27 października 2015

Avada Simpson

N, James właśnie mnie złamał. Dawno się tak nie czułam. Moja koleżanka która została haniebnie rzucona (yhhh... to rzucanie przez SMS-y -,-) stwierdziła że czekolada i maraton Kapitana poprawią jej humor. To znaczy że Bucky'siowych fanów jest więcej! A to że dostaję kopa to nie znaczy że musi dostawać OD CIEBIE. Ty przeciwko niemu? No nieładnie...
Maraton o Kapitanie na poprawę humoru po zerwaniu? Trochę kiepski pomysł, zważywszy na to, że tam niemal każdy opłakuje każdego. No kogo serducho nie ścisnęło choć trochę przy pytającej w ciszę "Steve?" Peggy albo przy Stevie opłakującym Bucky'ego w barze? O smutnym paczeniu Bucky'ego nawet nie wspomnę.
I tak każdy wie, że Bucky się naprawi. Prędzej lub później, ale naprawi.
W ogóle to co tam się tak dokładnie stało? Ktoś go mocno trzasnął? Bo przecież dostał w łepetynkę elektryczną strzałą od Clint'a a nic szczególnego mu nie było. Jak to powiedziała pewna osoba: ,,Gość dostaje kopa od życia średnio dwa razy na tydzień." Jamie ma po prostu pecha. Wielkiego pecha. Zdjęcia? To on obecnie ma jakieś zdjęcia?
Tak dokładnie to ciężko mi stwierdzić, bo Jimmy aktualnie nie jest zbyt skory do współpracy w tej kwestii. Wiem, że oberwał w głowę. Prawdopodobnie nie była to normalna kula, a jakiś ogłuszacz, bo inaczej nawet on skończyłby z dziurą na wylot. A że ma w głowie kilka chipów, które pozwalają ramieniowi działać, wywołało to jakąś reakcję i jego mózg zadziałał tak, nie inaczej, I cóż, to, że Jimmy jest magnesem na pech, nie jest żadną nowością.
Kilka. Nie wiem, skąd je wziął, nie mówił. Musze przyznać, nawet nie brzydki był w tym swoim mundurze.
Dupa a nie naprawisz! Ładnie, grzecznie proszę - zwróć uwagę że ja ci nie każę, ja proszę - przypomnij sobie. Postaraj się. Musisz to wszystko pamiętać. (N już wiem jak w minimalnym % czuł się Steve) I przestań, mówić jak idiotyczna maszyna, którą do cholery nie jesteś!
Wiem, że muszę, ale...  nie mogę. Tego nie potrafię.

Astrid Löfgren

N, faktycznie, podobieństwo niesamowite.
Ale jak to jego matką biologiczną była Gail? Co na to Bucky?
To jest niezły materiał na telenowelę, ale gdyby to dobrze poprowadzić, to byłaby petarda.
Cóż, w tej wersji Gail i Bucky nie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Gdy Gail pierwszy raz go spotkała, stwierdziła tylko, że "Well, Bucky Barnes is an idiot." i wybrała Steve'a, a gdy ten został uznany za zmarłego, to właśnie owy idiota się nią zajął. Z czasem się w sobie zakochali, a później pobrali. W międzyczasie Gail odkryła, że jest w ciąży i uwierzyła w to, że jej ojciec oraz rząd chcą zająć się jej synem, by go chronić. W rzeczywistości okazało się, że chcą wytrenować go na następce Kapitana Ameryki. Gail doczekała się jeszcze kilkorga dzieci z Bucky'm (mieli nawet wnuczkę Sharon), a ze Skullem przez wiele lat nie miała żadnego kontaktu. Pozwolono jej go zobaczyć dopiero w szpitalu, gdzie wylądował ze śmiertelnymi ranami zadanymi przez Steve'a.  
Można by to przedstawić jak brazylijską telenowelę, ale można by też wyciągnąć z tego niezłą dramę. 
A spotkanie Steve'a z Bucky'm po siedemdziesięciu latach trochę różniło się od tego, co mogliśmy zobaczyć w 616/MCU:
Bucky miał ten swój domek z białym płotkiem, miał psa, miał rodzinę, miał swój bujany fotel i podbierak, którego używał, gdy jeździł z wnukami na ryby. Jasne, miał raka płuc, ale przynajmniej mógł mówić, że miał długie, dobre życie. Chociaż raz Marvel dał mu coś dobrego. 
Yelena, och, no tak, nie wzięłam tego pod uwagę.
Jak myślisz, będzie musiał znów przechodzić przez to samo, co wtedy, gdy wyrwał się spod ręki Hydry?
A znasz kogoś, kto się na tym zna?
Uwielbiam twoje pozytywne podejście. Mogę nawet powiedzieć, że cieszę się, że "sprawowanie opieki" nad Jamesem w tym stanie padło na ciebie. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co by było, gdyby został znów sam. 
Przyznam się, że ja też nie. Ale teraz już to wiem. Ludzie w końcu uczą się na błędach.
Nie ukrywam, że nie jestem specjalistką, ale wydaje mi się, że raczej nie. To jednak coś innego, bo tym razem minęło o wiele więcej czasu od ostatniego... zresetowania go? Wsadzenia go na krzesło? Nigdy nie wiem jak to nazwać, by nie brzmiało to przedmiotowo. Chodzi mi jednak o to, że tym razem jego mózg szybciej będzie mógł wrócić do jakiejś szeroko pojętej normy. Znaczy, normy jak dla niego, bo jednak nie oczekujmy zbyt wiele. 
Nie do końca, bo minęło już dość sporo czasu od kiedy się tym... powiedzmy, że interesowałam. Ale znam kogoś, kto zna kogoś, kto mógłby znać. To już coś. nie?
W tym przypadku można albo siedzieć i się nad sobą użalać, licząc na cud, albo można pokazać życiu środkowy palec i wziąć sprawy w swoje ręce, wierząc, że się uda. Osobiście wolę drugą opcję. Dlatego nie siedzę i nie wpatruję się w ścianę, a próbuję wbić kilka informacji do głowy Jimmy'ego. Bez problemu zawiązuje już buty. To już naprawdę coś, bo nawet przedtem kilka razy miał z tym problemy. Choć o tym miałam chyba nikomu nie wspominać.
James, od każdego przyjmiesz misję? Każdemu zdasz raport?
Nadać misje lub zażądać raportu może tylko wykazane dowództwo albo osoba znająca hasła... Protokoły. Muszą być spełnione odpowiednie protokoły i...

Astrid Löfgren

N, no identyczny nawet bez skóry. Że też tatuś zgodził się na tatuaże. Ale zaciekawiłaś mnie. Jak wyglądały relacje tego Red Skulla z rodziną? Był takim samym złym charakterem?
Tylko raczej byłby problem z kategorią wiekową, bo wydaje mi się, że już samo to, że zdarł sobie skórę jest dość brutalne i zapewne poszłoby to w stronę złagodzenia fabuły, co niekoniecznie mogłoby wyjść dobrze. Chyba że okres obejmowałby dzieciństwo i historię, jak doszło do tego, że się w ogóle pojawił. Ale fakt, mogłoby to być interesujące. Na pewno inne niż to, co dotychczas dostaliśmy, nieszablonowe i możliwe, że zaskakujące. 
Red Skull (nigdy nie podano jego imienia) naprawdę był podobny do Steve'a, tylko spójrz- klik. Oczywiście tylko z wyglądu, bo z charakteru był takim samym skurczybykiem jak Skull z 616 czy z MCU.
Red Skull nie miał żadnych relacji z rodziną. Owszem, wiedział, że jest synem Kapitana Ameryki, ale nigdy nie miał kontaktu z biologiczną matką- Gail (tak, żoną Bucky'ego). Ojciec Gail zabrał go do ośrodka, w którym miał zostać przeszkolony, zindoktrynowany i posłany do walki, tak jak ojciec. Skull się zbuntował, stał się zły i kilkukrotnie próbował zabić Steve'a, gdy już go rozmrożono. Sam Rogers nie wiedział, że jest jego ojcem i dowiedział się o tym dopiero, gdy Skull wyrzucał go z helikoptera. Cóż, gdyby się postarali, mogłoby być to nieszablonowe i zaskakujące. 
Yelena, w jaki sposób jej strzeże? Nie odstępuje jej na krok?
Cały jego życiorys to jedna wielka masakra. Boli na samą myśl. A najgorsze jest to, że cierpieć będzie zawsze.
Właśnie wiem, że to duży problem, ale można by nawet sprawę skonsultować bez bezpośredniego kontaktu. Może Sam podsunąłby ci coś, co mogłabyś wykorzystać. Przypadek Jamesa jest beznadziejny, ale skoro raz udało mu się przełamać programowanie, to teoretycznie kolejny raz też powinno się udać.
Jak w ogóle ty to wszystko odbierasz? Trzymasz się jakoś? 
Powiedzenie mu "Nie odstępuj jej na krok." byłoby raczej równie kiepskim pomysłem co "Siedź tu i nie spuszczaj z niej oczu.", bo niektóre rzeczy nadal bierze zbyt dosłownie. Dlatego teraz ma po prostu mieć ją na oku i nie pozwolić nigdzie się oddalić. 
Jimmy rozumuje teraz w dość... specyficzny sposób. Ciężko mi to określić, ale na pewno nie tak, jak za radzieckiego programowania. Zapewne jakiegokolwiek programowania. Człowiek myśli w tak... pokrętny sposób właśnie wtedy, gdy programowanie pęka. Natłok wspomnień i myśli jest wtedy tak wielki, że aż bolesny i racjonalne myślenie, analizowanie jest niesamowicie trudne, chwilami niemal niemożliwe. Dlatego sądzę, że przypadek Jamesa nie jest beznadziejny. Wręcz przeciwnie. Jimmy już miewa przebłyski. I jeśli ktoś miałby mu w tym pomóc, musi być to ktoś, kto się na tym zna. Wątpię, by facet od skrzydeł dał sobie z tym radę.
Nie ukrywam, że bywało lepiej. Ale ponoć mówi się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może i w tym przypadku jakoś się to spełni. 
James, okej, plasnęłam dłonią w czoło, żołnierzu.
Rezultat osiągniesz, a bezczynność nie jest bezczynnością. Masz inne zadanie, na nim się skup.
Skupić się na osiągnięciu rezultatów. Misja. Rozumiem.