N, hmm, mi się wydaje, że to jest jak na AA, że każdy może zabrać głos, jest jeden prowadzący z ich środowiska, w tym wypadku właśnie Sam.
Tu masz rację. Ilość koszmarków opkowych wzrasta wprost proporcjonalnie do ilości "idoli". Z tej perspektywy jest ich rzeczywiście zdecydowanie więcej i to tylko na naszym podwórku.
/Póki Marvel nie powie nam, jak jest - a raczej nie powie, bo zrobiłby to choćby w prelude do CA:WS - to nie będziemy mieć stuprocentowej pewności. Chyba, że będzie jak z Clintem i dopiero po tych kilku latach dowiemy się o nim czegoś istotnego.
/Te o Bieberze są najgorsze. I nie do końca pojmuję zamysły autorek, choć idą chyba w stronę "łobuz kocha najbardziej". Dlatego ich idol pije, pali, ćpa, pomiata kobietami, śpi ze wszystkim, co nie ucieka na drzewo, jest chamski i nieokrzesany, a naszą Maryśkę na początku traktuje jak ścierkę.
Steve, powiedziałbyś, że na siebie i dalej być milczał. On by sobie pogadał i może by się zastanowił. Zabrzmiało to trochę tak, jakby Sam obwiniał cię za humorki Bucky'ego.
Jeśli chodzi o Sama, to tylko tak powiedziałem, to żart. Jeśli on mówi coś w podobnym tonie, to szybko się reflektuje i wiem, że tak naprawdę to nie moja wina. A Bucky... Czasem naprawdę nie wiem, jakiej reakcji się po nim spodziewać. Dlatego już boję się, jak zareaguje na to, że jednak nie zignorujemy jego urodzin.
Bucky, ani jedno, ani drugie. Bez myślenia daleko nie zajdziesz.Em... Więc chodzi o to, że powiedziałem, że nie jestem Steve'em? Albo o to, że...? Dobra, więc o co?