N, że była pod prądem można wywnioskować ze słów Rossa, kiedy Zemo w niej siedział. Taak, zaskakujące, że nie chciał współpracować. Nie wiem jak ty, ale ja liczyłam na wybuch płaczu i niemal spowiedź na sam widok psychologa, czy kim on tam miał być, bo nie wiem, czy nie psychiatrą. To wygląda ciekawiej niż klatka, muszę przyznać. Łagodnie się z nim obeszli, nie ma co.
To jest po prostu durna ścieżka. Naprawdę durna, nielogiczna i burząca wszystkie podwaliny postaci, bo chyba nie zdrajcą narodu miał być Kapitan Ameryka. Powiedziałabym nawet, że to obraza i całkowicie nie dziwię się takiej reakcji fanów. I pana Evansa. Swoją drogą ciekawa jestem tego, jak byłoby to przedstawione w MCU. Może te koncepty jego czarnego stroju były zwiastunem nadchodzącej klęski Kapitana?
Cmok w czółko to za mało przecież! Zrobili ze Steve’a nazistę, na biseksualistę też przyjdzie czas, co by tam Bucky o nim nie myślał, bo i to przestanie mieć znaczenie – oby nie.
/Toć gdyby nasz Winnie wybuchł tam płaczem, żadnej wojny by nie było, bo ugrałby co by tylko chciał. Kto by się nie ugiął pod naporem jego załzawionego spojrzenia? A gdyby zaczął jeszcze podciągać nosem, wszyscy by przepadli! Ale poważnie - wiedziałam, że klatka jest pod prądem, ale z kajdanami to już trochę przesadzili. Pliki Hydry wyciekły, więc jakieś informacje o tym, że na Winterze stosowano elektrowstrząsy też raczej tam byłby. A jakby postanowił podrapać się po nosie, prąd by go pierdyknął i bum! włącza mu się tryb WS? To jest Marvel. Tam wszystko jest możliwe. A gdyby wpakowali go w coś takiego jak na concepcie, Steve chyba by tego nie zdzierżył.
/To jest obraza. Może nawet nie dla Capa samego w sobie, bo to w końcu fikcyjna postać, ale dla pracy panów Joe'go Simona i Jacka Kirby'ego. I jeśli nie okaże się, że Hydra!Steve jest owocem tego, że Kobik popełniła błąd przy odmładzaniu go (a na to się nie zapowiada), to zwyczajnie spierniczą niemal ikoniczną postać. A potem zdziwienie, że komiksy zbyt dobrze się nie sprzedają. W latach '50 Marvel wydawał komiksy o facecie, którego próbowała zabić sekwoja, i też było zdziwienie, że kryzys.
I wydaje mi się, że te czarne mundury miały być raczej swego rodzaju nawiązaniem do stroju, który nosił jako Nomad. Albo do strojów, które nosił, gdy Capem był Bucky. Krój zupełnie inny, ale kolor się zgadza. Nie ma tarczy, nie jest już teoretycznie Capem, więc może działać będzie właśnie jako Nomand?
/Imperatyw narratorski każe, więc przykro mi bardzo Bucky, ale jak mus to mus. Może wreszcie otworzą mu się oczy (i nie tylko...) i dostrzeże jak wielką miłością darzył Steve'a. I nie ma, że nie.
Steve, a gdyby cię potrzebował, poprosił o pomoc? Wahałbyś się ze względu na ryzyko?
No właśnie przez to chyba się gubię, bo wydaje mi się, że jakkolwiek by ich nie nazywać, to zawsze będzie mieć to trochę uwłaczający wydźwięk. Uzdolnieni albo obdarzeni pasują najbardziej.
A to jest zawarte w obecnej wersji ustawy, że uzdolnieni musieliby pracować dla rządów bez prawa odmowy? Gdyby zadziałało co? Ten sprzęt doktora Joe?
/Wahałbym się, bo gdyby Tony poprosił o pomoc, oznaczałoby to albo pułapkę, albo to, że jest już naprawdę źle. Dlatego mimo ryzyka nie odmówiłbym mu pomocy. To mój obowiązek.
/Ustawa zakłada już nie tylko samą rejestrację, ale również przejście pod rozkazy wyznaczonych przez ONZ urzędników. Każdy zarejestrowany uzdolniony skierowany zostanie na specjalny trening, po ukończeniu którego zyska licencję, która zezwalać mu będzie na używanie mocy. Zostanie też skierowany na służbę pod zwierzchnictwem ONZ. Część skierowana zostanie do działania u boku specjalnie utworzonej jednostki, której zdaniem będzie sprowadzenie przed oblicze sprawiedliwości niezarejestrowanych jeszcze Nadludzi. Każdy uzdolniony, który nie podda się rejestracji, automatycznie zostaje wyjęty spod prawa. Każde użycie mocy bez licencji będzie karalne. Czytałem to tyle razy, że potrafię niemal cytować każdy paragraf.
I tak, chodziło mi o wynalazek doktora Swanna. Sprzęt, który potrafiłby dostosować się do mocy uzdolnionego, którego miałby wyeliminować. Wiem, że nie powinienem tak mówić, ale to trochę ironiczne, że córka człowieka, który próbował skonstruować coś takiego, okazała się Nadczłowiekiem.
Bucky, myślę, że oni dobrze wiedzą, że kłamiesz. No, że co najmniej coś ukrywasz. Może Rogers nie do końca ci nie wierzy, bo on to by ci gwiazdkę z nieba ściągnął, ale taki Wilson raczej ma nosa. Pytanie tylko, czy milczeniem zyskasz więcej niż mówieniem i ile czasu nie będą na ciebie naciskać. Boisz się być ostatnim z grupy „od Ruskich”, bo już całkowicie straciłbyś wtedy poczucie jakiejkolwiek przynależności? Dla nich ta reszta to zagrożenie godne wybicia, a dla ciebie? No patrz, nie pomyślałam, że pleciesz od rzeczy, więc może ktoś, z kim byś o swoich wątpliwościach porozmawiał twarzą w twarz, też by tak o tobie nie pomyślał?
Masz na myśli ucieczkę?
/Może nie tyle kłamię, co raczej nie mówię wszystkiego. A raczej mówię tylko to, co jest mi na rękę. Czyli nie wiele i same ogólniki. Póki co, mogę wymigiwać się stwierdzeniami "Nie wiem" czy "Nie pamiętam", ale raczej nie będzie to trwało wiecznie. Więc potem będę zastanawiał się czy im mówić, czy łgać. Druga opcja wydaje się lepsza i o wiele mniej upokarzająca. A zwyczajnie nie chcę, by Rogers wiedział o... pewnych rzeczach, a ciężko będzie je pominąć.
/Boję się tego, że... Zwyczajnie czasem dobrze... Dobra, może nie tyle dobrze, bo to raczej kiepskie określenie, ale czasem świadomość, że nie jest się jedynym takim wybrykiem trochę pomaga. Nie są też gorszym zagrożeniem ode mnie. Zabiłem więcej osób, niż cały Projekt razem wzięty, a podczas wypełniania swojej listy zdążyłem nieźle nabroić, więc dlaczego mnie ma ktoś niańczyć, a ich posłać do piachu?
/Nie mam ochoty rozmawiać o tym z nikim twarzą w twarz. Zwaliłem im dość problemów na głowy. I nie, nie miałem na myśli ucieczki. Chodziło mi raczej o kopnięcie w kalendarz. Jeden problem z mniej. Tak byłoby lepiej. Dla wszystkich.