Dlatego pytam, bo to śmieszne, że przez parę godzin tego nie zauważyli. Kret by zauważył. Ale pewnie zwalili to na twoją pierdołowatość. Musieli o tym wiedzieć.
Pogrążał, czyli co robił? Cóż, wydaje mi się, że jest jednak różnica między żołnierzem a zabójcą na zlecenie, ale co ja tam wiem.
Wcale nie musisz się oszukiwać. Wszystkiego nie naprawicie, nie ma takiej opcji, ale kto wie, może przez to, że nie byłbyś z tym wszystkim sam, jakoś wyprostowałbyś chociaż trochę swoją drogę. Ta samotność jest cholernie zła i potrafi niszczyć. Można sobie wmawiać, że poradzi się sobie samemu, ale to gówno prawda.
Oj wiem, nie ty jeden, ale ta twoja gwiazda rzeczywiście jakaś dziwna jest. Strasznie musi cię nienawidzić.
Jest świetna, naprawdę świetna i jest chodzącym dowodem na to, że jak się chce, to można niemal wszystko. Przede wszystkim ma racjonalne, zdrowe podejście do mnóstwa spraw i wiele mógłbyś się od niej nauczyć.
Widzisz, popsuć można odzywając się, ale równie dobrze milcząc. Nigdy się nie wie, do czego doprowadzi któraś z tych dróg. Takie ryzyko relacji interpersonalnych, jeśli nie ma się pojęcia o podtrzymywaniu czy też zaprzestawaniu kontaktu.
Miałem siedzieć, nie ruszać się i czekać aż się pozrastam, a oni w tym czasie załatwiali inne sprawy. Jak na przykład pozbycie się gościa, który niemal popsuł im zabawkę i to na stałe. Takich rzeczy nie zamiatali pod dywan.
Pił coraz więcej? I cóż, może i sam siebie wolę nazywać najemnikiem, nie bronią, bo ładniej to brzmi, ale raczej daleko mi do zabójcy na zlecenie. Ale tak, jest różnica, choć nie raz przecież słyszało się o tym, że wojna niszczy ludzi. Wszystko zależy od tego, jak silną ktoś ma psychikę.
Tak, wiem. Samotność jest zła, a samotność wśród ludzi jeszcze gorsza. Wiem. Nie zmienia to jednak tego, że ciężko mi się przemóc i zmienić stan rzeczy. To nie jest aż tak proste, bo sytuacja jest popieprzone jak diabli i nie ułatwia to sprawy.
Mam pecha od urodzenia. Stąd ta wrodzona pierdołowatość, jak lubisz to nazywać. Jednego dnia potrafiłem zastrzelić cel przez ścianę, oszacowując jego pozycję tylko dzięki kątowi pod którym patrzył Rogers, a drugiego potknąłem się o własne nogi. To... brak mi słów, bo "żałosne" to zbyt mało powiedziane. I tak, tryumfuj, zdarzyło mi się potknąć.
Wiem, że to nadzwyczajna kobieta, ale jak sama z resztą zauważyłaś, jestem kompletnie do niczego w relacjach damsko-męskich. Męsko-męskich też. Na damsko-damskich to już zupełnie się nie znam, więc uznajmy, że jestem do dupy we wszystkich relacjach międzyludzkich, dobrze? Zwyczajnie wiem, że znowu coś spieprzę i tym razem zapewne jeszcze bardziej, a tego nie chcę. Ale nie zmienia to tego, że naprawdę potrafiła mi wygarnąć prosto w twarz. Raczej mało kto by się na to zdecydował.