23 lipca 2015

Astrid Löfgren

Dlatego pytam, bo to śmieszne, że przez parę godzin tego nie zauważyli. Kret by zauważył. Ale pewnie zwalili to na twoją pierdołowatość. Musieli o tym wiedzieć.
Pogrążał, czyli co robił? Cóż, wydaje mi się, że jest jednak różnica między żołnierzem a zabójcą na zlecenie, ale co ja tam wiem.
Wcale nie musisz się oszukiwać. Wszystkiego nie naprawicie, nie ma takiej opcji, ale kto wie, może przez to, że nie byłbyś z tym wszystkim sam, jakoś wyprostowałbyś chociaż trochę swoją drogę. Ta samotność jest cholernie zła i potrafi niszczyć. Można sobie wmawiać, że poradzi się sobie samemu, ale to gówno prawda.
Oj wiem, nie ty jeden, ale ta twoja gwiazda rzeczywiście jakaś dziwna jest. Strasznie musi cię nienawidzić.
Jest świetna, naprawdę świetna i jest chodzącym dowodem na to, że jak się chce, to można niemal wszystko. Przede wszystkim ma racjonalne, zdrowe podejście do mnóstwa spraw i wiele mógłbyś się od niej nauczyć.
Widzisz, popsuć można odzywając się, ale równie dobrze milcząc. Nigdy się nie wie, do czego doprowadzi któraś z tych dróg. Takie ryzyko relacji interpersonalnych, jeśli nie ma się pojęcia o podtrzymywaniu czy też zaprzestawaniu kontaktu.
 Miałem siedzieć, nie ruszać się i czekać aż się pozrastam, a oni w tym czasie załatwiali inne sprawy. Jak na przykład pozbycie się gościa, który niemal popsuł im zabawkę i to na stałe. Takich rzeczy nie zamiatali pod dywan. 
 Pił coraz więcej? I cóż, może i sam siebie wolę nazywać najemnikiem, nie bronią, bo ładniej to brzmi, ale raczej daleko mi do zabójcy na zlecenie. Ale tak, jest różnica, choć nie raz przecież słyszało się o tym, że wojna niszczy ludzi. Wszystko zależy od tego, jak silną ktoś ma psychikę. 
  Tak, wiem. Samotność jest zła, a samotność wśród ludzi jeszcze gorsza. Wiem. Nie zmienia to jednak tego, że ciężko mi się przemóc i zmienić stan rzeczy. To nie jest aż tak proste, bo sytuacja jest popieprzone jak diabli i nie ułatwia to sprawy.
 Mam pecha od urodzenia. Stąd ta wrodzona pierdołowatość, jak lubisz to nazywać. Jednego dnia potrafiłem zastrzelić cel przez ścianę, oszacowując jego pozycję tylko dzięki kątowi pod którym patrzył Rogers, a drugiego potknąłem się o własne nogi. To... brak mi słów, bo "żałosne" to zbyt mało powiedziane. I tak, tryumfuj, zdarzyło mi się potknąć.
 Wiem, że to nadzwyczajna kobieta, ale jak sama z resztą zauważyłaś, jestem kompletnie do niczego w relacjach damsko-męskich. Męsko-męskich też. Na damsko-damskich to już zupełnie się nie znam, więc uznajmy, że jestem do dupy we wszystkich relacjach międzyludzkich, dobrze? Zwyczajnie wiem, że znowu coś spieprzę i tym razem zapewne jeszcze bardziej, a tego nie chcę. Ale nie zmienia to tego, że naprawdę potrafiła mi wygarnąć prosto w twarz. Raczej mało kto by się na to zdecydował.

Astrid Löfgren

Próbowałeś wtedy sprawiać wrażenie, że wszystko ok?
Jak już tak o boku wspomniałeś, to jak tam twój skamieniały boczek?
Bo programowanie to nie jest naturalna składowa część twojego organizmu. To jest coś, co ci wciśnięto; coś, co pęka, nie jest doskonałe i coraz bardziej poza nie wychodzisz. Na pewno w jakimś stopniu coś złego w sobie masz, jak niemal każdy - za czasów Bucky'ego też świętoszkiem nie byłeś, ale zabijanie na zlecenie to nie było raczej to, czym chciałeś od dzieciaka się zajmować, czyż nie? Więc wysuwam wniosek, że to całe zło z czasów Zimowego Żołnierza to programowanie, nie ty. Programowanie wcielane w życie twoimi rękami i wciąż to, na co się nie zgadzałeś, dopóty się nie poddałeś. A teraz? Teraz jesteś zły dla tych, którzy zrobili ci krzywdę. Chęć zemsty i opiewające ją zło wydaje się być wręcz naturalnym procesem. Tak mi się wydaje, może się mylę, a może po prostu chcę myśleć, że wcale nie jesteś takim skurwielem, jak cię wielu ludzi maluje.
Musiałbyś stawić temu czoła. Jestem coraz bardziej pewna tego, że po prostu sobie sam nie poradzisz i skończy się to tym, że albo wypróbujesz wysadzenie się w powietrze, albo radośnie wrócisz do Hydry i dalej będziesz hasał po świecie i zabijał, bo znów zrobią z ciebie idealną zabaweczkę, która nawet nie mrugnie bez rozkazu, o ile nie postanowią cię zdezaktywować, bo za bardzo oparłeś się ich metodom. Gdybyś stawił czoła poczuciu winy, które ewentualnie by się pojawiło, to w twoim przypadku byłby to niemały akt odwagi, zważając na tragizm twojego całego życia. Tragizm, bo serio, nie słyszałam nigdy o kim, kto by miał tak przewalone niemal od początku. No pomijając Rogersa, bo temu to też należy się trochę współczucia.
I bardzo dobrze, że nie jest, bo nie zniosłabym drugiej Natashy. A poza tym - Yelena jest jedną z nielicznych osób, pewnie dokładnie dwóch, które potrafią ci skutecznie przywalić, więc ona jest chyba najlepszą kandydatką, jeśli zechciałbyś się zwrócić do kogoś o pomoc.
 "Próbowałeś" jest tutaj chyba kluczowym słowem, bo może i mam bardziej wyczulone zmysły, ale jednak nietoperzem nie jestem i nie potrafię przemieszczać się za pomocą echolokacji. A gdy "największa broń Hydry" czyli gość, który bez problemu potrafi zastrzelić kogoś z ponad 2,5 tys metrów, ma czołowe zderzenie ze ścianą, to raczej łatwo zorientować się, że coś jest nie tak.
 Cóż, gdyby ktoś zobaczył mnie bez koszulki, nie powinienem spodziewać się westchnień zachwytu, a raczej powstrzymywania odruchu wymiotnego. Moje ciało regeneruje się na tyle szybko, że efekt działania... tego czegoś nie rozprzestrzenia się dalej, a powolnie cofa. Hydra próbowała wykorzystywać te kamienie jako broń, więc można powiedzieć, że mam wielkie szczęście. Jakiś pozytyw. Numer dwa, bodajże.
 Pamiętam, że kiedyś, gdy byłem jeszcze małym dzieciakiem, chciałem zostać żołnierzem. Jak mój ojciec, którego uważałem za bohatera. Widziałem jego medale, jego mundur i myślałem tylko o tym, że kiedyś chcę być taki sam. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on nigdy nie pogodził się z niektórymi rzeczami, które musiał zrobić. Z czasem, gdy dorastałem, tamte myśli coraz bardziej się oddalały i marzyłem już tylko o tym, żeby nie być taki jak on. Przez pewien czas nawet wydawało mi się, że go nienawidzę. Za to, że się poddał, że nie walczył dalej- o siebie, o mamę, o nas, że coraz bardziej się pogrążał. Ale poszedłem na wojnę i zrozumiałem, że ja zawsze byłem taki jak on. Że też nie potrafiłem wybaczyć sobie niektórych rzeczy, bo one zwyczajnie mnie przerosły. Że zwyczajnie nie nadawałem się na mordercę. A przecież nim byłem, tylko ubranym w ładniejsze słówka i fałszywe ideały. I teraz jest zupełnie tak samo. To się we mnie nie zmieniło i nigdy nie zmieni. Może odwlekę w czasie próbę "wysadzenia się w powietrze", pójdę do Steve'a i będę oszukiwał się, że wszystko będzie dobrze, i że wszystko naprawimy, ale gdzieś tam, w głębi będę czuć, że to nie prawda. 
 Tragizm to takie górnolotne określenie, choć pewnie adekwatne. Ale nie ja pierwszy i nie ostatni miałem urodziłem się pod pechową gwiazdą. Choć moja gwiazda to chyba naprawdę podła i zimna suka.
 Chyba nie mogę zaprzeczyć. To naprawdę jest kobieta, która każdego potrafi zwalić z nóg. I jest kimś zupełnie inny, o wiele lepszym, niż spodziewałem się znaleźć. Dlatego wolę nie psuć tego jeszcze bardziej.

Astrid Löfgren

James, a cóż to takiego cię rozprasza, że aż masz trudności ze sklecaniem zdań?
Dlaczego nie zgłosiłeś? Podobało ci się bycie ślepym? I tak łaziłeś sobie po omacku i naprawdę nie zauważyli, że coś jest nie tak? Naprawdę?
Nie ty jesteś zły. Złe jest programowanie. Chyba przyznasz mi rację, że to głównie ono determinuje to, co robisz, chociaż z tym szajsem walczysz, prawda? Zakładam, że w tym przedziwnym programie nie ma żadnego algorytmu uczuć, więc będziesz musiał powalczyć jeszcze mocniej, jeśli chcesz je mieć.
Zawsze do usług, ale patrz, wymyśliłam jeszcze dwie! Clint - bo przecież zostawił cię przy życiu i raczej rozumie, dlaczego jesteś taki a nie inny, poza tym sporo musiał się o tobie nasłuchać, ale tego nie jestem pewna, i Yelena, która miała okazję bliżej cię poznać i widziała, w jakim stanie jesteś, a wydaje mi się dość wrażliwą jak na swoją profesję kobietą.
 Zwyczajnie znowu mam drobne problemy z nastawieniem się na odpowiedni język. Nic wielkiego.
 Nie wszystko, co wtedy robiłem, było racjonalne. Sądziłem, że to moja wina, a skoro to moja wina, to popełniłem błąd. A Amerykanie nie lubili, gdy popełniałem błędy, więc starali się... mnie ich oduczyć, że tak to ujmę. Myślałem, że przejdzie mi to raz dwa, tak jak inne urazy i nikt niczego nie zauważy, ale raczej łatwo się domyśleć, że nie miałem racji. Granat wybuchł blisko, miałem poharataną twarz, oberwałem też w bok, więc ktoś zaprowadził mnie do vana. Jeden problem był z głowy, ale potem zauważyli, że coś jest ze mną nie tak. Ale zajęło im to zadziwiająco dużo czasu.
 Sama przyznałaś, że to głównie programowanie warunkuje to, jak się zachowuję, więc to trochę kulawy argument. Jasne, programowanie coraz bardziej pęka, więc mam na to coraz większy wpływ, ale ono i tak nadal jest. A skoro programowanie jest złe, to czemu ja miałbym taki nie być choć w jakimś stopniu?
 Próbowałem zabić dwie albo nawet trzy- sam nie jestem do końca pewien, z czterech wymienionych osób. Oni to pamiętają i ja to pamiętam, a to nie bardzo mi pomoże, a raczej wpędzi w jeszcze większy dół. Bo uwierz, że tak to się skończy. Nie będę potrafił przestać się obwiniać, ani pozbyć się z głowy myśli "O Boże, co ja zrobiłem". Wiem, że tak będzie, bo już raz to przechodziłem. Taki widocznie już jestem.
 Proces, któremu poddawano Czarne Wdowy był inny, sporo lżejszy, więc i łatwiejszy do zerwania. Nie próbuję niczego bagatelizować, bo to takie samo skuińsyństwo. Ona chciała być tancerką i choć w części jej się to udało, bo przez pewien czas nawet nią była. Nic dziwnego, że nie jest jak... typowe przedstawicielki tego zwodu.

Rora T

Tak, masz rację. Poniekąd, ponieważ nie przypominam sobie, żebym napisała, że cię nienawidzę... no przynajmniej żebym napisała to na poważnie. Problem w tym Bucky, że nie masz pojęcia co o tobie myślę, bo nawet jeśli bym to napisała, nie uwierzył byś.
Tak, ciągle powtarzamy ten sam schemat i za każdym razem w pewnym momencie nie mam pojęcia, co napisać. Może problem tkwi w tym, że nawet nie próbowałeś uwierzyć w moje słowa. Wszystko co napisałam było dla ciebie kłamstwem, więc po co mam to ciągle powtarzać. Próbowałam z tobą rozmawiać, próbowałam ci jakoś pomóc, doradzić, ale tobie to nie odpowiadało. Teraz po prostu nie widzę sensu pisania tego po raz kolejny, bo co mam napisać? Ty i tak na wszystko znajdziesz jakieś ale. Myślę jednak, że jesteś dla siebie trochę za surowy. Dlaczego? Pisałam to już wiele razy i nie mam zamiaru się powtarzać.
Chcesz się wygadać? Proszę. Chętnie wysłucham.
 Dlaczego z góry zakładasz, że bym w to nie uwierzył? Proszę, przekonamy się czy masz rację.  
 Cały czas przywołujesz rzeczy, które mówiłem prawie pół roku temu. Dla ciebie może nie jest to wiele, ale dla mnie to niemal połowa tego nowego życia. Sam widzę ile przez ten czas się we mnie zmieniło. Widzę, że inaczej postrzegam pewne sprawy, inaczej mówię, inaczej dobieram słowa i inaczej reaguję na niektóre rzeczy. Można powiedzieć, że w pewnym sensie dojrzałem. Wtedy nie potrafiłem uwierzyć, że ktoś może dostrzegać pozytywne strony w kimś takim jak ja, ale teraz sam powoli zaczynam je widzieć. Denerwowało mnie to, że ktoś próbował doradzić mi w niektórych sprawach, bo uważałem to za wtrącanie się w moje sprawy. Sądziłem, że nikt nie może tego robić, bo nie zna sytuacji bezpośrednio, nikt jej nie przeżył. Ale już tak nie jest i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie miałem racji. Nie możesz więc już mówić, że zawsze jestem na nie, że nigdy z niczym się nie zgadzam i mam jakieś ale, bo zwyczajnie już tak nie jest.
 I co mam mówić? Że brakuje mi tej drobnej chwili stabilizacji na którą przez chwilę mogłem sobie pozwolić? Że chyba lubiłem móc wracać do jednego miejsca przez więcej niż jeden dzień, mieć swoje rzeczy ułożone w tym samym miejscu, fotel pod ścianą i cholernego, nienawidzącego mnie kota i żałuję, że to spieprzyłem? 

Astrid Löfgren

N, jeszcze tylko tatuaże, bandana i jakieś wypasione okularki. Wtedy będę go ubóstwiać.
A wiesz, kusiło mnie, ale sobie pomyślałam, że biedakowi coś zaspojleruję :P
 Okularki już miał, ale ta brzydka Natasha mu zepsuła :(
 Fakt, jeszcze wyszłoby, że to wszystko twoja wina, bo go do tego namówiłaś :P
James, cóż, nie wiem, co ci mówić, bo sama jestem obecnie w niemałym dole, ale chyba zostaje ci szukanie drogi po omacku, kiedy światełko tak już przygaśnie, że będziesz widzieć jedynie nikły cień, czy nawet nic.
Ale wiesz? Ty czujesz. Możesz wmawiać sobie i mi, że nie, ale czujesz. Gdybyś nie czuł, nie przejmowałbyś się, że w jakiś tam dół wpadasz, że coś gaśnie, że brak nadziei. A ciebie to rusza. Rusza, że przestajesz dawać sobie radę. I przede wszystkim - nie chcesz, żeby tak było.
Steve Steve'm, ale masz jeszcze Sama. Myślę, że by zrozumiał. Może by ci czymś przyłożył na powitanie, ale nie sądzę, że odesłałby cię z kwitkiem. Przecież oni wszyscy - znaczy Steve i Sam, bo wciąż myślę nad trzecią osobą - wiedzą, że potrzebujesz pomocy. No i nie tylko przez to, że jesteś niebezpiecznym gostkiem, cię szukali i chyba wciąż szukają, ale już nie na siłę.
 Raz zdarzyło mi się oślepnąć tak naprawdę, znaczy tak naprawdę, ale nie trwale, znaczy... wiesz o co chodzi. Mam dziś jakieś problemy z obraniem wszystkiego w słowa. Granat rzucony przez jednego z agentów wybuchł zbyt blisko mojej twarzy i bum!, ciemność. Na kilkanaście godzin, ale jednak. Do dziś pamiętam, jak ściągali mi starą, uszkodzoną warstwę rogówki, bo nowa już dawno zdążyła wytworzyć się pod spodem. I to był jeden z tych momentów, w których nienawidziłem przyspieszonej regeneracji. A najlepsze w tym było to, że przez ładne kilka godzin nikt z dowództwa nie zorientował się, że jestem ślepy, bo tego nie zgłosiłem. Idioci.
 Czuję, że nie chcę przestać czuć. Póki co, ale nie zmienia to tego, że zwyczajnie chciałbym móc czuć wstręt do tego. co zrobiłem. Mieć wyrzuty sumienia. To  mogłoby mi udowodnić, że nie jestem aż tak złym człowiekiem, bo przecież żałuję. Ale tak nie jest.
 "Wciąż myślę nad trzecią osobą"- wiesz jak pocieszyć człowieka, naprawdę.