No dlatego ci mówię, że miałabym bliżej do SKW. Informuję, a nie każę wymieniać wszystkie służby.
Ale te zbrodnie o Zimie jednak mówią. A mówią tyle, że był dobrą bronią, a broń można już opisywać. Karabin też sam nie strzela, a znana jest jego specyfikacja. Także, no.
No to teraz mi to wygląda na wabienie. Może chce, żebyś go znalazł, ale najpierw gra w jakąś durną grę? Dziwny typ. Jeszcze dziwniejszy niż ty - bez urazy, ale sam wiesz, jak jest.
W sumie to nie wiesz, czego on chce, więc właściwie być może chce wskoczyć na twoje miejsce, skoro to taki trochę sadysta.
Nikt trzymany w komorze choć raz, nigdy nie będzie chciał tam wrócić. Nigdy.
Jestem na takim etapie, że mógłbym paść przed nim na kolana i prosić o przyłożenie lufy do skroni.
Zdaje sobie sprawę, że nie jestem... normalny. Jestem cholernie połamany i coraz gorzej radzę sobie z utrzymywaniem się w jednym kawałku. Potrafię nastawić złamaną nogę i iść dalej, nawet nie zwracając uwagi na ból, ale teraz czuje się chory. Dużo słabszy niż sądziłem. To choroba, która tkwi we mnie gdzieś w środku, która niezauważalnie niszczy mnie od wewnątrz, kawałek po kawałki...
Paranoja. Ten irracjonalny strach, że każdy chce mnie dopaść. Paranoja, która może spowodować potknięcie w każdym momencie i która przypomina mi, że żadne miejsce nie jest bezpieczne, kiedy myślę, że droga jest wolna a niebezpieczeństwo zostało w tyle. Paranoja, która przywołuje strach o to, że każdy mnie śledzi i nikt nie jest prawdziwy. Paranoja, która każe mi sprawdzać każdego dnia, że świat jest realny. Paranoja, że cały świat jest przeciwko mnie i tylko czeka, by rozszarpać mnie na strzępy.
Wiem, że to nie jest irracjonalne, że ktoś naprawdę chce mnie dopaść, ale nie potrafię pozbierać się w całość. Coraz bardziej pogrążam się w ciemności i dopiero teraz dostrzegam jak bardzo potrzebowałem tego słabego światła jakie dawała mi czyjaś wiara w to, że jest jeszcze dla mnie nadzieja.
Triumfujcie.