14 listopada 2015

#14 Bucky

***
— Jesteś palantem. Prawdziwym palantem, Rogers — burczę na niego, poprawiając owinięty wokół głowy bandaż. — Ponoć starszy, a gówniarz bez krzty wyobraźni — mówię jeszcze, zrzucając z siebie swędzący, wełniany koc. Mam dość siedzenia w miejscu, chcę wstać, odejść jak najdalej, zająć czymś myśli, zająć czymś dłonie, wyrzucić z głowy ciągle powracający, zapętlony obraz pochylającego się nade mną Zoli. Kręcę głową, próbując odgonić od siebie natrętne myśli i siadam na brzegu skrzypiącego, polowego łóżka, opuszczając nogi.
/Steve wciąż stoi sztywno kilka stóp od szpitalnego łóżka. Powrót do bazy był niesamowicie długi i wyczerpujący, niemal jak wyczołgiwanie się z dna piekieł, i to dosłownie, co stanowiło wyzwanie nawet dla nowego ciała Stev...

Astrid Löfgren

N, cóż, pewnie jeszcze w jakichś czterech filmach Bucky zginie. Nie ma innej opcji. Mnie też te śmierci i powracanie do żywych irytują. Niech sobie będą, ale ta schematyczność jest dobijająca.
Jeśli miałby być solowy to tylko minimum +16. Marzenia. Ale kto wie, ponoć nic nie jest niemożliwe.
Właśnie to miałam na myśli. I liczę na porządne retrospekcje. 
/Mógłby zginąć w CW, żeby było bardziej dramatycznie i żeby Steve miał pretekst do rozpaczania. Później okazałoby się, że Bucky wcale nie zginął, ale za to Steve tak i teraz to Bucky mógłby dramatycznie patrzeć na zachód słońca. W IW cz. 1 okazałoby się, że Steve wcale nie jest martwy, wróciłby do akcji i przejął tarczę po tym, jak Bucky zginąłby po raz kolejny. I tak przez całą czwartą fazę, bo przecież byłoby to taak dramatyczne. I gdy w końcu jakaś postać zginie naprawdę, nikt nawet się tym nie przejmie. Już doszło do tego, że Marvel musiał wydawać oficjalne oświadczenie, że nie ożywi Pietro. 
/Prawdziwym marzeniem byłby serial od Netflixa. Mają o wiele lepszy, dojrzalszy i mniej komediowy klimat niż większość kinowego uniwersum. 
James, wciąż mnie nie rozumiesz. Nie mówisz, że nie masz, przynajmniej sobie nie przypominam, żebyś mówił, bo zazwyczaj otwarcie przyznawałeś, że masz z tym problemy. Nie mam możliwości weryfikacji, więc odnoszę się tylko i wyłącznie do swoich spostrzeżeń względem tego, jak mówisz, właściwie piszesz. Jasne, może siedzisz parę godzin zanim coś sklecisz, ale ja tego nie mogę wiedzieć. Biorę pod uwagę tylko to co jest tutaj, że tu tego nie widać.
Celowo tego nie rozwinęłam, bo byś się zamotał, a przy okazji ja. Zechcesz to sobie poszukasz co to jest, ale to raczej zbędna dla ciebie wiedza. Mówiłam o mowie i rozumieniu, więc założyłam, że się domyślisz, że to coś z tym związane. Myliłam się, zatem wybacz, postaram się nie używać trudnych pojęć.
To, że nie szukasz, nie znaczy, że ktoś nie może ci go dać. Tak po prostu dać. No i właśnie. Tu jest sedno sprawy. Stanie w martwym punkcie. Po co brać się za coś, co jest skazane z góry na porażkę, nie?
Dlaczego sądzisz, że wyszedłbyś na egoistę? To takie egoistyczne, że zagubiony i cholernie skrzywdzony człowiek potrzebuje pomocy i nie chce, nie może!, zostać sam? Już prędzej pasowałaby słabość. Bo to przecież takie niemęskie. To akurat rozumiem.
/Nie jestem lekarzem, nie jestem też psychiatrą. Wiem tylko tyle, że Hydra opracowała metodę, która pozwalała im lokalizować odpowiednie obszary w mózgu i wysyłać do nich elektryczne fale uderzeniowe o odpowiedniej mocy. Jeśli teczka nie kłamie, są to płat czołowy, jądro czy tam jądra podstawne i hipokamp. Po upadku doznałem poważnego wstrząsu, już wtedy miałem ponoć sporą amnezję, a oni nigdy nie pozwolili się temu uleczyć. I z ręką na sercu mogę przyznać, że wolałbym mieć problemy z wysławianiem się, z czytaniem, z językami i z całą resztą do końca życia, ale za to chciałbym wreszcie pamiętać i więcej niczego nie zapominać. Mógłbym oddać prawą rękę za to, by już nigdy nie patrzeć na swoje zdjęcie i nie zastanawiać się Dlaczego on ma moją twarz?, bo tego nie życzyłbym najgorszemu skurw... skurczybykowi.
/Od środka zżera mnie więcej rzeczy, niż możesz przypuszczać. Nie mówię o wszystkim, o części staram się nawet nie myśleć, bo zwyczajnie nie potrafię. A jeśli nie jestem w stanie zrobić nawet tego, nie mam pojęcia, jak miałbym to naprawić. Zwyczajnie nie wiem. Dlatego stoję ciągle w tym martwym puncie. 
/Cóż, może dlatego, że ja to... no ja, a to sporo komplikuje, tak prosto mówiąc. Nie mogę przecież powiedzieć, że zamiast wziąć młodą i wiać w cholerę, ma zostać, bo boje się znowu zostać sam. To byłoby samolubne. A tego, że po tym... wszystkim proszenie o kolejną pomoc jest dla mnie zwyczajnie upokarzające, nie będę nawet wspominał, bo pewnie usłyszę tylko, że to bezpodstawne.