No nie wiem, czy tylko dla samego siebie. Jestem skłonna sobie wyobrazić jak reaguje, kiedy słyszy chociażby słowo "Bucky", a co by było, jakby ktoś prosto w oczy zapytał o jakiekolwiek szczegóły jego "zimowego" życia (chociaż chyba pytałam, no ale byłam bezpieczna).
Co do samookaleczenia. Hm. Forma kary. Nie miałabym złudzeń, na pewno to robi.
***
A ja myślę, że on doskonale rozumie, że to nie jego wina, ale się obwinia, bo - jak sam porównywał - na pewno Kapitan Ameryka by się nie dał tak stłamsić jak on. Czuje się gorszy, ot co. Więc trzeba mu pokazać, że nie jest gó*nem tylko wartościowym człowiekiem. Weź go na spacer.
Najpierw sugerujesz, że może być niebezpieczny dla otocznia, a potem proponujesz zabranie go na spacer. To chyba kiepskie połączenie, nie uważasz?
Znajomość z nim zacząłem od zwyczajnego przedstawienia się, bo tak robią normalni ludzie. A on takich zachować potrzebuje. Spytałem o to, jak mam go nazywać?
Mogę nazywać cię Bucky? Nie.
Czy mogę mówić na ciebie James? Tak, chyba tak. To był krok milowy.
James nie chce rozmawiać ze Stevem, bo uważa, że na to nie zasługuje. Mówiłem mu, że to nie prawda, bo gdyby nie chronił tyłka tego idioty to żadnego Kapitana Ameryki by nie było, bo dałby się zabić jako dzieciak. Tylko prychnął. Nie dyskutował, nie obrażał się, nie wściekał,
prychnął. To był dla niego ogromny krok.
Jeżeli zarzucę mu, że krzywdzi sam siebie i nie będę miał dowodów, a okaże się, że jednak nie miałem racji, mogę stracić ten zalążek zaufania którym mnie obdarzył.