11 lutego 2016

Astrid Löfgren

N, chyba wszyscy się przyzwyczają, że Marvel to Marvel, u nich nikt nie ginie, zanim ktokolwiek zdąży wyrazić swoje oburzenie.
Oj tam, oj tam, może to naprawią. Przecież nie mogło być zbyt idealnie.
Nie wiem jak inni, ale ja się hamowałam, bo nie raz i nie dwa przejechałam się na wyszukiwaniu nie wiadomo ilu den, a mam do tego cholerną tendencję. Dla mnie rzadko coś jest naprawdę oczywiste i jednoznaczne, co z resztą może być czasami zauważalne, jak tak dopytuję się n razy o to samo, no chyba że chodzi o jakieś definicje, zasady, czy coś w tym stylu, to inna sprawa. Ale teraz przynajmniej wiem, że nie tak złego mam nochala do intryg. Zdziwię się mocno, jeśli żadnej jednak nie będzie, w co zaczynam już wątpić. 
/Jak to nikt nie ginie? A facet od odrzutowca? A ci wszyscy statyści z piątego, szóstego i dziesiątego planu? A nie, fakt, nawet ich nie ma zbyt wielu. Przecież Avengers uratują nawet psa z latającego miasta. Ale za to biedne budynki cierpią bardzo często. I ich to nikt nie żałuje. 
/Wiem, że w końcowym montażu to naprawią, bo efekty w zwiastunach nigdy nie są idealne, ale doczepić się przecież zawsze można.  
/Powiem tylko, że nie bez powodu postawiłam na Yelenę. Babka robiła dobre rzeczy, pomagała Natashy, pomagała SHIELD, ale zawsze starała się przy tym wyjść na swoje i była przede wszystkim po swojej własnej stronie. A że dość kiepsko na tym wszystkim wyszła (klik), cóż... Ja byłam delikatniejsza, bo i powywijała znacznie mniej.
Clint, nie wiem, jak tak można. Znaczy, że miałbyś problem z wykonaniem takiego rozkazu, tak? 
/Chodzi raczej o to, że zbyt często zmieniam "zlikwidować" na "zrekrutować" i "tak, dyrektorze" na "wal się, Fury". Ale co poradzę?
James, a do akceptacji prowadzą właśnie etapy, przechodzone w różny sposób, albo w ogóle pomijane. Do śmierci można się przyzwyczaić i z nią pogodzić, ale do tęsknoty już nie bardzo, bo wraca w najmniej oczekiwanych momentach, kiedy wydaje się, że już się zapomniało. Hipokrytą byś był.
I widzisz, takie to skomplikowane, że nawet nie zapamiętałam jak trzeba. Czyli w tej gehennie można zostać na wieczność, ale nie ma tam jakichś katorg w stylu chrześcijańskiego piekła. Tak?
/Nie tyle byłbym hipokrytą, co raczej już nim jestem. I raczej nim pozostanę. ale widocznie taka już moja natura. I możesz mi też wierzyć, że wiem czym jest tęsknota, i że jest podłą suką. Jest wiele rzeczy, miejsc czy ludzi, których mi brakuje i to jak cholera, ale nie pozwalam wyleźć temu na wierzch, bo... zwyczajnie nie dałbym rady tego udźwignąć. Jest tego zbyt wiele. 
/W gehennie nie można zostać na wieczność, a przynajmniej tak sądzę, bo według judaizmu nie istnieją wieczne potępienie czy piekło. Gdy człowiek umiera, jego dusza trafia do gehenny i zostaje tam oczyszczona z wszelkich duchowych skażeń, nim wróci do Boga. Czasem trwa do krótko, czasem dłużej, a czasem... o wiele, wiele dłużej, ale nie wiecznie. Wiem, że to wyklucza przecież istnienie grzechów całkowicie niewybaczalnych, ale... ym, przyznaję, że mam pewien problem z wyjaśnieniem tego.  

red hood.

N, masz swoje ulubione "pary" z poszczególnych książek/filmów/komiksów? :-]
Zbyt wiele tego raczej nie będzie, ale cóż:
(kolejność przypadkowa)
1) Floki i Helga z "Wikingów". 
2) Ragnar i Lagertha także z "Wikingów". Chociaż Ragnar odpychał mnie coraz bardziej z każdym kolejnym odcinkiem i teraz mam nadzieję, że ukatrupią go w czwartym sezonie.
3) Marshall i Lily z "Jak poznałem waszą matkę". Serial niewybitny, zakończenie skopane, ale patrząc na tę dwójkę widziałam taki związek, o jakim marzy spora część ludzi. Tylko bez Teda na doczepkę.
4) Karen McCluskey i Roy z "Gotowych na wszystko".
i... chyba to tyle. Nie przepadam za wątkami romansowymi, większość z nich albo mnie nudzi albo po pewnym czasie wypada z głowy.

I och, zapomniałabym:
6)

Astrid Löfgren

N, uważam, uważam, ale czasem miło tak sobie pomyśleć, że jednak odejdą od swoich strasznie tendencyjnych chwytów. Pietro jak Pietro, ale gość z silnika na pewno żyje.
Pięknie zmiany się szykują <3
Pewnie tak będzie. Swoje komentarze zacznę sypać pewnie już w trakcie seansu. Ciężki jest żywot czepialskich istot.
Zaświtała, jasne, że tak. Nie przez sam fakt twojego zamiłowania do gnębienia Wiennie'go, ale przez to, że to było zbyt idealne. Korzystne, ale jakieś takie... Nienaturalne. Jak gra. Z drugiej strony potrafisz tak człowieka zaskoczyć, że nie zdziwiłabym się, gdyby jednak żadnego innego dna nie było.
/Jeśli to właśnie Steve zginie w CA:WS, będę strasznie zawiedziona, bo będzie oznaczać to, że Marvel niczego się nie nauczył i nadal będzie ożywiał swoich bohaterów. Tym bardziej, że ponoć pan Evans rozważa renegocjacje kontraktu po IW, więc może być go jeszcze więcej. A poza tym, nie ważne co Marvel zrobi, nie uda mu się dogodzić wszystkim. Z jednej strony są głosy, że Marvel nie ma odwagi zabijać swoich bohaterów, a z drugiej słychać wielkie jęki, że dlaczego zabili Pietro, i że powinien żyć. Czego nie zrobią, będzie źle.
/Ja już mogę zacząć się czepiać, chociaż premiery jeszcze nie było – w pierwszym zwiastunie, w scenie na lotnisku na tarczy Steve’a nie ma śladów po pazurach Pantery. W spocie są już widoczne. 
/Zdaję sobie sprawę z tego, że było to momentami wręcz przerysowane, bo właśnie takie z zamierzenia miało być, i dziwiłam się, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Chociażby z zemsty za moje wieczne czepialstwo :P
Clint, matko, kto to wymyślił? Strasznie brutalne rozwiązanie. Dosłownie jak z chorymi psychicznie albo niepełnosprawnymi w zamierzchłych czasach. 
/To rozporządzenia Fury’ego, dyrektora Coulsona i rady. My, malutcy nie bardzo mamy coś do gadania, mamy po prostu wypełniać rozkazy i stosować się do regulaminu. I to zapewne dwa główne powody, przez które tak rzadko wysyłają mnie na tego typu misje. 
James, no ale w sumie jedyna, na którą się natknąłeś. Oprócz rudej i uśpionych, czy jak im tam było. Musisz chyba nauczyć się samemu sobie kopać w tyłek, przykro mi. Etapy pogodzenia się ze śmiercią kogoś bliższego niż inni, lepiej?
To wszystko o czym póki co mówiłeś. Czemu kiepskie? Lepsze takie niż żadne. Przynajmniej coś cię interesuje.
Ty też jesteś odpowiedzialny za swoją przyszłość. Masz decydujący głos. Spokojna głowa, najbardziej zdziwią się ateiści. Nie musi być piekło, może być przecież gehenna. Dobrze pamiętam? No, w każdym razie na te tematy lepiej rozmawiać z duchownymi.
/”Natknąłem” to raczej kiepskie określenie, bo gdybym tylko chciał, znalazłbym ich więcej. Jeśli wie się jak i gdzie szukać, wcale nie jest to aż tak trudne. Ale nie czuję takiej potrzeby, wręcz przeciwnie, wolałbym unikać odnawiania dawnych przyjaźni. Nie bardzo zgodzę się też z tą całą żałobą, godzeniem się ze śmiercią, jak zwał, tak zwał. Tu nie trzeba rozpaczy, a raczej, bo ja wiem, akceptacji takiego stanu rzeczy? Śmierć już dawno przestała mnie jakoś szczególnie ruszać, przyzwyczaiłem się do niej. Poza tym, kim by był, jeśli rozpaczałbym po czyjejś śmierci, nienawidził tego, kto ją zadał, jednocześnie samemu planując zrobienie czegoś podobnego?
/Gehenna to taki jakby czyściec. Życie po życiu, że tak to ujmę, to Olam Haba. Gehenna to miejsce, w którym dusza czeka na osądzenie i przebaczenie – lub nie – wszystkich popełnionych za życia grzechów. Olam Haba to właśnie… życie po życiu, świat czysto duchowy, który ma nadejść, miejsce do którego trafia nieśmiertelna dusza. Na siłę można by to porównać do chrześcijańskiego nieba, ale jednak byłoby to nie do końca trafne porównanie. Za to nie ma czegoś, co można by uznać za odpowiednik piekła. Jest tylko zawieszenie w gehennie.