Fury, a od czego zaczęło się podejrzewanie? Pierce zrobił coś szczególnego, co pozwoliło wysnuć jakiś wniosek czy to było tylko przeczucie i smród pod nosem?
Zastanawia mnie jakim cudem przez tyle lat mieliście szczury w swoim obozie i tego nie zauważyliście.
Z wielką niechęcią, ale muszę przyznać, że choć my byliśmy dobrzy, to oni byli lepsi.
Zaczęło się od przeczucia, które sprawiło, że zacząłem uważniej przyglądać niektórym rzeczom i wygrzebałem kilka dawnych spraw. Ze znacznym opóźnieniem, ale wreszcie dostrzegłem, że coś tu nie grało.
James, okej, wszystko po kolei uściślę, bo się nie zrozumieliśmy.
Pytałam czy kiedykolwiek coś nie było proste. Na przykład trwało więcej niż parę dni czy tygodni. Bo mówiłeś, że takie układanie planu jest prościzną, przynajmniej w przypadku pana od żonki.
Pytanie o najtrudniejszy przypadek wiąże się poniekąd z poprzednią kwestią. Chodzi mi tu o jakieś wyjątkowe trudności w zdobyciu danych na temat celu, czy coś takiego. Czy był taki ktoś, kogo za cholerę nie dało się szybko namierzyć, albo obecnie taki ktoś jest.
Skoro się tak wysiliłeś to zapytam: jak już wpadasz w ten stan paranoi, nie radzisz sobie, ale w jaki sposób próbujesz przetrwać?
A więc są różnice. Kiedy im się prawie udało? Każde złe, ale opcja z SHIELD mimo wszystko chyba lepsza.
Ach. To nie można było tak od razu? Dobrze wiesz, że czasem zdarza mi się lekko przeinaczać niektóre rzeczy i zrozumieć je nie tak jak trzeba. Po co było to całe kręcenie?
Czasem zdarzało się, że coś trwało więcej niż kilka dni, bo dany cel był na przykład niezłym ważniakiem, więc i dorwanie go nie było takie proste. Ale kilka tygodni? Nie obrażaj mnie.
Każdego da się jakoś znaleźć, nie ważne jak bardzo będzie starał się ukryć. Z danymi to samo. W tych czasach niczego nie da się skutecznie ukryć. A Hydra miała naprawdę bogate bazy danych, więc znacznie ułatwiło mi to sprawę.
Nie próbuję. Staram się znaleźć jakieś w miarę bezpieczne w miejsce i to przeczekać, bo zwyczajnie nie wiem, co innego mógłbym zrobić. To samo robię, gdy miewam te cholerne ataki duszności. Nie mogę złapać oddechu, serce wali mi jak szalone i czuję jakbym miał zaraz zemdleć, udusić się albo paść na zawał. Nienawidzę tego.
Jakoś pod koniec maja zeszłego roku. Kilka tygodni po Waszyngtonie.
Może i wydaje się lepsza, ale i tak mam opory.