8 czerwca 2015

Ana Morgan

A kiedy pierwszy raz usłyszałaś o projekcie "Avengers" co pomyślałaś? Jakie były twoje odczucia? Byłaś "za" czy "przeciw"?
Żebym miała coś do gadania. To decyzja odgórna i przez długi czas nawet nie wiedziałam, że coś takiego powstanie. 
Z jednej strony było to ogromne ryzyko, ale z drugiej dawało ogromne możliwości. Teraz  już sama nie wiem, czy był to tak dobry pomysł.
Ja jednak myślę o życiu i zdrowiu swoim, czy innych, a nie o sprawach materialnych.
Ja jednak nie jestem za tym, żeby rodzice wtrącali się, a co gorsza decydowali za swoje dzieci. Same powinny dokonywać wyborów i uczyć się na błędach, Clint. Męża dla swojej córki też wybierzesz? :P
O tak, żebyś wiedziała. Lila będzie mieć zakaz umawiania się z chłopcami aż umrę. A potem będzie musiała poczekać jeszcze jeden dzień, dla pewności, że na pewno umarłem.
Porozmawiamy, gdy będziesz mieć dzieci. Nie pozwolę wpakować się swoim dzieciom w coś takiego, nie pozwolę im założyć sobie pętli na szyję. To nie jest zabawa, to nie jest sposób na normalne życie.
Nie wyklucza, coś przerażające może być też fajne, podobnie jak coś jest dziwne i inne to też jest fajne. Oczywiście, że zdarzają się złe rzeczy, na które ludzie nie mają wpływu i w żadnym wypadku nie jest to czymś dobrym, czy tym bardziej fajnym. Chodziło mi raczej o to, że spotkanie innych ludzi, dokonanie niby mało ważnego wyboru, czy podjęcie jakiejś decyzji może wywrócić całe nasze życie do góry nogami i to jest właśnie ciekawe, bo nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać wychodząc choćby na głupi spacer. Ja mam taką świadomość każdego dnia, że wydaje i mogę nie wrócić lub stanie się coś co jeszcze bardziej pokręci moje życie. Rzecz dobra lub zła, ale ja na to nie mam wpływu lub mam, lecz nie zdaję sobie z tego sprawy.
W taki sposób o Rogersie. Brzmisz zupełnie jak stary, dobry Bucky (nie żebyś teraz był zły :P). I dlaczego używasz tego cholernego "ma'am"?
Czyli nie zrobisz tego tylko ze względu na to co inni myślą? To dziwne podejście. To twoje życie James i nikt nie powinien się wtrącać. Teraz pewnie powiesz, że ściga cię pól świata i chce cię zabić, ale oni ścigają Zimowego Żołnierza, a skoro już mamy grać w ta grę, to teraz nie rozmawiam z Zimowym Żołnierzem, lecz z Jamesem Barnes, który powinien w końcu wyprostować wszystkie sprawy, które go dręczą. Chcesz to ciągnąć do swojej śmierci, James?
To raczej kiepski temat do rozmowy z kimś, kto nie miał żadnego wpływu na własne życie przez spory kawał czasu, nie uważasz? Ja kiedyś sądziłem, że nic złego nie może się stać, bo urodziłem się pod jakąś cholerną, szczęśliwą gwiazdą i wiesz co? Przeszło mi, gdy leciałem w dół kanionu.
Mówię tak, bo mam sobie takie kaprys. Mówienie do kobiety na ma'am jest już zabronione czy co?
Miałem nie kłamać, więc jestem szczery co do Rogersa, tyle.
Nie zrobię tego też dlatego, że chcą mnie zaciągnąć przed sąd. Jeśli zbliżę się do pana Kapitana to tylko ułatwię im sprawę. A ja nie bardzo chcę iść do więzienia na resztę życia, bo to jednak spory kawał czasu, wiesz? O reszcie opcji wolę nie wspominać.
Poza tym, Steve to już raczej też nie "mój" Steve- bez skojarzeń, żaden z nas nie jest już taki sam i zwyczajnie nie wiem, czego mógłbym się spodziewać. Też mogę mieć jakieś obawy, bo nie jestem z kamienia. 

Astrid Löfgren

N, jejciuniu, czego ty nie wiesz? :D Dziękuję, być może się przyda. A tak w ogóle, co do ff. Mogę zapożyczyć twoją wersję imion sióstr Bakusia? W sensie Idę i Kimberly. Przez tę wersję już mi żadne imiona nie pasują :/
Morita to by miał miliony japońskich słów na to i wszystkie brzmiałyby tak samo :P
Boję się, że się dowie :(
Ja wiem wszystko! Oprócz tego, co wiedzieć powinnam, ale to drobiazg.
A zapożyczaj ile zechcesz. Idę wzięłam od ciotki Bucky'ego, a Kimberly od siostrzenicy.
Cytując Moritę: Jestem z Fresno, mistrzu :P

Może nie byłoby aż tak źle. Zależy od tego, czy miałby dobry, czy zły dzień :P
Maria, a no tak, zamotałam się.
Aż tak? To co on takiego robi, że aż papierologia wydaje się miła?
Trudno mu chyba teraz ufać, prawda? Nigdy nie wiesz, z czym wyskoczy...
Irytujący z niego typ. Przez większość czasu jest tylko ciężki do zniesienia, ale bywa, że jest jak wrzód na tyłku. 
Zawsze trudno było mu ufać. Teraz ostro nadszarpnął dany mu przez SHIELD kredyt zaufania i myśli, że swoją hojnością wszystko zatuszuje. Zabawa się skończyła. Przez niego rząd przytnie nam smycz i wszyscy boleśnie to odczujemy. 
James, a teraz twój akcent przypomina bardziej rosyjski, prawda?
Ty też oczkiem mrugałeś? Matko, nie potrafię sobie tego wyobrazić.
A jak się zbliżyli to co?
A ja z kolei nie wiem, co pamiętasz i ciężko mi jednoznacznie określić, co mógłbyś poopowiadać. Najchętniej to bym wiedziała wszystko, bo jestem z tych ciekawskich, a każdy element niewiedzy mnie wkurza, jeśli chcę coś wiedzieć usilnie. Także no, co tam pamiętasz to poopowiadaj, chętnie poczytam.
Teraz to mój akcent nie przypomina chyba niczego konkretnego.
I co w tym takiego złego? Jeśli potrafi się odpowiednio potrzepotać rzęsami to trzeba to wykorzystać. Już dosyć nasłuchałem się kiedyś od Rogera o tym, że to niemoralne i w ogóle fe.
Jak się zbliżył to dostawał solidnego kopa w tyłek. Grzecznie mówiąc. 

Zależy czy chcesz czegoś zabawnego, czy wręcz przeciwnie. Mogę mówić o świętowaniu Bożego Narodzenia i tańcach w stodole. Mogę mówić też o tym, jak przypadło nam odbijanie więźnia z łagru. Nie bardzo wiedzieliśmy, czego tak naprawdę możemy się spodziewać, ale to co zastaliśmy... to był cholerny szok.

Historia o obozie pochodzi z komiksów Marvela (Captain America & Bucky #623), więc nie będzie potrzeby naginania faktów historycznych.

Astrid Löfgren

N, dziękuję za tak szczegółowe wyjaśnienie. Zawsze byłam zainteresowana historią drugiej wojny, a te określenia zasłyszałam od dziadka-wujka, że tak powiem, który jakiś czas spędził w obozie. Pracę maturalną pisałam na temat Holocaustu i było mi to po prostu potrzebne, ale nie rozdrabniał się jakoś szczególnie, bo zawsze uważał, że "o tym się nie mówiło i teraz też nie powinno, zmarłym trzeba dać spokój, co było to było", ogólnie "nieważne", stąd sądziłam, że używane to było w rzeczywistości obozowej, a w innych środowiskach brzmiało inaczej. W jakiejś książce też się spotkałam właśnie ze "schwulem" na określenie homoseksualistów, stąd skojarzenie ze "szwungiem", bo jakoś tak brzmi podobnie i wystarczyło dodać dwa do dwóch :) Absolutnie się nie czepiam co do użycia tych słów.
Bardzo dziękuję, ale to nie będzie konieczne :)
I nie tylko N się dużo dowiaduje!
Aj, nie przypominaj mi tego... :D
Było też wiele różnych określeń, ale nie wszystkie da się sensownie przełożyć na język polski. 
Taki Bucky najpewniej na homoseksualistę mówiłby "fairy", "fay" albo "dolly", ale już taki Morita mógłby nie wiedzieć, o co chodzi i określiłby go już zupełnie inaczej.

Swoją drogą, przydałby ci się do ff ostatni znany adres Steve'a? Wiemy, że przez pewien czas mieszkali razem, więc był to zapewne też adres Bucky'ego. Jakby co: 1404 Alameda Ave, Brooklyn, New York 11235

Oj tam, oj tam. Ciesz się, że Buckyś tego nie wie :P
Maria, a czym się zajmujesz w jego firmie? Tęsknisz czasem za SHIELD? Stark to duży dzieciak, trzeba go pilnować. Tym bardziej po akcji z Ultronem. Trochę gość przesadził.
Nie pracuje w Stark Industries, a zajmuje się inicjatywą Avengers z rozkazu Fury'ego.
Każdy, kto musiałby spędzać ze Starkiem tyle czasu, zacząłby tęsknić za papierkową robotą w SHIELD.
Trochę przesadził? To jest naprawdę duże trochę, którego prostowanie zajmie masę czasu i środków, ale sytuacji i tak nie da się już naprawić.
James, trochę inaczej, czyli wplatając w wypowiedzi różne języki?
Wraca ci ten akcent, czy nie bardzo? Dalej masz problem z, hm, ojczystym językiem?
Nie każę. Wystarczająco klarownie, dziękuję. No cóż, do pewnego momentu jestem w stanie zrozumieć ich postępowanie. Tym bardziej rozumiem postępowanie tych, którzy ich gnębili. A ty jak ich traktowałeś? Tak samo jak większość, czy byli ci obojętni?
Zapodaj jeszcze jakąś ciekawostkę, proszę :)
Różne zapożyczenia, różne języki, dużo gestykulacji i jakoś dawało się porozumieć.  
Prawdziwy akcent i sposób mowy już chyba wymarły, a bez obcowania z nimi, nie ma szans na to, by do mnie wróciły. Może mam już trochę mniejsze problemy, ale nadal temu daleko do w pełni poprawnej angielszczyzny. 
Jeśli miało się wystarczająco charyzmy i potrafiło się dobrze zakręcić to można było mieć z tego jakiś zysk, ale nie robić z siebie przy tym czyjeś szmaty. Dało się tak załatwić choćby głupie fajki i jednocześnie nie musieć rzygać potem po kątach.
Nie przepadałem za takimi, ale miałem ich gdzieś, póki jakiś się do mnie nie zbliżył.
Wszystkiego może jeszcze nie pamiętam, ale "jakaś ciekawostka" niewiele mi jednak mówi, bo to jednak rozległy temat. Mogę poopowiadać, ale wolę wiedzieć o czym.

Ana Morgan

A dlaczego wybrałaś akurat taki zawód?
Większość dziewczynek marzyła o zostaniu księżniczką, piosenkarką czy aktorką, a ja o zostaniu super szpiegiem, który potrafi kopać tyłki i ma fajne gadżety. 
Zły tatuś! Co takiego złego jest w zawodzie tajnego agenta (pomijając zabijanie ludzi, czy narażanie życia)? Może twoje dzieci zechcą pójść śladami ojca i stanie się to już tradycją rodziny Bartonów?
A Cooper czasami za łuk nie łapie? W ogóle go do tego nie ciągnie?
Zabijanie ludzi i narażanie życia? Kiepskie warunki pracy, częste obrywanie po tyłku i wcale nie taki fajny fundusz emerytalny?
Jeśli któremuś z dzieciaków jednak by odbiło i zdecydowałoby się na coś takiego, robiłbym wszystko by wybić mu to z głowy. Jeśli nic by to nie dało, użyłbym wszystkich znajomości i załatwił mu pracę za biurkiem do emerytury.
Powoli zaczyna się tym trochę interesować, ale daleko mu jednak do pasjonata.
Czyli jednak martwisz :D Wspaniale jest mieć rację ^^
Nie chodzi mi tylko o twoje życie, ale życie wszystkich ludzi na tej planecie jest popieprzone i to równo. Nawet jeśli mają swoją monotonię i spokój to coś się wydarzy i buch wszystko się rozsypuje w drobny mak lub całkowicie zmienia tor. I to jest właśnie fajne, trochę przerażające, ale też fajne, że nigdy nie wiadomo co człowieka spotka, co się wydarzy.
Zaraz co? Mam dziwne deja vu. Co ty powiedziałeś?! Buck zatkało mnie... przepraszam James. Dawno nie słyszałam, żebyś tak mówił o Rogersie. Chyba w ogóle nie słyszałam, żebyś ty tak mówił. To świetnie! Dlaczego to nie jest proste? Obawiam się, że durnych pomysłów Steve'a to nawet twoja pokaźna rączka nie będzie w stanie wybić, ale dlaczego do cholery to nie jest proste? To piękne :D
Też tak sądzę, Jamie (przepraszam nie mogłam się pohamować). Każdy dług należy kiedyś spłacić i nie należy z tym zwlekać, bo nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć.
Trochę miłe? Zwłaszcza wtedy, kiedy przypieprzyła ci w głowę jakimś żelastwem, co?
Jeśli coś jest przerażające, nie wyklucza to czasem bycia fajnym? Co takiego super w tym, że komuś tornado zdmuchnie dom albo, że komuś innemu spali się cały dobytek? 
Mówił "tak", czyli jak? To wszystko szczera prawda, ma'am, bo Rogers to naprawdę idiota, którego nie można zostawić samego choćby na kwadrans, bo znowu się w coś wpakuje. Ja cieszyłem się, że ten kretyn siedzi bezpiecznie w domu na cholernym Brooklynie, a tu dowiaduje się, że zdążyło mu się wyrosnąć o metr wszerz i wzwyż, skakać po samochodach, wyskoczyć z samolotu nad terytorium wroga, i samemu pójść do bazy Hydry. On chyba nie ma żadnego instynktu samozachowawczego i tak zawsze było, jest i zawsze będzie. Chciałem trzepnąć go  za to w łeb raz a porządnie już w '42, ale wolałem niczego sobie przy tym nie złamać, bo Bóg jeden wie, w co Steve wpakowałby się przy szukaniu cholernego medyka.
A dlatego to nie jest proste, bo może i dla mnie to Steve, a ja dla niego to pieprzony Bucky, ale dla znacznej większości on to Kapitan Ameryka, a ja to Zimowy Żołnierz, który próbował go zabić. To wcale nie ułatwia sprawy i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
Nie ważne jak to zrobiła, ważne, że pomogło i wybiło mi co nieco z głowy.

Astrid Löfgren

N, chyba wychodzi z założenia, że ma wyglądać jak żul :D
Nauczę się montować twarz to we wszystkich filmach pozamieniam i będzie elegancko. 
Też nie miałam pewności do tych określeń, ale znajomy, który dosyć głęboko siedzi w takich tematach, wytłumaczył mi, że tak, określenia jak "szwung", a tym bardziej "panienki" jak najbardziej mogłyby być użyte przez kogoś takiego jak pan Barnes w takim kontekście. Miał do czynienia z ludzi wielu narodowości, z więźniami różnych więzień i obozów, spędził kilka ładnych lat na wschodzie i obracał się często w mało ciekawym towarzystwie (amerykańscy żołnierze korzystali z usług prostytutek (obu płci) chyba najczęściej ze wszystkich- we Francji było to tak nagminne, że nazywano ją przez to "francuskim Dzikim Zachodem", a pewien rodzaj prostytucji- także tej wymuszonej, występował też wśród samych żołnierzy), a do tego wywodził się z miejsca, w którym homoseksualiści byli bardzo liczni, a męska prostytucja była bardzo powszechna, więc działa to na moją korzyść, bo może mieć dzięki temu bardziej poszerzone słownictwo. 
Określenie "piple" występowało jednak głównie w obozach, fakt, ale zawsze mógłby je gdzieś usłyszeć, prawda?
Mogę poprosić go o przesłanie materiału na temat homoseksualizmu, męskiej prostytucji i "mitu amerykańskiego żołnierza", jeśli chcesz.
Ile N się dowiedziała dzięki temu blogowi!
I aż mi się przypomniała twoja rozmowa ze Stevem o uroku pana B. :P
Ale jestem spostrzegawcza, dopiero zauważyłam Marię... :D
Maria, jak tam się pracuje u Starka? Zadowolona jesteś? Dobrym jest szefuniem?
O tak, wspaniałym. Lepszego nie mogłabym sobie chyba wyobrazić.
Czasem mam wrażenie, że potrzebuje prowadzenia za rączkę w najprostszych sytuacjach i zginąłby, gdyby nie Potts.
James, skoro nie lubisz to nie było tematu.
O, tego słowa mi brakowało. Chodziło mi właśnie o to.
Przynajmniej skojarzyłam o co chodzi. Byłam święcie przekonana, że te zwroty stosowało się w slangu więziennym czy obozowym. Zawsze dobrze wiedzieć coś nowego. Zorganizować, czyli że co? Tu akurat nie rozumiem, co możesz mieć na myśli. Ciężko dziś idzie mi rozumowanie, więc byłabym wdzięczna, gdybyś mi klarownie to wyjaśnił. Ładnie proszę.
Ciężko było o jakiś konkretny, odrębny slang. To wszystko się przenikało i było jedną, wielką zbieraniną językową. Nie mogę by oczywiście obiektywny, bo Wyjące Komando nie było zwykłą jednostką i działało na trochę innych zasadach. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że po takim czasie spędzonym z ludźmi różnych narodowości, nie sposób już było mówić tak jak dawniej. Po czasie nie miałem już nawet brooklyńskiego akcentu i mówiłem nawet trochę inaczej, bo zwyczajnie ułatwiało to komunikację. 
Puszczano się za kasę, ochronę, jedzenie albo cholerne fajki. Jak ktoś miał chęć, zawsze zdołał sobie kogoś przygruchać. Dobrowolnie, albo trochę mniej dobrowolnie. Nie każ mi tego tłumaczyć jeszcze bardziej klarownie, bo się chyba nie da.