N, no identyczny nawet bez skóry. Że też tatuś zgodził się na tatuaże. Ale zaciekawiłaś mnie. Jak wyglądały relacje tego Red Skulla z rodziną? Był takim samym złym charakterem?
Tylko raczej byłby problem z kategorią wiekową, bo wydaje mi się, że już samo to, że zdarł sobie skórę jest dość brutalne i zapewne poszłoby to w stronę złagodzenia fabuły, co niekoniecznie mogłoby wyjść dobrze. Chyba że okres obejmowałby dzieciństwo i historię, jak doszło do tego, że się w ogóle pojawił. Ale fakt, mogłoby to być interesujące. Na pewno inne niż to, co dotychczas dostaliśmy, nieszablonowe i możliwe, że zaskakujące.
Red Skull (nigdy nie podano jego imienia) naprawdę był podobny do Steve'a, tylko spójrz- klik. Oczywiście tylko z wyglądu, bo z charakteru był takim samym skurczybykiem jak Skull z 616 czy z MCU.
Red Skull nie miał żadnych relacji z rodziną. Owszem, wiedział, że jest synem Kapitana Ameryki, ale nigdy nie miał kontaktu z biologiczną matką- Gail (tak, żoną Bucky'ego). Ojciec Gail zabrał go do ośrodka, w którym miał zostać przeszkolony, zindoktrynowany i posłany do walki, tak jak ojciec. Skull się zbuntował, stał się zły i kilkukrotnie próbował zabić Steve'a, gdy już go rozmrożono. Sam Rogers nie wiedział, że jest jego ojcem i dowiedział się o tym dopiero, gdy Skull wyrzucał go z helikoptera. Cóż, gdyby się postarali, mogłoby być to nieszablonowe i zaskakujące.
Yelena, w jaki sposób jej strzeże? Nie odstępuje jej na krok?
Cały jego życiorys to jedna wielka masakra. Boli na samą myśl. A najgorsze jest to, że cierpieć będzie zawsze.
Właśnie wiem, że to duży problem, ale można by nawet sprawę skonsultować bez bezpośredniego kontaktu. Może Sam podsunąłby ci coś, co mogłabyś wykorzystać. Przypadek Jamesa jest beznadziejny, ale skoro raz udało mu się przełamać programowanie, to teoretycznie kolejny raz też powinno się udać.
Jak w ogóle ty to wszystko odbierasz? Trzymasz się jakoś?
Powiedzenie mu "Nie odstępuj jej na krok." byłoby raczej równie kiepskim pomysłem co "Siedź tu i nie spuszczaj z niej oczu.", bo niektóre rzeczy nadal bierze zbyt dosłownie. Dlatego teraz ma po prostu mieć ją na oku i nie pozwolić nigdzie się oddalić.
Jimmy rozumuje teraz w dość... specyficzny sposób. Ciężko mi to określić, ale na pewno nie tak, jak za radzieckiego programowania. Zapewne jakiegokolwiek programowania. Człowiek myśli w tak... pokrętny sposób właśnie wtedy, gdy programowanie pęka. Natłok wspomnień i myśli jest wtedy tak wielki, że aż bolesny i racjonalne myślenie, analizowanie jest niesamowicie trudne, chwilami niemal niemożliwe. Dlatego sądzę, że przypadek Jamesa nie jest beznadziejny. Wręcz przeciwnie. Jimmy już miewa przebłyski. I jeśli ktoś miałby mu w tym pomóc, musi być to ktoś, kto się na tym zna. Wątpię, by facet od skrzydeł dał sobie z tym radę.
Nie ukrywam, że bywało lepiej. Ale ponoć mówi się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może i w tym przypadku jakoś się to spełni.
James, okej, plasnęłam dłonią w czoło, żołnierzu.
Rezultat osiągniesz, a bezczynność nie jest bezczynnością. Masz inne zadanie, na nim się skup.
Skupić się na osiągnięciu rezultatów. Misja. Rozumiem.
N, faktycznie, podobieństwo niesamowite.
OdpowiedzUsuńAle jak to jego matką biologiczną była Gail? Co na to Bucky?
To jest niezły materiał na telenowelę, ale gdyby to dobrze poprowadzić, to byłaby petarda.
Yelena, och, no tak, nie wzięłam tego pod uwagę.
Jak myślisz, będzie musiał znów przechodzić przez to samo, co wtedy, gdy wyrwał się spod ręki Hydry?
A znasz kogoś, kto się na tym zna?
Uwielbiam twoje pozytywne podejście. Mogę nawet powiedzieć, że cieszę się, że "sprawowanie opieki" nad Jamesem w tym stanie padło na ciebie. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co by było, gdyby został znów sam.
James, od każdego przyjmiesz misję? Każdemu zdasz raport?