29 grudnia 2015

Astrid Löfgren

N, mnie w ogóle nie boli, za to "W(w)ojna (...)" już tak. I to bardzo. Dziwię się, że nie ma tam żadnego "Starcia" czy innej "Potyczki".
Och, tak. A jeszcze jeśli sprawdzi się, że w tym helikopterze siedzi biedny Bucky i Steve go ratuje... Od razu przypomina się ta bezradność, kiedy Bucky spadał.
Nawet nie strasz, bo będę mieć koszmary, że w ostatnim filmie będzie przypominał Bukę, a nie siebie!
I pomyśleć, że taka refleksja wzięła się od na pozór zwykłego gestu. 
/Też zdziwiła mnie ta wojna, bo skoro dla naszych tłumaczy "The First Avenger" znaczyło "Pierwsze starcie", spodziewałam się zaskoczą nas bardziej. Ale bardziej zawiodłam się przy przetłumaczeniu "Winter Soldier" na "Zimowy Żołnierz". Zero fantazji.
/I oj tam, Bucky i Buka brzmią tak podobnie, że aż żal tego nie wykorzystać :P
Yelena, a może opanował sztukę maskowania do perfekcji, a w środku się cały gotuje, że ktoś śmie wypominać mu wiek.
Strach wprowadzać takie zabawy, bo jeszcze weźmie je zbyt dosłownie.
E tam, zawsze to pretekst do remontu. Byłoby zdziwienie, gdyby obudził się w nim talent kulinarny. Sam sobie wybiera, co chce zjeść? Ja nie wiem jak można jeść coś, co jest po prostu mdłe.
Mógłby "znaleźć" nową zmywarkę w ramach przeprosin. 
/Nie opanował jej widocznie aż tak dobrze, bo żyłka na czole aż mu pulsowała, kiedy ostatnio użyczyłam sobie jego ramienia jako otwieracza do butelek. Kapsel idealnie wpasowałam się między łuski, nic się nie porysowało, więc przesadził z wściekłością. Ale chyba już wiem, dlaczego zmywarka "się zepsuła". 
/Zawsze można spróbować z łyżeczka za mamusię, łyżeczka za tatusia... Chociaż nie, to też kiepski pomysł.
/Zazwyczaj na pytanie "Co chciałbyś zjeść?" reaguje wzruszeniem ramion albo stwierdzeniem, że nie wie, że mu to obojętne, że może być cokolwiek zechcę. Ale wiem, że nie tknąłby fast foodu, a coś ciężkostrawnego by mu zaszkodziło, więc mu tego nie podaję. "Podaję" jest kluczowe, bo sam niczego nie weźmie, chociaż nie raz mówiłam mu, że nie jestem jego niańką, i że sam może wykonać tak skomplikowane czynności, jakimi są otworzenie lodówki i wzięcie czego do jedzenia. A skoro nie robi nawet tego, wątpię, by miał ochotę odkrywać w sobie talenty kulinarne.
/Wystarczy mi poszukiwany zbieg w salonie. Nie chcę też kradzionej zmywarki w kuchni.
Steve, a gdyby został schwytany przez SHIELD, to jak by się to dla niego skończyło?
/SHIELD nie powie mi tego wprost, ale wiem, że Bucky ich nie obchodzi. Dlaczego miałby? Interesuje ich tylko Zimowy Żołnierz i to, co mogą z niego wydobyć. Albo jak go wykorzystać.
James, czyli mogę rozumieć to tak, że nie wkurzam cię aż tak bardzo?
Coś w tym jest. Nie byłam na wojnie, ale mam dość, no... powiedzmy, że podobne doświadczenie. Ale dobra, to zbyt grząski grunt.
Zmieńmy delikatnie temat... Jak się mieszka z Yeleną? Czujesz się spokojniejszy?
/Możesz w to nie wierzyć, ale jestem spokojnym człowiekiem i potrzeba naprawdę wiele, żeby naprawdę mnie wkurzyć.  
/W końcu miałem być szczery, prawda? Mogę mówić o wojnie. Nie przeszkadza mi to, widziałem i robiłem gorsze rzeczy. 
/Chyba dobrze. Przynajmniej z mojej perspektywy, bo z jej pewnie już nie bardzo. Ale znowu lepiej mi się śpi. To też chyba dobrze. Znaczy dobrze, bez chyba.

#19 Bucky

***
/Wszystko toczy się zdecydowanie zbyt szybko. 

/Steve odpycha mnie za siebie, zasłaniając przed strumieniem błękitnej energii, który uderza w tarczę, wytrącając mu ją z rąk. Cały przedział trzęsie się, gdy eksplozja przebiega przez niego, powalając nas na ziemię i zabierając ze sobą połowę wschodniej ściany. 

— Jeszcze raz! Zabij go! 

/Trzeszczący w głośnikach głos Zoli niknie w dźwiękach sunącego po torach pociągu i wyciu wpadającego do wagonu, lodowatego wiatru. Mrugam szybko, starając powstrzymać się od łzawienia i spoglądam na podnoszącego się Steve'a. Nie ma czasu. Nie ma czasu na wahanie. Nie ma czasu na myślenie. Instynktownie chwytam tarczę i oddaję serię strzałów w stronę stojącego w drzwiach przedziału żołnierza. Dlaczego nie trafiam? Zawsze trafiam. Dlaczego nie...

/Siła kolejnego strzału odrzuca mnie kilka stóp do tyłu, bezwładnie wyrzucając przez wyrwę w ścianie. W ostatniej chwili, łutem cholernego szczęścia udaje mi się chwycić wystającej ze ściany poręczy. Próbuję podciągnąć się w górę, zaprzeć się o coś stopami, ale dłonie za bardzo ślizgają się po oblodzonym metalu, by mogło się to udać. 

Astrid Löfgren

N, Wikipedia i IMDb mówią, że "Wojna", Filmweb, że "wojna", także cholera wie.
Stevie to już w ogóle nie do poznania. Strasznie zadziorny się zrobił.
Dziwnie uroczo wygląda w okrąglutkiej wersji. W filmie chyba będzie raz tył, raz chudł, bo różne wcielenia w tym zwiastunie krążą.
Och, no tak, mądra ja :D
Już wszystko wiem, dzięki.
I jeszcze ten napis jakby w kształcie serca (albo to ja, jak zwykle, widzę więcej, niż ustawa przewiduje)... Cudownie.
/Najbezpieczniej będzie więc zostać przy Civil War. Ze względu na poprawność i na to, że czytanie tego jakoś tak mniej boli.
/Steve od braci Russo jest najlepszym Steve'm. Ta jego zadziorność i zatrzymywanie helikoptera gołymi rękoma sprawiają, że jest, co tu dużo mówić, po prostu super w każdym tego słowa znaczeniu.
/Bracia Russo widocznie za bardzo wzięli sobie do serca to, że Bucky'ego miało być więcej na ekranie. I jest - w każdym kolejnym filmie +10 minut i +10 kilo.

/Bucky skomentował ten tort tak (cytat z CA vol 6 #50): Bardzo zabawne... Mam wielką nadzieję, że pod tymi wszystkimi świeczkami jest jakiś tort... 
To powiedział na głos. W myślach za to: To zabawne... W pewien sposób Steve przypadkowo mnie przeklął, kiedy kazał Cosmic Cube przywrócić mi wspomnienia. Przywrócił mnie światu... Trudno było zaakceptować fakt, że znowu do niego należę. Czasami zapominam, że Steve próbował mnie uratować, próbując dać mi z powrotem rodzinę.
Yelena, gdybym mogła zobaczyć i usłyszeć na własne oczy i uszy, to nie wahałabym się ani chwili. Ależ to dobre ćwiczenie na opanowanie. Znaczy dla niego.
"Mimowolny skurcz mięśni", jak by to zapewne ujął sam zainteresowany. Jak dziecko. Niby niejadek, ale czekoladą nie pogardzi.
To praca stacjonarna czy w jakimś biurze? Jeśli w biurze, to na twoim miejscu nauczyłabym towarzysza gotować.
Czym mu ta biedna zmywarka zawiniła? Naczynia chociaż przetrwały?
/Och, wcale nie wkurza go to tak bardzo, jak twierdzi, więc to żadne ćwiczenie. Jeśli by tak było, reagowałby inaczej. Na pewno nie tak spokojnie i bez udziału minimalnych i mimowolnych skurczów twarzy, które czasem mu się zdarzają.
/Jimmy wcale nie jest aż takim niejadkiem, wystarczy go tylko trochę przymusić. Po prostu trzeba postawić mu talerz przed nosem i kazać to zjeść. Ponarzeka, powywraca oczami, postęka, ale w końcu zje. Naprawdę jak z dzieckiem. Tylko zabawy w lecący samolocik brakuje. 
/Robię swoje, przesyłam im to i dwa razy w miesiącu melduję się w biurze. Mi tam pasuje. Za to wizja uczenia go gotowania nie jest już tak zachęcająca, bo jednak lubię swoją kuchnię i wolę, by nie zostały z niej tylko spalone ściany. A do tego wszystko, co je, jest niemal bez smaku, więc to też nie zachęca.
/Zadałam mu dokładnie to samo pytanie! A on tylko wzruszył ramionami, posłał jedno z gamy swoich spojrzeń skrzyczanego psa, i jak gdyby nigdy nic stwierdził, że "się popsuło". Drzwiczki same się naderwały?! I kto tu musi ćwiczyć cierpliwość?
Steve, da się jakoś przygotować na taką ewentualność?
Musieliście się nieźle z Samem wkurzyć. 
/Nie można działać zbyt pochopnie, trzeba mieć plan awaryjny, najlepiej też jakieś wsparcie. Nie chcę jednak wciągać to nikogo, jeśli nie będzie to naprawdę konieczne. Wiem, że SHIELD także go szuka, więc muszę mieć pewność, że nie znajdą go pierwsi.
James, wychodzi. W sumie odkąd pamiętam nie byłeś szczególnie złośliwy.
Nie wiem, czy tak było. Tak mi się tylko wydaje, że zazwyczaj widziałeś światełko tam, gdzie go nie było. Bazuję jedynie na tym, co o tobie słyszałam.
Nie duś wszystkiego, proszę cię. Daj czasem temu upust, bo jeśli nie, to się po prostu wykończysz.
/Nie byłem szczególnie złośliwy, bo nie miałem ku temu powodu. Jeśli miałbym potrzebę wyzłośliwiania się, robiłbym to. 
/Można powiedzieć, że ja bazuję głównie na tym, co o sobie czytałem, więc tak wiele nas nie różni. Ale wydaje mi się, że... sądzę, że robiłem tak, bo na wojnie zwyczajnie tego potrzebowałem. Możesz mi uwierzyć, że gdy odzyskujesz przytomność w okopach i pierwszym, co widzisz, jest dziura po kuli w czole faceta, który nie tak dawno opowiadał ci o swoim synu, to... ostatnim, czego potrzebujesz, jest brak tego światełka. Szukasz go więc wszędzie,nawet tam, gdzie go nie ma, bo nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że następnym razem tym facetem możesz być ty. A przynajmniej teraz tak na to patrzę.
/Pas. O tym też wolę teraz nie mówić.