30 lipca 2015

Rora T

Ja do kina nie mam zamiaru się wybierać, szkoda mi kasy. Zaczekam więc aż pojawi się coś w necie.
Film ogólnie mnie nie zachęca, a sam zwiastun... no cóż. Chyba wywrócona zabawkowa kolejka mówi sama za siebie. Film podobno zbiera dość dobre recenzje, ale to nic nie daje. Ile razy tak było, że wszyscy się zachwycają, a to jedna wielka chała. 
Jeden reżyser odszedł po nakręceniu sporej ilości materiału, potem przyszedł następny, który ze swoją grupką nakręcił resztę i ponoć różnice są dosyć widoczne. 
Ant Man zbiera dobre recenzje, więc może nie będzie tak źle. W przypadku AoU część głosiła, że to hit, inna część, że chała, a przy Antku opinie są bardziej jednogłośne. CA:WS też był z góry skreślany, bo pierwsza część była mierna, a w braci Russo nikt nie wierzył, a teraz często uznawany jest on za najlepszy film Marvela.
Tak, tego słowa mi brakowało.
O tym już mówiłeś. Kilka miesięcy temu. Nawet ja o tym wspomniałam. Po prostu kolego rozumujesz na opak. I nie mam nic złego na myśli!!! Spróbować zawsze można. I tak chyba nic nie stracisz. Mam nadzieję.
To była pierwsza rzecz, o którą się pożarliśmy. Poza tym cała rozmowa straciła dramatyzm, więc nie powiem. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
Rozmawiając z tobą, można dostać załamania nerwowego. Poważnie. Aż nie wiem czy mam się pytać, co więc robisz, ale chyba zaryzykuję.
O brzydkim panu chyba nie. Trzeba to będzie załatwić bardzo szybko.
Że co ja niby zrobiłam? Za bardzo szanuję swoje życie, by ci grozić. A jeśli chodzi o "ostateczne środki" to broń nie groźna... no przynajmniej mam taką nadzieję.
Teraz jesteś nie uprzejmy. Ja się staram, wypruwam sobie żyły, by coś zdziałać, a ty tak mi się odwdzięczasz. Poczułam się urażona.
 Jak zawsze do usług, ma'am.
 I tak zawsze wszystko schrzanię, więc wielkiego ryzyka nie ma. Bo co, spieprzę coś jeszcze bardziej? Wątpię, że się da.
 Tyle tego było i robiliśmy to tak często, że zlało mi się to w jedną całość. A skoro rozmowa i tak "straciła swój dramatyzm", to dlaczego nie możesz mi powiedzieć?
 Łamałem sobie palce, wielkie mi co. I tak się zrastały. Przecież można się było tego po mnie spodziewać. Teraz jestem bardziej wyrozumiały. Końce płyt protezy mają całkiem ostre krawędzie, więc wystarczy wbić opuszki palców w skórę i przeciągnąć.
 I dobrze. Już wolałem jak opowiadał mi o wiwisekcji. Mojej. W trakcie. Ta, jego nienawidziłem najbardziej.
 Nie wiem czym są te cholerne "ostateczne środki", więc nic dziwnego, że jestem sceptyczny i powoli naprawdę zaczynam odbierać to jak groźbę, bo może to oznaczać wszystko A jeśli się kogoś pociesza to raczej mu się nie grozi, bo to chyba się wyklucza. Wiem to, choć jestem w tym cholernie kiepski. W pocieszaniu, nie w grożeniu. I wcale nie jestem nieuprzejmy.

Rora T

N i pytanie do ciebie, jak tam wrażenia po seansie Ant Mana?
Jeszcze go nie widziałam :) Wybiorę się pewnie jakoś w przyszłym tygodniu.  
O ile z wielką chęcią zobaczyłabym duet Hank-Janet, to sam Scott już nie wywołuje u mnie takich emocji. Na minus jest dla mnie to, że to ponoć najbardziej komediowy film Marvela, a ja nie bardzo przepadam za komediami. 
Captain Bitch? Serio? To już cios poniżej pasa. Choć przyznaję, że ta cała kampania była dość żenująca i domyślam się, że prawdziwi żołnierze mogli czuć się dość... Brakuje mi słowa. Podrzucisz coś, Buck?
Trochę za dużo. Jeszcze nigdy nie oceniałam ludzi po tym w co wierzą. Myślę, że to już jest prywatna strawa każdego człowieka. Też jestem wierząca, ale co do praktyki to różnie z tym bywa.
Acha. Czyli pomyślisz, że chcesz sobie odciąć głowę, a mi napiszesz, że wcale tego nie chcesz. Tak się nie bawimy. Zresztą kiedyś już to przerabialiśmy i nie skończyło się to najlepiej.
W końcu mi się udało, ale chyba tobie nie o takie pocieszenie chodziło.
Tak, wolałabym ich nie używać, ale jeśli nie przestaniesz się samookaleczać lub przynajmniej nie zaczniesz temu jakoś zapobiegać będę zmuszona to zrobić. Nie wiem czy zadziała, ale jeśli nie to, to ja już nie mam pomysłów. Uwierz mi, że tego nie chcę. Kiedy poruszyłam ten temat jakieś pół roku temu nieźle mi się dostało.
Też tak myślę. I najlepiej zrobić to szybko i bezboleśnie. W końcu nawet nieźle mi to pocieszanie idzie... Prawda? 
 Mówiąc bardzo prosto- mogli czuć się wkurwieni? Przedstawiali wojnę jak kolorowy teatrzyk, w którym wszyscy są szczęśliwi, czyści, najedzeni, zdrowi i nikomu nie latają nad głową granaty, a za to o wolność walczy wspaniały super-żołnierz, który w pojedynkę pokona Hitlera. A Steve użyczał twarzy tej całej farsie, więc mu się obrywało. Ale na swoją obronę mam to, że to nie był mój pomysł.
 Nie o to mi chodziło. Jestem cholernie kiepski w podejmowaniu decyzji, bo zazwyczaj wszystko pieprzę. Dlatego jeśli postanowię iść w lewo, pójdę w prawo i może się uda.
 Nadal nie wiem czym są te "ostateczne środki", więc mogłabyś trochę jaśniej? Wtedy żarliśmy się niemal o wszystko, więc nie bardzo mi podpowiedziałaś. Poza tym, i tak już się ograniczam. Przynajmniej już niczego sobie nie łamię.
 Można zrobić to szybko, ale raczej nie będzie bezboleśnie. Naprawdę chcesz rozmawiać o obrywaniu ze skóry, zimnej suce i brzydkim panu, który pchał łapy tam, gdzie nie powinien? 
 I cóż, chyba przed chwilą mi groziłaś. Odpowiedź więc sobie sama.   

Rora T

To wyszło przy okazji. Ja nie zaczynałam tego tematu.
Ale Steve to Kapitan Ameryka. Jednak rozumiem, że po serum mogło mu się troszkę pogorszyć.
Nie. Czy znowu powiedziałam coś nie tak? Nie miałam nic złego na myśli. Po prostu... Ludzie porzucają wiarę z byle jakiego powodu, czasami bardzo nieistotnego. Coś nie tak pójdzie po ich myśli i już stają się ateistami. Ty przeszedłeś tak wiele, a wciąż wierzysz. To godne podziwu.
Ciągniemy tą rozmowę po to, żebyś już w ogóle nie chciał tego zrobić. Przynajmniej tak myślę.
Z drugiej strony pewności czy nikt by cię nie poskładał nie masz. Czytałam gdzieś, że ma się odbyć operacja przeszczepienia komuś głowy lub twarzy... chyba twarzy. Więc jakieś prawdopodobieństwo jest, że głowę też by ci przyszyli.
Chcesz żebym posunęła się do ostatecznych środków?
Tym też się mogę zająć... Bucky, jeśli nie masz ochoty o czymś mówić, to nie musisz. Przecież cię do niczego nie zmuszam.
 Dla mnie Steve to Steve. Kiedy jeszcze nie wiedziałem, że Kapitan Ameryka to on, gość wkurzał mnie jak cholera. Jak zresztą chyba każdego i raczej nic w tym dziwnego, bo siedziało się w pieprzonych okopach, było zimno i mokro jak diabli, buty się rozpadały, zapasów brakowało, a za bohatera robił jakiś gość w gwieździstych rajstopkach. Captain Bitch. Ciekawe czy o tym wiedział?   
 Po prostu najpierw sugerowałaś, że lepiej by było, gdybym był niewierzący, a potem powiedziałaś, że dziwisz się temu, że w ogóle wierzę. Pomyślałem więc, że uznałaś wiarę za jakiś głupi, przestarzały wymysł, czy coś w tym stylu. Po prostu zbyt dużo sobie dopowiedziałem, moja wina. 
 Wiesz, że zawsze robię wszystko nie tak jak trzeba. Tak już mam. Dlatego chyba powinienem robić wszystko na odwrót- pomyślę jedno i zrobię tego odwrotność, a może zadziała.
 To mnie pocieszyłaś. Teraz to już zupełnie brak mi jakichkolwiek alternatyw, gdy tradycyjne metody nie zadziałają. A zawsze trzeba mieć jakieś wyjście awaryjne.
 Nie wiem czy chcę, bo nie wiem też czym są te "ostateczne środki".
 Kiedyś i tak będzie trzeba ruszyć temat.

Rora T

Dobra, wybaczam, wybaczam. Wiem, że nie miałeś nic złego na myśli, ale jeszcze nie do końca przeszła mi chęć do podręczenia cię czasami.
Steve aż tak męczący? Wiem że jego wieczna chęć niesienia pomocy, dobroć, wielki patriotyzm... Dobra, nie chce mi się wymieniać dalej. Chodzi mi o to, że czasami jest trochę upierdliwy. W sumie to wiem o co ci chodzi.
Bo teraz nie mam co? Utknęliśmy w martwym punkcie, Buck.
Rozumiem co masz na myśli. I tak się dziwię, że po tym wszystkim wciąż wierzysz.
Nie przesadzasz trochę? Przecież sam twierdziłeś że już jest lepiej. Żeby tak od razu sobie łeb odcinać? Musisz znaleźć pozytywne strony.
To i tak dobrze. W końcu nad tym ubolewałeś. Ale tak na poważnie, to ja już nie mam pojęcia co mam robić. Znów się uparłeś i ani w te ani we w te. Pocieszanie cię to jedna z najtrudniejszych rzeczy na świecie.
To dlatego chciałeś się dowiedzieć już teraz. Sądzisz, że nie wytrzymam? Nie tym razem, kolego.
 O to już mnie już dręczyłaś, więc wymyśl coś innego. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, czy jak to tam leciało.
 Steve jako Steve nie był aż tak wielkim wrzodem na tyłku, bo w życiu nie wytrzymałbym piętnastu lat w jego towarzystwie, ale Kapitan Ameryka już tak. Ta cała... patriotyczna do porzygania otoczka, która tak często mu towarzyszyła bywała naprawdę nie do zniesienia.
 Wierzę, bo po prostu tego chcę i potrzebuję. Chyba nie muszę się z tego tłumaczyć?
 Nie mówię, że chcę to zrobić zaraz, teraz, już, w tym momencie. Powiedziałem, że jeśli kiedyś postanowię to zrobić, to będzie to najlepsze wyjście, bo będę mieć pewność, że się nie pozrastam z powrotem. Kilkukrotnie szybsza regeneracja nie daje wielu alternatyw. 
 Nikt nie mówił, że to będzie proste. Dobrze wiesz, że bywam uparty jak głuchy osioł.
 Sądzę, że ja nie wytrzymam. Zwyczajnie nie lubię mówić o niektórych rzeczach i miewam z tym drobne problemy.

Rora T

Wiem, wiem, wiem. Robię to bo chcę, ale oboje wiemy, że nie jestem w tym dobra, wiec wkładam ciężkie starania w to by brzmiało... Profesionalnie?
"Łatwiejsze niż były kiedyś" chyba samo mowi przez się. A czy ja powiedziałam, że mężczyźni to podgatunek?
Dobra, teraz to mnie rozśmieszyłeś, ale wątpię by to przeszło.
Wiesz, jak trudno cię pocieszać? I ty się dziwisz, że dostaję nerwowego śmiechu. Myślę, że w tym przypadku poszło by łatwiej, gdybyś nie był wierzący.
Nie wiem, co się stanie z tobą po śmierci, ale na razie żyjesz, więc uszanuj to i proszę ,przestań się samookaleczać, nie strzelaj sobie w głowę, nie próbuj się wysadzić i nie rób żadnych innych okrutnych rzeczy.
Oczywiście że rozumiem, ale gdyby umarły ci wybaczył to byłby cud. Buck, myśląc w ten sposób, nigdy nie ruszysz do przodu. Ludzie się zmieniają, niektórzy ale się zmieniają. Chcą naprawić swoje błędy, dobrze przeżyć resztę życia, a okaleczanie samego siebie nie jest najlepszym sposobem. Myślę, że teraz najważniejsze jest żebyś przebaczył sam sobie.
Zdecydowanie nie. Pozwól mi czymś zabłysnąć przy dwójce i jedynce.
 Zwyczajnie źle dobrałem słowa. Doskonale wiesz, że moje czasy były zupełnie inne i część rzeczy, która teraz jest normą, kiedyś była wręcz nie do pomyślenia i po prostu nie przystała młodym damom. Może skomentowałem to zbyt ostro, może powinienem się w ogóle nie wypowiadać, tak jak wielu innych sprawach. Nie będę zaprzeczał.
 Uwierz, że gdybyś musiała tam być i wysłuchiwać takich pogadanek kilka razy dziennie, to przestałoby cię to śmieszyć. 
 Powinnaś się cieszyć, że nie jestem jakiś bardzo ortodoksyjny, bo wtedy dopiero miałabyś problem. Nawet nie jestem za bardzo religijny. Nie modlę się, łamię przykazania i zasadę koszerności. Nawet szabatu nie przestrzegam, a naprawdę trzeba się namęczyć by to zrobić. Zwyczajnie wolę wierzyć w to, że ktoś jest tam na górze, a wszystko ma jakiś większy sens. 
 Wysadzanie się w powietrze wcale nie było moim pomysłem, wypraszam sobie. Raz już przez coś takiego przechodziłem i nie chcę musieć robić tego raz jeszcze. Składanie do kupy po takim czymś nie jest zbyt miłe, a ja wolę nie przypominać jeszcze bardziej kolejnego tworu doktora Frankensteina. I tak już mógłbym ubiegać się o taką rolę, przynajmniej zaoszczędziliby na charakteryzacji. Więc jeżeli jeszcze raz postanowię pożegnać się z tym światem, to zwyczajnie odetnę sobie łeb. Tego już nie da się przyszyć.
 Jak zapewne łatwo zauważyć, nie przepadam zbytnio za samym sobą i chciałbym dla siebie najgorszego, więc chyba prędzej przebaczy mi umarły, niż sam to zrobię.
 Cóż, i tak najpewniej skończy się to tym, że jedno z nas będzie obrażone. Albo i oboje będziemy, bo przez dwójkę jeszcze da się przebrnąć, ale z jedynką będzie gorzej. Znacznie gorzej.