#1 Tym razem postaram się zachować chronologię :)
[...]
Ależ pojechałaś, N, pojechałaś!
Zbladłam przy "Dłoń zjeżdża niżej" i aż mi wstyd, jak bardzo brzydkie myśli przyszły mi do głowy, ale zaświeciła się lampka, że Lukin przecież był takim, no... zbereźnikiem.
Okrutnie mocno spodobał mi się Bucky sypiący kurwami i pierdoleniem. Dziwne, bo nie przepadam za wulgaryzmami w nadmiarze, a tu dodało mu to takiej wyrazistości i buntu wręcz.
Zachwycona jestem tym kagańcem. Nie, żeby mi się jakoś tak szczególnie podobał, ale chodzi mi głównie o zabieg jego użycia. Od razu kojarzy mi się ze wzmocnieniem negatywnym. Zabieg z pewnością zamierzony i nienagannie wpleciony w urywki wspomnień naszego ulubieńca, stąd ten zachwyt. Skurczybyki wiedzieli, co robili.
Uwielbiam. Po prostu uwielbiam.
#2 N, no wieem, wiem, ale właśnie chociaż jeden zeszycik byłby już miłym dodatkiem.
Wiadomo, że rodzinne historie w świecie superbohaterów słabo się sprawdzają i sprzedają, bo przecież chodzi o nawalanki dobra ze złem, konflikty zbrojne i samo bohaterstwo, czyż nie? Rodzinny klimat dodałby nuty zwyczajności, która nie jest już tak atrakcyjna.
/Pojechałam, pojechałam, ale z tymi błędami. Muszę nauczyć się przestać polegać na autokorekcie, bo dla niej "połowa" i "płowa" są równie poprawne, a jak coś nie jest podkreślone, to tylko lecę wzrokiem przez tekst. Następnym razem dam sobie jeszcze dzień albo dwa przed publikacją, żeby tekst dłużej sobie poleżakował. Może dzięki temu wyłapię chociaż kilka więcej błędów.
/Cieszę się, że zabieg z Lukinem wyszedł właśnie tak, jak chciałam by wyszedł. Takie "Czy on...? Nie... A może jednak...?". Drobne zasugerowanie, które można (a przynajmniej mam taką nadzieję) odczytywać na więcej niż jeden sposób. I muszę przyznać się też do tego, że moim początkowym wyborem nie był Lukin, ale zmieniłam to, bo jego jednak ktoś kojarzy.
/Bałam się o to, czy jednak nie przedobrzyłam z tymi wulgaryzmami. Stwierdziłam, że skoro Bucky to typ, któremu nie raz przydałoby się wyszorować usta mydłem, taka reakcja byłaby z jego strony naturalna. Na samym początku miałam też fragment, w którym Bucky w mało kulturalny sposób mówi Lukinowi, co o nim sądzi, ale go usunęłam. Co za dużo, to niezdrowo.
/Miałam widocznie dobry dzień, gdy pisałam tę część, bo po raz kolejny coś wyszło tak, jak miało wyjść. Cieszę się, że zabieg z kagańcem także mi wyszedł. Ale za to błędów było sporo, więc wszystko się wyrównało :P
/Wszystko musiałoby być odpowiednio zrównoważone. Taka nuta zwyczajności też czasem jest potrzebna, dlatego mamy Pająka i jego ciotkę, Luke'a Cage'a i Jessice Jones, ich związek, a potem rodzicielstwo, mamy Sharon i Steve'a, którzy stracili dziecko. Mamy bohaterów, którzy czasem zwyczajnie nie mogą pomóc, nie są wstanie, nie potrafią i potem mają z tego powodu wyrzuty sumienia.
Yelena, bez problemu przystał na taki układ?
/Oczywiście, że nie. Na początku miał obiekcję, narzekał, że go ograniczam, ale potem przestał, bo pojął, że to dla jego dobra, a nie dla mojego widzimisię. Jakby sprawiało mi to przyjemność.
James, a ja z tego nie kpiłam, bo uważam podobnie. Pamiętam czasy, kiedy w moim mieście nie było galerii handlowych, wielkich marketów, a sklepiki osiedlowe doskonale zdawały egzamin i wszystkiego było w sam raz. Nawet pamiętam swoją pierwszą wycieczkę do marketu. Czułam się podobnie jak ty w trakcie odkrywania dobroci, jakie tego typu sklepy oferują. Obecnie naprawdę wszystkiego jest zbyt dużo i człowiek zwyczajnie głupieje, bo zanim dotrze do punktu docelowego, będzie musiał przedrzeć się przez paręset rodzajów słodyczy, napojów i alkoholi. Duże "coś", ułatwienie na pewno, ale utrudnienie także.
Fajnie, bo...?
Mówisz? Kurczę, tak mnie zachęciłeś, że chyba zrobię wszystko, żeby zapomnieć parę haseł i pobawić się z krzyżówkami.
/Dzisiejsze sklepy są przytłaczające, wszystkiego jest zbyt dużo, zbyt wiele się wyrzuca, ale mimo tego mi się podobają. Nie ma racjonowania żywności, nie ma punktów, nie ma kartek, limitów, nie ma pustych półek. Kupienie ubrań też nie jest już takim problemem, jak kiedyś. Pamiętam, że Gail, jak spora część młodych dam, rysowała z tyłu nogi kreskę, by nie było widać, że nie ma na sobie pończoch. A kupienie ich wtedy było nie lada wyczynem. Pamiętam też, że ma potrafiła zdziałać prawdziwe cuda, przerabiając stare ubrania na nowe. Czasem nawet na tym dorabiała.
/Fajnie, bo może i jestem jaki jestem, ale czasem ciągnie mnie do takich zabawek. Co poradzę?
/Koniecznie, moja droga, koniecznie. Spróbuj raz, a wciągnie cię na dłużej, wierz mi.