30 marca 2015

Astrid Löfgren

James: ja się nie dziwię, że takie huśtawki masz. Trudno, żebyś nie miał. Mogłabym wysnuć różne teorie, ale chyba sama nawet nie chcę, a ty już na pewno. "Ponurajmy" się razem.
A jak już pomyślisz o czymś optymistycznym, to o czym np.?
Ja obstawiałem, że to po odstawieniu wszystkich świństw, którymi mnie szpilowano i które sam w siebie ładowałem, ale nie jestem specjalistą. Zdarza mi się pomyśleć o tym, że wcale nie jest aż tak źle i może kiedyś wszystko się choć trochę unormuje, ale zazwyczaj potem dociera do mnie, że to wszystko gówno prawda, bo ta zaraza jest już wszędzie. Czasem mam ochotę wyjść i już nie wrócić, bo oszczędziłoby nerwów cholernego Wilsona, a Rogers musiałby się w końcu z tym pogodzić. Ciągnę śmierć za sobą wszędzie tam, gdzie się pojawię, więc dotrze tu prędzej czy później. Ale widocznie jestem większym egoistą niż sądziłem, bo nie potrafię tego zrobić.

Astrid Löfgren

James: no to w księżyc, whatever. Lubisz myśleć?
 Zależy o czym. Kiedy staram się przypomnieć sobie zbyt wiele to czuję jakbym dostawał ataku migreny, a właściwie kilku na raz. Moje rozmyślania rzadko zahaczają o jakieś optymistyczne myśli. Częściej to po prostu użalanie się  i dochodzenie do wniosku, jak beznadziejna jest sytuacja. I tak, znowu jestem ponury, ale sam nie wiem, dlaczego miewam jakieś chore huśtawki nastrojów.

Astrid Löfgren

James: o czym najczęściej myślisz, kiedy siedzisz na dachu i patrzysz w gwiazdy?
Sharon: wolisz siedzenie za biurkiem czy zewnętrzne akcje? I dlaczego?
Sharon:
Wolę działać w terenie. Tak naprawę, dlatego chciałam zostać agentką, a nie dla papierkowej roboty. Lepsza adrenalina.
Bucky:
Nie siedzę i nie wgapiam się w gwiazdy, bo w stolicy to raczej ciężkie . Myślę o wszystkim; o tym, bo było i o tym, co będzie. Nie mam jakiejś konkretnej ramy.

Marlenka

N: Czym dla ciebie jest sens istnienia?
Choć ze mnie prost człowiek to jednak nie wyobrażam sobie też życia prostym, utartym schematem narodziny- szkoła-praca-rodzina-praca-śmierć. Jakkolwiek infantylnie by to zabrzmiało- dla mnie sensem życia jest wszystko, co jest mi bliskie. Nie wyobrażam sobie życia bez bliskich, bez pasji, bez dążenia do wiedzy, bez głupich przepychanek, bez codziennego uśmiechu...

Ana Morgan

Sharon: Kim był mąż Peggy? I jak dokładnie się nazywał? Bardzo mnie to nurtuje :/
Sam, Sharon i Jamie: Czego się najbardziej boicie?
N: Wtrącę się-  dane męża Peggy nie zostały ujawnione w żadnym uniwersum, ale 616!Peggy zaangażowana była w związek (btw. to był jeden z pierwszych międzyczasowych romansów w Marvelu) z Gabem Jonesem, więc postawiłam na niego :) Wiem, że ponoć w Agentach pojawił się jego wnuk, ale to przecież niczego nie wyklucza.

Sharon:
 Wujek to Gabriel Jones. Pracował kiedyś z Kapitanem Rogersem, służył w Howling Commando i przez pewien czas w SHIELD.
 Może to irracjonalne, ale boję się zakopania żywcem.
Sam:
Wiele osób na mnie polega, więc boję się tego, że zwyczajnie popełnię jakiś błąd, którego konsekwencje ponosić będzie wiele osób. Że nawalę po całości.
Bucky:
Przeraża mnie myśl bycia uwięzionym we własnym ciele. Paraliżu. Swojego umysłu i samego siebie.