8 maja 2016

Astrid Löfgren

#1 N, jak najbardziej dobre.
No właśnie, ilości czasem przytłaczają. W sumie nawet nie wiem, ile jest tych postaci. Paręset?  
#2 N, jak wrażenia? 
/Gdyby zliczyć wszystkie te postaci i ich odpowiedniki we wszystkich uniwersach, wyszłoby tego znacznie więcej niż paręset. Nie powiem ci niestety ile, bo zwyczajnie nie wiem.

/Przyznaję, że jestem trochę rozczarowana, bo po tych wszystkich zachwytach spodziewałam się czegoś z goła innego. Fabuła była o wiele bardziej przewidywalna i dziurawa niż w CA:WS, niektóre twisty marnowały potencjał postaci np. Sharon czy reszty super-żołnierzy; Bucky się uśmiecha, śmieje, żartuje, w ogóle chłopak ma się świetnie przez większość czasu, więc scena po napisach nadal wydaje mi się bzdurnym rozwiązaniem, a Pajęczak był irytujący bardziej niż się spodziewałam. A do tego przez sporą część filmu miałam wrażenie, że oglądam "Avengers 3" a momentami nawet IM4, nie zwieńczenie trylogii Capa. Choć w tym filmie Steve znowu przeszedł przemianę i momentami miało się wrażenie, że ten człowiek tylko pozuje na takiego dobrego za jakiego się go uważało, że próbuje ukryć i usprawiedliwić czysto egoistyczne pobudki pod płaszczykiem niezszarganej opinii, że naprawdę jest w stanie zabić Starka.
Zemo także wypadł lepiej niż się spodziewałam, Pantera był boski, Natashy nie trzeba było oglądać zbyt często, Sam wymiatał, Clint był kanoniczny jak nigdy, Karpov był takim sukinsynem, jakim być powinien (chociaż wiele to nie zrobił). Pan Stan dał popis, trzeba mu to przyznać, ale i tak przyćmił go RDJ. Dla mnie to film znacznie gorszy od CA:WS, ale i tak o wiele, wiele lepszy od AoU. Czyli kolejny średniak od Marvela. I do teraz nie wiem, gdzie w tym filmie niby było to "Civil War". To była sprzeczka, potyczka, ale na pewno nie wojna. Która skończyła się happy endem.
Steve, James: jakie macie pomysły na... hm, na najbliższą przyszłość? Co zamierzacie?
Steve:
/Ponad sto dwadzieścia krajów, które podpisały ustawę, chce wtrącić mnie do więzienia. Bucky'ego chcą zobaczyć martwego. Reszta drużyny została wtrącona do Raftu, bo ich zostawiłem. Nie powinienem był.
/T'Challa obiecał pomóc nam ich stamtąd wyciągnąć, ale to wzmocni pościg. Wakanda może i jest najbezpieczniejszym miejscem, ale prędzej lub później dowiedzą się, że tutaj jesteśmy i przyjdą po nas. 
Bucky:
/Nie mam pojęcia. Wszyscy już wiedzą, że ja to ja, listy gończe są wszędzie, nie mogę wystawić nawet stopy poza granice tego pieprzonego miasta. Nie mogę nawet sam opuścić tego budynku. A nawet gdybym mógł, nie dałbym rady, bo nie potrafię nawet stać prosto. Nie potrafię zrobić już niczego. Więc jestem tutaj, na łasce gościa, który próbował mnie zabić przez ostatnie kilka dni. Jest wspaniale.
To raczej nie spojler, bo widziałaś już tę scenę, a ja potrzebowałam smutnego Bucky'ego bez łapki

1 komentarz:

  1. N, tego właśnie się obawiałam, że wyjdzie płytko, zupełnie nie tak, jak było to wszystko zapowiadane – wielka wojna, polityczne i psychologiczne podstawy. Jeszcze nie oglądałam, nie wiem, kiedy obejrzę, a tracę na to ochotę, choć może nie powinnam. Jednak wszędzie wokół przeważają głosy o minusach nie do przyjęcia przy filmie, który w promocji miał taką a nie inną otoczkę. Za mało Capa w Capie, tak? W sumie to było do przewidzenia. Po Steve’ie (Jak, u diabła, się to pisze? Nigdy nie zapamiętam) niczego innego się nie spodziewałam. Moim zdaniem pokazanie tej jego „złej strony” – o ile faktycznie można to tak nazwać, jeszcze nie wiem – to coś, czego ta postać potrzebowała. Całkowite przełamanie jego zbyt idealnego wizerunku. Co do Bucky’ego – po tym filmie moja psióła stwierdziła, że poszedł do lodu, bo mu w Wakandzie było za gorąco, więc… No. Głupota goni głupotę.
    „Natashy nie trzeba było oglądać zbyt często” – muszę powiedzieć, że to najbardziej zachęcająca informacja.
    Nie oszukujmy się, RDJ to trochę wyższa liga, chociaż do końca nie rozumiem jego fenomenu, ale mimo to nie dziwne, że skradł film. Chociaż to jednak Chris jako Cap powinien go kraść, ale widocznie coś poszło nie tak i faktycznie mamy Avengers 3 albo IM4.
    A spojlery przestają mnie razić. Mam już wrażenie, że znam całą fabułę, a do dopełnienia wiedzy brak tylko obrazu przed oczami.

    Steve, ostatecznie wrócisz po nich? Jak myślisz? Jesteś trochę między młotem a kowadłem. Z jednej strony chcesz pomóc drużynie na własną rękę, przynajmniej mieć udział w działaniach T’Chally, a z drugiej zapewne nie chcesz zostawić Bucky’ego. Swoją drogą – jak się czujesz z tym, że znowu masz go przy sobie, kim by nie był, bo wiadomo, że to już inny człowiek? Zresztą obydwaj się zmieniliście.
    Jeśli przyjdą to co wtedy? Uciekacie, walczycie, poddajecie się, a może trudno przewidzieć, jak zareagujecie?

    Bucky – chyba mogę już Bucky, nie? Chociaż ciężko się będzie przestawić – nie da rady przedstawić jakichś papierzysk odnośnie tego, że jesteś ofiarą chorych działań, a nie masochistycznym terrorystą, który w opinii opornych pewnie sam się władował do tych wszystkich przedziwnych urządzeń, które wyskrobały z ciebie co się dało?
    A tak psychicznie jak się czujesz bez protezy? Wielokrotnie powtarzałeś, że najchętniej byś się jej pozbył. Przyniosło to coś na kształt ulgi? A może poszło w drugą stronę – jesteś wściekły, że jej nie ma i to najbardziej powoduje, że czujesz się bezużyteczny? Nie mam słów pocieszenia, sam wiesz, jak moje pocieszenia wyglądają, więc powiem tylko, że się nauczysz. Zaadaptujesz się, no ale trzeba będzie w to włożyć trochę wysiłku. Albo dostaniesz nową protezę, chociaż to też będzie ciężkie przeżycie. Ta, nie umiem pocieszać. Próbował, bo swoje myślał i się pomylił, a teraz co o tobie sądzi? Że jesteś ofiarą i trzeba ci pomóc. I słusznie. W końcu ktoś NAPRAWDĘ może ci pomóc.

    OdpowiedzUsuń