N, jeśli miał być jak naburmuszona księżniczka, to naprawdę jest. Jednocześnie nie jest nazbyt uciążliwy w swoich dąsach.
Tylko ciekawe ile w tym faktycznego poczucia przynależności, a ile myślenia, że wypada mówić „my”.
Ojej, a miałam nadzieję, że jednak lista jest krótsza. Niedobry Winnie.
Nawet nie zwróciłam na coś takiego uwagi. Chyba będę musiała jeszcze raz obejrzeć.
I do tego wcale nie używali przemocy. A Steve’a i jego starań o przegraną aż szkoda. Dużo czasu zmarnował, choć mógł postarać się bardziej. Może by mu się udało przechytrzyć Fury’ego i Nat. Ale to nic, teraz wszystko naprawi!
/Miał wyjść na naburmuszonego dzieciaka, ale księżniczka też może być :P W sumie nawet bardziej pasuje. Wiesz, te piękne włosy i mejkap.
/Jak już powiedziałam O. - zawsze mógł powiedzieć to na zasadzie "Zacząłem współpracować, więc dajże mi już w końcu święty spokój.". Jak było na prawdę, tego nie wie nikt poza nim. A nawet jeśli naprawdę zacząłby przekonywać się do pełnej współpracy, zapewne nie przyznałby się do tego.
/Oj, no bo czy to jest takie ważne? A tak w ogóle to na niego nie naciskaj, bo się biedak jeszcze zestresuje i co wtedy? On jest delikatny.
/Nie pamiętam nawet, w którym momencie to było, ale Steve próbował przekonać Tony'ego, że Bucky jest niewinny i wybuch w ONZ to nie jego wina. Tony powiedział coś potem o niewinnych ludziach, którzy przez niego zginęli. Nie pamiętam, jak dokładnie to ujął, ale wydawało mi się, że chodziło o Berlin. I w sumie patrząc na to, że Bucky lał strażników równo, naprawdę mógł kogoś walnąć trochę za mocno.
/Toć oni nawet broni palnej nie używali! Ci wstrętni alianci strzelali do nich pociskami, a Hydra nie chciała zrobić im krzywdy i ograniczyła się tylko do takich kolorowych, niebieskich światełek, które przenosiły ludzi w jakieś miłe miejsce. Tak właśnie było.
Steve, a co o obecnej sytuacji z Tony’m sądzą inni?
Już chyba więzienie byłoby lepszą opcją niż tortura, bo inaczej tego nazwać nie można.
Nie wiedziałam. Kontrola kontrolą, moim zdaniem jest ważna i jednak potrzebna, ale mam wrażenie, że w tym wszystkim zapomniano, że mimo nazw Nieludzie, Nadludzie, cokolwiek innego, to oni wciąż są w jakiejś cząstce ludźmi, którzy czują, mają swoje potrzeby i swoją godność. Tak naprawdę to zaczęli być traktowani jak podludzie. Agresja rodzi agresję, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Tylko czekać, aż dojdzie do zamieszek.
/Clint jest wściekły i jak sam mówi - gotów posłać mu strzałę miedzy oczy. Wanda darzy go po prostu szeroko rozumianą niechęcią, Scott Lang powtarza, że Pym miał rację i Starkom nie należy ufać, Sam... Sam stara się go zrozumieć. A Bucky? Cóż... Nie do końca jeszcze rozumiem, co tym razem oznaczało wzruszenie ramionami.
/Więzienie byłoby zdecydowanie lepszą opcją. Mniejsze zło, jeśli można tak to nazwać.
/Bycie uzdolnionym nie oznacza, że automatycznie przestaje się być człowiekiem. Nie można myśleć o sobie jako tylko o Nieczłowieku, Nadczłowieku czy kimkolwiek innym, ponieważ wtedy inni też będą nas tak postrzegać. Kiedy ktoś przechodzi przemianę czy zyskuje moce w inny sposób, nie przestaje być automatycznie człowiekiem, którym był przedtem. Nie zmienia się jego narodowość, jego wyznanie, czy to, kim był, jaki był, gdzie pracował, co robił. Wiem, że jestem w znacznie lepszej sytuacji niż wszyscy ci ludzie, którzy zyskują moce nagle, przez kontakt z terrigenem, ponieważ poddałem się eksperymentowi z własnej woli, ale wiem, jak to jest być zmuszonym do wyboru pomiędzy tożsamościami, Jednak nie powinno zmuszać się do ludzi do wyboru pomiędzy byciem człowiekiem i Nadczłowiekiem, ponieważ to wzajemnie się nie wyklucza, a przemiana nie niszczy, nie wymazuje niczego, co było przedtem. Patrzę na wszystko to, co dzieje się teraz na świecie, i myślę tylko, że kiedyś był już jeden taki, co traktował pewne grupy jako podludzi. I że wszystko wskazuje na to, że może się to skończyć taką samą katastrofą.
Bucky, poczekam na lepszy humor zarówno twój, jak i swój, wtedy się upewnię. Ewentualnie sam powiesz i dzięki temu uniknę pytania, które samo w sobie zbyt przyjemne nie jest. Nie rozumiem cię. Nie wiesz, jak reagować, przeszkadza ci to, jak Rogers nad tobą skacze, ale nie powiesz mu tego, bo co? Bo się wstydzisz czy o co chodzi? Czekasz, aż sam zauważy?
Jeszcze nie zdurniałam do reszty, więc tak, poważnie. Chciałam zobaczyć, w którą stronę bardziej idziesz – teraźniejszości czy przeszłości.
Zależy jak dobrym jesteś zawodnikiem w grze pt. „Wszystko jest dobrze, nic mi nie jest, trzymam się”.
/Proszę cię, czy ja kiedyś miałem dobry humor? Dobra, czasem zdarza się, że mam jakieś przebłyski, ale nie oczekujmy od razu cudu. A poza tym, jaki to ma sens, bo czegoś nie łapię? Poczekasz na to, aż będę miał dobry humor, żeby... mi go popsuć? Może to ja, a może to jest bezsensu, ale dobra, im bardziej będziemy to odwlekać, tym lepiej. I tak, wiem, że mnie rozumiesz. Sam siebie też często nie rozumiem. A chyba powinienem. A nie powiem mu, bo... pozwól, że użyję jednego z twoich ulubionych argumentów, jeśli dobrze pamiętam - bo nie. A Steve w końcu sam z siebie się znudzi i przestanie skakać.
/A dlaczego miałabyś zdurnieć? I tak, idę w stronę przeszłości, bo ciężko byłoby mi się odnieść do teraźniejszości. Znaczy mógłbym odnieść się do tego, że kiedy się wybudzasz i nie ma nikogo, by wstukać ci hasła do głowy, albo kiedy programowanie zaczyna pękać, jesteś jak dziecko we mgle. Wyjątkowo niebezpieczne i niestabilne dziecko. Nie wiesz co robić, gdzie pójść, jak się sobą zająć. Później zaczynają wracać do ciebie wspomnienia, zaczynasz cierpieć na syndrom odstawienia, jesteś wściekła, rozedrgana, chcesz rozerwać na strzępy każdego, kogo sobie przypominasz. A że najpierw zaczynają wracać najświeższe wspomnienia, przypominasz sobie tych, który wpakowali cię do komory. Jeśli masz trochę szczęścia, te bydlaki jeszcze żyją. Kto nie skorzystałby z okazji i nie ruszył skręcić im karków? Szczególnie jeśli ma taką możliwość? Działałem tak ja i działać będzie każdy inny. To schemat, który powtarza się za każdym razem. Prędzej lub później ta furia mija, ale do tego czasu zdąży się sporo powywijać.
/Potrafiłem klepać taką formułkę nawet wtedy, gdy noga wygięła mi się o dziewięćdziesiąt stopni nie w tą stronę co trzeba, ale to nie oznacza, że ktokolwiek w to uwierzy. Zwłaszcza, że chyba nie wyglądam na kogoś, z kim wszystko jest super i dobrze, czyż nie? Ale gadam takie bzdury już z przyzwyczajenia, co poradzę?