Frigga umarła, przynajmniej tak mi się wydaje i Pietro też ku mojemu nie zadowoleniu.
Ja jakoś nie narzekam. Wystarczy, że był w pierwszej części, która za bardzo do gustu mi nie przypadła. Jak pierwszy raz oglądałam film lekko mi się przysypiało, to jest dopiero dziwne.
A co do "Agentki Carter" (bo zapomniałam napisać) to trochę dziwne, że na końcu pierwszego sezonu pokazali, że Dottie uciekła, a Zola i ten coś tam coś tam siedzą razem w celi. Mogliby pociągnąć ten wątek, chyba że maja ściśle opracowany plan i pojawią się, ale później, żeby wywołać efekt jakiegoś zaskoczenia, czy coś.
Mogę się założyć, że Pietro i tak jakoś cudownie ożyje. W końcu Wanda w komiksach wskrzesiła Clinta, więc dlaczego nie mogłaby zrobić tego samego ze swoim bratem, który ma przyśpieszoną regenerację? I który najpierw łapie kule w locie i ostawia ją na miejsce w ułamku sekundy, a potem zostaje postrzelony sześć (!) razy, choć między pociskami było ok. pół sekundy różnicy. A on porusza się z prędkością ok. 1,5 km/s, więc bez problemu mógłby uciec.
Twórcy serialu powiedzieli (chyba na comic conie) , że Fennhoff i Zola nie powrócą, ponieważ jest to już "zamknięty rozdział historii Peggy", i że nie chcą poruszać wątku WS. I szkoda, że nie pokazali początków SHIELD i infiltracji przez Hydrę. To mogłoby być o wiele ciekawsze.
Nawet tego nie skomentuje.
Dobrze, przepraszam, moja wina. Mogłam jakoś zaznaczyć, że jest to rozwinięcie tego co miałeś na myśli. Wybacz, źle sformułowałam wypowiedź.
Nie robię tych wszystkich rzeczy, bo po prostu mnie na to nie stać, ale jednak coś robię, tyle ile mogę. Nie musisz mnie przepraszać i odszczekiwać tego co mówiłeś, nie zależy mi.
A co do tej żelaznej kurtyny, to naprawdę wpadłeś na genialny pomysł. Fakt, uczę się po to, by wyjechać z kraju, zostawić rodzinę i przyjaciół i jeździć na szmacie w obcym kraju. Jeśli już mnie to czeka, to jednak wolę robić to w otoczeniu najbliższych. Kocham swój kraj, a nie ludzi, którzy nim rządzą to jest różnica i nie oznacza to wcale, że muszę spakować manele i wsiąść w samolot. Właśnie o to mi chodziło. Żeby zarobić na życie trzeba wyjechać, a niewielu emigrantów tego naprawdę chce.
Na sporą cześć tych rzeczy, wcale nie musi "być cię stać". Po to są wolontariaty, pomoce w zbiórkach i cała reszta, prawda? Nie jestem specem, mogę się mylić.
W każdym kraju są ludzie, którzy bezproblemowo sobie radzą, mają wiedzę i wiążą koniec z końcem, więc nie jest to rzecz nieosiągalna bez znajomości i krętactwa. I czy to moja wina, że czyjeś umiejętności pozwalają mu tylko na "jeżdżenie na szmacie" w tym lub innym kraju? Bo skoro twierdzisz, że twoje takie są, mniej to za złe sobie, nie mnie.