1 października 2015

Blue Greyme

James: Wszystkiego najlepszego. Chcąc nie chcąc jesteś chłopakiem więc niech ci sie wiedzie i niech ci szczęscie sprzyja. 
Nie będe o gustach dyskutować, fakt troche to przygłupie ale chyba lepiej być troche bardziej koscistym niz puszystym. Nie wiem jak mezczyzni postrzegają kobiety ani jakie sylwetki lubią ale uroda typu "skinny" jest baaardzo popularna.
I nawet nie spróbujesz prawda?
Gdyby sie głębiej zastanowic czekolada tez sie z czymś kojarzy.
Ciebie nie przegadam prawda? 
/Nie bardzo wiem za co mam dziękować, bo moje urodziny chyba już były. 

/To, że coś jest "modne", nie oznacza, że jest też dobre dla wszystkich. Ludzie to przecież nie stado baranów, nie muszą wiecznie podążać za tłumem i się dostosowywać, bo może się to źle skończyć. Każdy organizm jest trochę inny, ma inne uwarunkowania genetyczne i budowę ciała. Dlatego jedna nastolatka przypominać będzie ofiarę hołodomoru, a inna będzie mieć szeroką miednicę i mocne uda choć je tyle samo i żadna dieta tego nie zmieni, a może prowadzić do niemiłych konsekwencji. Organizm, którego zapotrzebowanie nie jest w pełni zaspokajane, a do tego prowadzić mogę wszelkie bzdurne dietki, funkcjonuje źle- łamiące się paznokcie, wypadające włosy, brak skupienia, zmęczenie, trzęsące się ręce, niskie ciśnienie, drażliwość, dezorientacja, zachowania obsesyjno-kompulsywne, anemia, obniżenie steżenia gonadotropin i estrogenów, kołatanie serca, brak owulacji. Wiem z autopsji. Znaczy prócz tego ostatniego i bardzo się z tego cieszę, ale nie teraz nie o tym mowa. Warto więc dostosowywać się na siłę do tego, co lubią inni, zamiast dążyć do tego, by zacząć lubić siebie? Bo pewność siebie i znanie własnej wartości pociąga o wiele bardziej niż szczupłe nogi. Ale co ja tam wiem, za moich czasów ten cały kanon piękna wyglądał inaczej.
/Nie, nie spróbuję, bo nie widzę ku temu żadnego powodu. 
/Gdyby się głębiej zastanowić, wszystko może się z czymś skojarzyć, ale nie widzę sensu, by tego robić. Poza tym, ciebie mogą śmieszyć moje skojarzenia, ale mnie nie bawią.
/Mówię tylko to, co mam do powiedzenia. To nie konkurs, nikt tu przecież nie wygra. Ale tak, nie przegadasz.

Astrid Löfgren

W moim pokręconym myśleniu jest, ale nieważne.
A czy którykolwiek dwudziestoparolatek chciałby, by mówiono na niego "dzieciak"? To działa w dwie strony, ale nie chodziło mi o chcenie.
Nie wykorzystujesz tego w dobry sposób, bo nie potrafisz czy nie chcesz?
Czyli można pogratulować? Nie robisz tego, co przez ostatnie miesiące, więc co robisz, jeśli można wiedzieć?
Nawet sobie nie wyobrażać ile frajdy daje takie dręczenie. To stało się moim hobby, masz mnie.
/Spora część dwudziestolatków to nadal dzieciaki, które się uczą, znajdują własną drogę i parokrotnie ją zmieniają, wspomagane są przez rodziców i zastanawiają się nad tym, jak to w ogóle będzie w takim prawdziwym, dorosłym życiu. Nie wszyscy, oczywiście, że nie, ale jednak z częścią tak jest. Bo tak naprawdę to czym taki statystyczny dwudziestolatek różni się od osiemnastolatka? To nadal dzieciak dla którego stabilizacja życiowa, rodzina i cała reszta to odległe plany.
/Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć. Po części nie chcę, bo mam ważniejsze rzeczy na głowie- jak choćby to, by nie wylądować za kratami albo z kulą posłaną w czoło, a po części nie do końca wiem, jak miałbym to robić. Bo cóż, jestem raczej marnym materiałem na potencjalnego bohatera.
/Raczej powstrzymałbym się jeszcze przed gratulowaniem, bo jak już dobrze wiadomo, życie za mną nie przepada i ma niezłą radochę ze zniweczenia moich planów. Już zresztą to robi. 
I jakby to powiedzieć, by nie powiedzieć za dużo- zaczynam po prostu robić coś więcej niż krążenie po świecie i polowanie na robactwo, bo zapowiada się na to, że niedługo mogę zacząć tracić grunt pod stopami. Trzeba się po prostu zabezpieczyć i stanąć po dobrej stronie.