jeśli się kogoś pociesza to raczej mu się nie grozi, bo to chyba się wyklucza. Wiem to, choć jestem w tym cholernie kiepski. W pocieszaniu, nie w grożeniu. I wcale nie jestem nieuprzejmy.

Rora T

N i pytanie do ciebie, jak tam wrażenia po seansie Ant Mana?
Jeszcze go nie widziałam :) Wybiorę się pewnie jakoś w przyszłym tygodniu.  
O ile z wielką chęcią zobaczyłabym duet Hank-Janet, to sam Scott już nie wywołuje u mnie takich emocji. Na minus jest dla mnie to, że to ponoć najbardziej komediowy film Marvela, a ja nie bardzo przepadam za komediami. 
Captain Bitch? Serio? To już cios poniżej pasa. Choć przyznaję, że ta cała kampania była dość żenująca i domyślam się, że prawdziwi żołnierze mogli czuć się dość... Brakuje mi słowa. Podrzucisz coś, Buck?
Trochę za dużo. Jeszcze nigdy nie oceniałam ludzi po tym w co wierzą. Myślę, że to już jest prywatna strawa każdego człowieka. Też jestem wierząca, ale co do praktyki to różnie z tym bywa.
Acha. Czyli pomyślisz, że chcesz sobie odciąć głowę, a mi napiszesz, że wcale tego nie chcesz. Tak się nie bawimy. Zresztą kiedyś już to przerabialiśmy i nie skończyło się to najlepiej.
W końcu mi się udało, ale chyba tobie nie o takie pocieszenie chodziło.
Tak, wolałabym ich nie używać, ale jeśli nie przestaniesz się samookaleczać lub przynajmniej nie zaczniesz temu jakoś zapobiegać będę zmuszona to zrobić. Nie wiem czy zadziała, ale jeśli nie to, to ja już nie mam pomysłów. Uwierz mi, że tego nie chcę. Kiedy poruszyłam ten temat jakieś pół roku temu nieźle mi się dostało.
Też tak myślę. I najlepiej zrobić to szybko i bezboleśnie. W końcu nawet nieźle mi to pocieszanie idzie... Prawda? 
 Mówiąc bardzo prosto- mogli czuć się wkurwieni? Przedstawiali wojnę jak kolorowy teatrzyk, w którym wszyscy są szczęśliwi, czyści, najedzeni, zdrowi i nikomu nie latają nad głową granaty, a za to o wolność walczy wspaniały super-żołnierz, który w pojedynkę pokona Hitlera. A Steve użyczał twarzy tej całej farsie, więc mu się obrywało. Ale na swoją obronę mam to, że to nie był mój pomysł.
 Nie o to mi chodziło. Jestem cholernie kiepski w podejmowaniu decyzji, bo zazwyczaj wszystko pieprzę. Dlatego jeśli postanowię iść w lewo, pójdę w prawo i może się uda.
 Nadal nie wiem czym są te "ostateczne środki", więc mogłabyś trochę jaśniej? Wtedy żarliśmy się niemal o wszystko, więc nie bardzo mi podpowiedziałaś. Poza tym, i tak już się ograniczam. Przynajmniej już niczego sobie nie łamię.
 Można zrobić to szybko, ale raczej nie będzie bezboleśnie. Naprawdę chcesz rozmawiać o obrywaniu ze skóry, zimnej suce i brzydkim panu, który pchał łapy tam, gdzie nie powinien? 
 I cóż, chyba przed chwilą mi groziłaś. Odpowiedź więc sobie sama.   

Rora T

To wyszło przy okazji. Ja nie zaczynałam tego tematu.
Ale Steve to Kapitan Ameryka. Jednak rozumiem, że po serum mogło mu się troszkę pogorszyć.
Nie. Czy znowu powiedziałam coś nie tak? Nie miałam nic złego na myśli. Po prostu... Ludzie porzucają wiarę z byle jakiego powodu, czasami bardzo nieistotnego. Coś nie tak pójdzie po ich myśli i już stają się ateistami. Ty przeszedłeś tak wiele, a wciąż wierzysz. To godne podziwu.
Ciągniemy tą rozmowę po to, żebyś już w ogóle nie chciał tego zrobić. Przynajmniej tak myślę.
Z drugiej strony pewności czy nikt by cię nie poskładał nie masz. Czytałam gdzieś, że ma się odbyć operacja przeszczepienia komuś głowy lub twarzy... chyba twarzy. Więc jakieś prawdopodobieństwo jest, że głowę też by ci przyszyli.
Chcesz żebym posunęła się do ostatecznych środków?
Tym też się mogę zająć... Bucky, jeśli nie masz ochoty o czymś mówić, to nie musisz. Przecież cię do niczego nie zmuszam.
 Dla mnie Steve to Steve. Kiedy jeszcze nie wiedziałem, że Kapitan Ameryka to on, gość wkurzał mnie jak cholera. Jak zresztą chyba każdego i raczej nic w tym dziwnego, bo siedziało się w pieprzonych okopach, było zimno i mokro jak diabli, buty się rozpadały, zapasów brakowało, a za bohatera robił jakiś gość w gwieździstych rajstopkach. Captain Bitch. Ciekawe czy o tym wiedział?   
 Po prostu najpierw sugerowałaś, że lepiej by było, gdybym był niewierzący, a potem powiedziałaś, że dziwisz się temu, że w ogóle wierzę. Pomyślałem więc, że uznałaś wiarę za jakiś głupi, przestarzały wymysł, czy coś w tym stylu. Po prostu zbyt dużo sobie dopowiedziałem, moja wina. 
 Wiesz, że zawsze robię wszystko nie tak jak trzeba. Tak już mam. Dlatego chyba powinienem robić wszystko na odwrót- pomyślę jedno i zrobię tego odwrotność, a może zadziała.
 To mnie pocieszyłaś. Teraz to już zupełnie brak mi jakichkolwiek alternatyw, gdy tradycyjne metody nie zadziałają. A zawsze trzeba mieć jakieś wyjście awaryjne.
 Nie wiem czy chcę, bo nie wiem też czym są te "ostateczne środki".
 Kiedyś i tak będzie trzeba ruszyć temat.

Rora T

Dobra, wybaczam, wybaczam. Wiem, że nie miałeś nic złego na myśli, ale jeszcze nie do końca przeszła mi chęć do podręczenia cię czasami.
Steve aż tak męczący? Wiem że jego wieczna chęć niesienia pomocy, dobroć, wielki patriotyzm... Dobra, nie chce mi się wymieniać dalej. Chodzi mi o to, że czasami jest trochę upierdliwy. W sumie to wiem o co ci chodzi.
Bo teraz nie mam co? Utknęliśmy w martwym punkcie, Buck.
Rozumiem co masz na myśli. I tak się dziwię, że po tym wszystkim wciąż wierzysz.
Nie przesadzasz trochę? Przecież sam twierdziłeś że już jest lepiej. Żeby tak od razu sobie łeb odcinać? Musisz znaleźć pozytywne strony.
To i tak dobrze. W końcu nad tym ubolewałeś. Ale tak na poważnie, to ja już nie mam pojęcia co mam robić. Znów się uparłeś i ani w te ani we w te. Pocieszanie cię to jedna z najtrudniejszych rzeczy na świecie.
To dlatego chciałeś się dowiedzieć już teraz. Sądzisz, że nie wytrzymam? Nie tym razem, kolego.
 O to już mnie już dręczyłaś, więc wymyśl coś innego. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, czy jak to tam leciało.
 Steve jako Steve nie był aż tak wielkim wrzodem na tyłku, bo w życiu nie wytrzymałbym piętnastu lat w jego towarzystwie, ale Kapitan Ameryka już tak. Ta cała... patriotyczna do porzygania otoczka, która tak często mu towarzyszyła bywała naprawdę nie do zniesienia.
 Wierzę, bo po prostu tego chcę i potrzebuję. Chyba nie muszę się z tego tłumaczyć?
 Nie mówię, że chcę to zrobić zaraz, teraz, już, w tym momencie. Powiedziałem, że jeśli kiedyś postanowię to zrobić, to będzie to najlepsze wyjście, bo będę mieć pewność, że się nie pozrastam z powrotem. Kilkukrotnie szybsza regeneracja nie daje wielu alternatyw. 
 Nikt nie mówił, że to będzie proste. Dobrze wiesz, że bywam uparty jak głuchy osioł.
 Sądzę, że ja nie wytrzymam. Zwyczajnie nie lubię mówić o niektórych rzeczach i miewam z tym drobne problemy.

Rora T

Wiem, wiem, wiem. Robię to bo chcę, ale oboje wiemy, że nie jestem w tym dobra, wiec wkładam ciężkie starania w to by brzmiało... Profesionalnie?
"Łatwiejsze niż były kiedyś" chyba samo mowi przez się. A czy ja powiedziałam, że mężczyźni to podgatunek?
Dobra, teraz to mnie rozśmieszyłeś, ale wątpię by to przeszło.
Wiesz, jak trudno cię pocieszać? I ty się dziwisz, że dostaję nerwowego śmiechu. Myślę, że w tym przypadku poszło by łatwiej, gdybyś nie był wierzący.
Nie wiem, co się stanie z tobą po śmierci, ale na razie żyjesz, więc uszanuj to i proszę ,przestań się samookaleczać, nie strzelaj sobie w głowę, nie próbuj się wysadzić i nie rób żadnych innych okrutnych rzeczy.
Oczywiście że rozumiem, ale gdyby umarły ci wybaczył to byłby cud. Buck, myśląc w ten sposób, nigdy nie ruszysz do przodu. Ludzie się zmieniają, niektórzy ale się zmieniają. Chcą naprawić swoje błędy, dobrze przeżyć resztę życia, a okaleczanie samego siebie nie jest najlepszym sposobem. Myślę, że teraz najważniejsze jest żebyś przebaczył sam sobie.
Zdecydowanie nie. Pozwól mi czymś zabłysnąć przy dwójce i jedynce.
 Zwyczajnie źle dobrałem słowa. Doskonale wiesz, że moje czasy były zupełnie inne i część rzeczy, która teraz jest normą, kiedyś była wręcz nie do pomyślenia i po prostu nie przystała młodym damom. Może skomentowałem to zbyt ostro, może powinienem się w ogóle nie wypowiadać, tak jak wielu innych sprawach. Nie będę zaprzeczał.
 Uwierz, że gdybyś musiała tam być i wysłuchiwać takich pogadanek kilka razy dziennie, to przestałoby cię to śmieszyć. 
 Powinnaś się cieszyć, że nie jestem jakiś bardzo ortodoksyjny, bo wtedy dopiero miałabyś problem. Nawet nie jestem za bardzo religijny. Nie modlę się, łamię przykazania i zasadę koszerności. Nawet szabatu nie przestrzegam, a naprawdę trzeba się namęczyć by to zrobić. Zwyczajnie wolę wierzyć w to, że ktoś jest tam na górze, a wszystko ma jakiś większy sens. 
 Wysadzanie się w powietrze wcale nie było moim pomysłem, wypraszam sobie. Raz już przez coś takiego przechodziłem i nie chcę musieć robić tego raz jeszcze. Składanie do kupy po takim czymś nie jest zbyt miłe, a ja wolę nie przypominać jeszcze bardziej kolejnego tworu doktora Frankensteina. I tak już mógłbym ubiegać się o taką rolę, przynajmniej zaoszczędziliby na charakteryzacji. Więc jeżeli jeszcze raz postanowię pożegnać się z tym światem, to zwyczajnie odetnę sobie łeb. Tego już nie da się przyszyć.
 Jak zapewne łatwo zauważyć, nie przepadam zbytnio za samym sobą i chciałbym dla siebie najgorszego, więc chyba prędzej przebaczy mi umarły, niż sam to zrobię.
 Cóż, i tak najpewniej skończy się to tym, że jedno z nas będzie obrażone. Albo i oboje będziemy, bo przez dwójkę jeszcze da się przebrnąć, ale z jedynką będzie gorzej. Znacznie gorzej.

29 lipca 2015

Rora T

Nie wracajmy do sprawy kłamstw, bardzo cię o to proszę.
Mogę jakoś spróbować rozdzielić te sprawy. To już zależy od ciebie. W końcu ciebie pocieszam, a nie na odwrot. I tak się muszę produkować.
Już zacząłeś. Mam ci przypomnieć, jak uważałeś, że dzisiejsze kobiety są łatwe? A może nadal tak uważasz? Ja mam swoje poglądy a ty swoje, dobrze? Uważam tylko że mężczyźni są mniej domyślni, a nie że to jakiś podgatunek.
Uwierz mi, że jeśli zacznę pisać bez ładu i składu żaden człowiek mnie nie zrozumie.
Unikanie snu to nie jest najlepsze wyjście. Ja już powiedziałam co myślę na ten temat, nic więcej zrobić nie mogę, przecież siłą ci tego do głowy nie wbiję. Teraz już wszystko zależ od ciebie.
To była wojna. W tak krytycznym czasie nawet morale się zmieniały. Oni strzelali do was, a wy do nich. Walczyliście by pokonać wroga. Jak mieliście to zrobić? Wygłaszając przemowy ku pokrzepieniu serc?
Okaleczając siebie też nie odzyskasz przebaczenia. W ten sposób chcesz odpokutować? Samobójstwo to również grzech ciężki. Bóg daje ci życie i tylko on ci może je odebrać, a jednak z jakiegoś powodu tego nie zrobił i na pewno nie po to byś ty teraz strzelał sobie w głowę.
Gwarantuję ci że nawet zabójcy uzyskują przebaczenie. Nie od ofiar lecz od rodziny i przyjaciół, a to przebaczenie jest czasami o wiele więcej warte.
Nie wiem. Może tak, może nie. Nie jest to coś zbytnio wyszukanego.
 To "i tak muszę się produkować" raczej nie brzmi zbyt pocieszająco, wiesz? Nie zmuszam cię przecież do tego. 
 Nigdy tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, że wydają się być łatwiejsze niż były kiedyś. To różnica i wolę niczego już więcej nie dodawać, bo chyba tylko bardziej się tym pogrążę. 
 Wygłaszanie przemów ku pokrzepieniu serc wcale nie było takim złym pomysłem. Spójrz na Rogersa, on naprawdę potrafił zanudzić człowieka na śmierć, gdy dobrze się rozkręcił. 
 Samobójstwo jest wielkim grzechem, ponieważ Bóg stawia je na równi z morderstwem. Mówi się, że życie nie należy do samego człowieka, ale do tego, kto je człowiekowi dał. I jeżeli odbiera się człowiekowi życie lub robi coś, co mogłoby przyśpieszyć śmierć, nawet w celu uniknięcia cierpienia, popełnia się czyn niewybaczalny. I jeżeli popełni się ten grzech, nigdy nie otrzyma się przebaczenia. Powiedziane zostało wprost, że "Bóg nie wybaczy", i że "Jakkolwiek wiemy, że Bóg jest miłosierny, prosimy Cię, Boże, nie miej litości dla takich ludzi". Mi i tak już więc nie wybaczy, złamałem zbyt wiele zasad i nadal łamię. Mogę próbować więc dalej.
 Nie rozumiesz. Tylko skrzywdzony człowiek może wybaczyć temu, kto go skrzywdził. Tak już jest. Mogę uzyskać przebaczenie od bliskich takiego człowieka, ale nie umniejszy ono moich win. Takie są zasady. 
 Czyli chyba chcę. Ale teraz nie jest "później", jeśli dobrze rozumiem?

Rora T

To ostatnie jest najlepsze. Pisze wszystko z telefonu, bo od tygodnia jestem odcięta od internetu i musiałam zainwestować w pakiet. Postaram się sprawdzać dokładniej. 
Żebyś widziała jakie bzdury wypisywałam, gdy próbowałam nauczyć się korzystania ze słownika T9. Przy tym zimny Bucky to nic. Choć w jego przypadku taki błąd ciekawie zmienia kontekst zdania :P
Buck, ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego kiedy żartujesz lub nie piszesz czegoś zbyt poważnie.
Prawda , ale w obu przypadkach będę miała ci podobne rzeczy do powiedzenia.
Czyli mam pisać nie stylistycznie, urywanymi zdaniami, bez ładu i składu? Wtedy już w ogóle byś nie zrozumiał.
Wiem że to jest trudne, ale to się nie zmieni dopóki właśnie nie przestaniesz kulić się pod tą ścianą. Jeśli nic z tym nie zrobisz, nie wyprzesz tego ze swojego umysłu, nie znajdziesz rozwiązania, to utkniesz w miejscu. Nie wiem ile to zajmie czasu, ale musisz próbować jakoś to zmienić.
Ale nie twój mózg. Ty nigdy nie zrobiłbyś czegoś takiego. Nie skrzywdził byś niewinnego człowieka. Gdy ludzie popełniają zbrodnie, mają jakiś powód i cel. Jakie ty miałeś z tego korzyści, co było powodem. To KGB i Hydra czerpali z tego korzyści, oni pociągali za sznurki, Buck.
Ale trafiłam. Mam kilka teorii na ten temat. Zostawie je na później, może się przydadzą.
 Uwierz, że nie zawszę. Zazwyczaj przesadzam, gdy chcę to podkreślić, ale czasem zdarza się,że tego nie robię. I dlatego wychodziłem na kłamcę. Ale to już przerabialiśmy.
 Skoro uważasz, że to prawie to samo, możemy wrzucić to do jednego podpunktu i jednej umoralniającej i podnoszącej na duchu pogadanki, czyż nie? Nie musimy się rozdrabniać, skoro wyjedzie z tego jedno i to samo.  
 Nie musisz znowu podkreślać, że i tak bym tego zrozumiał. Już poprzednim razem pojąłem, że samiec to stworzenie o niższym poziomie inteligencji i trzeba tłumaczyć mu wszystko jak dziecku. Dziecku płci męskiej, oczywiście. Ale dobra, nie zaczynam. 
 A myślisz, że nie próbowałem? Właśnie po to spałem po góra dwie- trzy godziny tygodniowo, albo i mniej, bo podczas snu mój mózg najszybciej się regenerował, a przez to wspomnienia wracały. Zwyczajnie nie byłem gotowy, a to.... to było zbyt gwałtowne. Po prostu chciałem to jakoś opóźnić, bo mnie to cholernie przytłaczało. A teraz już przecież się tego nie wyprę.
 Nie zrobiłbym? A co niby robiłem na wojnie? My nie byliśmy normalnym odziałem i działaliśmy na innych zasadach. A ja tylko robiłem wszystko, by Steve nie musiał mieć więcej krwi na rękach, niż było to konieczne. Dla mnie i tak już nie było dla mnie miejsca w olam haba, czyli tam na górze. Tam można trafić tylko po uzyskaniu przebaczenia i odbyciu pokuty w gehennie. Ale są winy, grzechy, zbrodnie, których się nie odpokutuje i nigdy nie uzyska się przebaczenia. Tylko skrzywdzony człowiek może wybaczyć temu, kto go skrzywdził, a człowiek zamordowany przecież nie może już tego zrobić. Dlatego morderstwo nigdy nie zostanie wybaczone. To jedna z głównych zasad. 
 Chciałbym znać te teorie?

Rora T

Co? Teraz to ja nie zrozumiałam.
I znowu to samo. Nawet Kiedy uogólniam ty wszystko bierzesz do siebie. A zresztą nie ważne, nie chce mi się kłócić z tak głupiego powodu.
Zanim dojdziemy do pierwszej dwójki jeszcze dużo może się zmienić.
A czy samonienawiść nie wiąże się w jakiś sposób z autodestrukcją?
Bo to pomieszanie idzie mi jak koń pod górę. Wiesz ile muszę się na kombinować, żeby to wszystko ładnie brzmiało, żebym cię przypadek nie uraziła i jeszcze żeby tamte ciebie dotarło?
Pierwsze co powinieneś zrobić to odciąć się od tego, nie wracać myślami, nie zagłębiać się i spróbować jakoś nad tym zapanować. Np jeśli zaczynasz o tym myśleć, szybko zajmij się czymś innym. Ja np oglądam jakieś filmy już coś czytam byleby zająć myśli.
Rozumiem, jednak w tamtym czasie nie byłeś do końca sobą. Hydra namieszała ci w głowie, posługiwała się twoimi rękami by załatwiać brudne sprawy, gdybyś się im sprzeciwił wszyscy wiemy jakby się to skończyło. Byłeś marionetką w ich rękach, tak samo jak i w KGB, musiałeś robić to co ci kazali. Powinieneś to w końcu zrozumieć.
 Chodziło mi o to, że chyba nie uwierzyłaś, że mówiłem to na serio? Ale do mojej ledwo dyszącej samooceny też dojdziemy, nie martw się. Wtedy dopiero będziesz kombinować, by to wszystko jakoś ładnie brzmiało.
 W jakiś sposób się wiąże, bo autodestrukcyjne zapędy często wynikają z samonienawiści, ale przecież samonienawiść nie musi prowadzić do takich zapędów, prawda?
 A czy to wszytko musi ładnie brzmieć? Nie słyszałaś takiego powiedzenia, że liczy się wnętrze, nie opakowanie?
 Łatwo powiedzieć. Do mnie wspomnienia wracają wtedy, gdy mają na to ochotę i po prostu nie potrafię nad tym zapanować. Nie mogę. Mogę tylko skulić się pod ścianą i mieć nadzieję, że to szybko minie. I nie chodzi już tylko o same wspomnienia, a też o to, że mam wtedy wrażenie, jakby ktoś rozrywał mi mózg na strzępy. Po raz kolejny. 
 Wiem, że powinienem to w końcu zrozumieć, ale to nie takie proste. Może i racja, nie byłem wtedy sobą, ale cholera, pamiętam niemal wszystko z tamtego życia i zwyczajnie nie potrafię zacząć myśleć, że to nie była moja wina. To było moje ciało, moje dłonie. A najgorszej broni nie mogę nawet wyrzucić. Nie wiesz jakie to uczucie znajdować zaschniętą krew między płytami ramienia i doskonale wiedzieć, że nie należała ona do mnie. Dlatego tak bardzo tego nienawidzę i zrobiłbym wszystko, by móc się tego pozbyć. 
 I cóż, nie do końca jednak wszyscy wiemy jakby się to skończyło. To już punkty dwa i jeden. 

N: Mam takie małe pytanko, nie zaczęłaś czasem używać autokorekty? Stąd pewnie "zimny" zamiast "winny", "pomieszania" zamiast "pocieszania" i "totem jego w Internecie i totem ciebie" :P

Rora T

Ach ta twoja skromność, ale na twoim miejscu nie byłabym taka pewna.
Po prostu jeszcze nigdy nie spotkałam faceta, który sam by się czegoś domyślił. Zazwyczaj trzeba wam wszystko tłumaczyć jak dzieciom.
Choć moja ciekawość często cieszę górę, tym razem nie zapytam co to za dziwne rzeczy.
Czyli że powodem twojej autorskiedestrukcji jest Steve? Sorry, pogłubiłam się. Może to dlatego że idziemy od tylu?
Nawet nie znam pierwszej trójki i w tym momencie żałuję że nie wybrałam psychologii na studiach, może byłoby choć troszkę łatwiej.
Ból głowy, jasne. Za to teraz cierpię na nerwowy chichot i nie wiem co gorsze.
Czyli cierpisz na to od 70 lat. To bardzo ułatwiło sprawę, a ja się głowiłam nad Steve'm.
Rozumiem że było ci wtedy ciężko, bo komu by nie było, ale tamte czasy już minęły i jesteś już wolnym człowiekiem... No przynajmniej w pewnym sensie. Teraz zostaje tylko jedną sprawa, czy to jest dla ciebie jakąś forma kary za zbrodnie, które popełniłeś? Czy raczej że czujesz do siebie wstręt? Albo to i to?
Kiedy mówiłam o plusach nie miałam na myśli tego, tylko magnesiki.
 Naprawdę? Już prędzej wskoczyłbym w pudrową kieckę, niż powiedział to na serio.  
 Fakt, trzeba mi tłumaczyć całkiem sporo rzeczy jak dziecku, ale raczej trochę z innego powodu. Wiesz, elektrowstrząsy. Płeć raczej nie ma tu nic do rzeczy.
 Chyba moja lista nie jest do końca dopracowana. Jedynkę i dwójkę póki co pominiemy. Trójka to krzesło i programowanie. Czwórka to moje wszelkie fobie, bo jest ich sporo. Piątka to moje drobne problemy z tożsamością. Autodestrukcyjne zapędy przerzucimy na miejsce szóste. Siódemka to samonienawiść. Ósemka to Hydra. Dziewiątka to ramię z metalu i wszelkie kompleksy. Dziesiątka to Rogers. Ta, teraz chyba jest lepiej. 
 Jeśli już to pierwszej dwójki. Zawsze możemy to pominąć, bo zazwyczaj i tak choć przez lekkie napomknięcie o tym, starałem się zakończyć temat.
 Nerwowy chichot? Niby z jakiego powodu?
 To, że może i już minęły, wcale nie oznacza, że do mnie nie wracają. Bo robią to. Nawet nie wiesz jak często. I jak cholernie realne przy tym są. 
 Chyba to i to. Czuję się winny jak cholera, choć wiem, ze to nie do końca była tylko moja wina. Bo może ie wiem, ale nie zmienia to tego, że to były moje dłonie. To ja zabiłem całą rodzinę, choć można by tego uniknąć. Żonę i dwójkę dzieci. To ja przestrzeliłem mężczyźnie kolana i zostawiłem, na pustkowiu, by zamarzł otoczony ich ciałami. I cholera, do teraz pamiętam krzyk tamtej kobiety, gdy nazywała mnie potworem i kazała odejść od jej dzieci. Nikt inny tak nie krzyczał, tak... przeraźliwie.  A wstręt wynika po części z obwiniania się, a po części z samego obrzydzenia.

28 lipca 2015

Astrid Löfgren

N, i błagać, żebyśmy ten lód im załatwiły, kiedy już same będziemy wiedziały, skąd go brać.
No cud! Przecież ten facet nigdy nic nie wie! Jeśli faktycznie czyta tumblra to już dawno musiał się na to natknąć. Nie wiem, jaki jest prywatnie, ale mam nadzieję, że jednak się z tego śmieje a nie wkurza... :P
N ma zatem nauczkę. Skąd ty na to masz czas, dziewczyno? Mi by się odechciało po dziesięciu postach :D 
 Też się zdziwiłam, że wreszcie powiedział coś więcej niż "Ja nic nie wiem. Niczego mi nie mówią.". Aż dziw, że w ogóle wiedział w czym i kogo gra. Chociaż to mu powiedzieli.
 Każdego dnia spędzam łącznie ponad godzinę na przystankach, więc mam czas. Od wczoraj dodałam etykiety do dwóch stron, więc zostało mi jeszcze czterdzieści dziewięć i pół. I już mi się odechciewa jak o tym pomyślę :P
Sam, oszukać czyli co zrobić?
Ale później jednak także zostałeś, a mogłeś spieprzać ile sił, czyż nie?
 Jeśli ktoś stworzył takiego robota do walki z nami, to najczęściej zaprogramowany jest tak, by kojarzyć nasze najczęściej wykonywane ruchy i strategie. Trzeba po prostu być kreatywnym i czymś go zaskoczyć, a będzie mieć się czas na pozbycie się go.
 Kim bym był, jeśli rzuciłbym wszystko w diabły, zostawił ich i uciekł jak tchórz?
James, nie musisz być specem. Wystarczy, że coś w tym widzisz.
No tak, nie jestem w tym najlepsza, ale ostatnio się tym, o dziwo, zainteresowałam. Czegoś mi w życiu chyba brak.
Okej, przekonałeś mnie. Nie "czymś" więcej tylko "kimś". Może to pytanie dziwnie zabrzmi, ale jakim człowiekiem mógł być Zima twoim zdaniem? Wyobraź sobie, że jesteś na miejscu jakiegoś technika, który właśnie o tym myśli.
 "Tym" czyli konkretnie czym? Chodzi ogólnie o to, że On może istnieć, tak? Cóż, wiara w to, że jest coś więcej jednak czasem potrafi pomóc i to nawet bardzo.
 Nawet nie próbowałem cię do niczego przekonać. Po prostu nie chciałem znów słuchać o tym, że byłem tylko pozbawioną uczuć bronią. Raczej nikt by nie chciał, prawda?
 Ciężko mi na to odpowiedzieć. Nie potrafię spojrzeć na to z perspektywy kogoś takiego i w ogóle wątpię w to, że ktoś prócz potencjalnego wolontariusza poświęciłby temu choć jedną myśl. A teraz pewnie zapytasz o to, co mógłby sądzić taki wolontariusz. A ja powiem, że cholera, ale nie wiem. Naprawdę nie wiem, bo przecież na samym początku sam nie wiedziałem tego, jaki jestem i jaki będę. Zwyczajnie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Rora T

Tak, to by było okropne. Teraz trudno znaleźć coś dobrego. Wszystko jest szyte na kobiety o figurze manekina, więc nie dziwię się ze trudno ci znaleźć coś z twoją posturą.
Ja tego nie powiedziałam.
Wciąż byłeś żywy, więc jak najbardziej. Od kiedy ty taki dramatyczny się zrobiłeś?
To może też mój błąd. Mogłam źle to ująć lub nie sprecyzować, albo sądziłam, że się domyślisz, ale zapomniałam że jesteś facetem.
Tak bardzo chcesz wiedzieć co sądzę? Każdy ma swoje za uszami, czasu cofnąć się nie da, a to po prostu musiało się stać i choć żal pozostał, wiem że kiedyś się z tym pogodzisz.
Znalazłeś sobie nowe hobby?
Tak szybko? Pomogło chociaż? Doszedłeś do jakiś wniosków?
Samodestrukcja wiązać się może z depresją lub załamaniem nerwowym. Jednymi słowy z twoją psychiką nie jest najlepiej, ale to chyba sam wiesz. Zapytam się więc jak często to robisz i kiedy się nasila chęć skończenia ze samym sobą?
  Cóż, nie bardzo znam się na obecnej modzie, obecnych kobietach też nie bardzo, w ogóle na wszystkim obecnym, więc raczej niewiele mam do powiedzenia o kobietach-manekinach i o tym, czy można kupić coś dobrego. Ale moja postura jest bardzo dobra. Byłaby nawet, gdyby coś mnie poszerzało.
 Od razu dramatyczny. Po prostu "siedem dekad" brzmi lepiej niż "cztery lata z siedemdziesięciu lat", prawda? Aż czuć ten patos.
 Tak sformułowałaś zdanie, że "jesteś facetem" zabrzmiało prawie jak obelga sugerująca, że to jakiś podgatunek. Ale nic nie mówię. Rozumiem. Feminizm i te sprawy.
 To wcale nie jest nowe hobby. Robię wiele dziwnych rzeczy w wolnym czasie.
 Każdy następny punkt tak naprawdę wynika z poprzednich, więc lepiej mieć to już za sobą. Prawdziwa zabawa będzie, gdy dojdziemy do pierwszej trójki, bo wtedy to dopiero zacznie się dramatyzowanie. Ale tak całkiem na serio, bo do śmiechu wcale mi nie jest, to nie oczekiwałbym u mnie jakiejś wielkiej poprawy i momentalnego olśnienia. Przede wszystkim potrzebuję czasu na przeanalizowanie niektórych spraw i pogodzenie się z pewnymi rzeczami. Czas może zdziałać cuda. Dzięki niemu nie przyprawiam cię już o ból głowy. Aż taki.
 Ta, raczej zdaję sobie sprawę, że mój umysł to strasznie dziwne i popieprzone miejsce. Czasem sam chciałbym być jak najdalej od niego, ale nie bardzo się da. 
 Kiedy się nasiliła? Ciężko powiedzieć, ale gdzieś tak w '45. A nie, jednak wcale nie było ciężko. Bo uwierz, jeśli budzisz się po upadku w przepaść z pędzącego pociągu, twoja ręka leży koło twojej twarzy i nie jest przyczepiona do twojego ciała, a nad tobą stoi wrogi żołnierz to wiesz, że masz przejebane i zaczynasz żałować, że nie masz przy sobie cyjanku, albo siły by unieść broń. A gdy lądujesz w celi bez okien na długie miesiące i jedynymi osobami z którymi masz kontakt są "przesłuchujący" cię żołnierze i popieprzony sukinsyn, który nie trzymał swoich obślizgłych łap przy sobie, to zaczynasz żałować tego jeszcze bardziej. Tak bardzo, że gołymi rękoma będziesz w stanie oderwać przewiercony do twoich kości kawał żelastwa z nadzieją, że może się wykrwawisz, albo że wda się zakażenie i nie będą w stanie cię "odratować". 
 Jak często? Jak tylko poczuję, że na to zasłużyłem. Czyli całkiem często. Ramię ma taki plus, że łatwo jest uszkodzić nim ciało. Widzisz, znalazłem jakiś plus.

Astrid Löfgren

N, lód wydaje się całkiem sensownym wyjaśnieniem.
Kolejna pozycja na liście filmów do obejrzenia.
Wiedziałam, że lód jest prawdziwy. Mówię ci, że jeszcze ci wszyscy, którzy śmiali się z naszych teorii, będą nas za to przepraszać.

I w wywiadzie pan Stan jednak zaprzeczył teorią, że Bucky sam wsadził łapkę do imadła. A skoro pan Stan te teorie zna, to znaczy, że czyta tumblra. Och, współczucia jeśli biedak natknie się na Stucky, współczucia :P

+ N zaczęła dodawać etykiety. Do oznaczenia zostało jeszcze jakieś 1190 postów. Jej. A trzeba było zacząć robić to od początku...
Sam, czyli takiego "głupiego robota" dość łatwo jest wyeliminować?
Ale jednak nie uciekłeś, nie? To się ceni. Pewnie Cap dodał trochę odwagi ;) 
Może i to robot bojowy, ale jednak to też zwykła maszyna, której zaprogramowano ograniczoną liczbę opcji, więc w miarę łatwo jest go oszukać. Oczywiście mówiąc "łatwo" wcale nie mam na myśli zupełnej łatwizny, a raczej... coś co może mnie zabić, ale jednak jest jakieś pięćdziesiąt procent szans, że tego nie zrobi. 
Ciężko było uciec z jadącego kilkadziesiąt mil na godzinę samochodu, który nie miał kierownicy i obijał się o mury jak gumowa piłka. Raczej to był główny powód dlaczego nie uciekłem. Ale fakt, że Cap ma tak mocny uścisk, że dobrze potrafi zatrzymać człowieka w miejscu.
James, ładnie powiedziane. Podoba mi się, że tak o tym sądzisz.
Do świętości mi daleko, więc raczej poszłabym w dół niż w górę, ewentualnie tkwiłabym gdzieś po środku. I wtedy dopiero bym się zdziwiła, że Szatan i Bóg istnieją naprawdę.
Naprawdę prawie zawsze był ten sam schemat zabezpieczania? Pogratulować.
Masz prawo nie lubić. Kto by chciał, by o nim myślano czy mówiono w trzech osobach. Skoro tak, to Bucky'm też w jakimś stopniu jesteś, sporo pamiętasz, wyglądasz z grubsza tak samo, więc się też liczy. Widzisz, Zimowy Żołnierz to pozbawiona uczuć broń. Coś z niego w tobie jest, ale jednak to już nie to samo. Teraz to jesteś taki trochę Zimowy Żołnierz 2.0. Inna wersja, można by powiedzieć.
 Cóż, może i nie jestem specem w sprawach wszelkich uczuć wyższych, ale z tego co pamiętam, tak to chyba wyglądało. 
 Sama twierdziłaś, że nie jesteś najlepszą osobą do rozmów na temat wiary, więc raczej zostawmy rozważania o tym czy naprawdę istnieją.
 Może nie był to jeden schemat, a raczej kilka podstawowych ustawień, które łączyli.
 To, że nie wolno było mi okazywać uczuć, wcale nie musiało oznaczać, że zupełnie ich nie miałem. Strach to przecież też uczucie? Tak jak obrzydzenie, wściekłość, irytacja. Czasem zdarzało się, że wkradł się i smutek. Fakt, nie wiedziałem czym one są i co oznaczają, ale jednak gdzieś tam to we mnie siedziało. Nadal jestem nim, ale teraz po prostu mogę być czymś więcej. Przedtem po prostu nie miałem do tego okazji, bo nawet nikt nigdy nie zastanawiał się nad tym, jakim człowiekiem mógłby być Zima, jakim człowiekiem ja mógłbym być. Tak jak ty twierdzili, że przecież byłem bezuczuciową bronią, nie człowiekiem. A to wcale nie była prawda i jestem tego dowodem. Bardzo żywym dowodem. To ciągle ja, ciągle "nim" jestem, ale zwyczajnie... wyewoluowałem.

Rora T

Czyli jeszcze nie znalazłeś tej pudrowej w swoim rozmiarze.
Po części zinterpretowałeś dobrze, a ja tylko troszkę poprawiłam, dlatego nie czepiałam się.
Cóż na pewno zbyt komfortowo nie będzie. A co do tego drugiego, to nie będę zaprzeczać.
Zawsze jest lepiej, a raz gorzej, więc musisz cierpliwie czekać.
Duma nie pozwala mi się odezwać do mojej przyjaciółeczki. Co do obarczenia ciebie winą to to by było dopiero dziwne. Ty nie masz w tym nic wspólnego. Jeśli ktoś tu jest zimny to tylko ja.
Znów mnie źle zrozumiałeś. Nie miałam na myśli ze ty obliczamy kogoś całą winą, ale że ja tego nie robię. Pisząc o Steve nie miałam na myśli ze to on jest za wszystko odpowiedzialny. To miałam na myśli.
Dla kartki papieru? No to się pochwal swoimi osiągnięciami.
 Mam raczej rozmiar nie mieszczący się w obecny kanon kobiecej urody, więc raczej będzie ciężko. Wiesz, nie chcę by przypadkiem coś poszerzało mnie w biodrach. To byłby koszmar.
 Fakt, moja głupota to rzecz tak oczywista, że nawet ja bym się o to nie sprzeczał.
 A jako to gorzej, to mogę liczyć ostatnie siedemdziesiąt lat, czy jednak muszę liczyć tylko czas, gdy byłem na chodzie? Bo hej, siedem dekad brzmi o wiele bardziej dramatycznie. 
 A o to chodziło. Z kontekstu rozmowy o Rogersie zrozumiałem, że skoro nie chcesz nikogo obarczać tutaj winą, to duma nie pozwala ci napisać co naprawdę sądzisz o tej sytuacji. Znowu mój błąd.
 Wiele tego nie ma, bo to na razie nie bardzo mam na kim testować potencjalne zastosowania. Ale uduszenie kogoś przez dobre wepchnięcie jej do gardła działa. To akurat jest pewne.

 A więc radośnie możemy przejść do dziewiątki i moich drobnych problemów z samodestrukcją. Prób skoczenia z dachu i strzelania sobie w łeb chyba nie muszę wyjaśniać. 

Astrid Löfgren

N, ciekawe co tak dobrze "konserwuje" i czy to tylko dobre geny. Tak, Astrid też lubi :D
 Albo naprawdę dobre geny, albo naprawdę dobry chirurg. Albo lód.
 A skoro jesteśmy przy brodzie pana Evansa, to bardzo ładnie prezentuje się ona w "Before We Go".
Sam, to całkiem zrozumiałe. Poziom trudności w likwidowaniu robotów jest chyba większy niż w przypadku ludzi, mam rację? Kurczę, jest co podziwiać, bo pewnie nie jeden uciekałby z krzykiem, kiedy miasto ogarnęłaby fala dziwnych stworzeń.
Zależy o jakich robotach mówimy. Jeśli chodzi o te wyposażone w sztuczną inteligencję, jak na przykład te od Starka, to tak. Ale jeżeli mówimy o zwykłych robotach, które skupiają się tylko na strzelaniu do celu, to już nie bardzo.
No cóż, ja miałem ochotę uciekać z krzykiem, gdy pewien facet wskoczył mi na dach samochodu i wyrwał z rąk kierownicę, i to dosłownie wyrwał, swoją metalową ręką. Nigdy nie czułem większego "Co się tu do cholery właśnie wydarzyło?!" w całym moim życiu. Ale wtedy nastąpił chyba jakiś przełom, bo teraz moje reakcje przypominają bardziej "Serio?".
James, a zapytałam o to jak brzmiała czy jak brzmi? Być może niewiele się zmieniło, ale interesuje mnie, jak obecnie postrzegasz przyjaźń.
Jeśli istnieją zaświaty i będę wiedziała, że trafiłam tam, gdzie ten ktoś - bądź pewien, że go dorwę i nie dam spokoju, bo ten ktoś na pewno będzie wiedział, czym taki jeden koleś z metalową ręką grał w ruletkę z Ruskimi.
No jak nie pytałam? Pytałam, na co ty "nie wnikaj". Mogłeś odpowiedzieć od razu. Przypadkowe i niewyjaśnione okoliczności? A to zagadka. Czyli co to za zabezpieczenia? Jakieś laserowe linie, czy jak to się zwie, jak na filmach?
Tak myślałam. Widzisz, można się dogadać.
Może brzmi to kuriozalnie, ale tak, co nie znaczy, że nie ma tego zrozumienia, kiedy jesteś po prostu James Buchanan "Bucky"/"Zimowy Żołnierz" Barnes. Każdy twój, powiedzmy, żywot jest inny, co jest oczywiste. Łatwiej zrozumieć pewne rzeczy, kiedy rozdzieli się je na czynniki pierwsze i spojrzy na nie z perspektywy twoich doświadczeń. A jeśli patrzy się na ciebie przez pryzmat tych dziewięćdziesięciu-iluś lat łącznie - no, jest ciężko, choć jedna rzecz wynika z drugiej. Można powiedzieć, że Bucky to Bucky, Zimowy to Zimowy, a ty to połączenie tamtych dwóch i coś jeszcze, coś więcej, czego nie da się jeszcze określić, bo sam tego nie znasz.
 Prawdziwa przyjaźń jest wtedy, gdy bez względu na to ile lat ludzie się znają, ile kilometrów ich dzieli i ile różnic jest miedzy nimi, nadal mogą sobie zaufać, polegać na sobie i wiedzą, kiedy cisza lepsza jest od rozmowy. Tak mi się wydaje. 
 Jeśli życie po życiu istnieje to uwierz, że raczej nie traficie w to samo miejsce. 
 Te laserowe linie nie są do końca takie jak w filmach, bo są one po prostu niewidoczne, a alarmy najczęściej są bezdzwiękowe. Wystarczy tylko zainstalować czujniki w kilku miejscach i na odpowiedniej wysokości. Jeśli wtargnie ktoś nieproszony, to sygnał zostaje wysyłany do bazy, a pomieszczenie zostaje odcięte. Tylko, że oni niemal zawsze robią to tak samo i to jest ich największym problemem. 
 Nie lubię rozdzielania tego na trzy różne etapy, bo może i powiedziałem, że nie jestem już Bucky'm Barnesem, ale nigdy nie powiedziałem, że przestałem być Zimowym Żołnierzem. Teraz po prostu istnieje dla mnie coś więcej niż dowództwo, misja i cel. Nadal nim jestem. Mówiłem to już nie raz.

Astrid Löfgren

N, też słyszałam, że ponoć ma zamiar się wycofać.
Ale hej, spójrzmy na pana Grillo... Nie wygląda na swój wiek, więc trzymajmy kciuki, że pan Evans osiągnie podobny efekt :D
 Patrząc na pana Evansa z brodą i pana Grillo z brodą, w życiu nie powiedziałabym, że dzieli ich niemal dwadzieścia lat. No bo czy ten pan wygląda jak typowy przedstawiciel rocznika '63? Albo '65, bo nie wiem czy kłamie Filmweb czy Wikipedia.
 I tak, broda pana Evansa i pan Grillo to tematy, które N naprawdę lubi. 
Sam, tęsknisz czasami za starym, dobrym wojskiem, w którym było jednak więcej rzeczy "zwykłych" niż "niezwykłych", choć tak samo w niektórych momentach strasznych?
Dobra, bardzo dużo przesady. Ale jeśli ma to mu jakoś pomóc to... czemu nie. Niech tylko nie katuje wszystkich dookoła.
Ciężko powiedzieć. Może i wojsko było o wiele mniej "niezwykłe", ale chyba jednak wolałbym musieć zmierzyć się z armią robotów. Świadomość, że walczysz z kupą mechanizmów a nie z żywym człowiekiem, pomaga o wiele bardziej, niż można by się spodziewać.
James, więc jak ta definicja według ciebie brzmi?
Tak mówisz? Wielka szkoda, że tego gościa już nie ma.
W jakim znowu dziale kryminalnym? Nie mam na to czasu. Mógłbyś mi normalnie opowiedzieć, jak dorwałeś się do tego mieszkania, ale nie, bo po co.
Co z tego, skoro ta zgoda nie była wynikiem tego, że chciałeś, żeby tak cię nazywano? Jeśli mam rację i zgodziłeś się dla świętego spokoju, pozostanę przy Jamesie.
Może irytujące, fakt, ale tak jest łatwiej. Przynajmniej dla mnie. To pozwala spojrzeć na ciebie trochę inaczej i cóż, z pewnym zrozumieniem.
Choćbyś zabił tysiące - Czikatiło i inni jego pokroju i tak będą gorsi.
Bardzo proszę.
 Ym, jak brzmi dla mnie teraz, czy jak brzmiała dla mnie wtedy? Wtedy wiedziałem tylko, że jest to coś... po prostu dobrego. Że możesz wtedy zaufać drugiej osobie, że może ona znać twoje największe słabości, a ty masz pewność, że nie wykorzysta ich przeciw tobie. A naprawdę niewiele rzeczy tak wtedy postrzegałem.
 Może i szkoda, ale przecież nic nie trwa wiecznie. Ludzie przychodzą i odchodzą, dojrzewają, zmieniają się. Taka już kolej rzeczy.
 Mógłbym, ale o to nie pytałaś. Powiedziałaś tylko, że będziesz wnikać. Co tu dużo mówić, to po prostu kolejny argument potwierdzający, że Hydra to zgraja tresowanych, półmózgich małp, bo należało ono kiedyś do jednego z ich agentów. Który jakiś czas temu w bardzo przypadkowych i niewyjaśnionych okolicznościach opuścił ten świat. A te ich zabezpieczenia były śmiechu warte. 
 Czyli zostajemy przy Jamesie.
 Dopiero przy rozdzieleniu mnie na trzy różne osoby, można patrzeć na mnie z pewnym zrozumieniem?

Rora T

Skończ już z tymi magnesikami. Już dawno o nich zapomniałam i wcale nie zazdroszczę ci tej metalowej ręki. Pewnie sam wiesz jak okropnie wyglądałaby w połączeniu z sukienką.
Tu nie chodzi o porównania, że ty jesteś nią, a ja Steve'm, czy na odwrót. Sytuacje bardzo się różnią, więc to aż wstyd porównywać lecz jest kilka cech wspólnych. Chodziło mi o czas i o zmiany, bo ty i Steve nie jesteście już tymi samymi ludźmi, więc może być trudno znów odnaleźć wspólny język. Chodziło mi o żal, złość i strach, bo to duża przeszkoda. I o to że jedna strona może oczekiwać zupełnie czegoś innego niż druga. I broń Boże nie chce tu nikogo obciążać winą, bo kto wie co by się stało, gdybym w końcu odważyła się napisać, ale duma mi na to nie pozwala. Twój strach jest uzasadniony, bo Steve oczekuje ze będzie tak jak dawniej, dla niego największą przeszkodą jest odnalezienie ciebie, a dla ciebie to sama myśl o spotkaniu z nim. I owszem może być za późno, ale hej... To wszystko jednak po coś się stało, więc źle to się skończyć nie może.
Możemy tylko gdybać co by było gdyby, ale nie o to w tym chodzi. Możemy myśleć co by się stało gdyby skoczył, gdyby cię znalazł czy złapał, ale sam powiedz czy to na sens? Nie chciałam też obciążać całą winą Steve'a, bo ty też jesteś winny, jak i wiele osób postronnych. To nie tak że jedna osoba za wszystko odpowiada, a druga jest święta.
Cieszę się ze tak o tym myślisz. To dobre podejście i pokazuje jak bardzo się zmieniłeś. A pomyśleć że pół roku jemu gadałam z naburmuszonym dzieciakiem, który przyprawiał mnie o ból głowy. To dobra droga, Buck.
Nawet nie wiesz jak dobrze cię rozumiem. Przynajmniej w tej sytuacji, pocieszające co? Powiem ci tylko jedno, ja nie byłam, ale z tobą będzie inaczej, w końcu Steve jest bardziej natrętny.
Wcale mi nie padło. No dobra, może trochę. Muszę przyznać, że czasami się czuje dość dziwnie.
 Ym, raczej nie często chadzam w sukienkach, więc nie, nie bardzo wiem.
 Czyli znowu coś przeinaczyłem. Norma. Ale jednak nie aż tak bardzo, bo po części jednak się zgadzamy. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że czas nie do końca działa na moją korzyść, bo z każdym dniem perspektywa choć cząstkowego powrotu do tego co było coraz bardziej się oddala. Wiem też, że najpewniej jeśli kiedyś... nie "jeśli" a raczej "gdy" kiedyś się spotkamy to nie będzie uścisków, łez, czy wielkich przemów, a będzie cisza, bo żaden z nas nie będzie wiedział, co niby ma powiedzieć. Przepraszam, że cię prawię zabiłem? Przepraszam, że cię postrzeliłem? Raczej kiepskie słowa na początek, co? Durgą najpewniejszą opcją jest to, że znowu będziemy walczyć, bo zmuszą nad do tego okoliczności albo własna głupota. Najpewniej moja.
 Kiedyś ktoś powiedział mi "Nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza, bo tego Pan miłuje, kogo karze i chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje." Więc chyba racja, przecież nie może być tak cholernie źle przez cały czas i kiedyś w końcu musi zacząć być choć trochę lepiej. Przynajmniej mam taką nadzieję. 
 Duma nie pozwala ci na co? Proszę, nie krępuj się, zwal całą winę choćby i na mnie, bo co niby się stanie? Obrażę się? Wielkie mi co.
 A czy próbuję zrzucić na kogoś całą winę? Doskonale wiem, że tak naprawdę sam jestem sobie winny, bo gdybym nie zachowywał się jak zwykły szczeniak, to do niczego by nie doszło. Wiem to, ale nie zmieni to tego, że siedzi we mnie żal, który zwyczajnie potrzebuje ujścia. A jednak próby zrzucenia winy na kogoś innego, choć często niewłaściwe a nawet toksyczne, to jednak normalna, ludzka rzecz i czasem ciężko mi się przed tym powstrzymać. Ale nigdy nie próbowałem zrzucić na kogoś całej winy.
 Wcale nie zachowywałem się jak naburmuszone dziecko. Dobra, może trochę.
 Im bardziej Steve jest natrętny, tym bardziej ja jestem uparty. To takie nasze błędne koło.
 Właśnie rozmawiasz z kimś, kto szukał zabójczych zastosowań dla kartki papieru, więc uwierz, że nie ma nic nienormalnego w tym, że czujesz się dziwnie. To bardzo normalne.

27 lipca 2015

Mad Aleks

James? Bucky? Czyli jednak Bucky? Zdecyduj się wreszcie chłopie...: Może mnie za to znienawidzisz (ale pewnie będzie warto), ale gdy natknęłam się na to; [link] od razu przypomniała mi się twoja historia o gorsecie, pończochach i obcasach. Wybacz mi :D
 A przez cały czas mówiłem Rogersowi, że ma bardziej uważać na swój szkicownik, bo wszystko się wyda. Ale uch, ciesz się, że nie widziałaś całej reszty. Tam pończochy idą w ruch.
 Ale tak serio, to już mnie to nie rusza. Za pierwszym razem dałem się wrobić, ale jednak to nie coś, co doprowadziło mnie do jakiejś wielkiej traumy. Lepiej się z tego śmiać. I wypraszam sobie, wyglądałem lepiej w pończochach.

Astrid Löfgren

N, aż sobie musiałam nowe gify powynajdywać. Jakie piękne historie można układać.
Zginie na dwa-trzy filmy, a potem znów zmartwychwstanie, zobaczysz. Kontrakt da się przedłużyć. Tylko ciekawe czy panu Evansowi nie znudziło się już bieganie w ciasnym kombinezonku.
 I problem w tym, że ponoć się znudziło i woli pójść w reżyserkę. Chyba, że dokonano by podmiany aktora. Niebieskookich, umięśnionych blondynów, którzy chcieliby ustawić się do końca życia w Holiłudzie znajdzie się na pęczki.  
 I cóż, w Avengers 3 pan Evans będzie już miał prawie czterdziestkę, a w 2028 byłby pod pięćdziesiątkę, więc raczej nie bardzo nadawałby się do grania gościa, który ciągle ma dwadzieścia parę lat :P 
Sam, na przykład co takiego nie przestało dziwić?
Można powiedzieć, że to taki trochę sposób na wyżycie się i pozbycie się choć minimalnej części napięcia. Tylko, no, trochę przesady w tym jest.
 Ostatnio grupa mutantów, którzy nazywają siebie "nieludźmi" chciała zniszczyć SHIELD, a potem wszystkich ludzi. To jest dziwne. Fakt, że w naszym zespole jest Wiedźma też jest dziwny. Nawet Steve i jego walec nadal są dziwni. Wiele rzeczy mnie dziwi.
 Facet przebiega dobre czterdzieści mil w pół godziny. Potem idzie rozwalić kilka worków na siłowni. Potem podnosi kilka ton. Potem urządza trening. A potem znowu robi przebieżkę na kilka okrążeń wokół bazy. To jest więcej niż "trochę" przesady. 
James, instynktownie wtedy zaczynałeś czuć, czym jest przyjaźń? Bo zakładam, że od razu tego nie wiedziałeś.
To cudownie, że tak uważasz.
I tak będę wnikać, bo mnie to ciekawi.
"A jeśli wszedłby pod moją nieobecność, niespodzianka byłaby jeszcze mniej miła" - jakieś przejęzyczenie się wkradło? Bo o to pytałam.
Nikt nie powiedział.
O tak, zbieram podpisy największych skurwieli świata. Takie hobby, co poradzisz. Tylko, cholera, nie zdążyłam Andrieja o autograf poprosić. Strasznie mi z tego powodu wszystko jedno. Uważam go za jeszcze gorszego od ciebie, a raczej od Zimowego - tak, dokonuję trójpodziału twojej osoby - chociaż ty z pewnością zabiłeś więcej osób.
 "Od razu" to ja nie wiedziałem niczego. Czułem, że to coś dobrego, miałem kilka prześwitów i fragmentów wspomnień, więc powoli układałem sobie w głowię jakąś definicję. 
 Cóż, przypomina takiego jednego gościa, którego kiedyś znałem. Uroczy człowiek, szalałabyś za nim, gwarantuję. 
 Ależ proszę, wnikaj. Polecam szukania informacji w dziale kryminalnym. Pochwal się, gdy coś znajdziesz. 
 Przejęzyczenie, każdemu może się zdarzyć. Chodziło mi, że jeśli wszedłby pod moją obecność to gorzej by się to dla niego skończyło.
 Następna. Skończcie z tym trójpodziałem, bo to trochę irytujące. Sam na tyle się nie dzielę i ograniczam do podziału na dwa. Ba, nawet zgodziłem się przecież na tego cholernego Bucky'ego.
 Fakt, z pewnością. Od '41 uzbierało się ich... dużo.
 I cóż. Dziękuję za uznanie za jednego z "największych skurwieli świata". Dobrze wiedzieć, że ktoś człowieka docenia. 

Rora T

Długo zastanawiałam się co ci napisać i powiem szczerze że wciąż nie jestem jego pewna. Podobną sytuację już przerabialiśmy i wtedy zareagowałeś w ten sposób, że co ja tam mogę wiedzieć, przecież to nie ma mnie robili eksperymenty i ja nie mam metalowej ręki, ale niech będzie. W końcu jak to mówić cel uświęca środki.
A więc tak... Nie mam zielonego pojęcia jak zacząć... Miałam przyjaciółkę. Była jedyną osobą której mogłam zaufać, ale to wszystko zmieniło się gdy poszłyśmy do innych szkół. Najpierw odwoływała spotkania, bo twierdziła ze nie ma czasu. Potem przestała dopisywać. I skończyło się na tym że na ulicy udawała że mnie nie zna, a ja jak głupia wciąż pisałam i dzwoniłam, bo miałam nadzieję że kiedyś odpisze. Myślałam że to moja wina, że ja coś źle zrobiłam. Długo czasu mi zajęło żeby zmienić zdanie, ale w końcu się udało. Po trzech latach, jak gdyby nigdy nic napisała, a ja się wcale nie ucieszyłam, bo mam do niej żal, że kiedy ja byłam w potrzebie nie pomogła mi, a ja zawsze byłam na jedno jej zawołanie. Ta rozmowa była okropna, a ja chciałam żeby jak najszybciej się skończyła. Najgorsze było to że ona chyba nie zdawała sobie sprawy ze minęły 3 lata i nie mamy o czym ze sobą rozmawiać. Myślała że tylko się odezwie i wszystko będzie ok, ale ja nie potrafiłam z nią tak po prostu rozmawiać. To mnie zaskoczyło i nie byłam na to gotowa.
A teraz sama się sobie dziwię, że to napisałam i totem jego w Internecie i totem ciebie. Chyba kompletnie już padło mi na mózg.
Ale wróćmy już to głównego tematu. Masz całkowite prawo czuć to co teraz czujesz i nikt nie powinien mieć do ciebie wyrzutów w jej sprawie. To ty byłeś gotowy zostać w budynku, który zaraz miał wybuchnąć, że względu na Steve'a. To ty wyleciałeś z pociągu, żeby ratować mu tyłek. A on co? Wolał żałośnie opłakiwać twoją śmierć w ramionach agentki Carter, niż poszukać twojego ciała, czy (to trochę szkolne co lewic napiszę) skoczyć za tobą. Na litość boską to Kapitan Ameryka! Skoro ty przeżyłeś to i no by przeżył. Masz prawo mieć żal co ty się obudziłeś jako ten zły, a on ciągle jest bohaterem. I pomyśleć że gdyby wtedy cię złapał wszystko potoczyło się inaczej... Teraz łatwo gdybać, wiem. Chcę też powiedzieć że masz rację. Steve chce cię odzyskać, bo jesteś jedyna osoba, która jest również częścią jego dawnego życia. Myśli ze wystarczy tylko cię znaleźć, by wszystko było tak jak dawniej. A Rogers przy okazji chce zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia, bo zapewniam cię że je ma.
Pamiętasz też jak ci mówiłam, że lepiej się wyżalić? Mi to nie pomogło. Myślę że i ty nie zaznasz spokoju dopóki nie porozmawiasz ze Steve'm i nie powiesz mu tego wszystkiego. Nie mówię od masz to zrobić już teraz, za miesiąc, czy za rok. Powinieneś to zrobić kiedy sam będziesz gotowy, bo nikt za ciebie tego nie załatwi.
Cóż, raczej zauważyłaś, że jeśli wtedy nie miałem ochoty rozmawiać na jakiś temat, zaczynałem zachowywać się jak obrażone dziecko, bo inaczej tego ująć chyba nie można. Teraz jeśli nie chcę rozmawiać, to mówię, że nie chcę rozmawiać. Ale fakt faktem- metalowej ręki nie masz. I dlatego tak zazdrościsz mi magnesików. Nawet nie zaprzeczaj.
 Jeśli dobrze rozumiem, to ja jestem taką przyjaciółką, tak? Przez własne lęki unikam Steve'a jak ognia, choć wiem, że zależy mu na kontakcie ze mną, i że stara się mnie odnaleźć przez cały ten czas. Przecież niby wiem, że nie powinienem tego odwlekać, bo może okazać się, że przyniesie to zupełnie odwrotny efekt od zamierzonego. Że wcale nie będzie lepiej, a zamiast tego spotkamy się po latach i okaże się, że nie mamy już sobie zupełnie nic do powiedzenia, i że nie będzie najmniejszych szans na to, by jakoś to naprawić. Że moje dawne życzenia się spełnią i Steve odpuści, stwierdzi, że już mnie nie potrzebuje, że nie da się mnie naprawić i naprawdę staniemy się dla siebie zupełnie obcymi ludźmi. Albo co gorsza okaże się, że ten kompletny idiota zrobi coś kompletnie głupiego, zaryzykuje za bardzo i będzie już za późno, by choć spróbować, bo nie miałem odwagi na porozmawianie ze sowim najlepszym przyjacielem. A tego bym sobie nie wybaczył. 
 Cóż, skoro nadal ze mną rozmawiasz, to chyba już dawno padło ci na mózg. Bez obrazy.
 Mogę mieć żal do Steve'a o naprawdę wiele rzeczy. O to, że dorabiałem na trzech etatach, by mu pomóc, że niejednokrotnie się dla niego poniżałem, że choć naprawdę nie lubiłem przemocy, to niemal codziennie obrywałem za jego niewyparzoną gębę, a gdy nie potrzebował już mojej pomocy, bo sam potrafił o siebie zadbać, czułem, że straciłem dla niego na znaczeniu, bo agentka Carter zajęła moje miejsce. To było jak cios w twarz, bo przecież na jego prośbę nie wróciłem do domu, tylko chwyciłem broń i poszedłem dalej. Mogę mieć żal o to, że niejednokrotnie zdarzało mu się kwestionować moje zdanie, choć miałem znacznie większe doświadczenie. Ale nie obrażałem się, udawałem, że wszystko jest dobrze, bo był moim cholernym przyjacielem, a ja obiecałem kiedyś, że będę chronić jego tyłek. Mam też do niego cholerny żal o to, że spojrzał w przepaść i zawahał się, bo te ułamki sekund zmieniłyby wszystko. Właśnie to zawahanie mam mu za złe. Ale cholera, nie to, że nie skoczył za mną z pieprzonego pociągu. Ledwo udało im się mnie po tym poskładać, więc Steve na pewno nie wylądowałby po tym bez szwanku. Więc co jeśli by tam umarł? Albo jeśli przyszli by także po niego? Przysięgam na Boga, a nie robię tego często, że gdyby Steve skończył tak samo jak ja, że jeśli dorwaliby także jego, a ja kiedyś cudem odzyskałbym pamięć, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie potrafiłbym żyć z myślą, że to wszystko moja wina, że to ja go na to skazałem. 
 Nie myśl jednak, że zrzucam całą winę na Steve'a, bo tak nie jest. Widocznie było mi to przeznaczone i Ten na górze zaplanował to nie bez powodu, a przynajmniej wolę w to wierzyć. Dlatego to akurat ja zwróciłem na siebie uwagę Zoli, dlatego przeżyłem upadek, który powinien mnie zabić, dlatego spotkałem Steve'a po pieprzonych siedemdziesięciu latach. Coś musi w tym być.
 Kiedyś byłem typem człowieka, który wolał dusić wszystko w sobie i wyznawał zasadę, że im gorzej się czuje, tym szerzej trzeba się uśmiechać. Nie lubiłem rozmawiać o swoich problemach, dlatego nigdy nie powiedziałem Steve'owi żadnej z tych rzeczy. Nawet o Zoli opowiedziałem mu dopiero, gdy tak poraniłem własne dłonie, że nie byłem w stanie utrzymać już broni, a on opatrywał mi się siłą, bo zapierałem się, że wszystko jest ok. Dlatego nie wiem, czy kiedyś będę w stanie wyznać mu wszystko, co leży mi na sercu. A jest tego wiele.

Astrid Löfgren

N, no właśnie, a picie na bankietach jest przecież ważniejsze niż posiadanie sterów :P
Znając umiejętności paczenia pana Evansa i pana Stana - cóż, taka scena mogłaby wywołać niemały szloch. To by było jak oglądanie katastrofy Titanica. Dlatego aż się boję, co to będzie, jak się znów "zaprzyjaźnią". Albo kiedy Cap zginie gdzieś po drodze w którejś części, co jest notabene prawdopodobne, jeśli twórcy poszliby kanonem. 
 Dodaj to do tego i Titanic może się schować. Nawet nie musieliby się odzywać, wystarczyłoby samo paczenie i już kupiliby żeńską część widowni. 
 Kanon kanonem, bo akurat jego to MCU zbyt sztywno się nie trzyma, ale jakoś muszą zakończyć wątek Capa, gdy panu Evansowi skończy się kontrakt. A jednak zabicie postaci (takie na śmierć, nie takie marvelowskie) byłoby najrozsądniejszą opcją. 
Sam, no tak, punkt widzenia zależy od punktu siedzenie. Dla was niektóre sprawy są pewnie normalką.
A jak jest z lubieniem? Podpasowali ci wszyscy?
On chyba tego nie robi, żeby zachować formę.
Zależy dla kogo. Mnie większość rzeczy jednak nie przestała dziwić. Widocznie jeszcze zbyt krótko w tym siedzę.
Zawsze staram się nawiązać dobry kontakt z osobami, z którymi mam pracować, więc można powiedzieć, że tak. Tym bardziej, gdy te osoby niejednokrotnie będą ratować mój tyłek.
Widziałem jak bez problemu przeciąga walec drogowy jedną ręką, więc nie, raczej nie. Nikt nie może być  nieustraszonym bohaterem, perfekcyjnym żołnierzem i idealnym liderem przez cały czas, ale Steve chyba o tym zapomina. Za bardzo się przejmuje i obwinia jeśli coś pójdzie nie tak. Zachowuje się jakby chciał wziąć na siebie całe zło tego świata, bo wmawia sobie, że to jego rola. Ciężko mu przetłumaczyć, że to nie prawda, i że wymaga od siebie zbyt wiele.
James, czyli to był jakiś szok? To musiało być dziwne uczucie. Ciekawa jestem co powiesz na to: [link]
W ogóle te mieszkanie to jakiś pustostan czy po prostu komuś je "grzecznie" odebrałeś? Jeszcze mniej miła? To się da?
Że też ci się chce. Więc gdzie teraz?
A może i być najbrzydsza, bylebyś się podpisał. Chcę mieć twój autograf.
 Dziwne to mało powiedziane. Sam śmiech był szokiem, bo wtedy nawet nie wiedziałem, że tak potrafię. W moim świecie nie było miejsca na takie rzeczy. A cała reszta... szok to o wiele zbyt małe słowo na uczucie, które towarzyszy przy uświadamianiu sobie, że facet którego prawie dwukrotnie zabiłem był kiedyś moim najlepszym przyjacielem, i że miałem kiedyś normalne życie. I było moje, nie Hydry. Nie ma chyba słów, by to opisać.
 Widzę bardzo przystojnego mężczyznę, co więcej miałbym powiedzieć? 
 Wypraszam sobie, niczego nikomu nie odebrałem. Ja je... znalazłem i nie wnikaj w to, jak to zrobiłem. Grunt, że tym razem nikogo o nic grzecznie nie prosiłem. I tak, ta opcja była o wiele mniej miła, bo uwierz, że każdy wolałby znaleźć samą broń i dostać kulkę, niż zastać Zimowego Żołnierza. I broń. I skończyć znacznie gorzej.
 A kto powiedział, że mi się chce? 
 Po co ci mój autograf? Podpisik od Czikatiło też masz?

Astrid Löfgren

N, Tony chyba nie miał wtedy ukończonych 21 lat, więc mógł. Ale mogę się mylić, bo nie pamiętam jak długo Stane rządził.
O wiele bardziej to do mnie przemawia niż sprawa z tańcem. Ten taniec z Peggy wydaje mi się jakąś tęsknotą, niespełnioną obietnicą czy marzeniem, a nie lękiem, który spędza sen z powiek. Może i jest to przykre, smutne, jednocześnie urocze, ale lęk? Naprawdę? 
 No tak, ale przecież osobą pełnoletnią jest się w stanach od ukończenia osiemnastego roku życia. Więc Tony bez przeszkód mógłby przejąć stery. Jedynie nie mógłby pić na bankietach :P 
 Dlatego wersja lęków ze Zjednoczonych wydaje mi się o wiele sensowniejsza. Tony obwinia się z powodu Ultrona. Thor z powodu Lokiego, bo nie ochronił go przed ciemnością, ale mimo wszystko nie przestał wierzyć, że jest w nim dobro. Steve obwinia się z powodu Bucky'ego. A scena, w której Winnie w pełnym umundurowaniu i z szerokim uśmieszkiem oznajmia Steve'owi "Chciałeś mnie uratować? Och, dzięki temu możesz spać w nocy? Okłamując samego siebie*?" mogłaby być albo świetna, albo skopana po całości. Wszystko zależałoby od tonacji. I do paczenia. Paczenie najważniejsze.

*Lecę z pamięci, więc nie jest to zapewne dokładny cytat.
Sam, uhu, to chyba się będzie działo, jak zbierzecie kolejnych superbohaterów. A myślałam, że wszystkie zadania są specjalne. Przynajmniej większość.
Kto ci najbardziej działa na nerwy w nowym zespole, o ile ktoś taki jest? No i czy Cap dalej taki wymagający w kwestii treningów? 
 Można je więc podzielić na mniej specjalne, czy związane z pewną neonazistowską organizacją, oraz bardziej specjalne, czyli choćby atak kosmitów na Nowy Jork. Albo zmiecenie miasta z powierzchni ziemi. 
 Mam nerwy ze stali, więc nie, raczej nie ma kogoś takiego. 
 Jest lżej, bo Natasha chyba wreszcie przemówiła mu do rozsądku i zrozumiał, że taka strategia nie zawsze zdaje egzamin. Ale Steve to Steve i nadal katuje samego siebie wielomilowymi biegami. Potrafi wyjść w środku nocy, wrócić na poranny trening i dawać sobie kolejny wycisk. Ale nie idzie wybić mu tego z głowy. 
 James, wciąż nie mam pojęcia, co ci się w tym imieniu nie podoba, pomijając to, po kim je masz. Nie brzmi wcale tak źle. Chociaż ja swojego też nie lubię.
Coś cię ruszyło, kiedy oglądałeś te filmy? Traktowałeś to jako ciekawostkę, czy raczej to było coś jak grom z jasnego nieba?
Oczywiście, że możesz, chociaż nie nazwałabym tego niedorzecznym. Właśnie o to mi chodziło, że to mieszkanie było czymś twoim, znanym i pewnie w jakiś sposób bezpiecznym.
Patrz no, o kartce nawet nie pomyślałam. Z następnego miejsca wyślij mi koniecznie. Pokrążyć - to znaczy?
 Zwyczajnie mi się nie podoba. Po prostu. Kolejna rzecz, która widać nigdy się nie zmieni. 
 Ciężko było mi pojąć, że to naprawdę ja na nich byłem. Że Steve nie kłamał, że naprawdę był moim przyjacielem, a ja byłem tam, rozmawiałem z nim, śmiałem się. Tego ostatniego szczególnie nie mogłem pojąć. Dla kogoś takiego jak ja była to czysta abstrakcja.
 Nie powiedziałbym, że było moje, bo to raczej za duże słowo. Ale wystarczało, że znałem tam każdy kąt, położenie każdego przedmiotu i wiedziałem, że jeśli ktoś wejdzie tam pod moją nieobecność, albo gdy akurat postanowię jednak zasnąć, to będzie miał niemiłą niespodziankę. Wystarczyło odpowiednie nastawienie broni. A jeśli wszedłby pod moją nieobecność, niespodzianka byłaby jeszcze mniej miła. 
 To znaczy spróbować zgubić potencjalny trop. Co tu więcej do tłumaczenia? 
 I jasne, wybiorę najbrzydszą. Ustaliliśmy to. 

Astrid Löfgren

N, te rozbieżności są strasznie irytujące. Chcesz mieć jakąś zgodność, to nie, nie osiągniesz tego, bo wszędzie jest inaczej.
No właśnie. Raz jest 8-10 (nawet 6 czy 7 mi się o oczka obiło), raz 13-16 - a takie "propozycje" też widziałam. Czasami chyba naprawdę lepiej sobie coś dopowiedzieć.
  Mogliby chociaż ustalić to, czy Buckyś jest rocznik 1916/17 czy jednak 1922, bo to jednak jest drobna różnica. Przemilczę już to, że raz ma jedną siostrę, raz dwie siostry i brata, a raz trzy siostry. Z Tonym jest to samo. Urodził się 1970 roku, papa i mama Starkowie zginęli w 1991, więc jak niby po ich śmierci Stane mógł rządzić firmą, aż Tony nie będzie pełnoletni? 

+ N znów ogląda Avengers Assemble (S02E21), a tam to:

Bucky: Zostawiłeś mnie na pewną śmierć, Steve. Porzuciłeś mnie.
Steve: Bucky, nie porzuciłem cię. Ja... starałem się cię uratować.
Bucky: Och, dzięki temu możesz spać w nocy? Okłamując samego siebie?
...
Steve: Masz rację. Zawiodłem cię. I będę musiał żyć z tą świadomością do samego końca. To moja kara. Przyjmuję (akceptuję?) ten ciężar.

I właśnie to jest ciemna strona Steve'a, to jest to, co zżera go od środka. I to ma o wiele większy sens, niż taniec z Peggy, który pokazali w AoU. Tym mnie ta bajeczka zaskoczyła.
Sam, mi też się wydaje, że pasuje. Kogo mają jeszcze na oku oprócz Ant-Mana? Jeśli wiesz i możesz zdradzić, oczywiście.
 Nie mogę podawać konkretów, ale wspominali o kimś, kogo nazywają "diabłem z Hell's Kitchen", a także gościu, który skacze, buja się na linach pomiędzy budynkami i chodzi po ścianach. Oprócz tego mają też w planach założenie kolejnego oddziału do tak zwanych "zadań specjalnych".
James, no bo przecież Jamesa Buchanana niełatwo pomylić. Raczej nie bazowałeś na tym, co było w muzeum, prawda?
W twojej obecnej sytuacji przywiązywanie do miejsc raczej nie ma sensu. Ale jak się już zdarzyło, to nie jest to zły omen. Mogłeś chociaż przez chwilę poczuć się, że coś należy do ciebie, a nie ty do kogoś. Mam nadzieję, że się nie mylę.
Opuściłeś już Serbię tak na marginesie?
 Już wolałbym, by zapomniano o cholernym Buchananie, ale jakoś to przeżyję. Samo muzeum niewiele mi dało. Jedynie to, że mogłem zobaczyć kilka starych filmów.Jeśli chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, sięgałem do biografii, archiwów, czy dawnych dokumentów.
 Zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma to sensu, ale przecież nie wszystko, co robię musi go mieć, prawda? Raz na jakiś czas też mogę zrobić coś niedorzecznego. Wiedziałem, że nie mogę tam zostać na długo, ale jednak dobrze było mieć świadomość, że można gdzieś wrócić. Choć przez chwilę.
 Och, no wiem, zapomniałem wysłać kartkę. Ale tak, choć trzeba teraz trochę pokrążyć.

Rora T

Tego nawet nie chce komentować. W ogóle cały pomysł z nawracaniem złych naukowców od Hitlera i Hydry to moim zdaniem dość... Szablony pomysł ale to nie czas i nie miejsce na gdybania.
Dobrze, już nie będę. Na kolejne komplementy będziesz musiał trochę poczekać.
Wiem, że to Rogers ale co w związku z tym? Więc zacznijmy od początku. Jakie są obecnie odczucia co do jego osoby. Zmieniło się coś czy wciąż jesteś mu przeciwny?
 Jeśli SHIELD samo zaprosiło Hydrę pod swój dach i to z szeroko otwartymi ramionami, powinno raczej przewidzieć, że może jej się spodobać i postanowi za bardzo się rozgościć. Brawa dla dyrektor Carter, świetnie jej poszło! Ale cóż, chyba jednak też wolę tego nie komentować.
 Ym, obecne odczucia co do jego osoby są... Znaczy, sądzę, że on jest... Nie wiem, co powiedzieć. Znaczy niby wiem, ale nie potrafię obrać tego w odpowiednie słowa. Wiem, że kiedyś był dla mnie kimś naprawdę ważnym, że był moim przyjacielem, niemal bratem, ale chyba coś zaczęło się zmieniać i psuć już na wojnie. Już wtedy widziałem, że to już nie było to samo. Ja już nie byłem taki sam, on nie był taki sam, ale i tak wskoczyłbym za nim w ogień. A teraz nie byłbym już chyba do tego zdolny. Bo może i nie chcę tego, ale gdzieś tam głęboko siedzi we mnie myśl, że to wszystko jest także jego winą. Wiem, że nie mogę go obwiniać, ale nie potrafię wyzbyć się myśli, że skoro pomagałem mu przez prawie całe życie, to dlaczego on nie pomógł mi, dlaczego mnie nie złapał? Nie mogę chyba powiedzieć, że jestem mu przeciwny, bo tak nie jest. Zwyczajnie przeraża mnie to, że miałbym przed nim stanąć.
 

26 lipca 2015

Astrid Löfgren

N, że urodził się w Shelbyville to wiem. W retrospekcji był już Brooklyn, bo nie wiedziałam i nie mogłam znaleźć informacji, od kiedy dokładnie tam już mieszkali. Założyłam więc, że wynieśli się z Shlebyville wtedy, kiedy James był już na świecie i przed narodzinami najstarszej z córek. Wątpliwości miałaś całkiem słuszne. 
Dane o Bucky'm z MCU są tak różne, że sama już nie wiem co jest kanonem, a co nie. Nie potrafią nawet ustalić jednej daty urodzenia, więc nawet nie oczekuję zgodności w jego miejscu. 
Z komiksów opartych na CA:TFA wiemy jednak, że Bucky poznał Steve'a, gdy miał jakieś 8-10 lat, więc pewnie jakoś w tym okresie się przeprowadzili.
Sam, a masz jakiś pomysł, żeby inaczej go nazwać? No przecież Iron Man już zajęte. Macie jakieś plany względem niego?
Pasuję. Nigdy nie byłem dobry w wymyślaniu takich rzeczy. Nawet swojego nie wymyśliłem.
SHIELD i New Avengers cały czas szukają nowych rekrutów, więc w jego przypadku też pewnie będziemy próbować. Pośmiać zawsze się można, ale nie zmieni to tego, że nadal brak nam ludzi, sprzętu i czasu.
James, i przy tym zrobiłbyś na złość wszystkim dookoła, bo tak. Jesteś dziwny - nie mówię tego złośliwie, zaznaczam od razu. Chodzący paradoks.
No to "odnalezionego". Jak ty się w tym wszystkim połapałeś?
Tak też myślałam. W ogóle chyba w żadnym miejscu nie jesteś w stanie usiedzieć, co? Nie tylko ze względu na fakt, że musisz zmieniać położenie.
 Wiem, że jestem. Nikt chyba nie oczekiwał, że będę normalny, nie?
 Trochę mi to zajęło, ale jakoś udało. Wyobraź sobie jednak, że nie zupełnie masz pojęcia kim jesteś, kiedy się urodziłaś i gdzie mieszkałaś. Niezbyt miła perspektywa, co? Jadnak ja nie o tym. I wyobraź sobie, że idziesz do muzeum, bo chcesz się tych rzeczy dowiedzieć. A tu masz dwie różne daty urodzenia i żadna nie okazuje się być tą właściwą. I pomylono się o pięć lat. Czytasz swoje dane, a i tak nie wiesz, gdzie się urodziłaś, bo różnią się nawet stany. Cud, że chociaż imiona się zgadzały. 
 Wolę się nie przywiązywać. Po prostu. Ostatnio zbyt długo przebywałem w jednym miejscu, nawet nie zmieniałem mieszkania i sam po sobie widziałem, że odchodziło mi się trudniej. Przestawiłem tam wszystko po swojemu, powoli zaczynałem znosić swoje rzeczy i chyba było mi tam całkiem dobrze. I dlatego wolę tego nie robić.