N, jak to nie? [klik]
Bo jako Henryk myślał, że żyje w Polsce incognito. Do dziś się zastanawiam, dlaczego, u diabła, oni to zrobili. A ci robotnicy w hucie nie lepsi <3
Przynajmniej się dzieli swoim powodzeniem. To się ceni.
/Kajam się, wybacz. Na zdjęciach, które oglądałam, miała krótkie włosy i nie wydawały się być tak gęste.
/Zrozumiałabym jeszcze gdyby Magento udawał imigranta, który z jakiegoś powodu przyjechał do Polski. Ale rodowitego Polaka? Z takim akcentem :P? Nikt by się nie zorientował, że coś tu nie gra, nikt. Okej, rozumiem, że filmowy Erik tak naprawdę był rodowitym Polakiem, ale po tylu latach spędzonych zagranicą, gdzie porozumiewał się zapewne głównie po angielsku (w filmach zawsze i wszędzie da się przecież dogadać po angielsku, dlatego swoją mowę do robotników Henryk wygłosił właśnie w tym języku), stracił akcent i zapewne zapomniał większości słów.
/To musi być hazard. Dlatego Clint tak cieszył się, kiedy Bucky "umarł" i zasmucił się, kiedy okazało się, że jednak żyje i trzeba mu oddać wygraną kasę. Skubaniec musi nauczyć nas grać, koniecznie.
Steve, więc co to są za spotkania? W jakichś publicznych miejscach typu centra handlowe?
Bucky, psychiatra to nie lekarz? Okej. Twój psychiatra jest też psychoterapeutą? Bo chyba po leki do niego nie chodzisz, nie?
A, no i syna powinniście nazwać Brooklyn. W ogóle myślicie poważnie o założeniu rodziny?
B: Steve, słyszałeś? To jest genialne! America i Brooklyn, czy to nie brzmi wspa...
S: Bucky,
nie.
B: Och, dlaczego?
S: Przypomnieć ci, że do dziś sarkasz i obrażasz się, gdy ktoś zwróci się do ciebie Buchanan? To teraz wyobraź sobie, jak skończyłoby się to w tym przypadku.
B: No dobra, wiem, jestem marnym materiałem na rodzica. Dlatego póki co pozostaniemy przy kocie. Kaktus i złote rybki przetrwały, a jeśli kotu też się uda, będzie to znak, że możemy zaadoptować...
S: Psa. A jeśli to też się uda, może zaczniemy myśleć o adopcji dziecka. O ile ktoś zechce nam jakieś dać, a z naszym trybem życia może być to problem. Prościej poprosić kogoś o podlanie kwiatków czy nakarmienie i wyprowadzenie zwierząt, niż o opiekę nad dzieckiem. To nie byłby zdrowy model wychowania.
A jeśli chodzi o spotkania, miałem na myśli takie typowo PR-owe wyjścia. W końcu nic nie podbije tak słupka oglądalności telewizji śniadaniowej, jak spotkanie z Kapitanem Ameryką. Nie cierpię tego, słowo daję. Ale ludzie mają nas lubić, więc trzeba znaleźć kogoś, kto będzie uśmiechał się do kamery. A ja niestety mam wystawę w muzeum i pomnik, więc padło na mnie.
B: I całe szczęście, bo gdybym ja to robił, znowu potrzebowałbym psychiatry. A już nie potrzebuję. Czasem upewniają się tylko czy wszystko jest ze mną okej i czy jestem normalny.
S; A jesteś? Jakaś nowość.