29 lipca 2015

Rora T

Nie wracajmy do sprawy kłamstw, bardzo cię o to proszę.
Mogę jakoś spróbować rozdzielić te sprawy. To już zależy od ciebie. W końcu ciebie pocieszam, a nie na odwrot. I tak się muszę produkować.
Już zacząłeś. Mam ci przypomnieć, jak uważałeś, że dzisiejsze kobiety są łatwe? A może nadal tak uważasz? Ja mam swoje poglądy a ty swoje, dobrze? Uważam tylko że mężczyźni są mniej domyślni, a nie że to jakiś podgatunek.
Uwierz mi, że jeśli zacznę pisać bez ładu i składu żaden człowiek mnie nie zrozumie.
Unikanie snu to nie jest najlepsze wyjście. Ja już powiedziałam co myślę na ten temat, nic więcej zrobić nie mogę, przecież siłą ci tego do głowy nie wbiję. Teraz już wszystko zależ od ciebie.
To była wojna. W tak krytycznym czasie nawet morale się zmieniały. Oni strzelali do was, a wy do nich. Walczyliście by pokonać wroga. Jak mieliście to zrobić? Wygłaszając przemowy ku pokrzepieniu serc?
Okaleczając siebie też nie odzyskasz przebaczenia. W ten sposób chcesz odpokutować? Samobójstwo to również grzech ciężki. Bóg daje ci życie i tylko on ci może je odebrać, a jednak z jakiegoś powodu tego nie zrobił i na pewno nie po to byś ty teraz strzelał sobie w głowę.
Gwarantuję ci że nawet zabójcy uzyskują przebaczenie. Nie od ofiar lecz od rodziny i przyjaciół, a to przebaczenie jest czasami o wiele więcej warte.
Nie wiem. Może tak, może nie. Nie jest to coś zbytnio wyszukanego.
 To "i tak muszę się produkować" raczej nie brzmi zbyt pocieszająco, wiesz? Nie zmuszam cię przecież do tego. 
 Nigdy tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, że wydają się być łatwiejsze niż były kiedyś. To różnica i wolę niczego już więcej nie dodawać, bo chyba tylko bardziej się tym pogrążę. 
 Wygłaszanie przemów ku pokrzepieniu serc wcale nie było takim złym pomysłem. Spójrz na Rogersa, on naprawdę potrafił zanudzić człowieka na śmierć, gdy dobrze się rozkręcił. 
 Samobójstwo jest wielkim grzechem, ponieważ Bóg stawia je na równi z morderstwem. Mówi się, że życie nie należy do samego człowieka, ale do tego, kto je człowiekowi dał. I jeżeli odbiera się człowiekowi życie lub robi coś, co mogłoby przyśpieszyć śmierć, nawet w celu uniknięcia cierpienia, popełnia się czyn niewybaczalny. I jeżeli popełni się ten grzech, nigdy nie otrzyma się przebaczenia. Powiedziane zostało wprost, że "Bóg nie wybaczy", i że "Jakkolwiek wiemy, że Bóg jest miłosierny, prosimy Cię, Boże, nie miej litości dla takich ludzi". Mi i tak już więc nie wybaczy, złamałem zbyt wiele zasad i nadal łamię. Mogę próbować więc dalej.
 Nie rozumiesz. Tylko skrzywdzony człowiek może wybaczyć temu, kto go skrzywdził. Tak już jest. Mogę uzyskać przebaczenie od bliskich takiego człowieka, ale nie umniejszy ono moich win. Takie są zasady. 
 Czyli chyba chcę. Ale teraz nie jest "później", jeśli dobrze rozumiem?

Rora T

To ostatnie jest najlepsze. Pisze wszystko z telefonu, bo od tygodnia jestem odcięta od internetu i musiałam zainwestować w pakiet. Postaram się sprawdzać dokładniej. 
Żebyś widziała jakie bzdury wypisywałam, gdy próbowałam nauczyć się korzystania ze słownika T9. Przy tym zimny Bucky to nic. Choć w jego przypadku taki błąd ciekawie zmienia kontekst zdania :P
Buck, ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego kiedy żartujesz lub nie piszesz czegoś zbyt poważnie.
Prawda , ale w obu przypadkach będę miała ci podobne rzeczy do powiedzenia.
Czyli mam pisać nie stylistycznie, urywanymi zdaniami, bez ładu i składu? Wtedy już w ogóle byś nie zrozumiał.
Wiem że to jest trudne, ale to się nie zmieni dopóki właśnie nie przestaniesz kulić się pod tą ścianą. Jeśli nic z tym nie zrobisz, nie wyprzesz tego ze swojego umysłu, nie znajdziesz rozwiązania, to utkniesz w miejscu. Nie wiem ile to zajmie czasu, ale musisz próbować jakoś to zmienić.
Ale nie twój mózg. Ty nigdy nie zrobiłbyś czegoś takiego. Nie skrzywdził byś niewinnego człowieka. Gdy ludzie popełniają zbrodnie, mają jakiś powód i cel. Jakie ty miałeś z tego korzyści, co było powodem. To KGB i Hydra czerpali z tego korzyści, oni pociągali za sznurki, Buck.
Ale trafiłam. Mam kilka teorii na ten temat. Zostawie je na później, może się przydadzą.
 Uwierz, że nie zawszę. Zazwyczaj przesadzam, gdy chcę to podkreślić, ale czasem zdarza się,że tego nie robię. I dlatego wychodziłem na kłamcę. Ale to już przerabialiśmy.
 Skoro uważasz, że to prawie to samo, możemy wrzucić to do jednego podpunktu i jednej umoralniającej i podnoszącej na duchu pogadanki, czyż nie? Nie musimy się rozdrabniać, skoro wyjedzie z tego jedno i to samo.  
 Nie musisz znowu podkreślać, że i tak bym tego zrozumiał. Już poprzednim razem pojąłem, że samiec to stworzenie o niższym poziomie inteligencji i trzeba tłumaczyć mu wszystko jak dziecku. Dziecku płci męskiej, oczywiście. Ale dobra, nie zaczynam. 
 A myślisz, że nie próbowałem? Właśnie po to spałem po góra dwie- trzy godziny tygodniowo, albo i mniej, bo podczas snu mój mózg najszybciej się regenerował, a przez to wspomnienia wracały. Zwyczajnie nie byłem gotowy, a to.... to było zbyt gwałtowne. Po prostu chciałem to jakoś opóźnić, bo mnie to cholernie przytłaczało. A teraz już przecież się tego nie wyprę.
 Nie zrobiłbym? A co niby robiłem na wojnie? My nie byliśmy normalnym odziałem i działaliśmy na innych zasadach. A ja tylko robiłem wszystko, by Steve nie musiał mieć więcej krwi na rękach, niż było to konieczne. Dla mnie i tak już nie było dla mnie miejsca w olam haba, czyli tam na górze. Tam można trafić tylko po uzyskaniu przebaczenia i odbyciu pokuty w gehennie. Ale są winy, grzechy, zbrodnie, których się nie odpokutuje i nigdy nie uzyska się przebaczenia. Tylko skrzywdzony człowiek może wybaczyć temu, kto go skrzywdził, a człowiek zamordowany przecież nie może już tego zrobić. Dlatego morderstwo nigdy nie zostanie wybaczone. To jedna z głównych zasad. 
 Chciałbym znać te teorie?

Rora T

Co? Teraz to ja nie zrozumiałam.
I znowu to samo. Nawet Kiedy uogólniam ty wszystko bierzesz do siebie. A zresztą nie ważne, nie chce mi się kłócić z tak głupiego powodu.
Zanim dojdziemy do pierwszej dwójki jeszcze dużo może się zmienić.
A czy samonienawiść nie wiąże się w jakiś sposób z autodestrukcją?
Bo to pomieszanie idzie mi jak koń pod górę. Wiesz ile muszę się na kombinować, żeby to wszystko ładnie brzmiało, żebym cię przypadek nie uraziła i jeszcze żeby tamte ciebie dotarło?
Pierwsze co powinieneś zrobić to odciąć się od tego, nie wracać myślami, nie zagłębiać się i spróbować jakoś nad tym zapanować. Np jeśli zaczynasz o tym myśleć, szybko zajmij się czymś innym. Ja np oglądam jakieś filmy już coś czytam byleby zająć myśli.
Rozumiem, jednak w tamtym czasie nie byłeś do końca sobą. Hydra namieszała ci w głowie, posługiwała się twoimi rękami by załatwiać brudne sprawy, gdybyś się im sprzeciwił wszyscy wiemy jakby się to skończyło. Byłeś marionetką w ich rękach, tak samo jak i w KGB, musiałeś robić to co ci kazali. Powinieneś to w końcu zrozumieć.
 Chodziło mi o to, że chyba nie uwierzyłaś, że mówiłem to na serio? Ale do mojej ledwo dyszącej samooceny też dojdziemy, nie martw się. Wtedy dopiero będziesz kombinować, by to wszystko jakoś ładnie brzmiało.
 W jakiś sposób się wiąże, bo autodestrukcyjne zapędy często wynikają z samonienawiści, ale przecież samonienawiść nie musi prowadzić do takich zapędów, prawda?
 A czy to wszytko musi ładnie brzmieć? Nie słyszałaś takiego powiedzenia, że liczy się wnętrze, nie opakowanie?
 Łatwo powiedzieć. Do mnie wspomnienia wracają wtedy, gdy mają na to ochotę i po prostu nie potrafię nad tym zapanować. Nie mogę. Mogę tylko skulić się pod ścianą i mieć nadzieję, że to szybko minie. I nie chodzi już tylko o same wspomnienia, a też o to, że mam wtedy wrażenie, jakby ktoś rozrywał mi mózg na strzępy. Po raz kolejny. 
 Wiem, że powinienem to w końcu zrozumieć, ale to nie takie proste. Może i racja, nie byłem wtedy sobą, ale cholera, pamiętam niemal wszystko z tamtego życia i zwyczajnie nie potrafię zacząć myśleć, że to nie była moja wina. To było moje ciało, moje dłonie. A najgorszej broni nie mogę nawet wyrzucić. Nie wiesz jakie to uczucie znajdować zaschniętą krew między płytami ramienia i doskonale wiedzieć, że nie należała ona do mnie. Dlatego tak bardzo tego nienawidzę i zrobiłbym wszystko, by móc się tego pozbyć. 
 I cóż, nie do końca jednak wszyscy wiemy jakby się to skończyło. To już punkty dwa i jeden. 

N: Mam takie małe pytanko, nie zaczęłaś czasem używać autokorekty? Stąd pewnie "zimny" zamiast "winny", "pomieszania" zamiast "pocieszania" i "totem jego w Internecie i totem ciebie" :P

Rora T

Ach ta twoja skromność, ale na twoim miejscu nie byłabym taka pewna.
Po prostu jeszcze nigdy nie spotkałam faceta, który sam by się czegoś domyślił. Zazwyczaj trzeba wam wszystko tłumaczyć jak dzieciom.
Choć moja ciekawość często cieszę górę, tym razem nie zapytam co to za dziwne rzeczy.
Czyli że powodem twojej autorskiedestrukcji jest Steve? Sorry, pogłubiłam się. Może to dlatego że idziemy od tylu?
Nawet nie znam pierwszej trójki i w tym momencie żałuję że nie wybrałam psychologii na studiach, może byłoby choć troszkę łatwiej.
Ból głowy, jasne. Za to teraz cierpię na nerwowy chichot i nie wiem co gorsze.
Czyli cierpisz na to od 70 lat. To bardzo ułatwiło sprawę, a ja się głowiłam nad Steve'm.
Rozumiem że było ci wtedy ciężko, bo komu by nie było, ale tamte czasy już minęły i jesteś już wolnym człowiekiem... No przynajmniej w pewnym sensie. Teraz zostaje tylko jedną sprawa, czy to jest dla ciebie jakąś forma kary za zbrodnie, które popełniłeś? Czy raczej że czujesz do siebie wstręt? Albo to i to?
Kiedy mówiłam o plusach nie miałam na myśli tego, tylko magnesiki.
 Naprawdę? Już prędzej wskoczyłbym w pudrową kieckę, niż powiedział to na serio.  
 Fakt, trzeba mi tłumaczyć całkiem sporo rzeczy jak dziecku, ale raczej trochę z innego powodu. Wiesz, elektrowstrząsy. Płeć raczej nie ma tu nic do rzeczy.
 Chyba moja lista nie jest do końca dopracowana. Jedynkę i dwójkę póki co pominiemy. Trójka to krzesło i programowanie. Czwórka to moje wszelkie fobie, bo jest ich sporo. Piątka to moje drobne problemy z tożsamością. Autodestrukcyjne zapędy przerzucimy na miejsce szóste. Siódemka to samonienawiść. Ósemka to Hydra. Dziewiątka to ramię z metalu i wszelkie kompleksy. Dziesiątka to Rogers. Ta, teraz chyba jest lepiej. 
 Jeśli już to pierwszej dwójki. Zawsze możemy to pominąć, bo zazwyczaj i tak choć przez lekkie napomknięcie o tym, starałem się zakończyć temat.
 Nerwowy chichot? Niby z jakiego powodu?
 To, że może i już minęły, wcale nie oznacza, że do mnie nie wracają. Bo robią to. Nawet nie wiesz jak często. I jak cholernie realne przy tym są. 
 Chyba to i to. Czuję się winny jak cholera, choć wiem, ze to nie do końca była tylko moja wina. Bo może ie wiem, ale nie zmienia to tego, że to były moje dłonie. To ja zabiłem całą rodzinę, choć można by tego uniknąć. Żonę i dwójkę dzieci. To ja przestrzeliłem mężczyźnie kolana i zostawiłem, na pustkowiu, by zamarzł otoczony ich ciałami. I cholera, do teraz pamiętam krzyk tamtej kobiety, gdy nazywała mnie potworem i kazała odejść od jej dzieci. Nikt inny tak nie krzyczał, tak... przeraźliwie.  A wstręt wynika po części z obwiniania się, a po części z samego obrzydzenia.