N, tego właśnie się obawiałam, że wyjdzie płytko, zupełnie nie tak, jak było to wszystko zapowiadane – wielka wojna, polityczne i psychologiczne podstawy. Jeszcze nie oglądałam, nie wiem, kiedy obejrzę, a tracę na to ochotę, choć może nie powinnam. Jednak wszędzie wokół przeważają głosy o minusach nie do przyjęcia przy filmie, który w promocji miał taką a nie inną otoczkę. Za mało Capa w Capie, tak? W sumie to było do przewidzenia. Po Steve’ie (Jak, u diabła, się to pisze? Nigdy nie zapamiętam) niczego innego się nie spodziewałam. Moim zdaniem pokazanie tej jego „złej strony” – o ile faktycznie można to tak nazwać, jeszcze nie wiem – to coś, czego ta postać potrzebowała. Całkowite przełamanie jego zbyt idealnego wizerunku. Co do Bucky’ego – po tym filmie moja psióła stwierdziła, że poszedł do lodu, bo mu w Wakandzie było za gorąco, więc… No. Głupota goni głupotę.
„Natashy nie trzeba było oglądać zbyt często” – muszę powiedzieć, że to najbardziej zachęcająca informacja.
Nie oszukujmy się, RDJ to trochę wyższa liga, chociaż do końca nie rozumiem jego fenomenu, ale mimo to nie dziwne, że skradł film. Chociaż to jednak Chris jako Cap powinien go kraść, ale widocznie coś poszło nie tak i faktycznie mamy Avengers 3 albo IM4.
A spojlery przestają mnie razić. Mam już wrażenie, że znam całą fabułę, a do dopełnienia wiedzy brak tylko obrazu przed oczami.
/CW jest jednak dobrym filmem, ale nie aż tak dobrym, jak zapowiadano, że będzie. Nie ma takiego zawodu jak przy AoU, ale jednak jakiś jest. Warto jednak zobaczyć ten film i samemu się przekonać, bo CW podzieliło fandom dwie części - tą, która jest zachwycona, i tą, która się zawiodła.
/Nie nazwałabym tego złą stroną. Raczej momentami wręcz obsesyjną chęcią chronienia Bucky'ego i stawianie samego siebie ponad prawem. Właściwie jego postępowanie niemal mówi "Avengers mogą robić co im się podoba, przekraczać wszelkie granice i nie ponosić odpowiedzialności za swoje pomyłki, bo ja tak mówię.".
/Chris jako Cap wypadł dla mnie dość miernie. Przez większość filmu miał kamienną twarz, od czasu do czasu robiąc minę smutnego szczeniaczka. Dopiero pod koniec zaczął się jakoś bardziej starać. Pan Stan znowu grał głównie oczyskami, którymi próbował pokazać to, czego w scenariuszu nie było - słynna scena w garbusie np. Kazali się Bucky'emu tam uśmiechać, więc się uśmiecha. Tylko, że jego spojrzenie, sposób w jaki się uśmiecha, przywodzi na myśl scenę z CA:TFA (
klik), w której Bucky przestaje się uśmiechać od razu, gdy Steve przestaje na niego patrzeć. To ren sam uśmiech. Nie bez powodu.
A RDJ wreszcie przestał odgrywać sceny z automatu, a przypomniał, że jednak potrafi wczuć się w Starka. Który w wykonaniu braci Russo nabrał nowej głębi.
/A jeśli chodzi o Steve'a i przyjaciół, dodałam małą informację do przedmowy przed #36. W końcówce filmu był co najmniej kilkudniowy przeskok (A może i więcej? Nie zostało to nawet powiedziane), więc następna notka pojawi się 10 maja. Tylko tam będą już poważne spojlery do zakończenia. W #36 to jednak sporo pozmieniałam i dostosowałam do bloga, więc w sumie to żaden spojler.
Steve, ostatecznie wrócisz po nich? Jak myślisz? Jesteś trochę między młotem a kowadłem. Z jednej strony chcesz pomóc drużynie na własną rękę, przynajmniej mieć udział w działaniach T’Chally, a z drugiej zapewne nie chcesz zostawić Bucky’ego. Swoją drogą – jak się czujesz z tym, że znowu masz go przy sobie, kim by nie był, bo wiadomo, że to już inny człowiek? Zresztą obydwaj się zmieniliście.
Jeśli przyjdą to co wtedy? Uciekacie, walczycie, poddajecie się, a może trudno przewidzieć, jak zareagujecie?
/Muszę po nich wrócić. Aresztowano ich przeze mnie, więc teraz to ja muszę ich stamtąd wyciągnąć. Nie mogę wymagać od T'Challi tego, by ryzykował tak bardzo. I tak już to robi, ukrywając nas na terenie swojego państwa. Wiem, że zadba o Bucky'ego, jeśli cokolwiek mi się stanie, i że będzie potrafił zrobić to lepiej niż ja bez jego pomocy. Dlatego to ja powinienem polecieć do Raftu.
/Chyba jeszcze nie do końca to wszystko do mnie dotarło. Przez ostatnie dni wydarzyło się tak wiele, że zdążyliśmy zamienić ze sobą zaledwie kilka zdań. Ale Bucky to jest. Bezpieczny. I pamięta mnie. To dobrze. To znak, że może znowu zostaniemy przyjaciółmi. Jak kiedyś.
/Nie możemy się poddać. Mnie wsadzą co najwyżej do celi, ale Bucky'emu nie podarują. Rozkaz brzmiał jasno - jeśli tylko go zobaczą, mają strzelać. Nie mogę na to pozwolić, nie po tym wszystkim.
Bucky – chyba mogę już Bucky, nie? Chociaż ciężko się będzie przestawić – nie da rady przedstawić jakichś papierzysk odnośnie tego, że jesteś ofiarą chorych działań, a nie masochistycznym terrorystą, który w opinii opornych pewnie sam się władował do tych wszystkich przedziwnych urządzeń, które wyskrobały z ciebie co się dało?
A tak psychicznie jak się czujesz bez protezy? Wielokrotnie powtarzałeś, że najchętniej byś się jej pozbył. Przyniosło to coś na kształt ulgi? A może poszło w drugą stronę – jesteś wściekły, że jej nie ma i to najbardziej powoduje, że czujesz się bezużyteczny? Nie mam słów pocieszenia, sam wiesz, jak moje pocieszenia wyglądają, więc powiem tylko, że się nauczysz. Zaadaptujesz się, no ale trzeba będzie w to włożyć trochę wysiłku. Albo dostaniesz nową protezę, chociaż to też będzie ciężkie przeżycie. Ta, nie umiem pocieszać. Próbował, bo swoje myślał i się pomylił, a teraz co o tobie sądzi? Że jesteś ofiarą i trzeba ci pomóc. I słusznie. W końcu ktoś NAPRAWDĘ może ci pomóc.
/Tak, chyba możesz. W końcu nazywam się Bucky, więc możesz. Jeśli chcesz.
/I oni to wiedzą. Steve im mówił, ale ich to nie obchodzi. A ja... nawet nie potrafię opisać tego, co poczułem, kiedy na pierwszych stronach gazet zobaczyłem wielkie "James Barnes - Zimowy Żołnierz". Wiedziałem, że prędzej albo później ludzie się dowiedzą, ale... Ta wiedza niczego nie ułatwiła. Wiesz, zrozumienia, że ludzie nienawidzą mnie teraz jeszcze bardziej niż przed tym, zanim wiedzieli, że ja to ja. I to już potrafię nazwać - to boli.
/Zdecydowanie nie czuje ulgi. Przyzwyczaiłem się do tego, że mam obie ręce, choć tak naprawdę ich nie miałem. Teraz, kiedy... mam już tylko jedną, zwyczajnie nie potrafię sobie poradzić. Nie potrafię zachowywać równowagi, bo prawą stronę ciała mam teraz znacznie cięższą. Ledwo potrafię sam się ubrać, choć i to nie do końca, więc jak mam niby być przydatny? Nawet nie dam rady już walczyć, a tylko to tak naprawdę potrafię.
/Jak niby może mi pomóc? Wystarczy, że usłyszę gdzieś te cholerne hasła i to znowu wyjdzie na wierzch. Nie daję rady tego zatrzymać.