21 marca 2016

Astrid Löfgren

N, mimo tych strasznych i haniebnych uczynków wciąż jawił mi się jako grzeczny chłopaczek na posyłki (nie wiem, może przez te wygibasy z tancerkami), a w CA:CW wydaje się być już Kapitanem z prawdziwego zdarzenia, który będzie bronił swoich racji bez względu na wszystko. I zgadzam się, taki Steve jest świetny. W końcu "jakiś", a nie "byle jaki". W AoU odważył się zwrócić uwagę na słownictwo :P To dopiero życie na krawędzi!
No, przyznam, że nie brzmi zachęcająco. Ani trochę.
A zawsze może być kontrolowany chaos, kto wie. Dlatego pytam, bo z pozoru są to, ot, przypadkowe fragmenty wyciągnięte z życiorysu, ale jakby je przeanalizować, to jednak powiązania da się znaleźć. 
/Te wygibasy z tancerkami były straszne, naprawdę straszne. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, gdy myślę o tej scenie to Steve w rajstopach, bijący Hitlera po twarzy. Chociaż to i tak lepsze od tego nieszczęsnego "Language!" - bo serio, Whedon? Ten facet był na wojnie, nie jedno robił, nie jedno słyszał, a jedna "cholera" zdecydowanie go nie zgorszy. Aż dziw, że nie poczerwieniał z wściekłości, gdy Stark nazwał Pająka siusiumajtkiem. Przecież to takie brzydkie słowo! 
CA:WS było naprawdę przełomowe dla tej postaci, AoU okazało się niezłym regresem, ale zapowiada się, że w CA:CW Steve nieźle się odbije i ten Cap będzie pewnie najlepszym Capem z MCU. I trzymam za to kciuki, bo trylogia musi zakończyć się z klasą.
/Akacja BW: Forever Red toczy się ponoć w uniwersum MCU, więc plot twist z tym, że Ivan (dawny nauyczyciel Natashy) jednak żyje, a Departament i Red Room znowu funkcjonują, wcale nie był tak zaskakujący, jak być powinien. Natasha ma tylko trzydzieści lat, więc RR spokojnie może nadal działać i wypuszczać w świat kolejne Wdowy. Zaskoczyć mogło jedynie to że obiekt westchnień Avy - Aleksiej, zginął pod koniec tomu. 
/Nope, jeśli już łącze ze sobą wyrywki wspomnień Bucky'ego, mają one ze sobą coś wspólnego i nie są zupełnie bez związku, choć na pierwszy rzut oka mogłoby się tak wydawać.

+ Ja chcę to zobaczyć na ekranie - klik. Zaraz po zbyt śliskiej podłodze.
Natasha, jak się wiedzie? Dzieje się coś ciekawego?
/Miło by było, gdyby wreszcie nie działo się coś "ciekawego". Nasilenie kontroli i ostatnie porozumienie SHIELD z rządem daję nam się we znaki. 
James, no to nie na całkowitym odludziu. Są przecież tereny słabo zamieszkane. Zwłaszcza na Syberii. Jak więc jest - uczysz się żyć w społeczeństwie czy tylko starasz się dostosować?
Rozumiem, że wiek na papierze, czy sama wiedza, to dla ciebie coś jak dowód istnienia, ale nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy, póki nie masz możliwości dokładnego sprawdzenia. W tym kontekście są to tylko cyfry. Swoją drogą, naprawdę nie da się tego sprawdzić z większą niż dotychczas dokładnością?
No tak, masz rację. To powiesz w końcu ile ma lat?
/Syberia to tylko przykład. Wcale nie lubię Syberii i nie marzy mi się odmrażanie tyłka pośrodku niczego przy minus czterdziestu stopniach. Przerabiałem już to i wierz mi, że nie jest fajnie. Minus pięćdziesiąt, słońce wschodzi na kilka godzin dziennie, śnieg sięga ci do kolan, a ty jesteś pośrodku niczego i nie możesz się stamtąd wydostać, bo silnik padł na dobre przy takiej pogodzie. Jasne, mówię tutaj tylko o kilku regionach Syberii, bo są przecież także te cieplejsze i bardziej sprzyjające, ale za to są one gęściej zaludnione. Coś za coś. I przyznaję, że nawet nie będę próbował kłamać, że ostatnimi czasy robię coś więcej od prób dostosowania się. 
/A jak mam to niby policzyć skoro nie mam sporej części danych? Dobra, w 1945, '46 i przez część '47 trzymali mnie poza lodem, więc mogę doliczyć sobie te trzy lata, zaokrąglijmy, ale później nie jest już tak prosto. Czasem wyciągali mnie na kilka miesięcy, czasem na kilka tygodni, czasem na kilka dni, a czasem na kilkanaście godzin. Nie wszystko było zawsze dokładnie dokumentowane, zdarzały się poślizgi, zdarzało usuwanie niewygodnych danych, a dla mnie istotny jest każdy dzień, każda godzina. Póki nie mam wszystkiego, nie zrobię tego dokładnie.
/Jakoś koło siedemnastu. Mówiła, że dokładnie nie wie. Widocznie nie jestem w tym jedyny.

Anonimowy

N: Mam pytanie.Naprawdę istnieje paring Bucky/Ava? Bo znalazłam to: [link], a potem porównałam to z tym : [link] i wyszło mi, że to ona - włosy, kurtka, spodnie, szalik itp. I czemu czytając o Lukinie mam wrażenie, że miałaś na myśli coś czego zdecydowanie na myśli mieć nie powinnaś i że robił brzydkie rzeczy >:(? 
/Dlaczego "naprawdę" :P? Spokojnie, nie zamierzam Bucky'ego z nikim parować. A na pewno nie do czasu CA:CW, bo kto wie, może nastąpi tam wielki plot twist i Bucky z Pepper wpadną sobie w ramiona?
/Ale przechodząc do sedna - nie miałam pojęcia, że ktoś naprawdę mógłby ich parować. Wiele ich łączy, jasne, ale przecież Ava jest dla Bucky'ego o wiele za młoda. Jasne, miłość nie wybiera, ale jestem w stu procentach pewna, że Bucky prędzej całkowicie zerwałby z nią kontakt, niż wdał się z nią w romans. Oczywiście z przekonaniem, że tak będzie dla niej lepiej.
/I miałaś słuszne wrażenie, bo zły człowiek ze mnie.

Rozpoczęcie tygodnia Natashy Romanoff/Black Widow!

W dniach 21-25.03 będzie możliwość kierowania pytań również do Natashy Romanowej aka Black Widow!

Astrid Löfgren

#1 N, powiem szczerze, że początkowo myślałam właśnie w ten sposób, że cholera, nasz Steve to prawdziwy brutal, jakim cudem, przecież to taki aniołek, na pewno znalazłby inne rozwiązanie niż wszechobecna agresja. Obecnie myślę sobie, że bracia Russo poszli idealną drogą. Logiczne przecież, że nie będzie się pilnował, kiedy zagrożone jest życie jego, Bucka, i innych, w jakiś sposób ważnych dla niego osób, kiedy broni swojej sprawy (już pomijając, czy jego założenia są słuszne), i kiedy w końcu ma możliwość zerwania z wizerunkiem przeidealizowanego bohatera uciśnionego narodu. Myślę, że takie komentarze to też trochę konsekwencja kreacji Steve'a we wcześniejszych produkcjach, w których był niemal idealny, prawy, i próżno było w nim szukać niepohamowanej złości. W CA:TWS idealny obraz został nieco przełamany (bo kurczę, w końcu zawinął komuś auto!), ale jednak smak idealności pozostał. Przynajmniej u mnie taka ocena postaci wzięła się właśnie z wcześniejszych filmów. Teraz nie narzekam, bo to niesamowite móc obserwować, jak ta postać wyewoluowała - z grzecznego chłoptasia z przylizanym włosem po gościa, który jest w stanie pieprznąć w mordę kogoś, kto nazywa siebie jego przyjacielem. Wiem, że w komiksach Steve jest zgoła inny niż w MCU, dlatego szkoda, że już od początku kreowano go na nijakiego, mimo tych subtelnych napomknięć, że nie odpuści Hydrze czy coś tam.
Oj tam, może po cichu liczyli, że jednak nikt się nie skapnie i będzie element zaskoczenia z mnóstwem komentarzy typu "Wow, ona jest z Red Roomu, niemożliwe!".
Wiem, wiem, w końcu człowiek wyrwany ze snu to jak pijany człowiek. Ale wybrnął naprawdę ładnie.
#2 Życiorys Barnesa w okrojonej pigułce. Nie przypadkowo wybrane fragmenty, czyż nie?
/Jasne, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby obie strony wybrały dyplomację i rozwiązały całą sprawę pokojowo, ale tak się nie stało i wybrały inne, genialne rozwiązania pt. "Ludzie się nas boją, więc urządźmy sobie wielką potyczkę na lotnisku, gdzie dokonamy jeszcze kilku efektownych zniszczeń i może uszkodzimy kilku cywili." Steve musiał dostosować się więc do sytuacji i braciom Russo wyszło to znakomicie. Poza tym, Rogers wcale nie był tak krystaliczny, bo przecież średnio raz na film łamał rozkazy dowództwa! W CA:TFA nie wahał się ani chwili i złamał rozkazy Phillipsa, przekabacił na swoją stronę Carter i Starka, i ruszył za linię wroga, by obtłuc kilku nazistów i uratować Bucky'ego, a potem poprzysiągł wybić całą Hydrę. W "Avengers" olał Fury'ego, Starka i całą resztę, i ruszył przeszukiwać Helicarrier. W CA:WS wywijał coś raz za razem, bo Hydra i Bucky, a w AoU... no, ten film to lepiej przemilczmy (ciekawostka trochę bez związku - w BW:Forever Red pojawiła się piosenka pt. "Nobody loves Hulk" - przypadek?), ale też coś pewnie by się znalazło. Choćby jego reakcja na Ultrona 2.0. W CA:CW Rogers znowu musi bronić wolności, znowu musi mierzyć się z Hydrą, znowu musi ratować Bucky'ego, a do tego pewnie będzie czuł się rozgorycznoy i zdradzony przez przyjaciół, przez SHIELD, ba! przez własny kraj, więc nic dziwnego, że będzie zachowywał się tak, nie inaczej. Byłabym naprawdę, naprawdę zawiedziona, gdyby zachowywał się inaczej, bo Steve, który gołymi rękami pokona helikopter, sprzeciwi się rządowi i przywali Starkowi w gębę, kiedy trzeba, jest Steve'm naprawdę świetnym. 
/Cóż, komentarze zaskoczenia były, oj były. Głównie o tym, że BW: Forever Red to po prostu syf, niewart swojej ceny, krótko mówiąc. Czytałam recenzje i zadziwiająco często natykałam się na oceny od 1 do 2.5. To bardzo źle, a średnia ocen to 3. Jasne, pojawiają się 5/5, ale taka ocena i przypis "I love Natasha!", raczej do mnie nie przemawia. Osobiście tego nie czytałam, bo w życiu nie wydałabym pieniędzy na książkę (książkę, nie komiks) o Romanowej, ale ponoć fabuła kuleje, język jest aż nazbyt prosty i pojawiają się błędy (za każdym razem Triskelion i Helicarrier pisane były z błędem - wstyd, Marvel, wstyd!). Tym razem cieszę się, że poprzestałam na tym, co streściła mi osoba, która przez to przebrnęła.

/Gdyby fragmenty były ze sobą kompletnie nie związane, nie trzymałoby się to chyba kupy, prawda :P?
James, więc zrób to. Zaszyj się na jakiś czas na całkowitym odludziu. Nie możesz? Możesz. Wszystko możesz.
Nie przesadzaj, nie takie znowu "zazwyczaj". Skąd pewność, że to nie lęk?
Cóż, jak by nie patrzeć to pod względem życiowego doświadczenia dzieckiem wcale nie jest. Jakiś plus. Po co się przejmować wiekiem? Masz ile masz, to tylko cyfry.
/Chciałbym, ale przyznaję, że zwyczajnie obawiam się tego, że odcięty od ludzi zwyczajnie zwariuję. Nie muszę z nimi rozmawiać, wdawać się w jakieś bliższe znajomości, czy coś w tym stylu. Nie. Wystarczy mi samo przebywanie w ich otoczeniu, które wymusza na mnie dostosowywanie się. Jeśli się od tego odetnę, nie będzie już niczego, wymagającego ode mnie określonych zachowań. A nie chcę musieć zaczynać z tym wszystkim od początku.
/Bo to nie lęk, nie mam napadów lekowych, możemy zakończyć temat? Dziękuję. 

/Wiesz, ile masz lat, nie? Na pewno wiesz, a jeśli jakimś cudem zapomnisz, możesz sobie sprawdzić w dowodzie, akcie urodzenia, czy gdziekolwiek jeszcze zechcesz, Możesz sobie głosić, że wiek to tylko cyfry, że człowiek ma tyle lat, na ile się czuje, czy inne tego typu bzdurne dyrdymały. Masz prawo. A ja mam prawo w to nie wierzyć i chcieć wiedzieć, ile lat tak naprawdę kończę. To jest podstawowa wiedza, coś, co każdy człowiek powinien o sobie wiedzieć. I tak samo mam prawo uważać, że dziecko to dziecko, nie ważne jak dojrzałe by było i przez jakie piekło zdążyłoby przejść. Nie ujmuję Orlovej, skądże, nie mam do tego prawa, ale dojrzałość i dorosłość to dwie różne rzeczy, a ona prawnie nadal jest dzieckiem. I za takowe mogę ją uważać.