1 października 2015

Astrid Löfgren

W moim pokręconym myśleniu jest, ale nieważne.
A czy którykolwiek dwudziestoparolatek chciałby, by mówiono na niego "dzieciak"? To działa w dwie strony, ale nie chodziło mi o chcenie.
Nie wykorzystujesz tego w dobry sposób, bo nie potrafisz czy nie chcesz?
Czyli można pogratulować? Nie robisz tego, co przez ostatnie miesiące, więc co robisz, jeśli można wiedzieć?
Nawet sobie nie wyobrażać ile frajdy daje takie dręczenie. To stało się moim hobby, masz mnie.
/Spora część dwudziestolatków to nadal dzieciaki, które się uczą, znajdują własną drogę i parokrotnie ją zmieniają, wspomagane są przez rodziców i zastanawiają się nad tym, jak to w ogóle będzie w takim prawdziwym, dorosłym życiu. Nie wszyscy, oczywiście, że nie, ale jednak z częścią tak jest. Bo tak naprawdę to czym taki statystyczny dwudziestolatek różni się od osiemnastolatka? To nadal dzieciak dla którego stabilizacja życiowa, rodzina i cała reszta to odległe plany.
/Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć. Po części nie chcę, bo mam ważniejsze rzeczy na głowie- jak choćby to, by nie wylądować za kratami albo z kulą posłaną w czoło, a po części nie do końca wiem, jak miałbym to robić. Bo cóż, jestem raczej marnym materiałem na potencjalnego bohatera.
/Raczej powstrzymałbym się jeszcze przed gratulowaniem, bo jak już dobrze wiadomo, życie za mną nie przepada i ma niezłą radochę ze zniweczenia moich planów. Już zresztą to robi. 
I jakby to powiedzieć, by nie powiedzieć za dużo- zaczynam po prostu robić coś więcej niż krążenie po świecie i polowanie na robactwo, bo zapowiada się na to, że niedługo mogę zacząć tracić grunt pod stopami. Trzeba się po prostu zabezpieczyć i stanąć po dobrej stronie. 

1 komentarz:

  1. No chyba tym, że ma dwójkę z przodu, a nie jedynkę. Masz rację, zgadzam się ze wszystkim, jednak osobiście irytowałabym się, gdyby na każdym, a przynajmniej co drugim czy trzecim, kroku mówiono o mnie "dzieciak", bo nie wydaje mi się, by było to przyjemne ani do końca zgodne z prawdą, choć oczywiście można podejść do tego humorystycznie. Nie powiesz mi, że ci się podobało za szczenięcych czasów w wieku 20+, gdy traktowano cię jak rozkapryszone dziecko. "Dzieciak" to takie dosadne określenie w moim odczuciu. Chyba dlatego, że sama używałabym słowa "niedojrzały", choć granice są bardzo cienkie. No ale z racji twojego życiowego doświadczenia masz pełne prawo nazywać dzieciakami nawet trzydziestolatków i nie chodzi tu o wiek.
    Bierz przykład z Capa. Przecież to wzór cnót wszelakich, więc wystarczy robić to co on. Taki tam mocny skrót myślowy. Ale tak poważnie to wyobrażam sobie, że możesz mieć problem z rozróżnieniem co jest dobrym działaniem a co złym. Jeszcze chyba tego nie opanowałeś w zadowalającym stopniu, czyż nie?
    Weź ty te życie ustaw do pionu, bo niedługo pech cię bardzo mocno pokocha i zawiąże z nim jeszcze bardziej owocną koalicję. Ileż można od tego życia po dupie dostawać.
    Co masz na myśli, mówiąc o "dobrej stronie"? Nie jest to dla mnie do końca jasne.

    OdpowiedzUsuń